Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2019, 22:00   #24
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Nie minęło długo od przybycia Odysa i Dominika, nim na miejscu pojawił się Morris z ich technokratycznym więźniem. Hermetyk trzymał iteratora za ramię... choć bardziej wyglądało to, jakby trzymał rękę na jego ramieniu w przyjacielskim geście. Sam Joyce wyglądał na kogoś po bliskim spotkaniu z czymś twardym, jakby przewrócił się na chodnik. Morris natomiast zachowywał twardo nieporuszony wyraz twarzy, ale Odys widział jak delikatnie przechyla się na bok, jakby go chronił, a dłoń go zakrywająca temu świadczyła.
Niemniej cholernik chyba był zadowolony.
- Obyło się bez przygód - Odys przywitał się z nimi z przekąsem.
- Powiedzmy. - Morris posadził Joyce'a, od ściany, a sam powoli usiadł obok niego - Próbował nawiać w kierunku swoich... póki ci nie zaczęli strzelać do niego. Może nie wiedzieli kogo widzą.
- Wiedzieli - Odys uśmiechnął się pod nosem - to maszyny, logika nie zna pojęcia swój czy wróg, tylko rachunek strat. Zapewne komputery wyliczyły prawdopodobieństwo czy to nasz drogi towarzysz, na podstawie tego wykalkulowały maksymalna siłę ostrzału nie powodującą całkowitego zniszczenia zadanego wcześniej procentu informacji. Jeśli Joyce miałby pecha mogliby nawet stwierdzić, że dwadzieścia procent mózgu można odstrzelić jeśli uznają, że reszta wartościowych danych jest do odtworzenia. Oczywiście wcześniej zapewne przekalkulowali, iż pewniej i bezpieczniej jest go po prostu spacyfikować niż przejmować pokojowo. To Maszyna - wzruszył ramionami i zagryzł zamówionego kilka chwil wcześniej, jeszcze ciepłego philly cheese steaka.
- Dobre kanapki tutaj mają - stwierdził mimowolnie - my mieliśmy miłą pogawędkę telefoniczną. Takie obwąchiwanie się, trochę ostrzeżeń… Typowe rozmowy z technokratami. Masz pozdrowienia Joyce - spojrzał na cyborga z uśmiechem.
Joyce jedynie spojrzał na Odysa z wrogością okraszaną strachem. Jak zapędzony w kąt dziki zwierz.
- Zamówiłeś z krewetkami? - Morris zapytał z rozbawieniem.
- O co chodzi z tymi krewetkami? - zainteresował się drugi hermetyk.
- Zapłaciłem dług Morrisa kilkoma tonami tego smakołyku - Odys wyjaśnił pogodnie - od tej pory nie może mi tego zapomnieć. Widzisz, przestroga aby nie płacić cudzych długów - zaśmiał się lekko - dobrze panowie, dopóki nie wróciła reszta, mamy małą przerwę w zebraniu. Dominiku, jakbyś mógł streść nieco dokładniej Morrisowi naszą podróż. Ja…
Chórzysta wziął w jedną rękę nagryzioną kanapę i herbatę wstaąc z miejsca.
- Chodź Joyce, przycupniemy sobie gdzieś z boku.
- Odys zabiera cię na Odyseję. - zakpił Morris przepuszczając Joyce'a. Technokrata bardzo niechętnie, z wyraźnym wahaniem podążył, gdzie chciał mistrz Chóru.

***

Odys usiadł na przeciwko Joyce’a w miejscu oddalonym od Dominika i Morrisa, lecz w dalszym ciągu będąc w zasięgu wzroku. Pozwolił technokracie wygodnie się rozsiąść zanim się odezwał.
- Jak się trzymasz chłopie?
Joyce spojrzał nieufnie, jednak postanowił zachować milczenie. Odys pokręcił głową.
- Możesz myśleć o mnie dużo rzeczy, ale zakoduj sobie jeden fakt. Ja nie jestem twoim wrogiem. Może mi się nie podobać co robi Unia, mogę mieć uwagę do twoich poglądów, ale dla mnie jesteś po prostu człowiekiem który splotem parszywych wypadków stał się naszym więźniem którego nie mamy sposobu uwolnić. Temu… - chórzysta przegryzł jedzenie - nie mam interesu czynić twego życia niewygodnym, a wprost przeciwnie. Milczenie tego nie ułatwi. Pewnie chce ci się pić i jeść. Zamówić ci coś?
- Macie sposób. Po prostu mnie puśćcie i po sprawie. - odezwał się powoli iterator.
- A Ty nas wydasz i wszyscy zaczniemy wąchać kwiatki od spodu. Nawet gdybyś nie chciał tego zrobić, w co szczerze wątpię, to wycisnęli z ciebie tyle ile się da. Jest też sprawa prywatna, Tradycje powiesiłby mnie za jaja gdybym cię od razu wypuścił. Ale faktycznie, co do tego, masz świętą rację, najlepszym rozwiązaniem byłoby cię ostatecznie wypuścić, myślę o tym jak dokonać niemożliwego od początku gdy cię otrzymaliśmy - Odys napił się herbaty - tylko to trudne. W idealnym świecie chciałbym abyśmy rozstali się po przyjacielsku. Myślałem aby po prostu, po wszystkim wyjechać do Ameryki i cię tam wypuścić, my zdążymy się ulotnić, podamy sobie dłoń i tak się skończy ta opowieść. Ale to długa perspektywa jak widzisz.
- Nie wierzę ci. - twardo stwierdził Joyce - Raz okłamałeś. Zaatakowałeś bez powodu i uszkodziłeś ponad miarę. Nie zaufam w najmniejszym stopniu więcej.
- Kiedy zaatakowałem cię bez powodu - Odys podniósł brew zaskoczony.
- Przed tym, jak zacząłeś uszkadzać moje systemy.
- Przepraszam za niedopatrzenie - chórzysta powiedział szczerze - i że tego ci nie wyjaśniłem. Pycha kroczy przed upadkiem - dociął sam sobie - z góry uznałem sytuację za jasną. Wyczułem próby nawiązania łączności z twej strony. Jeśli mówisz, iż nie miałeś nic z tym wspólnego, w takim wypadku albo zadziałała automatyka w tobie albo chybiłem kompletnie i łączność pochodziła z dala. Na przyszłość, po prostu pytaj. Nie obrażę się na jakiekolwiek pytanie, jeśli czegoś nie będę mógł ci powiedzieć, to po prostu powiem to i zapewne wyjaśnię czemu, a jeśli będę, dowiesz się. Oszczędzi nam to sporo nieporozumień - uśmiechnął się.
- Nie próbowałem przy dwóch dewiantach nawiązać łączności. - stwierdził wprost - Może automatycznie po wyjściu z więzienia nastąpiła próba wysłania pustego raportu, jako że od długiego czasu żaden wysłany nie został. - stwierdził - Mówiłem ci, że nanoboty w szpiku są odpowiedzialne za naprawę uszkodzeń. Teraz każde złamanie, a niestety same osłony nie dają całkowitej ochrony, leczy się w sposób powolny, czasem niekompletny.
- Wiem, to była trudna decyzja. Dobrze wiesz, że nanoboty to bardzo uniwersalne narzędzie, mogłeś nimi doprowadzić do sporo cierpienia siebie i nas. Jeśli nastąpią poważniejsze problemy, użyjemy naszych sztuk, jeśli oczywiście się nie boisz. To nie była zaczepka - Odys zrobił przedostatni gryz kanapki - tylko uwaga techniczna. Sądzę, iż uczciwych informacji o dewiantach za dużo u was nie ma, masz prawo podejmować złe decyzje na podstawie niekompletnych informacji.
- Nigdy nie byłeś w Unii, prawda? - zapytał znając najwyraźniej odpowiedź - W takim razie nie możesz zakładać czy nasze informacje są kompletne czy nie. I nie, nie boję się. Po prostu brzydzę, a jednocześnie wiem, że nie mam wyboru, gdy postanowicie inaczej.
- Ależ informacje Unii są zadziwiająco kompletne - Odys uśmiechnął się lekko - kto wie czy nawet nie lepsze niż nasze, bardziej usystematyzowane i pieczołowicie przechowywane. Niestety, stosujecie dużo bardziej hierarchiczny model dostępu do prawdy. Dobrze o tym wiesz i zapewne akceptowałeś, każdy ma swe miejsce, widzi to co niżej, ale dostrzega tylko piętro wyżej. U nas jest nieco bardziej chaotycznie ale powszechniej. Spierać się możemy czy wiedza sama w sobie jest dobrem. Osobiście nie sądzę, ale długo mi zajęło do tego dojście - powiedział cierpko - masz jednak pole manewru o sobie. Jeśli stwierdzisz, że wolisz żyć ze złamaną nogą, wątpię abym posunął się dalej niż rozmowa z tobą.
Przebudzony skończył kanapkę i popił, dając technokracie chwilę na przemyślenie słów..
- Powiedz, jak cię traktował Morris? To chciałbym usłyszeć w pierwszej kolejności, w drugiej twoją relację z waszej ucieczki. Jak sam widzisz, nie wszyscy podchodzą niestety bez zbędnych uprzedzeń do ciebie. Moim zadaniem jest też cię chronić i temperować niektóre zapędy, jeśli się poskarżysz.
- Morrisowi chyba sprawiało jakąś satysfakcję widzieć niewygodę fizyczną i psychiczną technokraty. Szczególnie drugą. Z uszkodzonymi systemami bywa różnie na tym polu. Potrafią bez powodu zacząć szwankować, wysyłać błędne informacje poznawcze, źle aktualne rozszyfrowywać i w wyniku otrzymuje się niekompletne dane dotyczące zachowania, które czasem nie sposób na szybko rozszyfrować.
- Domyśliłem się. Jeśli chodzi o fizyczną niewygodę, zgłaszaj to od razu, będę miał argumenty jeśli ktoś nie dostosuje. Niestety, satysfakcja… Nie jesteś głupi, znasz powody. Od tak dawna Tradycje są przegrane w tej wojnie, wielu magów zostało przez was kompletnie skopanych, iż budzi się w nich syndrom odwetu lub po prostu niezdrowej radości. Niestety, wszyscy jesteśmy ludźmi. Jak wiesz, nawet gdyby chcieli, nie wszyscy nadają się do Unii.
- A ja jestem przecież członkiem tej odczłowieczonej maszyny Iteracji, który jest równie co zwykły automat, przeznaczony do kopnięcia, gdy można w ten sposób zabrać z niego bonusową colę.
- Dla mnie jesteś w pierwszej kolejności człowiekiem. Postaraj się aby też inni tak patrzyli, w gruncie rzeczy do dla Tradycji naturalne, wyrośliśmy z indywidualizmu. To jak z tą ucieczką?
- Morris w pewnym momencie przestał skupiać się na mnie, a zaczął bardziej na odnalezieniu drogi, gdzie nie zostaniemy zatrzymani, i tę sekundę wykorzystałem na wyrwanie się z jego straży. - odpowiedział - Musieli uznać, że to on się ma zamiar zbliżyć, więc automatycznie otworzyli ogień.
- Albo zrobili to na podstawie jaką przedstawiłem uprzednio - Odys spojrzał dociekliwie na Joyce - z rannym wolniej Morrisowi by się uciekało, więc pewnie zostawiłby lub sam wpadł przez to. Ale to zostawiam pod twoją rozwagę, sam wiesz ile u was maszyny, a ile kumpelskiich przysług. Mówiłem, że cię pozdrawiają. Być może przekazuję ci teraz jakiś tajny kod zamiast imienia, moja strata - Brian Bailey. Technicznie rzecz biorąc, raczej nie tyle pozdrowił co po prostu wspomniał o tobie. Znacie się? Uprzedzam, nie wymuszam zeznań, jeść dostaniesz i tak, możesz wcześniej - uśmiechnął się.
- Nie jest to żadna z osób, które bym znał. - spojrzał w stół - Co o mnie wspomniał?
- Zanim zasugerował abyśmy się wynosili, zapytał czemu tutaj jesteśmy. Powiedziałem, że na zaproszenie. Od razu zapytał z pewną ironią jak sądzę, czy nie na twoje.
- A czemu tutaj jesteście? I po co wam ja? - zapytał wprost patrząc na Odysa.
- Szczerze to liczyłem, iż coś podsłuchasz z naszego zebrania - Odys powiedział poważnie - nie musiałbym świecić oczami przed resztą, że takie rzeczy wyjawiam. No trudno, nic spekatukarnego. Rada nam cię dała, gdyż stwierdzili, iż będziesz przydatny w mieście. Przy czym był to podarek którego nie można było odrzucić, trochę kukułcze jajo. Nie było tak, iż szukałem jakiegoś uprowadzonego technokraty aby bawić się w więzienie. Powód… Ogólny, wojna wstąpienia. Prawda, że nic odkrywczego? Oczywiście, zawsze są dodatkowe tropy, ale tego ci nie wyjawię, bo i jeszcze nasi nie są do końca wprowadzeni, a i ja sam nie jestem pewny co jest tak naprawdę ważne.
Odys chwilę zastanawiał się.
- Miałeś swoje przypuszczenia?
- Informacje. Więcej informacji, chociaż mnie wasi na wszystkie strony przecisnęli przez sito przesłuchań i tortur. - skrzywił się - Wydaje mi się, że w końcu już sami wiedzieli, iż nic więcej nie wycisną. Po prostu dalej robili to samo, bo mogli. Mówili czasem, że w Mecha pewnie jest gorzej... skąd mam wiedzieć? Nigdy tam nie byłem, nawet być nie próbowałem. Nie wiem nic więcej prócz tego, że takie miejsce jest. - warknął słabo.
- W końcu posunęli się nawet i do tego, że we śnie nie dawali mi wytchnienia, męcząc wykreowanymi przez siebie marami…
- Wszyscy jesteśmy umoczeni w tej wojnie - Odys powiedział ze smutkiem - chcesz mnie o coś zapytać zanim wrócimy do reszty?
Joyce westchnął.
- Naprawdę dostanę coś do jedzenia i picia?
Odys zaśmiał się.
- Nie coś, tylko wybierz sobie co lubisz.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline