Nie wyspała się zbytnio, ale nie odmówiła Grimmowi udania się na zwiad, gdy ten przyszedł o świcie i ją obudził. Zawsze to lepsze, niż siedzenie w wiosce na tyłku, a ze swoimi umiejętnościami mogła się grupie przydać. Poza tym w Farigoule poradzą sobie z ogarnięciem ewakuacji. Zjadła na szybko jakieś proste śniadanie, pozbierała swoje klamoty i wyruszyła z pozostałymi, dzierżąc w dłoniach załadowaną kuszę.
Podczas podróży rozglądała się czujnie po okolicy i miała na baczności, jednak tym razem nic się nie wydarzyło. Nikt ich nie zaatakował, żadne szkielety nie wyskoczyły z krzaków, próbując skrócić ich o głowy. Czyżby to była cisza przed burzą? Sophie coraz bardziej w to wierzyła. Co jakiś czas musieli robić przymusowe postoje, bo Caspar nie nadążał, aż w końcu na jednym z takich ujrzeli przecinającą niebo błyskawicę, usłyszeli huk i po chwili znowu to samo.
- Nie podoba mi się to. Powinniśmy ruszyć jak najszybciej w tamtym kierunku i sprawdzić, co się dzieje - powiedziała do pozostałych, zerkając w stronę, gdzie uderzały pioruny. - Caspar, dasz radę zebrać się w sobie i iść? - Zerknęła na niego przelotnie.
Miała złe przeczucia.