Głosy okazały się być – przynajmniej na razie – tylko głosami. Ten zamek żył. Żyli też jego mieszkańcy, ale Leonard chciał to zmienić, przynajmniej w kilku przypadkach. Na szczęście dwóch mężczyzn, szlachcic i ten zwany Bernhardtem dołączyli do niego. Geldmann skinął głową i przekazał kuszę wysoko urodzonemu.
- Wejdę do jego komnaty i zostawię drzwi otwarte. Spróbuję go wystawić na strzał. Dwa strzały z takiej odległości powinny załatwić sprawę. Jeśli nie – położył dłoń na sztylecie za paskiem – dobiję go.
Poczekał, aż obaj naciągną cięciwy i nałożą bełty, potem zapukał do drzwi i pchnął je.
- Paniczu Kurcie? Lokaj skierował mnie tutaj.
Wszedł ostrożnie do środka.