- Jedyne, ale na przyszłość to niegłupie mieć dwa lub trzy wyjścia - druid potwierdził przypuszczenia Jace'a, przepakowując tobołki by w czasie zwiadu nie bujać się po okolicy z całym wyposażeniem na miesiączką wyprawę.
Hannskjald, jeżeli chodziło o zwiad, zdecydowanie nabierał fantazji. Jeszcze przy pozostałych, przed odejściem zagadywał niziołka czy ten mógłby mu w miarę precyzyjnie nakreślić gdzie należałoby szukać wejścia do zbrojowni, gdyby "przypadkiem była okazja tam zajrzeć". Albo po prostu upewnić się wejście nie jest zawalone.
Sam krasnolud dziarsko ruszył z Kharrickiem w stronę fortu - jeszcze za dnia, dopóki było widać na sensowną odległość. Zamierzał oddzielić się niedaleko od fortu, już po rozpędzeniu swojej zwierzęcej czeredki do różnych zadań, i jako sikorka przyjrzeć się ruinom w poszukiwaniu wejścia do podziemia możliwie blisko zbrojowni.
Lawina znikła w zaroślach w poszukiwaniu śladów i zapachów które nie pasowały do otoczenia, dosłownie znikąd pojawił się spory orzeł który wzbił się w niebo i zaczął kołować nad druidem i Kharrickiem, a na koniec u ich nóg pojawiła się wesoło skacząca niematerialna nornica która jak oszalała pognała poprzez drzewa zbadać zawaliska twierdzy i boczne tunele.
Sam krasnolud podróżował w swojej prawdziwej formie tak długo jak było to tylko możliwe, i w ptaka zamienił się dopiero na ostatniej prostej. Czemuż? Bo mógł w ten sposób porozmawiać z Kharrickiem tyci więcej, a w ostatnich dniach rodziło mu się coraz więcej pytań.