Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2019, 22:12   #21
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vinca i Alexa spacerek po umbrze


Widok Umbry niespecjalnie wstrząsnął Vincentem. Wiadomym dla niego było, że miasto odbijało swoje traumy na tej sferze. Nie tylko miasto zresztą. Umbra była niebezpieczna.
Vinc o tym wiedział i Alex pewnie też…
Ale do jasnej cholery, byli dwoma magami. Na tyle niebezpiecznymi, że nad każdym z nich wisiała kara Tradycji. Wystarczająco potężnymi by nie srać po gaciach w Umbrze!
Co nie czyniło jednak z byłego Fortunae samobójcy.
- Zawracamy i poszukamy innej drogi. -zadecydował Vinc z irytacją w głosie. Uczuciem obserwowania się nie przejmował. Wszak w Umbrze, tej najbliższej ich światu, kryło się wiele istot. Wiele groźnych istot. Niemniej nic na to nie mógł poradzić, poza byciem czujnym i celnym strzelaniem, no i miał jeszcze żywą ta… ten tego… wspólnika w nieszczęściu, Alexa.

Przebudzeni mogli dojść do dwóch wniosków, które wraz z biegiem ich wędrówki, stawały się coraz bardziej oczywiste. Po pierwsze, odeszli już od ścisłej penumbry. Nie tylko czuli to. Krajobraz stał się zbyt odmienny od rzeczywistości. Nawet zniekształcona echami emocjonalnymi, penumbra była zwierciadłem rzeczywistości. Umbra wciąż pewnym sense była związana z fizycznym położeniem na ziemi, zatem nie odeszli wystarczająco daleko.
Z jednej strony oznaczało to, iż trudniej przebić się będzie na powrót, z drugiej ewentualne działania będą miały mniejszy wpływ na fizyczność.
Drugi wniosek narastał stopniowo, w postaci lekkiego mrowienia na plecach. Poczucia niepokoju. Następnie pojawił się przed nimi w pełnej okazałości.
Zza zrujnowanego budynku najpierw wyłoniła się płaska, ludzko-małpia twarz ziemistej barwy. Płaski nos, igiełkowate zęby, kapiąca ślina. Potem dostrzegli łapy, smukłe, żylaste, pokryte nieregularną, czarną szczeciną. Zakończone czymś na kształt zdeformowanych, ludzkich dłoni wyposażonych w tępe pazury.
Istot zrobiła krok, węszyła. Potem kolejny, odsłaniając długi, mięsisty, wężowaty tułów. Zmora wbiła w nich kaprawe, zakrwawione ślepia. Węszyła, chyba miała słaby wzrok. Wiatr wiał od jej do nich – poczuli słodką woń ropy zmieszaną z kwaśnymi nutami zepsutego dżemu.
Potem wyłoniła się reszta istoty. Kolejna para nóg, a potem i kolejna. Chodząc, wyginała tors na boki, równoważąc trzy pary kończyn. Na oko miała dwa, trzy metry długości. W wielu miejscach w ostrą sierść wtarto gnijące mięso, wnętrzności i chyba odchody. Zadziwiająco mało krwi.
Stwór wysunął szeroki jęzor i polizał bruk.

- Proponuję zakończyć naszą wycieczkę po miejscowej Umbrze.- zaproponował Vinc wyjmując karty i wyciągając je, by otworzyć sobie przejście z powrotem.
- Popieram. - odpowiedział Alex, zamykając oczy, aby nie widzieć potworności przed nimi. Uspokoił oddech i sięgnął, aby wydostać się z Umbry.
- Spróbuję go wpierw odgonić, a ty potem sprawdź co po drugiej stronie. - Vinc przetasował karty, wyjął trzy …
Najpierw kartę z Indianinem i głową garou, dziewiątkę poszukiwań oznaczającą sferę Ducha. Kolejną była karta przedstawiająca dwójkę nagich kochanków wdychających esencję unoszącego nad nimi ducha, poprzez dziwaczną fajkę wodną. Kartę kochanków oznaczającą w tym przypadku przyciąganie… a kolejna karta to oznaczała do czego chciał przyciągnąć stwora Vinc. Wisielec w tym przypadku oznaczający perspektywę, bo perspektywę postrzega stwora mag chciał zmienić. To właśnie miała wywołać karta przedstawiająca powieszonego za nogę mężczyznę, jakiego można było zobaczyć na zwykłych kartach tarota… ten jednak pozbawiony był głowy… która to jednocześnie unosiła i znajdowała się poniżej bezgłowego korpusu.
Te trzy karty wywołały wizję...

… dwaj ludzie, zranieni i przestraszeni, słabi. Jeden się potyka. Uciekają. Uciekają… Uciekną jeśli nie zostaną złapani. Trzeba ich dopaść, dorwać, pochłonąć. Szybko. Szybko! Szybko!!
Taka wizja pojawiła się w głowie Vinca ze szczegółami godnymi artysty. I to samo “zobaczyła” zmora, tyle że po przeciwnej stronie.

Stwór powoli przekręcił łeb w drugą stronę. Vincent wiedział, iż poszło dobrze. Chyba nazbyt dobrze. Zmora pokręciła łbem na boki. Mrugała oczami jak szalona, gałki oczne kręciły się niezależnie od siebie w jakimś szalonym tańcu. Lekko chwiała się na nogach, jak zdezorientowana.
Wiatr zmieniał powoli kierunek.
- Pośpiesz się z tym sprawdzaniem co po drugiej stronie.- dodał Vincent poganiając Alexa.
- Nie pospieszaj geniuszu… - Alex starał się wyciszyć, widział sylwetkę swojej jaźni na zewnątrz tego wszystkiego. Rzeczywistości, umbry, swego ciała… to wszystko to mieściło się w jego dłoni. Teraz sięgnął spojrzeniem do świata realnego, starając się ustalić bezpieczeństwo ich przejścia.
Przed wzrokiem Alexa rozpostarł się obraz widziany jak przez mleczną mgłę, ale wystarczająco wyraźny, aby ekstatyk mógł stwierdzić, iż znajdują się w bocznej uliczce, która mimo że pobliska ulicy, na której widział przechodniów, to jednak wystarczająco skryta, aby mogli bezpiecznie przejść.
- Więc? Co tam zobaczyłeś?- zapytał Vinc.
- Jest bezpiecznie, chyba że nasze wyjście będzie przy akompaniamencie fanfar. - odparł ekstatyk.
- Wystarczy, że będziesz umiał wzmocnić rękawicę, gdy ja przejdę.- odparł Vinc.
- Jasne… - Alex sięgnął przez rękawicę, jakby przesuwając się przez olej i ruszył w stronę świata żywych.
Rękawica rozciągnęła się posłusznie, z lekkim oporem, ale jednocześnie nie będąc żadnym problemem. Alex bezpiecznie przeszedł na drugą stronę, pozostawiając Vincenta za sobą... który zauważył, że Zmora również zwróciła uwagę na poruszenie Rękawicy.

Tarot się zmieniał spoglądając na Vincenta. Jego postać przybierała wygląd czerwonego rogatego humanoida, spętanego łańcuchami patrzyłaby z wyrzutem na Amerykanina. Gdyby miała oczy. Mag westchnął pod nosem i warknął.
- No dobrze.
Sięgnął do kart, przetasował pospiesznie i wyciągnął dwie z nich. Bo i magya ta była prosta w naturze, choć potężna.
Pierwsza karta. Wir o robaczym kształcie, pętający zarówno człowieka jak i demona. Miał wiele znaczenia, a był kartą Diabła. W tym aspekcie oznaczał więzy. Bardzo mroczne więzy.
Druga karta którą potrzebował, była ostatnio dość często tu używana.
Indiański wódz i wilkołak. Dziewiątka Poszukiwań. Karta powiązana z duchem. Idealna na Umrbę.
Wykonał gest dłonią i niewidzialne łańcuchy poczęły oplatać kreaturę. Łańcuchy wiążące jej umysł, pętające go. Przywiązujące do tego świata. Miały być przymusem, który nie pozwoli bestii na przeskoczenie do świata ludzi.
Bestia potrząsnęła łbem zupełnie zaskoczona nowymi pragnieniami. Dziwnym acz trudnymi od odparcia. Wrażenie potrzeby zostania tutaj. Nie opuszczania Umbry. Ni to lęk, ni to postanowienie.
Vincent odetchnął z ulgą i przetasował karty, by wyjąć kolejne trzy. Nieco nerwowo i pospiesznie.
Mężczyzna trzymający mistyczny znak i z dłonią w metalowej cybernetycznej rękawicy. Współczesny mag łączący nowe ścieżki (stąd komputer i drukarka na karcie) ze starymi (glifami). Mag symbolizujący zarówno Vinca jak i jego wolę zmieniania rzeczywistości. Kolejna karta przedstawiała syna eteru wzbijającego się w nocne niebo na skrzydłach zamocowanych na metalowym stelażu z silniczkami rakietowymi. W tym przypadku ta karta oznaczała najprostsze znaczenie... ruchu. Ostatnia była miejscem docelowym... ziemią, pierwszą... i przedstawiała murzyńskiego szamana modlącego się na tle wulkanów i księżyca. Pomiędzy nabitą na pal czaszką i dzidą z wisiorkami.
To wystarczyło, żeby się przeniósł. A pojawiwszy się z powrotem we właściwym wymiarze, zabrał za wzmacnianie naderwanej ich skokami rękawicy. Kolejne karty... kolejny sukces... efekt na szczęście był raczej z tych nie rzucających się oczy.

LaCroix odetchnął z ulgą. Przetasował karty, kolejną sprawdził okolicę i odetchnął z jeszcze większą ulgą.
- Taaak... to teraz proponuję, by każdy z nas zamówił sobie taksówkę do hotelu w którym się zatrzymał. Nie wiem jak ty... ale mnie przyda się gorąca kąpiel. - rzekł Fortunae odzyskując pozory spokoju. Sięgnął po papierosa, po zapalniczkę... zapalił. Drżące dłonie zdradzały lekkie zdenerwowanie. Ale uspokoiły się, gdy zaciągnął się parę razy dymem. I ruszył w kierunku ulicy, by złapać jakąś. Nie dbał o Alexa. Kultysta był wszak dużym chłopcem, a Fortunae nie był licencjonowanym ochroniarzem. Nie mieli powodu, by tulić się do siebie jak dwie papużki nierozłączki. A numerami telefonów już się wymienili. Zresztą... Vincent miał robotę do zrobienia i potrzebował ciszy i spokoju. No i musiał jeszcze zadzwonić do Odysa.
Dopiero w taksówce przypomniał sobie o tym kolejnych cholernym zebraniu i klnąc pod nosem zmienił kierunek na jazdy na zajazd Sefton przy Mosley Hill Drive. Bardzo... niechętnie. Czuł się bowiem o wiele bardziej bezpiecznie będąc z dala od Odysa. A i nie miał ochoty na kolejne bezowocne spotkanie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-12-2019 o 22:47.
abishai jest offline