| Biuro Wywiadu - Sokół 1, zgłoś. Sokół 1, zgłoś! - wywoływał Law, tracąc nerwy. Nie dostał jednak żadnej odpowiedzi. Cisza w eterze przytłaczała i przynosiła same najgorsze myśli. - Co jest grane? - zapytał zaaferowany Mortz, nadal dopinając spodnie, kiedy wyszedł z łazienki. Szósty zmysł a może zwyczajnie usłyszał wołania Japończyka. - Oddział w Old Jamestown nadał komunikat, że potrzebują ewakuacji, a teraz nie odpowiadają - odparł Law, podnosząc wzrok na starego wojaka. - Cholera, jaka jest ich ostatnia pozycja? - dopytywał dowódca zbrojnych, dochodząc do monitora skanera, na którym ten sprawdzał geolokalizację drużyny zwiadowczej. - Wygląda na to, że zapakowali się do furgonetki i już mieli wracać, ale coś ich powstrzymało. Wcześniej meldowali o obecności podrażniających chemikaliów na terenie fabryki. Może... może zasłabli albo zostali zaatakowani - odpowiadał Japończyk.
Zigfrid nie odezwał się od razu, zastanawiając się nad czymś w skupieniu. - Mówisz, że jakieś chemikalia? Szlag, mogli się czegoś tam nawdychać. Nie byli przed tym zabezpieczeni - mruknął poirytowany żołdak. - Mamy do dyspozycji jeszcze jedną furgonetkę w bazie. Możemy wysłać pomoc - zaproponował Law. - Wywołam Fausta i Blacka. Będą gotowi za pięć minut. - Ja w tym czasie skontaktuję się z biologicznym. Ich kierownik jest teraz na misji, ale ktoś z nich powinien wiedzieć, jak postępować w przypadku zatruć chemicznych - odparł w pośpiechu Law. - Poślij ich od razu do garażu. Będę już czekał w furgonetce z chłopakami - rzucił „Amadeo” i nie czekając na odpowiedź, ruszył do drzwi, przykładając palce do ucha.
Law w tym czasie próbował skontaktować się z Wydziałem Biologicznym. Plując sobie w brodę, że ich kierownik była właśnie na misji, próbował wywołać kogokolwiek, kto był gotowy ruszyć na udzielenie pomocy. Sklep Chena - Napiję się, jeśli faktycznie nie macie nic innego - westchnął Ruben, jednak zaraz się uśmiechnął.
Wraz z Leną zwiedzał później dobytek Chena, przyglądając się składowanym okazom i nie mając zielonego pojęcia, z jakich stworzeń one pochodzą albo do czego służą. Oglądanie szybko mu się znudziło, ale starał się dotrzymać towarzystwa Lenie.
Ta z kolei była w swoim świecie, co zresztą nie ukrywała. Z pełną fascynacją wpatrywała się w każdy okaz nie mogą opisać swojego zachwycenia. Przez chwilę Grahamowi zrobiło się głupio, że nie może umożliwić Lenie wyniesienie tego wszystkiego. - No dobrze, musimy na coś się zdecydować - upomniał w końcu czarnoskóry technik, zatrzymując Lenę. - Tylko... tylko co? - zapytała, wyraźnie zawiedziona, że będą musieli podjąć decyzję. - Właściwie to nie wiem... Myślę, że chłopakom ze zbrojnego przydałoby się coś do ratowania ich skóry. Może jakieś wzmocnione pancerze? Albo lepsze apteczki bojowe? To na pewno zwiększyłoby ich przeżycie w terenie - zastanawiał się na głos. - A co z... sektoidami? - zapytała nieśmiało kierowniczka Działu Naukowego. - Co z nimi? - Mamy informacje, że w czasie inwazji jednostki nazywane przez nas sektoidami używały do walki mocy... psychicznych. - Czego? - zapytał skonsternowany Ruben. - No siły umysłu. By zadawać obrażenia lub zwiększać odporność własnych jednostek - wytłumaczyła naukowiec. - I co, myślisz, że byłabyś w stanie to odtworzyć? - W czasie inwazji podobno niektórzy operatorzy X-COM przechodzili terapie, których skutkiem było zwiększenie ich zdolności psychicznych. Nie mówię, że jestem w stanie to zrobić, może nie od razu... ale chyba możemy spróbować? - odparła pytanie, spoglądając prosząco na Grahama. Chociaż to ona była wyższa stopniem, zdawała się na osąd technika ze skanu. - Umm... No chyba ostatecznie wszystko, co nam ma pomóc jest dobre, nie? - odpowiedział, na co kobieta uśmiechnęła się szeroko. - Tylko najpierw dogadajmy się na barter - zagadał Yonga. - Przyjmujecie broń? Możliwe, że mamy trochę broni na zbyciu. Ewentualnie może potrzebujecie w czymś pomocy? Jesteśmy bardzo obrotnym... zespołem badawczym. Potrafimy załatwić pewne rzeczy i rozwiązać niektóre problemy, jeśli wiecie, co mam na myśli.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |