Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2019, 20:35   #113
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Magowie uwijali się jak w ukropie aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy, nie zostawić nic ważnego, oraz, co chyba najważniejsze, nie zostawić zbędnych śladów. I tak już półprzytomna Kari została uśpiona przez Hannah. Na sam koniec Jonathan rozmówił się z właścicielem miejsca polecaj mu się ukryć.
Mervi mogła obserwować zdenerwowaną Hannah oraz dziwnie zachowującego się ucznia, raz wesołego, a innym razem kompletnie przygnębionego. Niepokoił ją też trochę Jonathan. Mimo tego, iż hermetyk zdawał się być zdenerwowany, trzymając jednak fachową maskę hermetyckiego profesjonalizmu. Być może właśnie przez te pozory, wirtualna adeptka nie mogła wyzbyć się wrażenia, iż Jonathan jest w jakiś pokrętny sposób zadowolony z przebiegu wypadków.
W tym czasie Mervi walczyła z przestrzenią. Niestety, zwykły komputer nie posiadał na tyle dobrej mocy obliczeniowej aby poradzić sobie z potrzebnymi zestawami obliczeń w czasie do jakiego Mervi przywykła. Trochę pomogło uproszczenie wzorów oraz delegowanie możliwych do rozproszenia obliczeń na botnety do których miała dostęp.
Ostatecznie informacje zostały zapisane, a rzeczywistość dostała nowego patcha. Ile wynosi dystans między dwoma punkami?
Zero – tak brzmiała wypowiedź Mervi.

***

Pracę opóźnił paradoks który trapił mistrz Iwana. Duchowny chwilę przysiadł w samochodzie, napił się herbaty, odświeżył, chwilę porozmawiał… I przez następny kwadrans wymiotował na przemian białymi robalami oraz krwią. Sądząc po konsystencji wymiocin krew nie pochodziła wyłącznie z żołądka (ta wygląda jak fusy po kawie) lecz równie z z ust i przełyku, w postaci dorodnych, ciemnych plam czerwieni.
- Dawno nie czułem się tak gównianie – Iwan łapał oddech na koniec drugiego napadu – ostatnio chyba jak miałem malarię.
Adam uśmiechnął się lekko przytrzymując druha w pionie.
- Chociaż cieplej było w okolicy – Adam skrzywił się – i wrogowie jakby bardziej swojscy.

***

Gdy Klaus kierował samochodem, pośród medialnej papki emitowanej w radiu, kto z kim kogo zdradza, kursy walut, prognoza pogody (jakoś rozbawiło go, iż nie zapowiadali burz), usłyszał o fałszywym alarmie bombowym w hotelu Magnum Opus który doprowadził do ewakuacji gości.
Co oznaczało, iż poza własną ewakuacją, fundacja zapewniła względne bezpieczeństwo śpiących. Był to pewien kamień z serca syna eteru. Raczej jeden, mniejszy, gdyż główne obawy dalej nie zostały rozwiane.

***

Magowie z hotelu przenieśli się wprost do pustej sali restauracji w której miejsce miało spotkanie z lokalną Camarillą. Przenoszenie rannych i sprzętu nie zajęło zbyt długo czasu, tak, iż Mervi mogła po dwóch minutach zamknąć bramę. Jonathan uczynił ją tą grzeczność, iż wzmocnił bariery przestrzenne, sprzątając ślady po bramie. I przy okazji nabrudził rozsypując po ziemi kolejną porcję popiołu.
Niemal równocześnie do Mervi zadzwonił Tomasa, a Jonathan wykorzystał numer kontaktowy do wampirów (czyżby Iwan schował w tym aspekcie wrogość i podzielił się z nim po spotkaniu?). Początkowo eutanatos chciał mimo wszystko pojechać do hotelu i zaczekać na burzokoką w celu śledzenia jej. Pierwsze próby perswazji Mervi skierowane w jego stronę były jak grochem o ścianę. Dopiero dokładne stanu rannych skłoniło Tomasa do zmiany decyzji w sposób iście błyskawiczny – zimnym głosem przyznał, iż potrzebują uzdrowiciela. Gdy Meervi skończyła rozmawiać z eutnatosem, Jonathan jeszcze kończył swój telefon, a uczeń i Hannah kładli nosze z rannymi na stołach.
- Nasi przyjaciele z plemienia stałocieplnych komarów wykazali się życzliwością dalece wykraczającą ponadto czego spodziewałbym się po tych z natury podłych istotach…
Jonathan powoli, flegmatycznie podsumował telefon uśmiechając się pod nosem.
- ...wampirzy sługa błyskawicznie zarefował na hasło, i z tego co zrozumiałem, ma nam w dzień zapewnić wszelaką pomoc. Gust do pomocników mają dobry, nie przedstawiłem naszej ogólnej sytuacji, a pytał czy potrzebujemy zaufanych lekarzy lub obstawy policyjnej. Oczywiście, odmówiłem. Nie chcemy dać się ani usidlić ani też popadać w spiralę długów. Restauracja zostanie dziś zamknięta, przyjdzie jeden zaufany człowiek. Po zmroku przybędzie jeden wampir, sprawa jest pilna.

***

Przysłanym przez wampiry człowiekiem był około pięćdziesięcioletni, brodaty norweg pracujący tutaj jako kucharz. Dość dobrze zbudowany, z tą specyficzną rzeźbą powstałą gdy prawdziwe masy mięśni skryje wierzchnia warstwa tłuszczu. Początkowy wyglądał na dość wystraszonego dziwnością tej sytuacji, lecz dość szybko ogarnął się, oprowadzając magów, przynosząc coś do zjedzenia oraz pomagając im przenieść się z rannymi do mniejszej, bocznej sali.
Szybko Mervi rozstawiła się z laptopem ponownie kontrolując akcję przy węźle. Niebawem przybył Tomas z medykamentami. Trudno było stwierdzić w którym momencie mag śmierci używał magy, a w którym fachowych opatrunków, szycia ran czy leków. Faktem było, iż wszystkie większe rany Firesona zostały przykryte bandażami, a pod nimi widać było, iż wyraźnie maleją pod opatrunkiem. Nogi też wyglądały lepiej.
- Kto by powiedział, że z wirtualnego jest taki twardy skurwysyn – Tomas powiedział z uznaniem o Adamie.
- A kto by powiedział, że eutek nie zaserwuje mi eutanazji – Adam ogryzł się słabo, widać, iż wciąż miał za mało sił aby aktywnie sprzeciwiać się leczeniu.
- Suka chyba wie o naszym węźle – wirtualny wychrypiał zasypiając.
Wkrótce do magów dołączył i Klaus. Tomas wciąż zajmował się Kari, zadziwiająco długo, biorąc pod uwagę, iż obrażenia dziewczyny nie były a tak poważne jak wirtualnego. Mervi ciągle śledziła ekipę w węźle, a Jonathan notował coś w dzienniku.
Gdy eutanatos skończył, wziął na bok Mervi i Hannah, z dala od reszty. Szeptał.
- Sprawa jest delikatna, kobieca. Zajmujcie się dziewczyną, i na razie nie mówcie Patrickowi. Ma obrażenia okolic intymnych.

***

Było tuż przed zmierzchem gdy Iwan kończył swój magyczny wyczyn. Chórzysta wyglądał na skrajnie wyczerpanego, ale jednocześnie piekielnie zadowolonego z siebie. Wkrótce po tym cała trójka magów siedziała w naprawionym i lekko zmodyfikowanym pojeździe Patricka (w samym rdzeniu tego przedmiotu trudno było mówić wyłącznie o samochodzie, po prostu teraz był samochodem, a za chwilę mógł być samolotem) i wracała do miejsca zbiórki.
Można powiedzieć, iż drogę umilał im dziwnie rozgadany Iwan opowiadając anegdoty o Mówcach Marzeń który nie wiedzieli, że mają przedstawiciela w Radzie, ale za to pamiętali krzywdy ze strony chóru do pół tysiąca kat w tył. Można by tak powiedzieć, gdyby nie to, iż Iwan nawet nie zdążył więcej mówić, a oni ujechać dalej, gdy trafili na blokadę drogową. Nieoznakowane samochody, ludzie wyposażeni w broń długą, wyglądali jak najemnicy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline