Leonard po raz kolejny pokazał na drzwi komnaty Kurta Wittgensteina, ale Bernhardt przejął inicjatywę. Geldmann westchnął i z dłonią na rękojeści miecza czekał na wynik działań Zinggera. Nie wiedzieć czemu szepty nie budziły w nim podejrzeń. Może to jakaś diabelska sztuczka, może te głosy dobiegały z kolejnych obrazów albo pancerzy albo... A nawet jeśli to były realne istoty, to i tak nie zareagowały agresywnie, choć wiedziały o zabiciu lokaja.
On jednak przybył tu po zemstę, i gdy wiedział już, gdzie jest jego cel, a w zasadzie jeden z nich, nie mógł się powstrzymać przed zerkaniem na jego drzwi. Zrobił krok w dół, gotów ściągnąć kuszę z pleców i wejść do komnaty Kurta.