| Gniewne słowa w momencie przerodziły się w czyny, a bohaterowie byli pierwszymi, którzy je podjęli.
Obie grupy miały na tyle doświadczenia, że wiedziały, iż zwycięstwo będzie należało nie do tych, którzy będą w stanie zadać jak najwięcej ran przeciwnikowi, lecz do tych, którzy wykluczą z gry jak najwięcej pionków wroga.
Andraste ze swymi skrzypcami w pogotowiu, zaintonowała pieśń, która zmroziła serca części wrogów i zasiała ziarno nadnaturalnego strachu w ich umysłach. Część zbrojnych dosiadających koni porzuciło swe włócznie, a kilka wierzchowców aż stanęło dęba, prychając i rzucając łbami na boki. W następnej chwili sojusznicy stojący blisko eladrinki poczuli krzepiąca obecność, która dodała im animuszu.
Widząc jakie spustoszenie uczyniło zaklęcie jego kochanki, Rashad jedynie uśmiechnął się paskudnie i zanim prawdopodobny przywódca pościgu zdążył zareagować, wojownik posłał w jego stronę cztery strzały, z których trzy dosięgły celu. Zaskoczony dowódca bandy, obezwładniony magicznym strachem i poważnie ranny, mógł jedynie spiąć konia i rzucić się do ucieczki.
Przeciwnicy jednak wreszcie również dołączyli do walki. Inny wyższy rangą przeciwnik sam rozpoczął inkantację zaklęcia i w jednej chwili śmiałków otoczyło pole magicznej ciszy. Mag chciał tym zapewne przeszkodzić czaromiotom w korzystaniu ze swych magicznych sztuczek, lecz nie przewidział, że starszy gnom znajdzie rozwiązanie na ten problem.
Orryn wyciągnął przed siebie różdżkę i jedynie samymi gestami, bez użycia słów sprawił, że przy łotrach na moment pojawił się wirujący, wielokolorowy obraz, który w następnej chwili zniknął pozostawiając dwóch mężczyzn w turbanach i dwóch zamaskowanych dziwnie chwiejących się i patrzących w dal. Zaklęcie przerwało tym samym koncentrację maga i bohaterowie znów mogli słyszeć, co się wokół nich działo.
- Ardeshir do cholery, łap za tą swoją przeklętą glewię! Potrzebujemy pomocy! - ponaglenie Nadala rozbrzmiało głośno w uszach śmiałków, którzy dopiero co wyszli ze strefy ciszy.
Strzały znów zaczęły przecinać powietrze, teraz już jednak w obu kierunkach. Część z nich trafiała swe cele, inne zaś głucho zagłębiały się głęboko w piasku. Pilnujący koni napastników wojownik, widząc że jeden z ich przywódców został oczarowany, prędko podbiegł do niego i potrząsnął, starając się wyrwać z objęć zaklęcia.
Widząc to Tet, który odzyskał wreszcie swą laskę, również mógł dołączyć do potyczki. Podobnie do bardki wybrał zaklęcie, którego celem było wywołanie potwornego strachu w przeciwnikach. Dwóch strzelców upuściło swe łuki, włócznia innego upadła na ziemię, gdy fala przerażenia przeszyła ciała wrogów.
Drugi z pozostałych w walce dowódców jeźdźców, potrząśnięty przez kompana, wyrwał się spod wpływu zaklęcia. Sam wykonał zaś w powietrzu serię tajemnych gestów, których magia odebrała chwilowo wzrok Andraste, sam zaś mag skorzystał z okazji by schować się za stojącymi obok wierzchowcami.
Kolejna fala magicznej energii przeszła przez pole walki, gdy Yasumrae wzniosła błagalną modlitwę o zesłanie błogosławieństwa dla swych kompanów. Andraste, Rashad i Ardeshir poczuli jak przepływa przez nich łaska kociej bogini.
W tym czasie inna kocia sylwetka pomknęła w stronę wąwozu. Potężne kocie łapy i szybkość pozwoliły Naveedowi bez najmniejszych kłopotów przeskoczyć przeszkodę, wbić się potężnymi szczękami w kark jednego z koni i rozerwać mu szyję ostrymi pazurami. Zwierze padło bez życia na ziemię, zrzucając tym samym jeźdźca ze swego grzbietu.
Pozbawiona wzroku Andraste nie straciła zimnej krwi i rozpoczęła kontratak. Wyszeptane zaklęcie poniesione zostało rozgrzanym pustynnym powietrzem prosto do uszu czaromiota, który rzucił na nią zaklęcie. Umysł wroga częściowo odparł moc czaru, lecz magia i tak pozostawiła po sobie pewne obrażenia.
Akram natomiast poszedł w ślady Naveeda i biorąc spory rozpęd również przeskoczył przez wąwóz, a dwa dobrze wymierzone ciosy jego wielkiego miecza wystarczyły, by położyć trupem jednego z adwersarzy.
Rashad nie zwracał uwagi na nikogo innego poza dowódcą ich prześladowców, którego już wcześniej obrał sobie za cel. Dwie kolejne strzały wypuszczone z jego łuku pomknęły w stronę oddalającego się jeźdźca i strąciły jego martwe ciało prosto w piasek na ziemi. Równie celny okazał się promień mrozu wystrzelony przez Orryna w stronę maga, odpowiedzialnego za oślepienie Andraste. Magiczny chłód nie tylko uszkodził tkanki przeciwnika, ale równie skutecznie spowolnił jego ruchy.
Ardeshir również zdecydował wreszcie dołączyć do walki i podążył w ślad za swym kotem przeskakując nad wąwozem. Poprawiając uchwyt na swej glewii i nasączając ją nieziemską energią pochodzącą z potężnej mocy jego wiary, prawie przeciął na pół czaromiota, który wcześniej rzucił sferę magicznej ciszy na bohaterów.
Gdy wokół wciąż panował istny chaos lecących strzał i opadających ostrzy, mag yuan-ti wystąpił do przodu, wyciągając przed siebie dłoń. Promienie słońca rozpraszały się migotliwie w trzymanym przez Teta diamencie, gdy ten wypowiadał magiczną formułę. Trzaskająca kula energii pomknęła w stronę ostatniego wrogiego czarodzieja, lecz tym razem nekromancie nie udało wycelować dość precyzyjnie i pocisk uderzył w ziemię z głośnym grzmotem. Nagły hałas spowodował, że cztery niepilnowane przez nikogo konie spłoszyły się i poczęły uciekać.
Wciąż zmrożony zaklęciem czarodziej najeźdźców wykorzystał zamieszanie i pokuśtykał w stronę jednego z niespłoszonych wierzchowców i z trudem wspiął się na jego grzbiet. Przedtem jednak z jego dłoni wyleciały trzy magiczne pociski, lecąc prosto w starającą się mu przeszkodzić sowę Orryna, strącając ją na ziemię.
Ciesząc się z myśli, że chociaż jemu uda się uciec, czarodziej nie zwrócił uwagi na to, że Roshan wycelował w niego ze swej ręcznej kuszy. Idealnie wymierzony strzał trafił przeciwnika między łopatki i ostatni z wrogich dowódców padł martwy.
Andraste w międzyczasie posłała kolejny magiczny szept, który wywołał potworne katusze w umyśle jednego z przeciwników i wymusił na nim jak najszybszą ucieczkę od źródła bólu. Ciału Eladrinki udało się również wreszcie oprzeć działaniu trapiącego ją czaru i światło ponownie wróciło do jej oczu.
Widząc, że wszyscy ich dowódcy zostali pokonani, wrodzy wojownicy, wciąż jeszcze pod wpływem magicznego strachu, byli więcej niż gotowi, by wziąć nogi za pas i jak najszybciej oddalić się od tych potworów o humanoidalnych sylwetkach.
-Weźmy któregoś żywcem! - rozniósł się donośnie krzyk Rashada.
W gorączce walki jednak nie wszystkim udało się powstrzymać przed zadaniem ostatecznego ciosu. Chwilę po tym gdy wykrzyczał te słowa, jeden z przeciwników padł właśnie, ugodzony wypuszczoną przez szlachcica strzałą. Kolejny zbir padł, gdy jego serce przestało bić, zmrożone zaklęciem Orryna. Jeszcze inny został wręcz rozszarpany na strzępy przez ostre kły i pazury Naveed’a.
Roshan zachował jednak trzeźwość umysłu i zamiast atakować bezpośrednio najbliższego wrogiego wojownika, posłał idealnie wymierzony bełt prosto w czaszkę jego wierzchowca. Zwierze padło martwe, zrzucając z grzbietu jeźdźca, do którego szybko dobiegł Akram, starając się go ogłuszyć płazem miecza i poprawiając mocnym uderzeniem nie zabandażowanej pięści.
Wszystko nagle ucichło. Wzbite w powietrze w trakcie krwawej walki chmury piachu i kurzu powoli opadały na ziemię usłaną ciałami przeciwników. Jedynymi dźwiękami, które można było usłyszeć, były szybkie oddechy zmęczonych bohaterów i cichy odgłos galopujących koni, uciekających w kierunku Dumatat.
Ostatnio edytowane przez Koime : 15-12-2019 o 13:09.
|