Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2019, 00:57   #139
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 55 - 2037.IV.15; śr; popołudnie

Czas: 2037.IV.15; śr; popołudnie; g. 16:25
Miejsce: Old St.Louis, Old Jamestown; okolice zakładu metalowego
Warunki: otwarty, podmokły teren, nieprzyjemnie, jasno, słonecznie, lekka mgła przy rzece


No to się rozdzielili. Strzelec wyborowy skierowała się ku obdrapanej drabinie porwadzącej na dach a dwójka mężczyzn ku przybudówce z biurem gdzie można było wejść do środka. Jedni i drudzy dalej brodzili w zimnej, stojącej wodzie o jeziornym zapachu. I cały czas szczczypały ich oczy o drapało w gardle.

- W środku też jest woda. - zauważył Junior zaglądając przez rozwalone okno do wnętrza biura.

- Bardziej niż tutaj już chyba mokro nie będzie. - technowiking wzruszył ramionami, charchnął i splunął aby ulżyć gardłu po czym przelazł za zwiadowcą zbrojnych przez parapet okna i wskoczył po wewnętrznej stronie.

- Dunkierka a jak u ciebie? - Junior szedł ostrożnie przez wodę sięgającą tutaj gdzieś do połowy goleni. W wodzie widać było leżace na podłodze przybory do pisania, przegniłe skoroszyt, telefony czy klawiatury. Trupy dawnej cywilizacji. Stanął przed framugą częściowo otwartych drzwi jakie powinny prowadzić do głównej części hali roboczej. Gestem dał znak Jarlowi aby stanął z drugiej strony. I przez chwilę nasłuchiwali. Ale poza odzewem Dunkierki w słuchawkach słyszeli tylko ciszę.

- U mnie sucho. - odezwała się kobieta która weszła już po drabinie na dach. A dach jak dach. Obity blachą która obecnie była już częściowo zarośnięta jakimś mchem i leżały na niej kawałki rur, gałęzi, kamieni i rozbitego szkła.

- A jak to wygląda z góry? U nas na razie spokój. - Thomas zameldował i jednocześnie zapytał bo kobieta przez lufciki mogła mieć lepszy wgląd na halę niż oni przez szczelinę drzwi.

- Cholera tu zajeżdża chyba bardziej niż na zewnątrz. - odezwał się Jarl po kichnięciu które pewnie mogło zaalarmować każdego kto byłby w pobliżu.

- Nie wykrywam kontaktów. Ani ruchu. - odezwała się dowodząca akcją kobieta. Przeszła po tej blasze która irytująco się uginała pod jej butami ale jakoś wytrzymywała jej ciężar. Tak doszła do lufcików gdzie mogła zajrzeć do środka. Wnętrze było też zalane wodą tak jak i cała okolica. Była pełna jakichś stołów roboczych i maszyn których przeznaczenia mogła się tylko domyśleć. Ale nie dostrzegała żadnych ludzi, zwierząt ani czegoś innego co by mogło stanowić zagrożenia.

- Wchodzimy. - rzekł Junior i pchnął drzwi. Te ledwo drgnęły więc w końcu naparł na nie całym barkiem raczej je spychając niż otwierając.

- Dawno nikt ich nie otwierał. - stwierdził technowiking widząc jak “lekko” ich te drzwi wpuściły.

- Dobra, nie gadaj tylko rób swoje. Szukaj tego generatora, zobacz czy się do czegoś nadaje i spadamy stąd. - Junior mruknął ochryple bo coraz bardziej drapało go w gardle. I coraz częściej musiał mrugać oczami aby przeczyścić oczy. Zresztą człowiek Franka zachowywał się tak samo.

Obaj ruszyli przez zalane wnętrze warsztatu. Szli wzbijając regularne kilwartery wody która dotąd stała prawie nieruchomo. Z podłogi pow dodą wzbijał się jakiś muł jak na dnie jeziora gdy się po nim chodziło. Mijali kolejne stoły i korpusy maszyn asekurowani z góry przez Dunkierkę dla której tak krótkie zasięgi jakie były wewnątrz budynku nie były godne używania jej głównej broni. Ale poza nią pewnie mało kto się w tym orientował a wycelowany karabin miał swoją wymowę.

Dwaj zwiadowcy przeszli przez całe pomieszczenie wielkości przeciętnej sali gimnastycznej w tym półmroku gdy Jarl się wyprężył na widok znajomego kształtu. - To to! To jest generator! - wskazał na coś co było tak akurat aby wsadzić na przeciętną pakę ciężarówki. Ale do furgonetki nie było raczej szans aby to zatargać. Zresztą jak niby mieli ruszyć we trójkę takie metalowe cielsko. Jeśli technowikng chciał coś jeszcze powiedzieć to przerwał mu nagły atak kaszlu. Ale otarł rękawem usta i podszedł szybko korpusu generatora.

- Streszczaj się. Sprawdź czy działa i spadajmy stąd. - ponaglił go Junior który też czuł się niewyraźnie. Najchętniej by stąd wyszedł. Ale musiał poczekać na ekspertyzę eksperta. Bez tego rozpoznanie nie byłoby pełne ani pewne.

Jarl zaś przez załzawione oczy oglądał i badał panel i trzewia maszynerii. Ekspertyza była klarowna: działa! Znaleźli działający generator! - Spadajmy stąd. Niedobrze mi. - suchy rozkaz Dunkierki był tym czego potrzebowali.


---



Czas: 2037.IV.15; śr; popołudnie; g. 16:35
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Law siedział w swoim fotelu w HQ. Mógł już chyba tak mówić o tym meblu bo ostatnio jako szef Działu albo koordynator akcji w jakich brali udział jego ludzie bywał tu tak często jakby był stałym członkiem obsady centrum dowodzenia. Teraz też miał Rubena w St. Ann no a Moritz koordynował akcję zbrojnych na Old Jamestown. Ale akurat go przyszpiliło do toalety więc zostawił pieczę swojego stanowiska właśnie szefowi skanerów. Dlatego ten odebrał sygnał alarmowy od Dunkierki.

- Sokół 1 do Gniazda… - głos kobiety był chrypiący tak, że ledwo ją poznał. Właściwie rozpoznał tylko kryptonimy jakimi operowali na tej akcji. Sokół 1 to był kryptonim Dunkierki. Junior był Sokół 2 a Jarl Sokół 3. Głos był pełen bólu i cierpienia. Przerwał mu zresztą spazm kaszlu i brzmiało jakby kobieta sobie płuca właśnie wypluwała w mikrofon.

- Potrzebujemy ewakuacji… 2-ka i 3-ka wyłączeni… pomoc medyczna… - wychrypiała Sokół 1 i z głośnika zabrzmiało jakby coś tam się przewróciło. A potem niepokojąca cisza. Na kolejne prośby o kontakt czy powtórzenie odpowiedzi nikt po tamtej stronie nie reagował. Dzięki lokalizatorom wiedzieli, że cała trójka jest skoncentrowana w jednym miejscu czyli pewnie są w furgonetce. Zresztą przed wyjściem Moritz mówił, że znaleźli działający generator i wracają. Teraz powinni wrócić do wozu i nim wrócić do bazy. Ale lokalizatory wskazywały, że dalej są w Old Jamestown i się nie przemieszczają. Chociaż kawałek chyba odjechali bo nie byli w tym samym miejscu co parkowali gdy poszli do tego warsztatu.



Czas: 2037.IV.15; śr; popołudnie; g. 16:35
Miejsce: Old St.Louis, Overland; sklep Chena
Warunki: jasno, sucho, ciepło, wnętrze sklepu, na zewnątrz nieprzyjemnie i słonecznie


Wydawało się, że ten Alvarez ma macki wszędzie. I potrafi wyskoczyć jak diabeł z pudełka w najmniej oczekiwanym momencie. Zwłaszcza jeśli w tym mieście chodziło o nie całkiem legalny interes. Lub po prostu nielegalny. Tak przynajmniej było teraz, w całkiem inne dzielnicy niż xcomowcom kojarzyła się z tym typem. Ten azjatycki drab przyjął od Rubena broń i holo oraz holo Leny. Trochę uniósł brew jakby był zdziwiony albo niepewny czy to wszystko.

- Ja nie mam broni. Jestem naukowcem. - odparła Lena tonem wyjaśnienia. Azjata chwilę mierzył ją wzrokiem po czym wzruszył ramionami. Odłożył broń i holo na blat stołu i wskazał na to przejście zasłonięte płachtą starego koca.

- No to wchodźcie. - zaprosił ich gestem dalej. Za kotarą był krótki korytarz a na jego końcu biurko obsadzone przez innego Azjatę. Dało się poznać, że nie widać jego jednej dłoni jakby to biurko zasłaniało trzymaną tam broń. Przynajmniej tak w tej nerwowej sytuacji można było podejrzewać.

- Są czyści. - rzekł ten Azjata który im otworzył drzwi do tego za biurkiem. Ruben z miejsca się zorientował skąd miał taką pewność. Zaraz za framugą tego przejścia z tak niedbale wyglądającą kotarą był skaner. Takie same jak mieli w swojej bazie w browarze Lempa. Niekoniecznie najnowszy model. Ale na tyle dobry, że holo, broń, lokalizatory czy podsłuchy raczej by wykrył bez problemu. Może jakieś najnowsze szpiegowskie zabawki by zdołały się przemknąć no ale takich przy sobie nie mieli. Nawet nie był pewny czy w bazie takie coś mają.

- To macie coś na wymianę? Czegoś konkretnego szukacie? - ten za biurkiem wstał jakby chciał się przywitać albo zadawał jakieś standardowe pytanie. Lena popatrzyła niepewnie na niego a potem na Rubena. Ale zanim zdążyli się odezwać wtrącił się ten odźwierny.

- Co się wygłupiasz! Nie widzisz, że pierwszy raz są? Od Garbatego. - rzucił zza pleców xcomowców ten co do tej pory robił za ich przewodnika. Przybrał dość strofujący ton jakby chciał ochrzanić kolegę za niestosowne żarty.

- Aaa! Od Garbatego? Z “The Hood”? No to trzeba było mówić od razu! Przyjaciele i klienci senior Alvareza są naszymi klientami i przyjaciółmi! Może herbaty? Prawdziwa chińska, prosto z Chin. - ten zza biurka nagle stał się zaskakująco serdeczny i jowialny. Cofnął się krok do szafki jaką miał za plecami i wskazał na czajnik i metalowe pudełko na herbatę. No i jakoś chyba od tego momentu zaczęło iść z górki a nawet na luzie.

Ten zza biurka przedstawił się jako Yong. Ale nie nie widział problemów by mu mówić Young co dla anglojęzycznych osób mogło brzmieć bardziej swojsko. A ten od drzwi Nong. I okazało się, że rzeczywiście co tu były za dziwy! Za kolejnymi drzwiami, w dawnych piwnicach albo garażach był istny magazyn dziwów. Różne resztki obcych i obcych technologii. Ale głównie obcych. Wyglądało to jak magazyn Frankensteina. Słoje, akwaria, pudła, hermetyczne pojemniki, lodówki, Yong oprowadzał ich z werwą i jak najlepszy sprzedawca zachwalał swój towar tak samo jakby prezentował ryby czy kurczaki na targu. A tu były, kły i pazury chryzalidów, oczy sektoidów, żądła żmij, skóry strasznych berserkerów i wiele, wiele innych eksponatów. I cała już teraz wesoła i serdeczna obsada była chętna do wymiany na inne eksponaty. Albo na broń, narkotyki czy papierowe pieniądze. Nie przyjmowali tylko kredytów które były najłatwiejsze do namierzenia przez oficjalne czynniki. A Lena za to czuła się jak dziecko w najlepszej cukierni w mieście. Tyle fantów! Tyle obiektów do zbadania! Niestety jak na razie wszystko za szybką…
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline