Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2019, 20:11   #194
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Południe 22 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Karl Peter Niers odprowadził wychodzących za mur towarzyszy beznamiętnym wzrokiem, nie czując żadnej potrzeby ku temu, aby opuszczać Herrendorf. Reiklandczyk upewnił się, że miejscowi starannie dbają o jego konia, ale i tak okrzyczał ich dla zasady, żeby sobie nie pomyśleli, że jest z ich wysiłków zadowolony. Przez dłuższą chwilę bezskutecznie szukał wokół siebie co ładniejszej młódki drążony palącą potrzebą zaznania kobiecej bliskości, lecz chociaż w skrajnych okolicznościach nie zwykł wybrzydzać, żeńska populacja wioski i tak wystawiła jego oczekiwania na ciężką próbę. Zmarnowane życiem na głębokiej prowincji, sterane ciężką pracą i niezdrowym otoczeniem, tutejsze kobiety nie mogły uchodzić za względnie urodziwe nawet po wypiciu kilku butelek wina, których Niers zresztą nie posiadał.

Zniesmaczony i rozczarowany, Reiklandczyk powłóczył się uliczkami Herrendorfu utrwalając się z każdym krokiem w przeświadczeniu, że trafił do najgorszego zaścianka tej nędznej prostackiej prowincji. Mijający go zaniedbani Ostermarkczycy o posępnych obliczach roztaczali wokół siebie odór niemytych ciał, przewlekłych chorób i przeraźliwego strachu, który błyszczał w ich oczach. Większość kobiet była w ciąży, chociaż ich spódnic już się czepiały całe zgraje rozwrzeszczanych bachorów. Lamenty, błagalne modlitwy, przekleństwa i desperackie pijackie chichoty mieszały się ze sobą tworząc w powietrzu uciążliwy dla uszu Niersa hałas.

Po części z chęci znalezienia jakiegoś spokojnego zakątka, po części zaś w gasnącej nadziei na znalezienie jakiejś bardziej dbającej o siebie wieśniaczki, Karl Peter zajrzał do prostej kamiennej kaplicy Sigmara. Zbudowano ją pośrodku Herrendorfu, z porządnie obrobionych bloków jasnej skały. Ktoś dołożył wiele starań, by ozdobić wejście do przybytku płaskorzeźbami prezentującymi sceny z życia Młotodzierżcy, lecz talent dekoratora okazał się mocno lichy, przez co kontemplujący płaskorzeźby Karl Peter nie wiedział, czy spogląda na Sigmara walczącego z orkiem czy też może na dwa spółkujące w zwierzęcym amoku niedźwiedzie.

Kaplica była pełna mamroczących plebejskie modlitwy ludzi, emanujących czarną rozpaczą i bezdenną zgrozą. Jakieś zakutane w baranie kożuchy staruchy przewodziły modlitewnemu spotkaniu wykrzykując prośby o boskie zmiłowanie, które reszta wieśniaków bezrozumnie powtarzała w nieskładny sposób. Ponieważ schorowanego kapłana w kaplicy nie było, Karl Peter postanowił go poszukać w chałupie, gdzie też zapewne przebywała sama pani Lautermann.

Odtwarzając drogę do domostwa Valdemara z pamięci, Niers przypomniał ją sobie całkiem znośnie i niemal wczale nie błądził po drodze. I byłby dotarł do chaty duchownego bez większego kłopotu, gdyby ktoś nie zagrodził mu znienacka drogi.

Jeden z noszących się na czarno morrytów, niski krępy mężczyzna o krótko ściętych ciemnych włosach i podkręcanych wąsach, świdrujący Karla Petera zwężonymi w szparki brązowymi oczami. Kiedy mężczyzna wyślizgnął się zza węgła rozpadającej się lepianki, Niers pojął w ułamku chwili, że do spotkania tego nie doszło przez przypadek. To dlatego natychmiast obejrzał się ponad ramieniem do tyłu i zgodnie z oczekiwaniami ujrzał kilkanaście kroków za sobą drugiego towarzysza Śniącego, tarasującego Reiklandczykowi drogę odwrotu. Rudowłosy drągal o potężnych barach, bezceremonialnie trzymający prawicę na mieczu.

Karl Peter doskonale potrafił czytać mowę ciał, sztuka ta wielokrotnie zresztą ratowała mu zdrowie i życie. Ustawiając się do osi uliczki tak, by móc obserwować jednocześnie obu czarnych, z wystudiowaną powolnością położył dłoń na własnym ostrzu. Obaj mężczyźni nic jeszcze nie powiedzieli, ale Niers wyczuwał ich niezrozumiałą wrogość. Byli niczym ostrożne psy, odsłaniające kły i napinające mięśnie nóg w zamiarze rychłego skoku.

Wiedział, że jeśli z jakiegoś powodu skoczą, będzie musiał przywołać cały swój talent w robieniu żelazem, aby im sprostać, widział bowiem w nocy jak chwacko radzili sobie z mieczami siekając nimi nieumarłą hordę.

W uliczce nie było nikogo innego, tylko gdzieś z boku zamajaczył na chwilę jakiś niosący rybacką sieć wieśniak, który chyba równie dobrze jak Reiklandczyk czytał mowę ciał, bo natychmiast uciekł pomiędzy lepianki. Tak, Niers był już całkowicie pewien, że spotkanie z czarnymi nie miało w sobie niczego z przypadku. Takiej zasadzki nie można było zorganizować pod wpływem nagłego impulsu, wymagała wcześniejszego planu i starań.

Czymkolwiek kierowali się obaj mężczyźni, dobrze się do tego spotkania przygotowali.
 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 10-12-2019 o 20:57. Powód: literówki
Ketharian jest offline