Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2019, 14:57   #13
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Kolejny występ zakończony sukcesem. Nieco zmęczona Amaranthe opadła na krzesło i kilkoma sporymi łykami oczyściła kielich wina, który czekał na nią na stole. Nie miała jeszcze ochoty zaszywać się w pokoju chociaż czekał tam na nią Olgrim. To, czego potrzebowała to chwila ciszy i spokoju na świeżym powietrzu. Z doświadczenia wiedziała jednak, że niezbyt rozsądnym było wybieranie się na spacery po miasteczku nocą. Znacznie lepszym wyjściem wydawała się mała ucieczka do stajni i sprawdzenie przy okazji jak to się Mirth miewa.

Daveth udzielał właśnie Laurze kolejnej lekcji dobrego wychowania, gdy drzwi stajni lekko skrzypnęły. Rzut oka przez ramię wystarczył by przekonać się, że nie był to ani stajenny, ani koniokrad... No chyba że bardka postanowiła połączyć przyjemne z pożytecznym i rozszerzyć zakres działalności.

Dziewczyna zatrzymała się zaskoczona. Jakoś nie spodziewała się że zastanie w stajni kogokolwiek poza ewentualnym stajennym, a już z pewnością nie spodziewała się bestii, która owemu nieznajomemu towarzyszyła. Przez chwilę stała niezdecydowanie w drzwiach no ale skoro już tu przyszła to przecież nie zawróci tylko dlatego, że na drodze stanęły “drobne” przeciwności.
- Dobry wieczór - przywitała się, ruszając w stronę swojego wierzchowca, który nie sprawiał wrażenia szczególnie zachwyconego towarzystwem, w którym przyszło mu czas spędzać.

- Dobry wieczór - odparł Daveth. Pogłaskał Laurę po łbie, po czym spojrzał na bardkę. - Ucieczka przed tłumem wielbicieli? - zażartował.

- Coś w tym stylu - odparła ze śmiechem. - Wielbiciele są wspaniali podczas występów i niekiedy pomiędzy ale czasami chwila ciszy i spokoju ma podobną wagę. To twój towarzysz? - zapytała, wskazując dłonią na ogromnego kota.

- Towarzyszka - sprostował. - Laura - ponownie pogładził tygrysicę po łbie - też lubi dobrą muzykę. - Uśmiechnął się. - Daveth - przedstawił się,

- Wspaniale - bardka przyklasnęła, chociaż cicho żeby czasem nie zdenerwować tygrysicy. - Szkoda w takim razie, że tu wieczór spędza zamiast w sali. Amaranthe - przedstawiła się, po czym zapytałą - Mogę ją dotknąć?

Daveth na moment przeniósł wzrok na Laurę, po czym ponownie spojrzał na bardkę.
- Tak, jeśli nie będziesz jej ciągnąć za uszy. - Lekko się uśmiechnął. - Lauro, to jest Amaranthe. Pięknie śpiewa, więc jak będziesz grzeczna, to może kiedyś zabiorę cię na jej występ. A nasz uczynny gospodarz uznał, że Laura wypłoszy mu gości - dodał z urazą zmieszaną z rozbawieniem.

Bardka, ośmielona pozwoleniem, porzuciła drogę, która miała ją zaprowadzić do jej wierzchowca i ruszyła na spotkanie bestii.
- Obiecuję że nie będę ciągnąć, a co najwyżej lekko podrapię - zapewniła tygrysicę. - Trochę mu się nie dziwię chociaż faktycznie, szkoda - zwróciła się do jej właściciela. - Nie zmienia to jednak faktu, że byłaby ozdobą tej karczmy. I z całą pewnością byłoby w niej o wiele spokojniej gdyby goście wiedzieli że w razie kłopotów przyjdzie im stanąć oko w oko z tym pięknym stworzeniem.

- Bądź grzeczna. - W pierwszej chwili trudno było ocenić, do kogo skierowane są te słowa. I nie liż jej po twarzy, jasne?
Odsunął się nieco na bok, robiąc bardce więcej miejsca.

- Bardziej mnie martwią szpony ale jestem pewna że dojdziemy w tej kwestii do porozumienia - zapewniła wesoło Amaranthe, wyciągając przed siebie rękę i ostrożnie kładąc dłoń między uszami tygrysicy. - Poza tym nie boję się wody, zawsze mogę twarz umyć. Jest doprawdy wspaniała. Długo razem podróżujecie? - zapytała, nie odrywając wzroku od zwierzęcia.

- Ma szorstki język - wyjaśnił z uśmiechem druid. - Poznaliśmy się, gdy Laura była taka malutka. - Pokazał dłońmi rozmiar sporej wielkości kota. - Mniej więcej sześć lat - dodał.

- To całkiem długi okres czasu - podsumowała, przechodząc od głaskania do drapania. - Cóż zatem sprowadza was w te strony? Bo raczej nie może chodzić o urok miasteczka czy jego walory kulturowe - wyraziła swoje zainteresowanie, podchodząc bliżej do zwierzęcia by móc objąć swymi pazurkami większe jego rejony.

Laura zamruczała, najwyraźniej zadowolona.
- Chęć poznania większego kawałka świata - wyjaśnił Daveth. - Ale podróż z karawaną okazała się dość nudna, więc postanowiliśmy poszukać czegoś ciekawszego. A tu takie ciekawe wieści o tym, że ktoś chce upolować smoka. Młodego.

- O… - bardka przerwała drapanie uwagę swą skupiając na mężczyźnie. - Zatem ty także na ową wyprawę się wybierasz. Wspaniale, im nas więcej tym weselej -zapewniła radośnie. - Wiesz może czy ktoś jeszcze się wybiera?

Tygrysica mruknęła, w ten sposób okazując swe niezadowolenie.
- Nie mam pojęcia - odparł. - Na razie wiem o naszej dwójce - przyznał. - Ty byś była trzecia. Jeśli masz ochotę opiewać w pieśniach tę przygodę - dokończył z rozbawieniem w głosie.

- Z całą pewnością - zapewniła, powracając do drapania co by nie podpaść tygrysicy. - Poza mną wybiera się także mój towarzysz czyli będzie nas już czworo - dodała. - W tym miasteczku niewiele się dzieje, a ta okazja to pierwsza taka odkąd tu przyjechałam. Szkoda byłoby zmarnować okazję do zdobycia nowego materiału na balladę.

- Smok, nawet młody, to zdecydowanie lepszy materiał na opowieść, niż życie codzienne mieszkańców małego małego miasteczka. - Uśmiechnął się. - Nie dawaj się jej terroryzować - dodał. - Jak ją rozpuścisz, to się od ciebie nie odczepi.

- Ależ nie mam nic przeciwko - zapewniła, nie myśląc o przerwaniu pieszczot. - I fakt, smok to nie żona zdradzająca męża czy córka co to się włóczy po nocach. Poza tym kto wie co też się wydarzy w trakcie tej wyprawy. Może uda się odkryć jakiś zaginiony skarb? - dodała ze śmiechem.

- Smoki się kojarzą ze skarbami, ale w tym przypadku bym na to nie liczył. - Pokręcił głową. - Ale ta historia ma jakieś drugie dno. Jestem tego pewien.

- Jak każda dobra historia - Amaranthe nie sprawiała wrażenia ani zaskoczonej ani zaniepokojonej. - W takim jednak wypadku należy porządnie się przygotować i mieć oczy szeroko otwarte. Im zaś więcej niebezpieczeństw tym lepsza opowieść. Wszak nie zostaje się bohaterem po zabiciu jaszczurki czy szczura.

- Z pokonanymi bestiami często jest tak samo, jak z rybami w opowieściach wędkarza - uśmiechnął się Daveth. - Z czasem z małej płotki robi się szczupak o wadze czterdziestu funtów, a dobry bajarz z opowieści o łapaniu myszki zrobi ciekawą opowieść - zażartował.

- Przyznaję się do okazjonalnego maczania paluszków w tych oto zbrodniach - roześmiała się. - Tak to już jednak bywa, że czasami zwyczajnie nie ma nic dobrego do opowiedzenia, a stare pieśni nie do każdego słuchacza trafiają więc cóż biedny bajarz zrobić ma innego? - rozłożyła bezradnie dłonie zaraz jednak powróciła do rozpieszczania tygrysicy co by jej nie podpaść.
- Idę o zakład, że niejedno razem przeżyliście i wiele dobrych opowieści kryje się na drodze, którą wspólnie pokonaliście - bez dwóch zdań było to zaproszenie do podzielenia się owymi doświadczeniami.

- Jeśli chodzi o tę karawanę, to, jak mówiłem, nudy były na pudy. Ale w Mieście Monet bywało ciekawie, przyznaję. Szczególnie Laura cieszyła się powszechnym zainteresowaniem - dodał. - Chociaż też nie chciano jej wpuszczać na salony... - Pogłaskał tygrysicę po łbie. - Ale pozowała do portretu z pewną spragnioną wrażeń arystokratką... I złapała paru złodziei. Prawie ich nie uszkodziła, prawda, moja droga?
Laura oblizała się z apetytem.

- Dzielna niewiasta, wojowniczka, walcząca z bandą złodziei żerujących na niewinnych ofiarach - Amaranthe pokiwała głową uśmiechając się do tygrysicy. - Brzmi jak opowieść w sam raz na salony. Widzisz, teraz wpuszczą cię na każdy i to z otwartymi rękami - zapewniła bestię nie wyglądając przy tym jakby to, że zwierzę skosztować mogło paru z owych złodziei, miało ją odstraszyć. - Bez dwóch zdań karawana może i nudna była w drodze ale przywiozła ze sobą ciekawych ludzi i nie tylko. Warto było zasiedzieć się tu nieco dłużej.

- A ciebie jakie wiatry przywiały w te strony? Prócz chęci zdobycia materiału na ballady? - spytał Daveth.

- Oj, różne - zbyła nieco pytanie po czym pokręciłą głową i się roześmiała. - Wybacz, przyzwyczajenie. Ot, akurat miasteczko to znalazło się na drodze. Lubię podróżować, nie znoszę przebywać w jednym miejscu zbyt długo. Tyle jest do zobaczenia i przeżycia. W każdej wiosce, miasteczku, mieście czy nawet osadzie znajdują się opowieści które można ponieść dalej w świat. Każdemu z tych miejsc należy się także odrobina wytchnienia od szarości dnia codziennego. Z tego też powodu rzec można iż jestem handlarzem który każdego dnia szuka nowego towaru jakiego mógłby pozyskać drogą uczciwej wymiany - pochyliłą głowę jak przed występem. - Oto ja, handlarz opowieści i przyjemnie spędzonego czasu. *

- Odrobina rozrywki należy się każdemu. - Daveth skinął głową. - Łączysz więc przyjemne z pożytecznym. Na szczęście nie należysz do tych szarpidrutów, których ze względu na brak talentu należałoby rzucić smokom na pożarcie - zażartował. - A opowieści o bohaterskich przygodach tudzież wieści z dalekich stron zawsze się będą cieszyć powodzeniem wśród słuchaczy, zwłaszcza gdy odtwórczyni miła nie tylko dla ucha, ale i dla oka.

- Uważaj bo ktoś tu jeszcze się zazdrosny stanie, a co jak co, lubię swoje dłonie - ostrzegła ze śmiechem, spojrzenie na chwilę przenosząc na tygrysicę. - Czy on takie komplementy każdej spotkanej dziewczynie prawi? Doprawdy nie wiem dlaczego mu na to pozwalasz - zbierając się na odwagę przeniosła dłonie na pysk zwierzęcia i zaczęła drapać nieco niżej, po bokach. Z doświadczenia wiedziała że zwykłe koty to niekiedy lubiły więc jakaś szansa na to że nie straci palców istniała.
Tygrysica obróciła nieco łeb i polizała ją po ręce.
- Gdy się jakiś dar posiada winnym się jest nim dzielić z tymi, którzy takiego szczęścia nie posiedli, a wtedy przy dobrych wiatrach można zyskać coś w zamian. Czy Laura także udział w walce brać będzie? - zmieniła temat.

- Jeśli będzie walka, to Laura się włączy...chociaż zwykle uważa, że jeśli nie walczy się o jedzenie, to nie warto się angażować.

- W takim razie jedzenie może być nagrodą za walkę, a co za tym idzie każda walka staje się walką o jedzenie - roześmiała się wesoło. - Chociaż chyba wolałabym żeby się nie narażała za bardzo. Szkoda by było gdyby przypadkiem ucierpiała - w jej głosie bardzo wyraźnie zabrzmiała troska.

- Dbamy o siebie nawzajem - Daveth pogładził łeb Laury, która odpłaciła mu pełnym uczucia pomrukiem - i staramy się, żeby temu drugiemu nic się nie stało. Nie pozwalam jej za bardzo ryzykować - zapewnił. - Ty też się nie powinnaś zbytnio narażać. - Spojrzał na bardkę. - Bo i ciebie by było szkoda.

- Bez ryzyka nie ma zabawy - Amaranthe nie sprawiałą wrażenia szczególnie zaniepokojonej ewentualnymi szkodami, których mogłaby doświadczyć w trakcie wyprawy. - I nie musisz się martwić. Lubię niebezpieczeństwo, ale swoje życie bardziej. Poza tym bez dwóch zdań nie nadaję się do tego by stawać w pierwszym szeregu - rozłożyła ramiona by pokazać do jakiego stopnia. Już sam fakt że nie miała przy sobie żadnej broni mówił wiele. - Poza tym nie lubię zabijania więc… Cóż, będę obserwować i pomagać z odpowiedniej odległości - zapewniła.
Daveth zlustrował ją bacznym spojrzeniem. Wyglądało co prawda, że bardziej ocenia jej walory, niż ewentualne uzbrojenie, ale mogło to być tylko wrażenie.
- W pierwszym szeregu powinni stawać rycerze czy inni wojownicy - przytaknął. - Chociaż walka ze smokiem będzie wymagała raczej użycia podstępu, niż brutalnej siły. No i słyszałem opowieści o bardach, co potrafili śpiewem oczarować smoka...
- I ja takowe słyszałam i kilka nawet z moich ust spłynęło - roześmiała się. - Co prawda jednak to prawda, różne sposoby na walkę istnieją i nie zawsze najlepszym z nich jest brutalna siła. Wręcz, mówiąc z doświadczenia, rzekłabym że ta zwykle najgorsze rezultaty przynosi. Ty także, bez urazy, na stojącego w pierwszym rzędzie nie wyglądasz - i także, podobnie jak on wcześniej, zlustrowała swego rozmówcę od stóp po głowę.

- Tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia - odparł. - Sił mi co prawda nie brakuje, ale w bitewnym zamieszaniu różnie może się zdarzyć. No i wtedy Laura rwie się do przodu. Jakoś w takich chwilach zapomina o tym, że to nie jest zwykłe polowanie.

- To znak dobrego towarzysza i wiernego do tego - dłonie bardki powróciły do drapania zwierza. - W takim razie pozostaje liczyć na to, że zgłosi się ktoś kto preferuje walkę na pierwszej linii. W innym wypadku przyjdzie nam polegać na naszym sprycie i szczęściu - nie sprawiała wrażenia szczególnie taką wizją zniechęconej.

- Zobaczymy, jak kij popłynie. - Daveth rzucił znanym powiedzeniem. - Ale i tak lepiej najpierw pomyśleć, a potem dopiero działać. Zapaleńcy niech idą przodem...

Amaranthe przytaknęła.
- Nie zaszkodzi mieć paru takich w drużynie. Zajmą uwagę smoka, a wtedy nie trzeba wiele by z jakimś fortelem wyskoczyć czy też opracować inny niż bezpośredni plan działania.- Dziewczyna przerwała drapanie tygrysicy, co Laura skwitowała zawiedzionym mruknięciem, i zaczęła rozglądać się za wiadrem z wodą. Nie powinna wszak podchodzić do swojego wierzchowca mając na dłoniach woń drapieżnika. Jeszcze by biedaczek pomyślał że sama jest takowym i jakąś krzywdę sobie wyrządził.

- Czegóż poszukujesz, dziewczę nadobne? - Daveth rzucił cytatem ze znanej opowieści o dwóch siostrach.

- Wiadra z wodą - odparła, obdarzając go uśmiechem. - Obawiam się, że mój Mirth może nie przyjąć zbyt dobrze gdy podejdę do niego mając na sobie zapach Laury. Wolałabym mu oszczędzić mocnych wrażeń - wyznała.

- Zorganizuję co coś - powiedział druid, sięgając po pusty kubełek. Wyszeptał parę słów i wiaderko wypełniło się wodą. - Do usług. - Podsunął kubełek dziewczynie.

- Przydatne - uśmiechnęła się i podziękowała skinięciem głową. Nie marnując czasu opłukała ręce i łuski pokrywające przedramiona. - Zatrzymasz się w tej karczmie jak rozumiem? Co prawda słyszałam że już zaczyna miejsca brakować ale jestem pewna że coś jeszcze powinno zostać - kontynuowała rozmowę otrzepując ręce z wody i kierując się w stronę swojego wierzchowca.

- Tak, mam pokój... Jeszcze tylko muszę wymyślić sposób, by przemycić Laurę do pokoju. Po co ma być tutaj i straszyć biedne zwierzaki - odpowiedział.

- Najlepiej poczekać z tym do wieczora kiedy goście się rozejdą, a gospodarze będą zajęci sprzątaniem - poradziła sprawdzając przy okazji czy Mirth ma świeże jedzenie, wodę i czy dobrze się nim zajęto. - Nie powinno być z tym problemu o ile nie zapomnisz jej rano przemycić z powrotem do stajni - dodała. Wierzchowiec sprawiał wrażenie zdowolonego nie licząc oczywiście obecności potężnego kota. Była pewna że gdy Laura zniknie ze stajni będzie mógł zakosztować porządnego odpoczynku by mieć siły na wyprawę. Po prawdzie to nawet sprawiał wrażenie gotowego ruszyć już teraz. W końcu była to już kolejna noc spędzona w jednym miejscu, a co jak co ale stworzono go do podróży, a nie stania w miejscu.

- Gdy goście znikną, to nie powinno być z tym problemu - zgodził się Daveth. - Niestety Laura jest za duża, by móc ją wpuścić przez okno. Takie czasy, gdy mogła wchodzić po drabinie, minęły dawno temu, prawda?
Laura zamruczała potwierdzająco.

- A szkoda, to z pewnością ułatwiłoby jej przemycanie ale spokojnie, jestem pewna że nie będzie z tym większego problemu - zapewniła na pocieszenie Amaranthe. - Tak to już jest, że ludzie boją się nas, silnych i pięknych kobiet. No, w sumie dotyczy to głównie mężczyzn ale wiesz jak to jest - zwróciła się bezpośrednio do tygrysicy.
- Niestety, na niektóre uprzedzenia nic się nie da poradzić. W drodze jednak jestem pewna że ktokolwiek udział weźmie w wyprawie z pewnością nie będzie narzekał na towarzystwo Laury. Co jak co ale z pewnością większość napastników dwa razy się zastanowi zanim spróbuje zaatakować obóz którego strzeże taka strażniczka.

- Ktoś będzie czuwać, by inni mogli spać - zażartował Daveth. - Ale masz rację, w towarzystwie Laury niektóre nieprzyjemności podróży, takie jak nocne warty, są zdecydowanie mniej dokuczliwe. A ja, jak widać - ponownie pogłaskał łeb tygrysicy - nie boję się silnych kobiet.

- Co jak najbardziej ci się chwali - odparła, głaszcząc uspokajająco szyję wierzchowca. - Ja z pewnością będę spać spokojniej wiedząc, że ona czuwa nad naszym bezpieczeństwem. Tym bardziej że jej zmysły wrażliwsze są od naszych. Nic zatem nie pozostaje jak wyruszyć w drogę. Rankiem, oczywiście - dodała, na wypadek gdyby uznał że ma zamiar już teraz ruszać.

- Przed wyruszeniem w drogę należy się wyspać. Tak powiada stare powiedzenie. - Daveth uśmiechnął się lekko. - Więc i my powinniśmy to zrobić - dodał.

- Potwierdzam - skinęła głową. - Gotowy zatem do powrotu między gości? - zapytała, klepiąc Mirtha po raz ostatni i ruszając w stronę wyjścia ze stajni.

- Przyjdę po ciebie później. - Daveth pożegnał Laurę, po czym poszedł za bardką.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline