Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2019, 22:40   #37
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Bękart obudził się leżąc na brzuchu na łóżku, w którym spał ostatnim razem. Co oni mu zrobili? Czuł jakiś... ciężar, zmianę, której nie umiał na razie sprecyzować. Nim się poruszył, spróbował zorientować się w otoczeniu. Był nagi, choć czuł, że dół jego ciała okrywa kołdra. Przez na wpół zasłonięte okiennice do pomieszczenia wpadało światło dnia. I to nie był ranek, raczej... popołudnie? Przespał zatem więcej niż pół doby. Ktoś był w pomieszczeniu, spłyszał jego oddech. Jak się okazało - ten ktoś usłyszał też zmianę w jego oddechu.

- Nie ruszaj się - przestrzegł go głos Kaia, który teraz podszedł i ukląkł tak, by Leith mógł go widzieć ze swojej pozycji.
- Jesteś głodny? Mogę cię nakarmić. Tylko masz się nie ruszać, dopóki nie wróci Kira. - Oznajmił młodzieniec.
- Mmm… zawsze jestem głodny. - wyznał mężczyzna. Leith wolał skupić uwagę na jedzeniu niż czymkolwiek co ci degeneraci znów z nim robili…

Kai zjawił się po chwili z miską gulaszu, którego smakowity zapach rozniósł się po całym pomieszczeniu. Chłopak usiadł przed Leithem patrząc na niego z jakąś dziwną radością.
- Będzie super, zobaczysz - zapewnił, wysuwając w kierunku jego ust łyżkę z gorącą strawą.
- Aurora ogłosiła cię wczoraj swoim partnerem. Nieźle się podziało. Nawet Tula, znaczy Księżna była zdziwiona. Myślała, że weźmie cię tylko jako kochanka. Wiesz, to taki mniejszy zaszczyt. Po prostu informacja, że inni mają cię nie tykać i że tylko ona ma prawo korzystać z twojego... pierścienia. Tam na dole. - Kai jakby się zawstydził, ale szybko podjął wątek. - Skoro jesteś jej partnerem, masz teraz prawo przebywać we wszystkich jej włościach i rozkazywać jej służbie oraz korzystać z jej przywilejów dworskich... oczywiście w granicach, które księżniczka zaaprobuje. W każdym razie sporo Szlachetnych uznało to za obrazę, bo jakby nie było, twoja pozycja jest teraz wyższa niż zwykłego dworzanina. Tylko i tak lepiej żebyś uważał na tych z ciemnymi kamieniami, bo... no wiesz, wypadki chodzą po ludziach. Smakuje ci?
Leith ciągle łapał się na tym jak wielu smaków nie znał. W swoim życiu nie jadł takiej rozmaitości co przez ostatnie tygodnie na dworze skrzydlatych. Gulasz, był jedną z tych ciekawych potraw która zrobiona dobrze, sprawiała, że smaki poszczególnych składników były nierozpoznawalne, wszystko zlewało się w jeden bukiet. Było w tym fakcie coś, co oddziaływało na wyobraźnię bękarta, tak jak na przykład mokre plamy które zostawały z ludzi spadających z ogromnych wysokości. Skrzydlaci czasem unosili pojmane ofiary na jakieś absurdalne odległości a potem pozwalali im spaść na dachy domów, drzewa, place. Leith kilkukrotnie mógł obserwować jak taki pechowiec zmieniał się w kałużę, często zabijając przy tym innych nieszczęśników. Wtedy, podobnie jak w pięknie rozgotowanym gulaszu, nie sposób było rozróżnić co jest kto…
- Tak - odpowiedział Leith. Na nieszczęście bękarta, Kai był gadatliwą istotą, skoro więc już musiał mówić, niech przynajmniej będzie z tego jakiś pożytek.
- Kai, ile ty masz lat? albo jeśli chcesz skłamać, po prostu powiedz ile ktoś tak wyglądający powinien mieć lat? - zapytał w trakcie jedzenia.
Chłopak zdziwił się pytaniem, a potem uśmiechnął szeroko, wkładając do ust Leitha kolejną łyżkę strawy.
- Piętnaście. Jestem jednym z dwoje niedorosłych w Księstwie Wiatru. Trochę słabo, ale w przyszłym roku złożę ofiarę w świątyni. Kira mówi, że mam szansę na bursztyn, tylko muszę więcej robić a mniej mówić. Heh. A ty, Leith? Ile masz lat? I jak długo będziesz żył?
- hmm, trzydzieści? czterdzieści? nie wiem dokładnie, nigdy się nad tym nie zastanawiam a nie ma kto dla mnie liczyć. Nie mam pojęcia ile będę żył, po prostu staram się przeżyć każdy kolejny dzień.
- Jaką ofiarę? po co ci bursztyn?
- Tak mało się was rodzi czy po prostu jesteś dzieckiem kogoś stąd?
- No, niestety, nam Skrzydlatym nie jest łatwo spłodzić potomka, dlatego tak bardzo rozpaczamy po śmierci każdego z nas. Z tego powodu też wszyscy są tacy... - Kai wyraźnie szukał słowa - chutliwi. Każdy stosunek to próba przedłużenia naszego gatunku, a zatem czyn chwalebny i dlatego... niewiele jest par monogamicznych. A co do ofiary, w sumie nie wiem czy mogę ci mówić... a czekaj, ty teraz jesteś partnerem księżniczki. To chyba nie mogę ci odmawiać odpowiedzi. Dobra, to słuchaj. - Oczy chłopaka aż błyszczały z ekscytacji, gdy rozpinał koszulę na bladej, ale ładnie wyrzeźbionej piersi, by pokazać Leithowi swój kamień - jasnozielony, tylko odrobinę bardziej nasączony barwą niż ten, który posiadał Bękart. W zależności od tego czy urodziliśmy się w dzień czy w nocy, rytuał przejścia w dorosłość przechodzimy w świątyni przeciwnego bóstwa. Ponieważ są od pewnego czasu problemy ze świątynią Nocy, akuszerki starają się przyjmować porody po zmroku, by ofiara była składana do Ojca Dnia a nie Matki Nocy. Każde z nich bowiem przekazuje nam część swojej mocy - jedno przy narodzinach, drugie po osiągnięciu dorosłości. Ta moc skupia się w naszych kryształach duszy - postukał się po kamieniu na piersi - A co do ofiary, to nie jest nic strasznego. Wystarczy dodać uncję krwi do misy danego bóstwa, a potem tyle samo z niej wypić. Oczywiście, do tego jest cała feta, ale... w czasach wojny, gdy nie zawsze był czas, wystarczył obrządek krwi.
- Mhmm… - Leith dał do zrozumienia, że słucha, w czasie przełykania kolejnej łyżki gulaszu. - czyli jak już napijesz się własnej krwi w tym konkretnym miejscu, o konkretnej porze, to co niby ma się stać? to jakiś rytuał dorosłości, czy coś takiego?
- Nie własnej krwi. W misie jest krew wszystkich, którzy złożyli ofiarę przed tobą... znaczy nie tobą, bo ty nie jesteś skrzydlatym, ale rozumiesz, chodzi o połączenie więzami krwi ze wszystkimi przodkami. To magia w czystej postaci, a krew w misie nigdy nie zastyga!
Kai był tak podekscytowany, że Leith nie miał już wiele okazji do zjedzenia gulaszu, bo łyżka machała raz w jedną, raz w drugą stronę.
W pewnym momencie Bękart usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Nie widział, kto wszedł do pomieszczenia, ale szybko rozpoznał głos uzdrowicielki.
- Dzień dobry, widzę, że się obudziłeś. Jak skrzydła?
Leith obrócił głowę w stronę głosu nie do końca będąc pewien czy pytanie było skierowane właśnie do niego.
- Co mi przykleiliście?
- Wyhodowaliśmy ci nowe skrzydła dzięki plastyczności nghimpi - powiedział z dumą Kai.
- Nie ruszaj się, połączenia nerwów są jeszcze kruche, łatwo je pozrywać - upomniała Bękarta Kira, która zaczęła dotykać czegoś ponad plecami Leitha, co było przymocowane - jak się okazało - na uprzężach do sufitu, przez co mężczyzna nie czuł w pełni ciężaru “nowej” części swojego ciała.
Leith westchnął. Nawet nie mógł odkręcić głowy.
- Długo to potrwa?
- Zaraz zobaczymy...
Uzdrowicielka zajęła się badaniem skrzydeł, których właściciel nawet nie był w stanie dojrzeć. Gnieniegdzie czuł teraz mrowienie, w innych miejscach nawet lekki ból, gdy Kira szczypała powłokę tworu. Po około godzinnym badaniu każdego - zdawałoby się milimetra - nowej części ciała - kobieta orzekła:
- Unerwienie w 75-80%, powinno wystarczyć żeby działały bez magii. Kai, zacznij je odwiązywać. Leith. Ty staraj się utrzymać je w tej pozycji, w której są, nie dawaj im swobodnie opaść, rozumiesz?
Mężczyzna uniósł brew.
- Jak duże to jest? to musi być ciężkie, jeśli nawet dobrze ich nie czuje skąd pewność, że je utrzymam? - bękart widział już oczami wyobraźni jak skrzydła opadają z trzaskiem na ziemię rozrywając przy tym jego plecy w fontannie sikającej dookoła juchy.
- Wszystko zostało wyliczone, rozpiętość jednego skrzydła to około dwa metry na metr dwadzieścia. Płaty rozłożone pomiędzy pięcioma kostnymi elementami. Powinny unieść ciebie i dodatkowo ciężar około dziesięciu, może piętnastu kilo.
- Gdybyś się spasł - zachichotał Kai, odwiązując powoli mocowania.
- Twoje czucie jest jeszcze ograniczone zaklęciem. Asekuruję cię - wytłumaczyła Kira, choć po prawdzie czy cokolwiek jasnego powiedziała niewyedukowanemu robotnikowi?
- Po prostu skup się, żeby trzymać je w górze. Wzorowałem się na twoich poprzednich skrzydłach, po prostu teraz są... zajebiście duże. Dobra, kolejna uprząż, uwaga!
Leith przywołał w myślach odruch jakim kontrolował swoje niedawno odrąbana kończyny. Bękart miał skrzydła od zawsze, to nie było dla niego coś nienaturalnego. Tak naprawdę nienaturalne było ich nie mieć. Jego skrzydła może nie pozwalały mu latać, z uwagi na wielkość, ale były całkowicie ruchomymi organami. Mógł się na nich czołgać jak na rękach czy nogach, mógł nimi machać mógł nawet nimi wybić komuś zęby. Skupił się więc by teraz trzymać skrzydła daleko od podłogi.
- Ostatni uchwyt... trzymają! - obwieścił z wyraźną radością Kai.
- Teraz zwalniam zaklęcie. - Rzekła Kira - Powoli... pomału... jeśli będzie ci za ciężko, mów, zrobimy przerwę. Dobrze, jeszcze trochę...
Leith jednak nie czuł jakby miało być mu za ciężko, wręcz przeciwnie. Czuł się tak, jakby wreszcie ktoś zdjął mu kajdany i miał ogromną ochotę rozprostować się. Jak pomyślał, tak uczynił.

Kai i Kira cofnęli się odruchowo.
- To... wygląda na to, że zyskaliśmy pełną kompatybilność, co nie Kira?
- Niebywałe - szepnęła uzdrowicielka - Jak się czujesz?
Mężczyzna po powstaniu zrobił kilka kroków, najpierw na próbę, zamachał skrzydłami, przyzwyczajając się do zasięgu jaki mogą osiągnąć, założył je do przodu tak by móc przejechać dłonią po ich powierzchni.
Leith spojrzał na Kirę szeroko otwartymi oczami, ze źrenicami tak rozszerzonymi jakby był popełniał jakieś napary z grzybów li inhalacje konopnego dymu. Zastrzygł uszami a jego broda poruszała się przez moment bezdźwięcznie, w czasie gdy jego umysł poszukiwał najlepszej odpowiedzi na postawione pytanie.
- Pełny?
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline