Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2019, 14:54   #22
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Agent Nowego Porządku stał bez ruchu. Jego serce zabiło szybciej, gdy Inżynier Próżni patrzył wprost na Lunę. Czy to był przypadek? Jego paranoja? Teraz mocno zaciskał pięści starając się ukryć zaniepokojenie. Wodził oczami po mijających ich ludziach. Czy raczej powinien powiedzieć istotach. Może nie byli dziełem Progenitorów, ale Maurice przeczuwał, że nawet jeżeli rodzili się ludźmi, to Iteracja im ich człowieczeństwo odbierze. O ile jeszcze nie odebrała. Mieli cyfry zamiast nazwisk.

- Produkują tu żołnierzy? - zapytał w końcu Maurice.
- Prędzej tanią siłę roboczą... a później część z tych szczęśliwców ma szansę zostać nowym członkiem Iteracji. Czy to nie wspaniałe jak trenują swoich nowych?
- Znalazłbym szereg słów na opisanie tego. Choć „wspaniałe” do nich nie należy. -
Maurice obejrzał się w obie strony korytarza. Skojarzenie z mrowiskiem wydało się oczywiste. - Ale muszę przyznać, że działa to efektywnie.
- Oni ich programują... ale to chyba widać.
- Taa.. - Maurice odpowiedział z manierą znudzonego amerykanina

- Wolę programowanie neurolingwistyczne. NWO emitując odpowiednie przekazy w telewizji i internecie „programuje” Masy. Nie jest to ani tak drastyczne, ani… - chwilę zastanowił się nad słowem - … tak skuteczne. Bez wątpienia sprawdzają się w prostych pracach. Albo na polu walki, gdzie na komendę równiutko wykonują rozkaz, ale przyznasz chyba, że w zadaniach takich jak nasze brakuje im polotu
Maurice poklepał przyjaźnie ramię w pancerzu kończąc swoją wypowiedź.
Cowell nie zareagował na gest i mogłoby się nawet wydawać, iż ledwo co zauważył jego zaistnienie... lub może po prostu go nie obchodził.
- Wolę trenowanie wojskowe i doświadczanie przez potrzeby na polu walki. - odparł - Nie gładkie sztuczki NWO czy programowanie wszystkiego, jakie oferuje Iteracja, jednocześnie wykorzystując cię jako niewolniczą siłę roboczą.
- Wiesz, że oni mogą zgrać całe twoje doświadczenie bojowe i zapisać je w głowie kogokolwiek z nich? - podpytał Maurice cofając rękę.
- Jaki jest nasz cel przebywania w tym konstrukcje?
- Mogą spróbować. -
mężczyzna w zbroi wzruszył ramionami. - Co do pytania, musisz grzecznie przedstawić się Comptrollerowi Konstruktu, zakładam, że są tu też twoi, którzy zostali przydzieleni do nadzoru nad tobą.
Maurice pokiwał głową i ruszył środkiem korytarza w kierunku, który obrali przed wypuszczeniem „mrówek”. Nie próbował wbić się między programowanych ludzi. Czuł, że mógłby naruszyć algorytm ich poruszania. Czuł też, że zużył sporo baterii na obronę we furgonetce. Bez sensu było angażować teraz jego SI w celu oceny statystycznej poprawności szeregów i znalezienia miejsca dla niego.
- Nie traćmy więc czasu - powiedział w końcu Maurice, a okiem zerkał na lewą dolną krawędź wyświetlacza siatkówkowego.
Wyświetlacz poinformował Maurice'a, iż teraz jest równa 20:15, a w okolicy nie stwierdzono zaburzeń czasu.
- Od jak dawna ją masz? - zapytał nagle inżynier próżni, prowadząc dalej agenta, dokładnie w kierunku, w którym szli ci ludzie.
Tym razem to było silniejsze od Ackera. Rozejrzał się za wilczycą. Zagryzł zęby, bo wiedział, że może to przypłacić życiem, albo co najmniej obowiązkowym leczeniem psychiatrycznym.
- SI? - zapytał - od dwóch przydziałów. Będzie w sumie pięć i pół roku. Jakoś tak.
SI zbombardowała wyświetlacz siatkówkowy dokładnym wskazaniem wspólnie spędzonego czasu. Co do sekundy.
- Dobrze się czujesz? - zadał pytanie Cowell - Wyglądasz na zestresowanego.
Wilczycy nigdzie nie widział.
- Ciężko powiedzieć. Trzepnąłem się prądem. Obudziłem się w konstrukcie Iteracji. To dość dużo jak na jeden dzień - skłamał Acker.
- To teraz będzie jeszcze gorzej. - Cowell wzruszył ramionami - Komptroller Manufactum jest równie ciepły co maszyny tutaj pracujące... choć to chyba nic bardzo zaskakującego. - poklepał Maurice'a po ramieniu - Nie wódź tylko wzrokiem po pomieszczeniu jak lunatyk, a nie powinni zrobić z ciebie kolejnego HitMarka.
- Dzięki. Postaram się zapamiętać. Iteracja planuje szeroko zakrojoną ofensywę? - Maurice nieco się uspokoił. Rozglądał się dopiero gdy upewnił się, że Cowell nie patrzy.
- To już wiem, że sobie z nim nie pożartuję.
- Raczej bym o defensywie myślał, jak dziwnie to nie brzmi. A żarty z Komptrollerem... Nie wiem. Pewnie i tak na nie nie zareaguje.


***


Przejście przez halę produkcyjną, do której zmierzali ci ludzie, było surrealistycznym doznaniem.
Maurice mijał stanowiska pracy, które były po prostu miejscami przy taśmie produkcyjnej, zajmowanymi przez przymusowych pracowników. Każdy z nich wykonywał swoje zadanie w podobnym tempie co jego koledzy. Nudne zadanie, które zwykle widział Maurice jako wykonywane przez zaprogramowaną maszynę.
Monotonia tego miejsca była wręcz przytłaczająca.
Acker widział czasem znudzenie na twarzach, czasem to było nieme pogodzenie się z sytuacją. Nigdy nie było w tym żywej reakcji. Nikt z nikim nie rozmawiał, niektórzy wydawali się obawiać, gdy dwaj technokraci przechodzili obok. Jakby przerażał ich sam fakt możliwej interakcji.
Nie było w okolicy żadnych strażników. Nikogo, kto by nadzorował. Jedynie wszechobecne kamery oraz głośniki nadające czasami komunikaty równie porywcze, co zapisy w instrukcjach. Czasami zwracano się do danej osoby, numeru, gdy jego produktywność spadła. Gdy wykazał choćby chęć rozmowy.
Gdy wykazał choć widmo ludzkich potrzeb.

***


Nieopisane doznanie hali produkcyjnej pozostało za dwoma technokratami. Pozostawili za sobą jednostajny dźwięk pracy maszyn, aby dotrzeć do miejsca, które z zasady powinno być bardziej żywe.
Maurice jednak mógł wątpić, czy po takim treningu jaki widział, ktokolwiek byłby ludzki.
Większość mijanych osób była okryta białymi fartuchami laboratornymi, niektórzy jedynie spieszyli z dokumentami do zamkniętych pomieszczeń odgrodzonych przezroczystymi ścianami.
Cowell nazwał ich "pomocnikami".
Wszystkie te pokoje wydawały się takie same, zero indywidualnej nuty.

W końcu Inżynier Próżni skręcił do jednego z nich.

W środku przed stołem konstrukcyjnym, na którym leżały części jakiejś protezy ręki, stał prawie na baczność jeden z Iteratorów, o numerze na plakietce 00111110101010001. Był równie łysy co większość z tych technokratów, ale nie był jednocześnie ubrany w biały fartuch. Wyglądał bardziej jak jeden z naukowców terenowych, ciągle w biegu, a jego ubranie przypominało uniform nadzorcy grupy w fabryce. Szary, nieciekawy kombinezon z białą naszywką z numerem.
Przy stole stał jeden z tych naukowców w fartuchu, tłumaczący specyfikację leżących na stole części.Zamilkł wręcz od razu, gdy tylko 00111110101010001 zwrócił głowę w stronę nowoprzybyłych technokratów wlepiając badawcze spojrzenie w Maurice'a... który w jego oczach zobaczył poblask czerwonego światła.
Agent Nowego Porządku spojrzał na Cowella. Nie chciał wyręczać swojego towarzysza w kulturalnym przedstawieniu wszystkich rozmówców.
Cowell spojrzał z lekkim wyrzutem na Maurice'a, jakby wcale nie chciał mówić z tym Iteratorem.
- Maurice Acker z Nowego Światowego Porządku. Sprowadzony wedle rozkazów. - odezwał się mimo niechęci.
Iterator stał bez drgnięcia dłuższą chwilę obserwując Ackera... jakby szukając niedoskonałości.
- Widzę, że NWO lubi pozbywać się niewygody rękoma Iteracji. - zwrócił się do Maurice'a, przesuwając bliżej i prawie nastając na wyraźnie spiętą Lunę - Desmond Wright. - dodał flegmatycznie - Komptroller tego Konstruktu.
- Miło mi poznać. Myślałem, że wszyscy w Unii już przywykli do tego, że NWO co tylko może robi cudzymi rękami -
Acker delikatnie się uśmiechnął.
- Niestety. - odparł Komptroller bez cienia uśmiechu - Miałem nadzieję jednak, że wykażą się na tyle taktem, aby nie traktować tej placówki jak obozu karnego czy jednostki naprawczej.
- Cóż… przejdźmy do konkretów. Jak mogę poprawić to kiepskie wrażenie? Do czego mogę wam się przydać?

Komptroller zerknął na leżące na stole części, a Cowell w tym momencie skrzywił się mimochodem, a Desmond bez zbędnej pauzy zapytał, nie odsuwając wzroku od części.
- Słyszałem, że posiadasz w sobie trochę ulepszeń…
- Różnie można interpretować “trochę” - powiedział z lekkim skrzywieniem. - Część to zwykłe protezy. W walce z Dewiantem rzeczywistości straciłem obie nogi i prawą rękę. - Acker przerwał czekając na reakcję.
- Co prócz protez? - zapytał Desmond taksując wzrokiem Maurice'a.
- Moduł sztucznej inteligencji. Moduł komunikacyjny. Proteza ręki jest pokryta silikonem z jonami różnych pierwiastków. Rozszerza to postrzeganie zmysłu dotyku o dokładny odczyt temperatury czy rzeczy niewyczuwalne dla Mas jak na przykład promieniowanie. Moduł siatkówkowy działający jak wyświetlacz z opcją dostosowania spektrum widzenia wedle potrzeb. Moduł głosowy z analizą zachowań społecznych.
Wymieniał szybko i konkretnie. Celowo nie wymienił żadnego z implantów bojowych. Coś mu podpowiadało, że za chwilę mógł się znaleźć na stole obok protezy ręki.
Desmond podszedł do Maurice'a na wręcz intymną odległość, jednocześnie wpatrując się w jego oczy.
- Moduł do sprawdzenia. Możliwe defekty. Uszkodzenie fizyczne? Może. Trzeba i resztę sprawdzić…
- Możliwe. Na razie musiałbym je naładować. Wskazania mogą być niewłaściwe ze względu na niski poziom energii. - Próbował się wyłgać Maurice.
- Zajmiemy się tym, zajmiemy... Wolisz teraz czy musisz się przygotować?
Maurice spojrzał na Cowella. Potem znów na Desmonda.
- Panowie, widzę macie tu wyraźny kryzys dowodzenia. Wbrew temu co mogliście pomyśleć moduł sztucznej inteligencji nie ma przykryć mojej naturalnej głupoty. Desmond, wie pan dobrze, że nie przysłali mnie tu jako worek części zamiennych dla tej bandy powtarzalnych pracowników. Stoimy tu i tracimy czas. Od początku. Od mojego przypłynięcia. Jakie wy macie pojęcie o organizacji? W drodze na miejsce spotkania powinienem już dostać szczegółowe wytyczne. Zamiast tego wesoła zabawa w szturchanie się w ciężarówce. Jak chcemy posprawdzać kto ma większego, to po robocie. Niby ja tu jestem za karę, ale to wy się tak zachowujecie jakby to była jakaś zsyłka. Skoro w okolicy macie deviantów, to należy podejmować działania w celu ich oznaczenia i skatalogowania informacji.
Maurice sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki po swoje ciemne okulary. W tym czasie SI podsuwała mu kolejne potencjalne argumenty w dyskusji.
- Nawet jeżeli znaleźlibyście czas na przeglądanie zawartości moich implantów, to wiecie przecież, że większość mam od siedmiu, a kilka od pięciu lat. Nikt szybciej nie nauczy się ich obsługiwać równie skutecznie. Czy będziecie w stanie je skopiować? Może. Za parę lat. Panie Desmond, co jest z tą doskonale skalkulowaną Iteracją X o której słyszałem? Nagle zarządzanie czasem padło? Rozleniwiliście się i obrastacie tłuszczykiem na granicy Unii? Skończcie te zabawy w podchody i kolejne godziny prowadzania mnie po fabrykach i przejdźcie do rzeczy. Jakie macie ustalenia? Co wiecie? I co planujecie, poza zupełnie niepotrzebnym i czasochłonnym grzebaniem w moim ciele?
Po wywodzie założył okulary, a SI automatycznie rozjaśniła mu spektrum widzenia.

Drugi obecny w pokoju iterator zerknął na mówiącego Maurice'a, który dostrzegł, że Cowell nie czuje się bardzo dobrze, słysząc przemowę.
Desmond natomiast nie poruszył się ani nie zmienił wyrazu twarzy.

Maurice zdążył ledwo zakończyć swoją przemowę, ledwo przysunął okulary do twarzy, gdy poczuł powoli ogarniającą jego nogi i mechaniczną rękę słabość, która od razu zwróciła jego uwagę na to, co się tak naprawdę dzieje.
Jego systemy w kończynach musiały zacząć być wyłączane.

Siatkówkowy wyświetlacz zamrugał hudem z wizerunkiem ludzkiego ciała i czerwonymi obszarami w miejscu wszczepów. SI potwierdzała to co Maurice czuł już w sztywniejących palcach.

Mrugający wykrzyknik nie poprawiał sprawy. Pieprzona Iteracja prowadziła na niego atak wirusowy. Próbowała go zhakować.

- Nie - jęknął. Natomiast SI wykonywała już niewypowiedziane komendy wzmocnienia firewalla.

Uniósł lewą rękę i wycelował palec wskazujący w drugiego z Iteratorów. Zagryzł zęby. Cokolwiek chciał powiedzieć to seria zasypujących go komunikatów wyraźnie mu to utrudniła.

Czerwone oznaczenia nóg zmieniły się w czarne na wyświetlaczu. Nogi i prawa ręka przestały funkcjonować. Ciało Maurica nie mając jak utrzymać równowagi opadło na podłogę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline