Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2019, 23:24   #242
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe zmrużył oczy.
Jego pierwszą myślą było - wystrzelać frajerów.
Jednak.... tu była strefa. Pewnie nic mu to nie da, lub jedynie sprowadzi coś gorszego. Joe wzruszył zrezygnowany ramionami.

Powoli zaczął się wycofywać. Po cichu i ostrożnie.
Liczył na to, że stworki wrócą do siebie do domku. Może go nie zauważą, i będzie dobrze... albo i nie, bo kiedy w strefie cokolwiek "było dobrze"?

Krok za krokiem, powoli, by nie sprowokować dziwnych stworzeń. Joe zaciskał palce dookoła chłodnych rękojeści swoich ciężkich pistoletów. To dodawało trochę otuchy. Trochę pewności, że będzie dobrze. Trzymało strach z dala.

Joe przemieszczał się w stronę otworu, który z daleka wyglądał jak wyjście. Zbliżając się okazało się, że to klatka schodowa, prowadząca na górę.
Joe nie widział innego wyjścia, ruszył zatem powoli w górę schodów. Mrok zgęstniał momentalnie. Blade światło z dołu, już nie sięgało tak daleko.
Joe znalazł poręcz i wspinał się praktycznie na ślepo. Stawiając ostrożny krok za krokiem. Zagryzał zęby, za każdym razem, gdy nadepnął na grudę tynku, który chrzęścił zgniatany pod jego butem.
Poręcz była chyba z gumy, a stopnie wyższe niż zwykłe... i chyba - tak, były metalowe. Kiedyś zapewne były to ruchome schody. Bóg jeden wiedział, od jak dawna stały martwe w grobowych ciemnościach.
Powoli, Joe sunął wzdłuż poręczy w górę. Jego oddech przyśpieszył. Denerwował się.

Nasłuchiwał pisków z dołu, ale wydawało się, że stworki postanowiły mu odpuścić. Joe im w duchu podziękował za tą odrobinę łaski.

Gdy już wszedł wyżej wyciągnął jeden z swoich lightsticków i zapalił go.
Blade światło nie sięgało daleko. Potwierdziła się poprzednia obserwacja, definitywnie kiedyś były to ruchome schody.

Joe rozejrzał się dookoła. Obdrapane i zawilgocone tynki odpadały częściowo z ściany i sufitu nad nim.
Nie znalazł jednak nic ciekawego.
Ruszył zatem dalej, aż doszedł do końca schodów. Przed nim rozciągało się coś dużego, światło nie sięgało daleko, oświetlało jedynie najbliższą podłogę, ozdobioną tu i ówdzie różnym śmieciem.

Joe uniósł nieco rękę z światłem, lecz nie potrafił dostrzec sufitu. Przez to miał uczucie, jakby wchodził do gigantycznej jaskini. Nie widział sufitu ani ścian, lecz mrok wydawał się napierać na niego z każdej strony. Wątłe światło jedynie z trudem stawiało opór żarłocznej ciemności.
Dreszcz przeszedł przez kręgosłup. To na pewno z zimna - wmawiał sobie Joe.

Mężczyzna zrobił niepewny krok na przód, potem drugi.
Obejrzał się jeszcze raz za siebie. Piski przycichły już. Choć wydawało się mu, że nadal potrafi je wyłapać, gdzieś tam w oddali na dole.
Joe zastanawiał się przez chwilę, czy stworki go nie zauważyły, puściły dobrowolnie, a może... może wlazł na teren czegoś groźniejszego, i te małe poczwary bały się iść za nim?
Pokrzepiająca myśl, nie ma co, brawo Joe. Jeszcze jakieś przemyślenia ku pokrzepieniu serc? hmm?


Joe ruszył do przodu. Nic innego mu po prostu nie pozostawało.
Zanurzył się w morze ciemności, jedynie z małym bladym źródłem światła.

Co rusz napotykał na coś.... a to jakieś porzucone bagaże, a to rozbite szkło, chrzęszczące niebezpiecznie głośno pod butami.
Przeszedł przez coś co wyglądało jak sklep z ubraniami, lecz ktoś pościągał wszystkie ciuchy z wieszaków... Joe przywitały puste regały i przewrócone kosze...

Potem z mroku wyłoniła się ściana monitorów. Wznosiła się majestatycznie w górę, ginąc gdzieś w odmętach gęstej ciemności.
Monitory były oczywiście martwe... kilka z nich było strzaskanych, a pod nimi podłogę zdobiły kolorowe fragmenty plastiku i szkła.

Joe zatrzymał się przy nich na chwilę. Starał się oddychać jak najciszej. Miał wrażenie, że coś obserwuje go z mroku. Czuł czyjeś spojrzenie na plecach.
Zamknął na chwilę oczy. - To tylko twoja wyobraźnia - powtarzał sobie. Nie potrafił się jednak powstrzymać. Zerknął przez ramię. Mrok, nieskończona czerń nicości.
Joe przełknął ślinę.

Ruszył dalej. Musiał znaleźć wyjście.
Szukał znaków. Tablic informacyjnych... gdzieś na ziemi powinny być ślaczki dla niewidomych... musiał znaleźć wyjście.
 
Ehran jest offline