Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2019, 13:31   #134
Korbas
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Wystrzały oznaczały kłopoty. Badlack instynktownie wyczuł zbliżający się dźwięk i ułamek sekundy po zarejestrowaniu go przez mózg, wyćwiczone mięśnie aktywowały magnetyczną rękawicę. DH-17 poruszył się i posłusznie trafił do prawej dłoni agenta, gotowy do wystrzału. Mężczyzna uważnie rozejrzał się za potencjalnymi zagrożeniami i długo nie musiał czekać, aż na dźwięk wystrzału, niczym wilcze wycie w księżycową noc, odpowie towarzysząca mu wataha.

Zauważywszy grupkę osiłków, Badlack rozważnie schował ręce za plecami, stawiając dwa kroki w kierunku grupki.
- Spokojnie, Panowie, przyszedłem tylko się zabawić... - odparł kapelusznik, dokonując na twarzy grymasu podobnego do lubieżnego uśmiechu. Równocześnie przyjrzał się mężczyznom, oceniając ich możliwości. Niedomyte twarze zdradzały szczegóły, które dobrze rozpoznawał, szczególnie po dość długim pobycie na "Wolności"... Rozbiegane spojrzenia, rozszerzone źrenice, koślawo stawiane kroki. Tylko jeden z nich nie miał tych objawów i stanowił największe zagrożenie z dzierżonym w lewej dłoni blasterem. Reszta była albo przyćpana, albo podpita.

Willowi zrobiło się ich żal, samotne istoty zagubione w brutalnej rzeczywistości nie biorącej jeńców, płacącej za łatwowierność czy dobroć bliznami lub śmiercią. W większości przypadków to nie ich charaktery popchnęły ich ku temu przeznaczeniu, a instynkt przetrwania, zmuszający ich do asymilacji z brutalnością, bezwzględnością, bezprawiem i pierwotnym złem, ujawniającym się we wszystkich istotach rozumnych, gdy dać im odrobinę władzy, choćby nawet i nad upadłą moralnie, zdziczałą i zezwierzęconą dzielnicą tego stalowo-polimerowego planety-miasta. Z łatwością mógłby odebrać im wszystkim życia w czasie krótszym niż potrzebny dla któregokolwiek z nich, by wycelować w Badlacka broń, ale nie potrafił. Nawet pomimo przekonania, że kiedy wyjdą stąd żywi, nadal będą krzywdzić innych sobie podobnych.

Dlatego agent szybko przyjrzał się otoczeniu. Miejsca dla nich wszystkich nie było dużo. Karki już wchodzili do holu, w którym stał Badlack oraz zhakowany robot, i zaczynało się robić tłoczno, bo hol nie był duży, a korytarz prowadzący do wejścia również był niespecjalnie długi. Dzieliły ich trzy, może cztery metry.

Męt coś odpowiedział, ale w niemal tym samym czasie zdarzyło się również kilka innych rzeczy... Intonacją SID'a odezwał się recepcjonista, a po pierwszym wypowiedzianym zdaniu potwierdziły się poprzednie wnioski Badlacka o stanie psychofizycznym oponentów, a przynajmniej o tym nieodurzonym używkami.
Przy wypowiadaniu drugiego zdania, SID zamknął drogę ucieczki piątce gangsterów, oni zaś zdziwieni, z robota, przenieśli wzrok na zamykające się drzwi.

- SID, nie uważasz, że za bardzo ułatwiasz robotę!? - krzyknął do droida-recepcjonisty Will, wystrzeliwując wiązkę ogłuszającą w oponenta, wytypowanego przez ich dobrego pokładowego ducha, super-inteligencję SID'a, jako najszybszego. Ten padł jak długi, utraciwszy przytomność na skutek wiązki o bardzo wysokiej częstotliwości. Zostało czterech, gdy gangsterzy z nieco opóźnioną reakcją odwrócili się ponownie w kierunku Badlacka.

W czasie wypowiadania przez SID'a trzeciego zdania, Badlack trzema długimi, błyskawicznymi susami doskoczył do najbliższego stojącego na nogach oponenta, wymierzając mu silny cios lewą rękawicą z wytrzymałego materiału w łuk brwiowy. Ten nie zdążył zareagować i padł na ziemię jak rażony gromem. Czwarte zdanie sztucznej inteligencji William zwieńczył kopniakiem w krocze, poprawiając nokautującym ciosem kolanem w nos, wyłączając następnego oponenta.

Gdy SID życzył rewolwerowcowi powodzenia, ten podciął przedostatniego przeciwnik, wykonując obrót na jednej nodze w półprzysiadzie, zaś ostatni przeciwnik w ogólnym rozgardiaszu w holu zdążył wycelował blaster w twarz agenta, ale sekundę wcześniej z niewiadomej przyczyny włączył się zraszacz przeciwpożarowy, a wymierzony przez oprycha strzał trafił w ramię Williama, rykoszetując na przeciwległą ścianę, pozostawiając wypalony ślad zarówno na płaszczu bohatera, jak i na ścianie przybytku.

Adrenalina gwałtownie uderzyła kapitana rebelii, gdy znów praktycznie otarł się o śmierć o włos i nawet zimne krople wody nie mogły już zatrzymać ręki żołnierza. Błyskawicznie wymierzył z półprzysiadu DH-17, zabijając adwersarza z najbliższej odległości, wypalając mu twarz czerwoną wiązką. Krótkie starcie zakończył cios rękojeścią pistoletu w głowę gramolącego się na nogi, ostatniego oponenta.

- Uff... - przeciwnicy byli albo nieprzytomni, albo martwi - w przypadku draba, który zdążył wystrzelić. Will cofnął się dwa kroki od leżących ludzi, uderzając plecami w ścianę. Adrenalina nadal trzymała kapitana rozglądającego się za nowym niebezpieczeństwem, a ręce lekko drżały, gdy chował DH-17 do kabury, nie stwierdzając nowych zagrożeń w polu widzenia. Will włączył mikrofon i nadał na umówionym kanale:

- Badlack, na dole czysto. Jak u Was? - po czym rzucił krótkie spojrzenie na zhakowanego robota. - Domyślam się, że ten zraszacz to Twoja sprawka? Dzięki SID. - powiedział wdzięcznym, z nutką ulgi, tonem, karcąc się w duchu za swoje słabości, niezliczony raz już komplikujące mu życie...
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline