Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2019, 16:19   #14
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Olidammara… imię to było znane kapłanowi, jeszcze z Neverwinter. Plotki o niej słyszał.
Niektórzy twierdzili że to prawdziwe Maski, inni że Olidammara jest zapowiedzią zmian natury Maski i jego dziedziny. Prawdą wszak było, że rywalizacja Maski z Cyriciem przechylała się ku triumfowi Księcia Kłamstw. Więc… Maska szukał nowych dziedzin, które mógł objąć swą opieką, by nie stracić swojej potęgi. Olidammara… miał być takim właśnie sposobem, by nie ulec zniknięciu, gdyby ostatecznie Cyric zatriumfował. Tak wszak skończył Ibrandul, którego zabiła Shar. Maska zaś był uważany za bardzo sprytnego boga. Który zawsze ma plan awaryjny. Olidammara mógł być takim planem. Niemniej Maska był bardzo skrytym bóstwem, więc… może to była prawda? Może nie? Krasnolud musiał przyznać, że choć słyszał o Olidammarze, to pierwszy raz spotkał kogoś, kto go wyznawał. Dotąd to imię było plotką i ciekawostką. Bajaniem niż prawdą. Nic więc dziwnego, że Amaranthe go zaskoczyła.

Nadeszła noc i czas położyć się do snu. Krasnolud miał z tym większe kłopoty niż się spodziewał. Gdy jego wspólniczka udała się na kolejny występ, zajął się uporządkowaniem pokoiku, by rozmieścić swój pakunek, jak i by dziewczyna zastała porządek. A potem zabrał się za notatki dotyczące dzisiejszego dnia. Był pełen nadziei. Może taka współpraca pomoże jego ludowi w nadchodzących latach?

Amaranthe nie było nieco dłużej niż czas jaki potrzebny był na występ. Muzyka dawno już przebrzmiała, a po dziewczynie ślad wszelki zaginął. Dopiero gdy i reszta gości zaczęła się rozchodzić, młoda bardka powróciła do wynajmowanego pokoju. Chociaż powiedzieć, że powróciła to było nieco za mało. Wpadła niczym burza, roześmiana i pełna energii, od razu wskakując na łóżko i dopiero po tym odkładając swój instrument.
- Cóż tam zapisujesz? - zagadnęła, łapiąc oddech i zerkając ciekawie na krasnoluda.
- Nic takiego ważnego. Ot, notatki na temat dzisiejszego dnia. Kupiłem dziś mapę do grobowca. W najgorszym przypadku prowadzącą do kłopotów. Zakładam że znów olśniłaś występem, co?- odparł kapłan z uśmiechem.
- Oczywiście - zapewniła z dumą, głaszcząc czule kantele. - Cóż to za mapa? Z pewnego źródła? Masz zamiar wybrać się tam przed czy po zadaniu? - zarzuciła swego wspólnika lawiną pytań.
- Od pasera z ciemnej uliczki.- zaśmiał się rubasznie krasnolud.- Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy go zobaczyłem. W końcu to małe miasto. Za małe jak na własną złodziejską gildię
Sięgnął do swojego plecaka i podał jej zwój.- Wydała mi się ładna. Akurat idealna na powieszenie nad kominkiem. A co do wyprawy tam… hmmm… to teraz chyba nasza wspólna decyzja, prawda?
Rozwinęła zwój i przez chwilę się mu przyglądała.
- Nad kominek z pewnością się nada, a co do wyprawy to pewniejsza sprawa z tym smokiem, a już na pewno większa sława przy niej czeka więc grobowcem zająć się możemy po ubiciu bestii - obniżyła nieco mapę by zerknąć na Olgrima. - Może znajdziemy tam jakieś zwoje zawierające zapomniane zaklęcia? Może skarby czekające od stuleci? A może grupkę zbirów czekających na łatwowierne ofiary - zakończyła złowrogim głosem.
- Wszystko jest możliwe. Co prawda postraszyłem pasera, co się stanie jeśli towar będzie trefny.- zgodził się z nią kapłan bynajmniej nie tracąc rezonu. Pogłaskał się po brodzie dodając.- Zobaczymy co jeszcze czeka nas tych wrzosowiskach. Kiedyś były ponoć tak pełne trolli, że zwane były trollowymi właśnie. Na szczęście mam na nie sposób, więc nie pozwolę, byś skończyła jako ich przekąska.
- I bardzo dobrze, jeszcze by się niestrawności nabawili biedne troliska - pokiwała głową, starając się zachować poważny wyraz twarzy chociaż z marnym skutkiem. - Zatem postanowione. Smok, a później grobowiec - przytaknęła głową, zwinęła mapę i oddała ją właścicielowi. - W takim razie lepiej będzie jak wypoczniemy przed wyruszeniem - poklepała łóżko, wyraźnie nie mogąc się doczekać by ponownie na nie skoczyć, tym razem w celu złożenia głowy na poduszce. - Jesteś pewien, że to miejsce na podłodze ci wystarczy? Na upartego może dałoby się i na łóżku zmieścić - zaproponowała, trochę pod wpływem wyrzutów sumienia, a trochę by się z nim podrażnić.
- Cóż... - Olgrim spojrzał na łóżko, wodząc bardziej spojrzeniem po samym ciele badki niż po pościeli.-To… mogłoby być kłopotliwe. gdybyśmy leżeli… razem.
- Ja tam nie widzę problemu - wyszczerzyła w jego stronę ząbki. - Dużo miejsca nie potrzebuję, powinno się udać - zapewniła, zabierając się za zdejmowanie bucików.
- Skoro tak… mówisz.- Olgrim jeszcze się zerkając na jej stopy. Westchnął ciężko i spojrzał na swoje posłanie. -Możemy spróbować. Najwyżej wrócę na swoje posłanie.
Zbroja była już zdjęta, więc krasnolud zabrał się za kubrak, a potem za rozpinanie koszuli. Jak to każdy z jego ludy, był osobnikiem masywnym mimo swojego wzrostu. Mięśnie napinały się nad koszulą ludzkiego pochodzenia. Przez nie do końca dopasowaną do bardziej kwadratowej sylwetki brodacza.
Amaranthe miała zdecydowanie mniej do zdejmowania. Gdy buciki wylądowały pod łóżkiem zabrałą się za rozpinanie kusej kamizelki, która także na podłodze wylądowała, a w ślad za nią spodnie. Dziewczę ewidentnie nie słyszało o czymś takim jak skromność, względnie o poczuciu wstydu czy całej tej niepotrzebnej otoczce, którą tak panny zwykle lubiły. Podobnie jak nie słyszałą o czymś takim jak utrzymywanie swej odzieży w porządku.
- Wolisz spać od ściany czy z brzegu? - zapytała, zabierając się za rozplatanie warkocza, która to czynność mogła jej zabrać nieco więcej czasu niż rozbieranie.
- Eeeee… co?- to pytanie wyrwało krasnoluda ze stuporu, wywołanego tym widokiem. Mając jeszcze koszulę w rękach, gapił się na Amaranthe niczym sroka w gnat.- No… tego… z brzegu. W razie kłopotów szybciej wstanę i pochwycę mój oręż.
- Niech i tak będzie - zgodziła się, poprawiła poduszkę tak żeby równo na środku leżała po czym wsunęła swoje drobne ciało pod pościel. - Nie chrapiesz mam nadzieję - dopytała, bezwstydnie obserwując krasnoluda z psotnym błyskiem w oczach. - Ja od razu przyznaję że niekiedy mam zwyczaj nieco się… wiercić
- Nie wydaje mi się bym… chrapał. - odparł Olgrim rozbierając się tyłem, aż do przepaski biodrowej, przez co Amaranthe mogła obejrzeć jego tyłek. I tak samo tyłem wchodząc pod pościel. I kładąc się grzecznie.
- Cóż, przekonamy się - Amaranthe zrobiła mu miejsce chichocząc przy tym pod nosem. - Najwyżej dostaniesz łokciem między żebra - poinformowała wesoło, a następnie przekręciła się tak, by móc wtulić w plecy Olgrima. Jakby nie spojrzeć dzięki temu na łóżku robiło się od razu nieco więcej miejsca.
- Tylko nie budź mnie za wcześnie, nie znoszę poranków - poprosiła, szepcząc do krasnoludzkiego ucha.
- Postaram… się…- odparł krasnolud oddychając głośno i ciężko. Jego ciało wyraźnie się spięło, gdy przytuliła się do niego. Szeptał coś niewyraźnie pod nosem.-Poradzisz sobie… będzie… dobrze.
- Dobrze się czujesz? - zapytała z troską, jeszcze bardziej przylegając do jego pleców i podpierając na łokciu tak, by móc usłyszeć co też tam pod nosem mówi. - Tutejsze trunki nie są najlepsze więc jeżeli… No wiesz, mogę wyskoczyć po coś łagodzącego - zaproponowała z troską, chociaż nie bez cienia wesołości w głosie.
- Nie. Nie… to nie żołądek. My krasnoludy, mamy je z żelaza. Twarde.- zerknął za siebie Olgrim i westchnął pod nosem sarkastycznie. Acz zapewne do siebie, bo bardzo cicho. -Szkoda, że nie tylko to twarde...eech.
- Skoro tak twierdzisz - wzruszyła ramionami, co było nie tyle widoczne co odczuwalne dla niego. - Gdybym jednak mogła w czymś pomóc daj znać - zaproponowała, ponownie kładąc się i przylegając do niego ciałem.
Olgrim sapnął cicho czując, jak ciało dziewczyny się ocierało o jego plecy. Oddech zresztą cały czas miał ciężki i chrapliwy. Ostrożnie… powoli… sięgnął ręką do jej pośladka. I położył na nim swoją ciężką dłoń. Przymknął oczy próbując.. w sumie nie wydawało się, by krasnolud był w stanie myśleć o czymkolwiek na spokojnie w tej chwili.
Za jego plecami rozległ się chichot.

- Zbereźnik z ciebie, Olgrimie - w wesołym głosie brakowało nut nagany. - Nie mieliśmy czasem odpoczywać przed wyprawą? - zapytała, przesuwając krasnoludzką dłoń z pośladka na udo.
- Nie moja wina…- jęknął cicho krasnolud i sapnął głośno. I tym razem jego dłoń nie leżała martwa. Palce czule wodziły po skórze uda dziewczyny.- Nie mogę udawać, żem ślepy na twoją urodę.
- Chyba czułabym się urażona gdybyś był, czy to faktycznie czy udawał - zwinne palce bardki rozpoczęły rysowanie zawiłych wzorów na jego ramieniu. - W końcu już od jakiegoś czasu wodzę cię na pokuszenie. Jeszcze zaczęłabym wątpić w swe możliwości, a to grzech nie lada. Przynajmniej w mym mniemaniu - dłoń Amaranthe zsunęła się z ramienia i wślizgnęła pod nie by tym razem na torsie wzory zacząć rysować. - Tyle tylko, że zabawy cielesne nigdy szczególnie mnie nie interesowały. Jako takie - poinformowała, przesuwając dłoń niżej.
- Wątpli.. wości? Jakie? Całą salę uwodziłaś swoim pięknem i talentem. Oczu nie można od ciebie oderwać. Gapiłem się na twoje… nagie ciało… jakbym był zahipnotyzowany.- oddech krasnoluda przyspieszał, mięśnie brzucha twarde i mocne napinały się. A niżej… odkryła powód dla którego Oglrim właził do łóżka tyłem. Przepaska biodrowa nie mogła utrzymać jego twardości w ryzach. I organ miłości się spod niej bezczelnie wyłaniał.
- Cóż, muszę przyznać, że niekiedy bywam w tej kwestii niegrzeczna - wyznała, szepcząc mu do ucha podczas gdy jej palce sunęły w dół. - I do tego zachłanna - dodała, gdy w końcu dotarły do celu i objęły go czule. - Można rzec iż w ten sposób, chociaż nie jedyny, wychodzi na wierz ta niekoniecznie dobra część mnie - kontynuowała, najwyraźniej dobrze się bawiąc. - Lubię testować swoich widzów, sprawdzać ich, doszukiwać się słabych punktów. To taki… cóż, ciężko to określić.
Mówiąc sięgnęła drugą dłonią do zapięcia stanika i raz dwa się z nim uporała dorzucając ów skrawek materiału do reszty, która leżała na podłodze.
- Nie zawsze wychodzi mi to na dobre ale cóż, kto nie ryzykuje ten też nie zyskuje - nie marnując czasu oparła się na barku Olgrima i dość sugestywnie nacisnęła na niego, by ułożył się w nieco wygodniejszej pozycji.
- Ja… wiesz.. miałem… jedną przygodę… z półelfką. Jakiś czas temu…- westchnął Olgrim kładąc się powoli na plecach.- Ale po pijaku… ty jesteś pierwsza na trzeźwo… nie żebym był w ogóle nie obeznajomiony. Ale przedtem zdarzały się tylko krasnoludzice… niemniej…- zaśmiał się nerwowo wpatrując w dwie kuszące krągłości piersi dziewczyny. - … nie sądziłem, że potrafiłbym ulec znów długonogiej ślicznotce. Myliłem się…
Pod palcami Amaranthe czuła wszak, że zrobiła na nim duże wrażenie.
- Zatem się nie myliłam - w jej głosie słychać było tryumf. Korzystając ze zmiany pozycji usadowiła się wygodnie na jego udach, chociaż zapewne nie tam, gdzie by w tej chwili preferował. Jej dłoń nadal gorliwie zajmowała się owym dowodem na wrażenie jakie na nim wywarła, podczas gdy druga ślizgałą się nieco leniwie po brzuchu i torsie.
- Wiedziałam, że coś musi się kryć za twym zachowaniem. Było takie… urocze - pochyliła się nieco pozwalając by włosy opadły jej po obu stronach twarzy łaskocząc nagie ciało krasnoluda. - Przyznać też muszę, że w tych kwestiach najpewniej nieco bardziej od ciebie doświadczona być mogę. Ciało od dawna jest dla mnie narzędziem którego obsługi uczę się od dziecka. Przyznać także muszę że mam słabość do perfekcji - dodała, pochylając się jeszcze niżej tak iż podbrzusze oparło się o jego twardą dumę zaś piersi znalazły w kusząco bliskiej odległości od ust. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz tą drobną… zabawę twym kosztem
- Wybaczę… jak odzyskam… mowę. Twój widok… zapiera… dech.- szepnął kapłan, a że usta mogły posłużyć nie tylko do mowy, to użył ich do czegoś innego. Podparł się lekko na łokciach i zaczął całować te słodkie owoce, smakując ich skórę językiem. Jego ciało drżało lekko od napięcia wywołanego tą sytuacją.
- W takim razie dobrze będzie gdy nieco więcej uwagi swym czynnością poświęcę. Nie chcę w końcu byś mi tu jeszcze ucierpiał w jakiś sposób, wszak wspólna droga nas czeka - Oddech Amaranthe przyspieszył nieco aczkolwiek zdawała się całkowicie nad swym ciałem panować. Wysiłki podejmowane przez jej dłonie faktycznie jakby przybrały na sile. Zdawało się jednak że dziewczę nie zamierza pogłębiać owej zabawy bardziej. Co prawda jej ciało znajdowało się bardzo blisko jego ciała to jednak nic nie wskazywało by chciała zaprosić go do swego wnętrza. Zamiast tego jej zwinne palce wygrywać poczęły coraz to szybsze nuty na ofiarowanym jej do dyspozycji instrumencie. Druga dłoń z kolei wślizgnęła się we włosy krasnoluda przyciskając jego głowę bliżej, wprawnie kierując to ku jednej to znów drugiej krągłości, dbając o to by usta miał stale czymś zajęte.
Kapłan stał się więc jej instrumentem, na którym to dawała popis wirtuozerski. Niemniej nie wydawał się być z tego powodu niezadowolony. Wprost przeciwnie. Z entuzjazmem i czułością wielbił ustami miękkie krągłości piersi Amaranthe. Niczym koneser delektujący się butelką dobrego wina.
Nie dała mu jednak zbyt długo owym winem się delektować. Powoli acz zdecydowanie odsunęła się wycofując przy tym resztą ciała. Teraz obie dłonie podjęły rytmiczną, szybką grę podczas gdy usta dziewczyny zajęły się znaczeniem jego ciała. W przeciwieństwie do dłoni, poruszały się powoli, jakby pragnąc dokładnie zbadać każdy dostępny fragment jego skóry. Owe mapy tworzenie ustało na chwil kilka gdy wargi Amaranthe znalazły się na tym samym poziomie co dłonie. Ciepły oddech dołączył do gry palców, drażniąc się i pobudzając.
- Kim była ta półelfka - padło nagle pytanie, a po nim coś szorstkiego i mokrego przesunęło się po samym czubku krasnoludzkiej dumy.
- Praco..waliśmy… razem…- jęknął cicho krasnolud poddając się woli bardki i ruchom jej palców i języka. Zacisnął dłonie na pościeli. Przymknął oczy. - Byliśmy… przyjaciółmi… a ona tropicielką… na usługach świątyni. Wynajętą… razem przeszukiwaliśmy.. groty.
- Że do groty przeszukania doszło to już mi wiadome - ciszę pokoju przerwał wesoły śmiech. Po słowach zaś doszło także do kolejnego groty zwiedzania. Wilgotnej, ciepłej groty w której zamieszkiwał nader ruchliwy wąż. Kolejne pytania najwyraźniej poczekać miały aż bardka zakończy zabawę z instrumentem.
- Ttaak… czczuję…. ot… wtedy tak jakoś wyszło… lubiłem ją… -wydukał krasnolud dzielnie stawiając opór, weżykowi. Jego wieża stała twardo, acz powoli drżenie całego ciała Olgrima się nasilało. Ciało nieśpiesznie, ale jednak, zmierzało do eksplozji.
Opór z góry skazany na niepowodzenie. Działania Amaranthe wraz z każdym kolejnym dowodem na ich skuteczność zwiększały swą intensywność. Dziewczę wyraźnie wygrywać melodie nie tylko na swym instrumencie potrafiło, a gdy do owych melodii także i usta dołączyły, wynik mógł być tylko jeden.
- Będę chciała usłyszeć całą historię owej znajomości - oświadczyła łapiąc oddech i przesuwając językiem po ustach. Była zadowolona, bez dwóch zdań.
Krasnolud po niedawno przeżytej ekstazie również mial problem z oddechem. Uśmiechnął się łobuzersko i dodał żartem. -Dziś więc będę ją musiał zachować dla siebie, by skusić cię nią kolejnej nocy?
Zaśmiał się rubasznie i dodał wesoło.- Obawiam się, że nie jest ona aż tak ciekawa jak historie, które mógłbym wypieścić od ciebie. Mam nadzieję, że gdy ją poznasz całą nie będziesz rozczarowana.
- To nieczyste zagranie - roześmiała się wracając z powrotem na swoje miejsce przy ścianie. - I nie ma czegoś takiego jak nieciekawa historia. Każda jest. Wszystko zależy od tego w jaki sposób się ją opowiada. Z tego też powodu uwielbiam przysłuchiwać się rozmowom innych. Czy to w karczmie, czy na trakcie, na targu, na ulicy… Długo by wymieniać. Opowieści, magiczne czy straszne, te radosne i te z romansem w tle kryją się na każdym kroku. Sztuką jest tylko umieć je dostrzec i przedstawić, nic ponad to - wyjaśniła, ponownie wtulając się, tym razem w ramię krasnoluda.
Olgrim przytulił ją do siebie i jeszcze pogłaskał po pośladku, nim nakrył oboje kocem.
- Nie jestem za dobry, jeśli chodzi opowiadanie. Ale postaram się. Obiecuję.- cmoknął ją w ucho dodając.- No i z pewnością często będę wspominał tę noc dzięki tobie.
- To zaś bez dwóch zdań najlepsza nagroda jaka trafić się może bardowi - odparła wesoło chociaż już nieco sennym głosem. - Sprawić by występ zapadł w pamięci na długie dni, tygodnie, a może i lata. Dobrej nocy Olgrimie - dodała, zamykając oczy.
- Dobrej nocy…- odparł krasnolud, choć on tak szybko zasnąć nie był w stanie. A gdy zamknął w końcu oczy... to jakaś sukkubica szeptała mu obietnice w nich, a rysy miała znajome i usposobienie figlarne.


Z owych snów został wybudzony w dość brutalny sposób. Winę za taką a nie inną pobudkę ponosiła pewna natrętna mucha, która uparcie miziała go po uchu nie dając spokojnie odpłynąć w senne mary. Na domiar złego, gdy zabawa z uchem się jej znudziła, zaczęła się bawić jego brodą.
- Wiesz że jest już południe? - w końcu zapytała tuż przy jego uchu, ani trochę nie wydając się czuć winna że mu sen przerywa.
- Zaspaliśmy?!- niemal wstając pozycji siedzącej od razu. Rozejrzał się dookoła zaniepokojony.- Wszystko w porządku?
Odpowiedział mu wesoły śmiech manie tłumiony przez przyłożoną do ust dłoń.
- Spokojnie, jest dość wczesny ranek, jeszcze chyba śniadania nie podają - poinformowała, gdy już nieco opanowała swoją wesołość. - Śpisz jak kłoda. Już nawet się zastanawiałam czy nie wymknąć się po dzban z wodą, ale uznałam że zostawię to na następny raz - poinformowała ściągając przy okazji koc, którym był przykryty i zagarniając cały dla siebie.
- Będziesz tak miły i zamówisz mi śniadanie? - zapytała, trzepocząc wdzięcznie rzęsami.
- Będę tak miły wspólniczko.- zgodził się z nią krasnolud wpatrując w pled okrywający ciało dziewczyny. Uśmiechnął się pod nosem. - Coś konkretnego chcesz?
Po tych słowach wstał i zabrał się za pospieszne ubieranie. Aby jak najszybciej wywietrzyć z głowy niecne myśli.
- Cokolwiek byle było świeże - poprosiła, a następnie podążyła w jego ślady chociaż zdecydowanie wolniej. W przeciwieństwie do Olgrima musiała najpierw wygrzebać swoją torbę spod łóżka, a dopiero później zabrać się za ubieranie. Nie mogła wszak wyruszyć na wyprawę w stroju, w którym występowała.
Krasnolud starał się nie zerkać za często w jej stronę. I pospiesznie założył zbroję. Rozczesywanie brody zajęło mu chwilkę, gdy mówił.- Tu chyba wszystko mają świeże.
- Niekoniecznie. Z rana lepiej nie zamawiać mięsa - co prawda dowodów na to że właściciele używają mięsiwa z poprzedniego dnia nie miała ale dość już razy się z taką praktyką spotkała by nie ryzykować. Wygrzebawszy wreszcie swoje rzeczy zaczęła, chociaż niespiesznie, się ubierać. Tym razem wyglądało na to że będzie miała nieco więcej odzienia na sobie, nawet koszulka z mithrilu się znalazła.
- Dobrze by też było się rozeznać ilu chętnych na tą wyprawę się znalazło, ale najpierw jedzenie - podsumowała.
- Pewnie spotkamy ich w drodze do zleceniodawcy. Albo możemy się o to spytać tego szlachcica jak już będzie. - odparł krasnolud zbliżając się już do drzwi i dodał z uśmiechem. - Wyglądasz ślicznie.
I wyszedł.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline