Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2019, 21:28   #213
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zwiadowcy, których zebrał Grimm wymknęli się ze wsi wczesnym rankiem. Przez resztę nocy, po zniszczeniu kościanej katapulty, Farigoule przeżywało chwile spokoju. Ożywieńcy odpuścili, nie niepokojąc mieszkańców. Ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że była to cisza przed burzą…

We wsi rozpoczęły się przygotowania do ewakuacji. Mimo, że w Farigoule obecni byli i Hector Brioche i Alain Gascoigne, to Cecil uzurpował sobie prawo do organizacji wyjazdu. Przechwalał się przy tym niepomiernie, jak to pod jego czujnym okiem oblężone w Graghenstone zastępy Broedwicka Ponurego wydostały się z matni i zaszły wrogie wojska od tyłu, zadając im sromotną klęskę. Oczywiście na gadaniu Albiończyka się kończyło, bo nijak nie umiał zorganizować czegokolwiek, a raczej przeszkadzał niż pomagał. Na szczęście Gwen, która wzięła sobie do pomocy dwie nastolatki - radziły sobie doskonale. Herr Rache zajął się organizacją wyjazdu rannych i niedomagających, zapewniając im wygodne miejsca na dostępnych we wsi wozach. Miejsca na nich było niewiele, a o to co zbywało wieśniacy wciąż prowadzili kłótnie i spory. Udało się zorganizować kilka dwukółek, które ludzie mogli sami ciągnąć. Poza tym były taczki i wózki, ale i tak można było zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wielu z mieszkańców Farigoule ze łzami w oczach zostawiało mające sentymentalne znaczenie pamiątki. Zostawał też dobytek całego życia, a gwarancji, że pozostanie w całości nie było. Podobnie jak pewności, że sami chłopi wrócą żywi do swojej wsi.

Tymczasem zwiad dziarsko maszerował w kierunku farmy Vernoisów. Gospodarstwo leżało na szlaku łączącym Farigoule z domniemanym miejscem, w które biły błyskawice. Szli tak szybko, jak pozwalały krasnoludzkie nogi, ale to Caspar, nienawykły do długich marszów najbardziej narzekał i opóźniał pochód.

Podczas jednego z wymuszonych przez młodego adepta postojów, już spory kawałek za opuszczonym gospodarstwem, kiedy wszyscy łapali drugi oddech i lustrowali okolicę, wydarzyło się coś. Gdzieś w miejsce u stóp Frugelhornu, z jasnego nieba uderzyła błyskawica. Chwilę potem do uszu awanturników dotarł huk gromu, a zaraz potem jasne niebo rozciął kolejny piorun.
 
xeper jest offline