Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2019, 18:26   #15
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dla Oglrima była to ciężka noc. Pełna pokus i wydarzeń, których się nie spodziewał przybywając do miasta. Nic dziwnego, że rano trochę “niewyspany” zaszedł do stolika, by zamówić śniadanie dla siebie i swojej wspólniczki. Zgodnie z jej poleceniem, świeże i najlepiej nie mięso. O tym “świeżym” nie wspominał, bo mógłby urazić kucharza czy kucharkę. Wszak niziołki są dumne ze swoich talentów kulinarnych. Wybrał więc potrawy jajeczne, omlet i jajecznicę na poranny posiłek. I z nimi zasiadł przy stole czekając na Amaranthe.
Ta zaś pojawiła się wraz z chwilą gdy na stole postawiono zamówione śniadanie, całkiem jakby wiedziała dokładnie kiedy do tego dojdzie. Tym razem nie miała przy sobie kanteli aczkolwiek nie dało się nie zauważyć niewielkich rozmiarów fletni pana obijającej się jej o udo. W przeciwieństwie do wieczoru można było uznać iż ubrana była niemal przyzwoicie. Co prawda spodnie opinały jej nogi niczym druga skóra a dekolt odsłaniał kuszące krągłości w stopniu większym niż wypadało to jednak całość znacznie lepiej do drogi pasowałą niż luźne szmatki. Nie zabrakło także broni w postaci bicza, o którym to wcześniej wspomniała.
- Umieram z głodu - wyznała, zajmując miejsce obok krasnoluda i od razu zabierając się do jedzenia.
Krasnolud oczywiście zerknął w ów dekolt, gdy się pochylała. Jak i na nogi. Uśmiechnął się ciepło i dodał.
- Umrzeć to ci nie pozwolę. O to się nie martw.- i sam zabrał się do jedzenia ciekaw czy poza nim, ktoś jeszcze pozostał z jego karawany w karczmie.
Daveth, który ranek zaczął od spaceru z Laurą, na śniadaniu pojawił się nieco później.
- Dzień dobry i smacznego - powiedział, siadając naprzeciw Amaranthe. Przywołał kelnerkę i zamówił śniadanie.
Amaranthe rozpromieniła się na widok druida.
- Daveth! - przywitała go radośnie gdy tylko przełknęła kęs, którym właśnie się jej usta zajmowały. - Dzień jak najbardziej dobry, bez dwóch zdań - potwierdziła, a następnie kładąc dłoń na ramieniu krasnoluda zapytała - Znasz Olgrima? Wydaję mi się że wraz z tą samą karawaną przybyliście. Daveth dołączy do wyprawy wraz z tym cudownym stworzeniem które mu towarzyszy. Widziałeś ją? Wspaniała - podzieliła się informacją ze swoim wspólnikiem na chwilę oddając zachwytowi nad urodą i majestatem Laury.
- Krasnoludy to rasa woląca psy. Ponoć dawno temu mieliśmy nawet własną ich rasę, wychowaną do polowań w jaskiniach.- odpowiedział krasnolud i skinął głową dodająć.- Aye… widziałem Davetha na czele karawany. Myślałem, że jest jednym z przewodników… acz chyba nim nie jesteś, skoro przy tak późnym śniadaniu się pojawiłeś?
- Najpierw musiałem zadbać o Laurę, żeby się niektórzy nie zdenerwowali jej obecnością w miejscach, gdzie jej nie powinno być. No i warto ją nakarmić, by nie zaczęła szukać jedzenia na własną łapę - dodał. - Mój własny żołądek musi zejść na drugi plan. Dowiadywaliście się może czegoś na temat naszego potencjalnego zleceniodawcy? - zmienił temat.
- Ma dobrą renomę w okolicy. Prawdopodobnie zapłaci to co obieca za wykonanie zadania- stwierdził krasnolud.
- Ja także nic złego o nim nie słyszałam. Szlachcic jak szlachcic, trochę plotek krąży ale nic pewnego - poinformowała, powracając do jedzenia. - Podobno ma kilku bękartów w okolicy - dorzuciła w krótkiej przerwie. - Tyle tylko, że takie plotki krążą o każdym kto chociażby stanął w okolicy kogoś wyższego od siebie.
-Wedle tego com słyszał, rządził tym miastem przez kilka lat i zostawił po sobie dobrą opinię- dodał kapłan wodząc dłonią po brodzie.
- Ciekawe, w czym mu biedny smoczek zawinił. - Daveth nalał sobie neco wina, po czym zaproponował współbiesiadnikom ten trunek. - Na skarby z pewnością nie liczy.
- Tym co każdy smok… chciwością, żarłocznością i okrucieństwem. I nie jestem pewien czy naprawdę jest taki mały, jak baron prawi. To akurat mogło być napisane tylko po to, by nie odstraszyć potencjalnych ochotników. Smok to nie przelewki… nieważne jakiego jest rozmiaru.- Olgrim wydawał się nosić w sercu jakąś zadrę względem smoczego rodzaju. Z drugiej strony, który krasnolud takiej nie miał?
- W takim razie dobrze by było gdyby się jednak nieco więcej chętnych zgłosiło. - Amaranthe nie wyglądała na zaniepokojoną ewentualnymi zwiększonymi rozmiarami smoka. Zdecydowanie za to wyglądała na zaciekawioną, a że jej wzrok utkwił na dobrych kilka chwil w Olgrimie, mógł się on spodziewać lawiny pytań. Później…
- Szkoda tylko że go zabić trzeba - mruknęła po czym skosztowała wina, wzruszyła ramionami i upiła jeszcze trochę.
- Na razie… nie mamy więcej szczegółów poza tymi podanymi w ulotce.- stwierdził kapłan upijając piwa i dłonią ścierając piankę z brody.
- Szlachta bywa równie chciwa i okrutna jak smoki. - Daveth skomentował jego wcześniejszą wypowiedź. - I nie tylko ona. W każdej z ras można znaleźć takie osobniki, tyle tylko, że w niektórych jest ich więcej, niż przewiduje norma. A co do zabicia, to się okaże na miejscu. Jak będzie zbyt wielu śmiałków, to smoczątko może wziąć nogi za pas i odlecieć w przyjaźniejsze okolice.
- A wtedy miast opowieści pełnej bohaterskich czynów przyjdzie nam udział wziąć w satyrze. - Amaranthe widać ciężko było w tej kwestii zadowolić. - Cóż, zbyt wielu śmiałków zdecydowanie korzystne nie będzie, podobnie jak w przypadku gdy takowych będzie za mało. No ale cóż, przygoda to przygoda, a dreszczyk emocji zawsze mile widziany - rozpogodziła się od razu.
- Poza tym to nadal Wieczne Wrzosowiska, nawet jeśli smok będzie rozczarowaniem, to… jest tam pełno ruin i grobowców. Wystarczająco dużo, by sama podróż była ekscytującą przygodą - dodał wesoło krasnolud.
- Wieczne Wrzosowiska znane są szeroko z różnych atrakcji, czekających na nieostrożnych podróżników - dorzucił druid. - Chociaż więcej się mówi o potworach, niż grobowcach.
- No i ? Chwały nie zdobywa się łażeniem po ruinach. Jeśli więc się szuka materiału na pieśni, to pod tym względem wrzosowiska mogą dostarczyć atrakcji.- zaśmiał się rubasznie krasnolud.
- Materiał na opowieści znaleźć można wszędzie gdy się wie jak go szukać. - Amaranthe pokiwała głową na zgodę. - Poza tym jak nie tam to gdzie indziej. Świat stoi otworem i czeka na tych, którzy odważni są na tyle by odkrywać jego tajemnice. W tej kwestii z całą pewnością się ze mną zgodzisz Olgrimie - zwróciła się do krasnoluda.
- Wszystko zależy od tego, co siedzi w tych ruinach... i od tego, kto snuje opowieść. - Daveth uśmiechnął się do bardki.
- W takim razie bez dwóch zdań powstaną niezapomniane opowieści, które przez lata krążyć będą po świecie, opiewając nasze dokonania - zapewniła Amaranthe, nie zdradzając iż zna znaczenie słowa skromność. - Bez względu na to co stanie nam na drodze i jakie wydarzenia staną się naszym udziałem. Jak już wspomniałam każda opowieść ma w sobie potencjał do stania się znanym wszem i wobec tworem. Nie trzeba wiele, ot, odrobinę wyobraźni - puściła oczko do druida.
- Wypiję za to- podsumował sprawę krasnolud i poparł swoje słowa czynem.
- I to mi się w tobie podoba - Amaranthe także wzniosła kielich. Co jak co ale za dobre opowieści zawsze wypić należało. - No, ale najpierw smok.
- Najpierw negocjacje z pracodawcą. Baron dużo obiecał w obwieszczeniu, ale nic co można nazwać dokładną informacją o nagrodzie. Najwyraźniej nią trzeba dogadać, więc…. na co liczycie? - zapytał kapłan zerkając na oboje.
- Taka kartka z ogłoszeniem to obiecanki-cacanki - stwierdził Daveth. - Tytułu szlacheckiego baron nadać nie może, a słowo "wysoka" jest zdecydowanie względne. Nie liczyłbym na zbyt wiele, prócz sławy i chwały.
- Wszystko zależeć będzie od ilości chętnych na owego smoka - Amaranthe oparła łokcie o blat stołu i złożyła głowę w miseczce stworzonej z własnych dłoni. - Jeżeli będzie dużo ochotników, to nie będzie szansy na to by ta wysoka nagroda się opłacała, wtedy dobrze by było wynegocjować coś, co by stanowiło dobrą zapłatę chociaż może w późniejszym czasie. Można by też spróbować samemu zebrać mniejszą drużynę i wyruszyć przed pozostałymi ugadując się wcześniej z baronem na coś ekstra. Jeżeli będzie nas niewielu, to można będzie swobodnie podnieść stawkę zasłaniając się stopniem ryzyka. Najpierw jednak dobrze by było usłyszeć tę jego ofertę w konkretach. Nie ma co łasić się na takie właśnie obiecanki. Konkretna suma, konkretna nagroda. Dla mnie osobiście sama przygoda wystarcza ale… - wzruszyła lekko ramionami. - Tego z całą pewnością mu powiedzieć nie można.
- Nie samymi przygodami się żyje. - Daveth strawestował znane powiedzenie. - Worek złota jest miłym dodatkiem do przygody, bo dzięki niemu można sobie po tej przygodzie odpocząć w warunkach godnych bohaterów. Ale dopiero po rozmowie z baronem będziemy wiedzieć, czy warto się pchać w ten interes. Na razie nie warto dzielić skóry na smoku - dodał żartem, po czym uniósł pucharek z winem. - Wasze zdrowie.
- Była tu gdzieś parka. Rycerz i czarodziejka. Nobile więc pewnikiem niezbyt łasi na pieniądze, a bardziej na chwałę - zamyślił się krasnolud rozglądając dookoła. - Mogliby się skusić na smoka, zwłaszcza rycerz… co by się swojej damie serca przypodobać. Ponoć obcięty smoczy łeb to afrodyzjak. A przynajmniej tak sugerują te wszystkie romansidła dla kupieckich cór, jakie można było nabyć w Neverwinter.
- Mam wrażenie że ich wczoraj widziałam - Amaranthe rozejrzała się po sali dla pewności. - Rycerz by się przydał, czarodziejka też pewnie coś od siebie dorzucić w walce by mogła. No i drużyna by solidniej wyglądała. Jeżeli tacy są jak mówisz, to pewnie zobaczymy ich u barona aczkolwiek… Skoro to wysoko urodzeni to i zadzierać nosa mogą, a to już takie nieco mniej przyjemne. - Wyraźnie nie była zdecydowana co do owej pary o której wspomniał Olgrim. - No ale każdemu szansę dać trzeba przynajmniej raz - rozpogodziła się jednak szybko.
- Przyznaję iż nie miałem za bardzo okazji z nimi rozmawiać.- zadumał się krasnolud co chwila dyskretnie zerkając na dekolt Amaranthe. - Wydawali się być zajęci przede wszystkim sobą, jak… nowożeńcy podczas podróży poślubnej.
- Dziewczyna ładna, to mu afrodyzjaki niepotrzebne. On też na wiekowego nie wygląda... Ale może chciałby powiesić łeb smoka nad kominkiem. - Ostatnie zdanie Daveth powiedział z ironią zmieszaną z niesmakiem.
- Oby nie byli tego sortu. - Usta Amaranthe ułożyły się w niezbyt przyjazny grymas. - Skoro zaś tak zajęci są sobą to być może nawet nie będą myśleć o tym, by się z nami zadawać. W takim wypadku wypada liczyć na to, że w starciu okażą się warci owej nagrody, która czeka. Poza tym wszak nie musimy się z nimi zadawać jeżeli nam do gustu nie przypadną. Cóż za problem rozpalić osobne ognisko a spać przecież w jednym namiocie wszyscy nie będziemy. Trochę optymizmu panowie.
- Nie miałbym serca przeszkadzać im w cieszeniu się sobą - powiedział druid z poważną na pozór miną. - Ale zobaczymy, co los przyniesie. Może się okazać, że przedłożą wizytę u barona nad włóczęgę po Wrzosowiskach. - Uśmiechnął się lekko.
- No nie ma co nad tym rozmyślać- potwierdził krasnolud wodząc dłonią po brodzie. - Wyglądali bardziej na Cormyrczyków niż Sembijczyków… wyjęci prosto z romansu rycerskiego. Więc mogliby się nadać na bohaterów ciekawej historii. - ocenił.
- Romantyczni bohaterowie zwykle krótko żyją. - Daveth spróbował przypomnieć sobie kilka znanych opowieści. - Żyli długo i szczęśliwie tylko w bajkach.
- Kto wie jakich to materiałów dostarczą do owych opowieści. Mam tylko nadzieję, że nie będą się starać zaistnieć w tragedii… Skoro jest jak mówicie to kto wie czy rycerzowi nie wpadnie do głowy rzucać się na oślep by swą pannę ratować, a takich wszak zachowań w balladach nie brak. Nie dość że byłoby to niepotrzebne poświęcenie to na dokładkę osłabić drużynę może. Pozostaje zatem liczyć, że chociaż wysoko urodzeni to jednak nieco nabytego w drodze rozumu posiadaczami są - wyraziła swoją opinię którą dodatkowo popiła łykiem wina. - Zamierzacie zaraz po śniadaniu w drogę do barona ruszyć czy jeszcze po mieście się pokręcić? - zmieniła nieco temat.
- Im szybciej, tym lepiej - powiedział Daveth. - Przybycie do barona w porze obiadu byłoby sugestią, że się na ten obiad wpraszamy.
- Ja nie mam nic przeciw połażeniu po mieście. Aczkolwiek nie zależy mi na tym szczególnie mocno. A co do rycerza… bardziej się obawiam, że wzorem opowieści rycerskich, zaszarżuje na smoka konno. Co nie jest mądre, bo smoki zasiewają strach w sercach, na który to zwierzęta są szczególnie podatne. I taki koń mógłby się spłoszyć.- dodał kapłan.
- Na jedno wyjdzie. W ten czy inny sposób przypłaci to życiem w absolutnie bezsensowny sposób. - Amaranthe naprawdę miała nadzieję, że jednak nie trafi im się taki właśnie rodzaj rycerza. - W takim razie może najpierw udamy się do barona, a później gdy już wiedzieć więcej będziemy, pochodzimy po mieście. Kto wie, może trzeba będzie jakieś konkretne zakupy poczynić, by do owej wyprawy być jak najlepiej przygotowanym.
- No to kończmy spokojnie śniadanie i ruszajmy - zaproponował Daveth.
 
Kerm jest offline