Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2019, 14:00   #238
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Mervin przestawił się na tryb zadaniowy. Pracował tak, jakby od najbliższych kilkudziesięciu minut zależało jego życie. Czuł się też odpowiedzialny za współtowarzysza. Obecność Mariana pomagała zachować kondycję zmysłów i umożliwiała rozmowę. Nie był zdany wyłącznie na obcość Zony. Samotność w dalszej perspektywie oznaczałaby niemal nieuchronną śmierć. Nie wierzył, iż cud w Strefie, jakim był niegdyś samodzielny powrót Nicka Nortona za mur, mógłby zdarzyć się jeszcze raz...

Materiały nie były dostępne, trzeba było ich szukać na pobojowisku i wszechobecnym bałaganie. Cieszył się niezmiernie, że szczęśliwie znaleziona reklamowa płyta mogła stanowić konkretny zalążek i zarazem najważniejszy element przyszłej konstrukcji. Owoc jego pracy przedstawiał "na oko" mizerną wartość i wyglądał jak tratwa jakiegoś kloszarda. Zdawało się, że powinna spektakularnie zatonąć pod ciężarem obu mężczyzn. Jednakże, co było miłym zaskoczeniem, mimo lekkich przechyłów i niestabilności, pozwalała, aby kontynuować wędrówkę wodnym szlakiem, w jaki zamienił się zalany tunel.

Zanurzyli się w mrok, witani tylko poświatą tajemniczych organizmów unoszących się w toni i światłem bijącym od świec. Woda wyglądała jak iluminacja w hotelowym basenie. Nikłe światło pomagało w sterowaniu "tratwą", a zaiste była to trudna sztuka. Na początku Mervin co chwila drapał improwizowanym wiosłem po ścianach. Boki pływaka kilka razy ocierały się o betonowe ściany, zanim opanował umiejętność prowadzenia tratewki środkiem wąskiego kanału, na tyle, że nie zagrażała im spektakularna kąpiel. Mięśnie cierpły, kręgosłup dokuczał, ponieważ nie sposób było zmienić niewygodnej, zgarbionej pozycji. Dodatkowo stres i nerwy powodowały usztywnienie ciała. Niepewnie zagłębiali się w czeluść, która pochłaniała ich z każdym przebytym yardem. Jak na złość światło wodnych organizmów zaczynało blaknąć, a w końcu zniknęło zupełnie. Skutecznie ograniczyło widoczność i przegląd sytuacji. Wilgrainesowi wydawało się, że Strefa z łatwością ich obserwuje, czyha na bezbronnych wędrowców, a oni niemal jak ślepcy pakują się w pułapkę. Ciszę przerywał sapiący oddech i odgłosy niemożliwe do sklasyfikowania. Chlupot mógł być równocześnie mlaskaniem, kapanie stawało się coraz bardziej irytujące. Najlżejsze potrącenie ściany wydawało głuchy łoskot, niosący się echem, lecz nie było to w żadnym razie przyjazne echo z górskiej doliny. Oddźwięk, który docierał do uszu był przepoczwarzony, straszny, zdradliwy i bulgoczący. Wysiłek by zachować spokój i opanowanie sprawił, że czoło Anglika zrosiło się potem. Miał uczucie jakby przesiąkł cały zatęchłą wodą i wilgocią murów. Mimo że kombinezon chronił go od przemoknięcia, kończyny przeszywało zimno i zawilgocenie. Nie miał jak odwrócić się do Mariana, wyczuwał tylko jego obecność. Gdyby Polak zsunął się z tratwy, niechybnie obaj zaliczyliby kąpiel.

Nagle biolog skonstatował, że coś się zmieniło. Uniósł pręt do góry i zawinął nim w powietrzu, nie napotykając oporu. Musieli wpłynąć na jakąś stację. Do wcześniejszych odgłosów dołączyło niezrozumiałe podszeptywanie czy też.. zwykły szelest? Miał jeszcze świeżo w pamięci upiorne cienie z mostu. A z tyłu głowy strefową zasadę, że w jednej chwili może na nich spaść śmiertelne niebezpieczeństwo. Delikatnie przybił do ściany, starając się zachować ciszę. Nadpalone świece nie dawały już wiele światła, tylko migotliwy płomyk. Nie pozwalał on w żadnym stopniu ocenić otoczenia, wiedział jedynie, że znajdowali się na zalanych torach. Te szmery nie budziły pozytywnych skojarzeń, ale mogły być wynikiem położenia stacji i dochodzić z korytarzy. To przecież normalne zjawisko na dworcach i ciągach komunikacyjnych...

Wilgraines miał świadomość, iż obaj potrzebowali chwili odpoczynku. Przysłowiowego rozprostowania kości, prostego posiłku, może chwili snu. Lecz ostrożność była tutaj dla niego priorytetem. Wziął w dłoń jedną ze świec, chcąc zorientować się jak wysoki jest peron i czy możliwe jest bezpieczne wejście na platformę? Rekonesans stacji nie zaszkodziłby w dalszej podróży. Dodatkowo może udałoby się znaleźć coś przydatnego? W obecnej sytuacji nawet strzępy informacji mogły okazać się bezcenne...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 15-12-2019 o 16:16.
Deszatie jest offline