Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2019, 14:40   #55
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Kiedy chmury wzniesionego piasku zdążyły już opaść, Andraste podeszła do miejsca gdzie upadła sakiewka z pieniędzmi, którą rzuciła do jednego z prześladowców. Podniosła ją, po czym spojrzała w kierunku nieruchomego ciała owego mężczyzny.
- Trzeba było wziąć te pieniądze i wracać do miasta. - szepnęła oschle pod nosem i ruszyła w kierunku towarzyszy.
- Żeby z powodu jednego nieporozumienia zrobił się taki cyrk. Ciekawe ilu jeszcze za nami poślą. - rzuciła zirytowana podchodząc do reszty.
- Co planujemy zrobić z tą gnidą? - wskazała smyczkiem na pojmanego mężczyznę.
- Trzeba ją przesłuchać - wzruszył ramionami czarodziej podjeżdżąjąc bliżej jeńca na swoim mule - Sądzę, że wojownicy będą w stanie wycisnąć z niego dostatecznie dużo informacji dlaczego nas zaatakowali. Zdaje się, że ich motywy z grubsza są znane. Ja zajmę się przeszukaniem ciał tych, którzy posługiwali się mocą mistyczną - Orryn skierował muła w odpowiednią stronę - W razie czego, dajcie znać gdyby były jakieś problemy. Muszę na powrót przywołać moją sowę, bo hultaje odesłali mi mojego chowańca...zaraza by to! - czarodziej udał się na przeszukiwanie czarodziejów-bandytów, przeklinając pod nosem i złorzecząc
Tet podążał za swoim tymczasowym “opiekunem”, a ożywieńcze sługi powoli sunęły za nekromantą.
- Szkoda, że musiało skończyć się to tak... tragicznie - skomentował, gdy gnom pochylał się nad zwłokami maga - Kto wie, czego mogliśmy się od nich dowiedzieć. Pracowałem kiedyś nad zaklęciem, niestety z niewielkim powodzeniem, które pozwala rozmawiać ze zmarłymi. Jest to bardziej domena kleryków, niż magii tajemnej. Być może kapłanka Bastet będzie pod tym względem bardziej chętna do współpracy... A skoro już o niej mowa, pragnąłbym nadrobić szkody wśród moich sług. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko Mistrzu Orrynie? - zapytał Yuan-ti, podając jednocześnie gnomowi laskę - Przypuszczam również, iż pragniesz zachować kostur na dalsze przechowanie?
Orryn obejrzał się na boki, sprawdzając czy reszta towarzyszy zajmuje się nimi, po czym upewniwszy się, że zostali na moment sami, potrząsnął głową - zatrzymaj ją jeszcze na moment. A ciała...cóż, to tylko puste skorupy. Ich dusze odeszły. pewne szczepy moich kuzynów pozwalają, aby doczesne szczątki ich towarzyszy zostawały tam, gdzie zmarły. Niektóre zaś, chowają zmarłych pod grzybami…- spojrzał na Yuan-ti - Bez komentarza - uśmiechnął się - Zwyczaje pogrzebowe Makarydyjczyków nie są moją domeną, i tu bardziej biegła byłaby pewnie Andraste, jako znawczyni lokalnych mitów i zabobonów, a może i innych ludowych mądrości. Albo nasza kocia kapłanka - wzruszył ramionami sugerując, że los zwłok jest mu najzupełniej obojętny.
Wspomniana kapłanka Bastet w międzyczasie miała pełne łapy roboty. Wpierw użyła swej magii by uleczyć ranę od strzały, którą w trakcie potyczki odniósł Ardeshir. Następnie rozpoczęła obchód po polu bitwy, przenosząc ciała martwych zbirów w jedno miejsce.

Akram zaś zajęty był pętaniem liną jedynego ocalałego jeźdźca. Nieprzytomny wojownik leżał bez ruchu z paskudną raną głowy i podbitym okiem. Był też blady, zupełnie jakby część sił witalnych została z niego wyssana.


Nadal upewniwszy się u Kuseda i Ramada, że z tragarzami oraz wielbłądami wszystko w porządku, skierował swe kroki w stronę Rashada i Andraste.
- Narobiliście sobie potężnych wrogów. Nigdy wcześniej nie widziałem, by za kimś wysyłano tak duży oddział łowców.
- Ja dalej twierdzę, że nic nie zrobiliśmy. To było nieporozumienie, zresztą mówiłam już jak było. - naburmuszyła się bardka. - Tak, w ogóle kto mógł ich przysłać za nami?
- Wiem że nic nie zrobiliście. To był oddział specjalizujący się w porywaniu ludzi. Roshan zauważył, że ktoś obserwował nas już przy bramie. Musieli być wysłani przez tamtych trzech, którym się spodobaliście. Dzięki temu przynajmniej uzyskaliśmy niespodziewane informacje. Jeśli wierzyć ich słowom, sułtan odszedł z tego świata.
-Czy jeśli jego wysokość rzeczywiście zakończył swój żywot, to nasza misja nie jest w tej sytuacji nieważna?- spytała bardka.
Nadal pokręcił głową, po czym odwrócił wzrok w kierunku Nul Agbar. Stał tak przez chwilę w milczeniu.
- Mieliśmy nadzieję, że przeżyje jeszcze trochę dłużej. Śmierć sułtana była nieunikniona. Klątwa trawiła jego ciało zbyt długo, by nawet jej zdjęcie mogło mu pomóc. Cała ta wyprawa ma na celu ochronę Skarbu Makarydii.
Rashad, który w międzyczasie pozbierał kilka ze swoich strzał, z zadowoloną z siebie miną wrócił do Andraste, nagle obejmując ją dominującym gestem w pasie i całując gwałtownie, dając upust krążącej w nim po walce adrenalinie. Eladrinka początkowo była zaskoczona nagłym pocałunkiem wojownika, nie spodziewała się tak ekspresyjnego okazania uczucia na chwilę po ledwo co zakończonej walce. Po chwili jednak odwzajemniła pocałunek, pozwalając mężczyźnie dać upust targającym nim emocjom.
-Widzisz moja piękna, tamten czarownik był bezczelny i mocny w gadaniu, ale jak przyszło co do czego, to nawet nie zdążył czmychnąć zanim go strzałami nie naszpikowałem. A wszystko to przez twoją urodę, pewnie dlatego nas ścigali….- Stwierdził z zawadiackim uśmiechem.
- Tak… eladrinka ze skrzypcami to najwyraźniej chodliwy towar na tutejszym rynku. - odpowiedziała mu z podobnym do jego uśmiechem, jednak po chwili jej mina spoważniała.
- Fakt, ta walka nie była jakaś ciężka, martwi mnie tylko, że chyba stworzyliśmy sobie nowego wroga, a nawet nie wiemy kim on jest… No i informacja o sułtanie, też nie napawa optymizmem.
Rashad westchnął i radość zniknęła z jego twarzy….pokręcił głową, odsuwając od siebie myśl jak przyjemnie byłoby zaciągnąć bardkę do namiotu i zedrzeć z niej szaty…. misja była najważniejsza i na niej musiał się skupić… a wieści były ponure.
-Tak jak mówiłem, rozumiem, że wykonujemy rozkazy Wielkiego Wezyra….mniemam, że musimy teraz dostarczyć artefakt jemu i dziedziczce Sułtana. -Odparł już poważnym tonem.
- Na to wygląda. - przytaknęła, widząc jednak, że jej wcześniejsze słowa starły triumfalny uśmiech z twarzy wojownika, postanowiła spróbować mu go przywrócić.
- Swoją drogą teraz pewnie do księżniczki adoratorzy będą bić drzwiami i oknami. Nie ustawisz się w kolejce? - zażartowała z zawadiackim uśmiechem, jednocześnie rzucając kątem oka na rozmawiających mistrza Orryna i Yuan-Ti.
- Wężowy chłopak chyba faktycznie okazał się godny zaufania, przynajmniej na razie… No i Mistrz Orryn chyba ma nowego kolegę. Dwóch dziwaków… to znaczy, uczonych zawsze znajdzie wspólny język.
- Słyszałem to! - mruknął głośno Orryn pochylony nad ciałem jednego z zabitych czarowników - Acha Rashadzie...jak mogłeś tak zmarnować okazję… - Orryn kręcił głową wyciągając jakiś przedmiot z kieszeni czarownika, podniósł go do góry, po czym z mruknięciem wyrzucił za siebie, najwyraźniej uznając go za jakiś nieistotny śmieć.
Słowa Andraste, jak to w sumie u bardki można było się spodziewać, przywróciły u Rashada lepszy nastrój….
- A chciałabyś się ze mną dzielić z księżniczką? - zaśmiał się.
- A co do nekromanty, po tym co uczynił nam ten zdrajca Farshid, nie jestem w stanie mu do końca zaufać, ale na razie jest przydatny. Nasza humorzasta kocia kapłanka miała chyba na niego rzucić jakieś zaklęcie sprawdzające intencje? -Podniósł brew.
- Niektóre jej rytuały wymagają przygotowań, pewnie zrobi to podczas postoju. - stwierdziła elfka. - A co do dzielenia się, no to patrz faktycznie nie pomyślałam o tym. Ja ogólnie nie lubię się dzielić. Jestem jedynaczką, rodzina trochę mnie rozpuściła. - zaśmiała się lekko, jednocześnie w głębi duszy zastanawiając się czy aby na pewno dalej ma kontrolę nad ich relacją i czy nie pozwala za bardzo jej się rozwijać.
Gdy skończyli mówić zauważyli, że Nadal patrzy na nich szeroko otwartymi oczami, zaciskając i otwierając pięści.
- Skąd wy…? Widać los sam zaczyna łączyć nasze ścieżki w niezrozumiały sposób. Pozwólcie więc, że podzielę się z wami resztą historii i dalszą częścią planu. - wziął głęboki oddech po czym kontynuował - Sułtan rzeczywiście wiedział, że nieubłaganie zbliża się jego koniec, ale czy kochający ojciec może opuścić świat żywych pozostawiając swe jedyne dziecko w niebezpieczeństwie? Klątwa nadal trwa i przepowiada, że wraz ze śmiercią Murafaty zniknie cała jego linia krwi. Każde z jego dzieci umarło, gdy tylko skończyło osiemnasty rok życia. Mina ma teraz siedemnaście lat. Ona… różni się od reszty. Różni się od swego ojca. Martwi się o zwykłych mieszkańców i chce zmienić obecną Makarydię. Była osobiście uczona pod okiem Wezyra i wyrosła na roztropną władczynię. Kobieta jednak nie może objąć władzy po sułtanie. Reszta wezyrów wie o tym i pewnie będzie chciała czym prędzej się jej pozbyć i przejąć kraj dla siebie. Wezyr Khusebek uznał, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli po śmierci ojca znajdzie małżonka szlachetnej krwi i wraz z nim obejmie rządy w kraju. I wtedy pojawiłeś się ty…
Oczy kapitana na chwilę zwęziły się niebezpiecznie.
- Gdy tylko zgodziłeś się wziąć udział w misji Wielki Wezyr zauważył potencjalne korzyści. Spojrzał w twoje serce i rozpoznał, że jesteś szlachetny. Jego plan zakładał rozwiązanie korzystne dla obu stron. Pojmiesz księżniczkę za żonę i sam zostaniesz sułtanem. Wezyrowie powinni zadowolić się takim rozwiązaniem z uwagi na twoje dziedzictwo i twój... potencjał. Wraz z rozpoczęciem twojego panowania, Makarydia będzie mogła zacząć rościć sobie prawa również do pogrążonego w kryzysie Varudżystanu. Nasz plan jest inny. Po wyzwoleniu twej ojczyzny, pomóż nam proszę obsadzić Minę na tronie, jako prawowitą władczynię Makarydii, sam zaś będziesz mógł powrócić do Varudżystanu i zająć należne ci miejsce na tronie. - po wypowiedzeniu tych słów skłonił się - W międzyczasie oddaję dowodzenie tą wyprawą tobie… mój sułtanie.
Andraste, która w trakcie opowiadania sięgnęła po bukłak z wodą, o mało nie zakrztusiła się słysząc tą informację.
- Że co?! - rzuciła z jednoczesnym zdziwieniem i niedowierzaniem, spoglądając to raz na jednego, raz na drugiego.
- No, nareszcie gadasz jak człowiek Nadalu. O tej okazji myślałem przez cały czas, jak tylko zaczęliśmy tą wędrówkę. Właściwie...Rashad ma wszystkie niezbędne przymioty. Nie wiem, czy będzie dobrym sułtanem, ale jako mąż chyba się sprawdzi. Nic mu tam nie dolega, mam nadzieję? - Orryn zagadnął Andraste jak gdyby nigdy nic.
- Nie narzekam. - rzuciła krótko i bez emocji, wciąż zdziwiona i najwyraźniej nie do końca zadowolona z obrotu sytuacji.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline