Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2019, 10:48   #39
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

O dziwo jednak sił mu nie ubywało - w przeciwieństwie do Aurory, która chyba straciła przytomność, bo była teraz niczym balast na jego ramieniu. Choć jej ciężar bynajmniej nie przekraczał tego, co Bękart musiał nosić w kopalni.

- Dokąd ci tak spieszno, nieznajomy?

Usłyszał w którymś momencie męski głos i dopiero teraz dostrzegł stojącą w cieniu, opierającą się o ścianę postać rudowłosego mężczyzny. Był to skrzydlaty, choć jego twarz szpeciła szrama, przechodząca przez niewidome oko.
[MEDIA]http://s6.ifotos.pl/img/6d7754ee5_qaxrqnx.jpg[/MEDIA]
- Ta suka zemrze i tak. Lepiej ratuj siebie.
- Mmm… mruknął bękart w pewnym sensie przytakująco rejestrując zajmowaną przez nieznajomego pozycję, zawartość jego dłoni oraz akcent, ale nie zatrzymując się nawet. Trzymając Aurorę na rękach zmierzał jedyną drogą ucieczki - to jest wprost na nieznajomego.
Ten obserwowało go ponuro jednym okiem, nie czyniąc jednak nic, by Leithowi przeszkodzić. Bękart czuł jednak, że jest obserwowany i oceniany, a co gorsza... z jakiegoś powodu te oceny musiały wypadać gorzej niż zazwyczaj. Czy to Aurora tak go spowolniała? Spadek tempa nie był może jakiś mocny, ale jednak odczuwalny i przez to irytujący dlań.
Wtem, gdy minął już rudego i przymierzał się, by wylecieć z otworu korytarza, kątem oka zauważył błysk za sobą. Stalowa żyłka wystrzeliła przed niego i zawróciła zaraz, zaciskając się na jego szyi. Leith poczuł jak ciężar przeciwnika na plecach, zwala go z nóg.
Leith wyrzucił ramiona do góry… zarzucając tym samym Aurorę dokładnie za siebie, licząc, że kobieta zwali się tym samym na głowę dla odmiany innemu facetowi.
Tak też się stało. Rudzielec puścił linkę, która jednak wciąż zaciskała się na szyi Bękarta. Nim ten pozbył się jej, obcy stanął ponad ciałem leżącej na ziemi Aurory, ściskając w dłoniach po jednym sztylecie.

- Kim jesteś? Niewolnikiem? Nie mam z tobą zwady. Odejdź. To ostatnie ostrzeżenie - warknął facet, który nie tylko kolorem czupryny, ale i całym swoim zachowaniem przywodził na myśl lisa.
Leith uśmiechnął się, kiwnął głową a potem z całej siły zdzielił mężczyznę linką w twarz. Obcy jednak uchylił się bez najmniejszego problemu, jakby właśnie tego działania się spodziewał. Nie czekając na reakcję, sam zaatakował, pochylając do przodu tułów i wyskakując ponad ciałem księżniczki. Jedno z jego ostrzy wycelowane było prosto w twarz Bękarta, drugie - nieco z tyłu. Znający strategię walki Leith przeczuwał, że to właśnie sztylet w tej drugiej ręce miał wymierzyć decydujące pchnięcie. Nie było jednak czasu na myślenie - koleś był cholernie szybki i zręczny.
Leith był pewien jednej rzeczy: nie ważne jak bardzo szybki mężczyzna był, jego zgryz nie mógł być tak silny jak jego własny. Bękart zdecydował się złapać wycelowane w twarz ostrze w zęby i tam je też zatrzymać. Owszem poharata mu to twarz, usta, ale to jest coś, czego raczej nikt normalny się nie spodziewa.
I nawet niewielu nienormalnych.
Był wszak moment, kiedy Bękart poczuł, że może nie dość szybko złapać ostrze, które zaraz wbije mu się w gardło, jednak... to nie był czas na myślenie, tylko działanie. Wytrenowane ciało nawet w stanie obecnego wyczerpania było silne i posłuszne woli właściciela. Mimo piekącego bólu, rozszarpywanego właśnie kącika ust, Leith przechwycił ostrze zębami. Na moment oczy rudowłosego zrobiły się wielkie, lecz już w następnym uderzeniu serca drugi sztylet pomknął prosto w szyję mężczyzny.
Leith nie miał dłoni. On miał bocheny, toteż kiedy chwytał nawet męskie nadgarstki zazwyczaj zamykał na nich chwyt całkowicie. To miało swoje plusy ale też minusy, ktoś wyjątkowo zręczny mógł na przykład wciąż obrócić uwięzioną dłonią. Ale jak to mówią… świadomość własnych ograniczeń jest możliwością ich przezwyciężenia. Jedna dłoń Leitha wystrzeliła ku ręce trzymającej gryziony sztylet, Leith wbił swoje pazury w zgięcie ramienie mężczyzny zacisnął je na ścięgnie i zaczął rwać. W tym samym czasie bezceremonialnie nabił swoją drugą wielką dłoń na nadlatujący ku własnej szyi sztylet. Ostrze z impetem wbiło się do końca tak, że gdy bękart zacisnął okaleczoną kończynę, jego pazury trzymały część palców napastnika. Bękart postąpił do przodu celując czołem w szczękę skrzydlatego.
Ten jednak jakimś cudem zdążył uskoczyć, porzucając przy tym oba sztylety. Rudzielec potoczył się siłą wybicia w tyłu, za ciało leżącej bezwładnie Aurory i dopiero tam przyklęknął na kolano i chwycił za poranione przez pazury Bękarta przedramię.
Leith naprawdę nie miał na to czasu, wypluł wciąż do tej pory trzymany w zębach sztylet, wolną ręką wyciągnął drugi ze zranionej dłoni. Bękart podniósł jeden z większych mieczy leżących na posadzce i ruszył w stronę skrzydlatego. Chciał go jak najszybciej zarąbać i spadać stąd. W sumie gdyby mógł to po prostu zgarnąłby Aurorę i nie oglądał się za siebie. Tylko jak tu nie oglądać się za siebie jak ma się na ogonie takie rude gówno.
Tamten spojrzał na niego nienawistnie, potem na swoją ranę, potem znów na niego.
- Jeszcze się spotkamy, nieznajomy - mruknął, po czym sam ruszył w kierunku przeciwnym niż księżniczka i jej obrońca.
Leith odprowadził rudzielca wzrokiem, po czym przewrócił oczami. Wszystkie wybory tutaj były złe, chodziło jedynie o ich stopniowanie. Bękart podniósł z posadzki Aurorę i kontynuował pośpieszną ucieczkę. Nie zabijanie rudzielca było złym pomysłem, pozostawianie żywych wrogów zawsze jest. Nie było jednak teraz na to czasu.

Leith złożył księżniczkę w “embrion” i posadził ją na ramieniu z okaleczoną dłonią, sprawniejszą ręką postanowił bowiem przytrzymywać kobietę do siebie. Z tak trzymaną blisko własnego ciała Aurorą, na rozpostartych skrzydłach, bękart rzucił się z górskiego zbocza ku koronom drzew. Mężczyzna nie miał pojęcia ile czasu będzie w stanie lecieć (jeśli w ogóle) więc chciał być stosunkowo blisko gałęzi tak by na nie opaść a nie na nie spaść (nabijając się zapewne na ich szczyty).

Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle i jest w stanie lecieć z księżniczką, choć ta w powietrzu ciążyła mu jakieś dwa razy bardziej, mocno spowalniając i ograniczając manewry. Gdyby teraz rudy dupek chciał ich dopaść, miałby ich widocznych jak na dłoni. Na kolejne szczęście, wszystko wskazywało na to, że starcie z Leithem dało lisiemu napastnikowi do myślenia i ten najwyraźniej się wycofał. Tyle szczęścia...
... zdecydowanie musiało się coś w krótkim czasie spierdolić.
Bękart czuł jak rana w dłoni i ta w kąciku ust pieką go coraz bardziej, a rozchodzący się od nich paraliż jest czymś więcej niż reakcja organizmu. Trucizna? Wszystko na to wskazywało.
- Co się... dzieje? - usłyszał cichy głos księżniczki koło ucha, choć ta nawet się nie poruszyła.
Metaliczny smak własnej krwi w ustach nie był może pożądany, ale przynajmniej znajomy.
- Jestem otruty, zaraz spadniemy i zginiesz. - powiedział rzeczowo starając się lecieć tak długo jak mógł zanim będzie musiał wylądować.
Odpowiedziało mu milczenie.
- Otruł... nas... Pułapka? - usłyszał po dłuższej chwili, jakby Aurora znów się przebudziła.
- Mrr… - z niezadowoleniem mruknął Leith, kobieta nie robiła tego ani trochę prostszym. - ostrze zatrute, chyba. Nic nie mów, trucizna szybciej krąży. - zauważył i szczerze też wolał nic nie mówić. Jeśli nie dolecą do dworu gdzie czary czynią prawdziwe cuda… cóż, nie będzie co na cud liczyć…
Trudno powiedzieć, czy skrzydlata posłuchała go, czy też znów straciła przytomność. Lecieli dalej. Słońce raziło Leitha niemiłosiernie... zaraz, jakie słońce? Przecież dzień był pochmurny...
Nim Bękart zorientował się, poczuł jak traci władzę w skrzydłach na skutek rozprzestrzeniającego się po ciele drętwienia. Nagle on i księżniczka runęli w dół. Spadając prosto w konary rosnących drzew. Może nawet przeżyją ten upadek, choć nie było co liczyć na brak złamań...

Nagle wokół świat zawirował, a Leith poczuł specyficzną woń soli morskiej.
Pach!
Jego ciało i ciało księżniczki wylądowały na ciepłym, rozgrzanym słońcem piasku. Wokół słychać było tylko skrzek mew i szum oceanu... którego bynajmniej nie powinno być na ich trasie.
Leith najpierw starał się wyczuć, czy ma czucie, czy oddycha a jak już to robi to co go boli. spróbował poruszyć ramionami, żeby się podotykać.
Całe jego ciało było sztywne, ale nie pozbawione czucia. Korzystając z ogromnej, wytrenowanej latami siły woli był w stanie zmusić się do ruchu. Choć na pewno nie do lotu.
Bękart oszacował co ma złamane lub/i zwichnięte - o dziwo wszystko zdawało się być na swoim miejscu, dopiero wtedy otworzył i natychmiast przymrużył oczy i rozejrzał się za Aurorą. Księżniczka leżała obok na piasku z puklami włosów, zasłaniającymi częściowo jej skrzącą się od potu twarz, piasek przylepił się do spękanych, rozchylonych w szybkich, płytkich oddechach warg. Miała gorączkę, była nieprzytomna, ale poza raną zadaną sztyletem w bok - wydawała się nie mieć innych zewnętrznych obrażeń.
Leith może nie jawił się postronnemu obserwatorowi takowym, jednak dziwić nikogo nie powinno iż bękart znał się dość dobrze na anatomii. Mężczyzna był w stanie wymacać czy księżniczka nie ma jednak jakiś złamań, zauważyłby też obrzęki.

Leith zbliżył twarz do rany w boku Aurory, powąchał, obejrzał, wsadził palca. Splunął kilkukrotnie po czym zdecydował się wyssać i wyczyścić językiem okolice urazu. Gdzieś w pobliżu była niby woda, ale w tym momencie mężczyzna całkowicie nie ufał otaczającej go scenerii. Na ile był przekonany, to równie dobrze mogła być jakaś plugawa magia skrzydlatych.
Czy zbliżanie ust do zatrutej rany było dobrym pomysłem? Choć Leith starał się wypluwać posokę księżniczki, czuł jak z każdą chwilą słabnie. Może to jednak nie był dobry pomysł, może powinien wpierw zadbać o siebie?
Znów mocny rozbłysk słońca oślepił go, a świat stracił kierunki. Jak przez mgłę Bękart usłyszał zatrwożony głos Aurory:
- Leeeith...

- Leeeeeith... gdzie jesteś Leeeeith. Dorwę cię. Wypruję z ciebie flaki i zrobię sobie z nich korale. No chodź tu bękarci pomiocie. Lepiej przyjdź po dobroci, bo jak cię znajdę...

Wspomnienie z dzieciństwa płynnie przeszło w kolejną scenę. Tym razem zobaczył czarny, ogromny kocioł. Wielki, mogący pomieścić nawet kilku ludzi pojemnik posiadał jakąś groźną aurę, od której strach - prawdziwy strach przeszywał Leitha na wskroś.
- Leeeeith... Leeeeeeith - przyzywał go jakiś niezidentyfikowany głos.
Znów zatonął w chaotycznych wizjach, jakby balansował na granicy szaleństwa. I tylko oczy - jasne, pozbawione źrenic oczy raz po raz ściągały go z powrotem, dawały mu siłę, by walczyć. Nic więcej, żadnych słów, twarzy, tylko te oczy...

- Leeeeith?
Tym razem głos księżniczki nie był pełen trwogi, lecz pytający, badawczy. Mężczyzna z trudem otworzył oczy. Na moment, bo po chwili znów musiał je zamknąć. Zobaczył jednak wychudzoną twarz Aurory, która leżała obok. Po chwili uświadomił też sobie, że przyjemne ciepło, które czuł, pochodziło od jej przytulonego doń ciała.
- Słyszysz mnie Leith?
- Mhm - przytaknął mężczyzna. Po chwili znów otworzył oczy rozglądając się sięgając wzrokiem ponad osobę księżniczki.
Byli obecnie w jakiejś obcej, małej chatce, czy raczej szałasie. Na środku którego znajdowało się wygaszone palenisko z niewielki - nie przypominającym ten ze snów - kociołkiem. Nie było tu w zasadzie żadnych sprzętów nie licząc prowizorycznego stolika i dwóch pieńków przy nim. No i był też siennik, na którym leżeli Leith i Aurora oraz podarta peleryna skrzydlatej, służąca im teraz za koc. W pomieszczeniu było ciemno oraz zimno. I tylko bliskość drugiego ciała oraz bariera z peleryny sprawiały, że Bękart nie trząsł się z zimna.
Leith nawet nie komentował scenerii. Jeśli jakieś wyjaśnienia miały przyjść, zapewne przyjdą. Cień był przyjemną odmianą, oczy mężczyzny właśnie się do niego dostosowywały. Bękart zwęził źrenice i badawczo przyjrzał się Aurorze, w tym samym czasie liczył własne oddechy i czuł jak krew okrąża jego ciało, przyjmował do wiadomości jego bieżący stan, zanim się odezwał jeszcze powęszył trochę poruszając nosem i postrzygł uszami nasłuchując.
- Lepiej się czujesz? co teraz?
Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do mroku, mężczyzna dostrzegł lepiej rysy księżniczki, która leżała obok z zamkniętymi oczami.
- Chyba... przeżyjemy oboje. Dałam się podejść. Pułapka zablokowała moją magię, a im bardziej walczyłam, tym więcej jej ze mnie wysysała. Zwykła trucizna zrobiła resztę... gdyby nie ty... - przerwała na chwilę, jakby potrzebując odpoczynku, po czym znów kontynuowała - Kiedy zaczęliśmy spadać ostatkiem mocy wyczarowałam portal. Nie wiedziałam czy... czy ktoś nas goni. Tu jesteśmy bezpieczni. Kiedy zemdlałeś... znalazłam kwiaty mniszka lekarskiego, jakoś... przygotowałam nam wywar. Chyba jest lepiej... zresztą sam mi powiedz. Jak ty się czujesz?
“Bingo!” - pomyślał Leith gdy usłyszał o pułapce blokującej czary. Genialne, wspaniałe… to jest definitywnie coś czym powinien się zainteresować…
Bękart wykrzywił usta w grymasie i natychmiast tego pożałował kiedy rana na twarzy otworzyła się napełniając mu usta strużką własnej krwi.
- Skoro nie umarłem i nie wyję z bólu to za jakiś czas dojdę do siebie. - stwierdził oczywistość nieustannie obserwując otoczenie - jak długo tu jesteśmy? to jest czyjeś schronienie do którego ktoś może wrócić.
Na wychudzonej i zmarniałej twarzy Aurory pojawił się cień uśmiechu.
- Nikt tu nie przyjedzie. To moja samotnia. Nikt nie wiedział o tym miejscu, aż do... teraz. Nie wiem ile tu jesteśmy... dwie doby na pewno, może dłużej. Sama nie jestem pewna ile spałam. Możesz się poruszyć?
- Jeszcze nie, ale wszystko mnie boli czyli nie jestem sparaliżowany. Możesz wrócić na dwór? wiesz… wyczarować sobie drogę czy jak to się robi?
Księżniczka otworzyła oczy. Złoto z jej tęczówek zniknęło, zostały jedynie dwa punkty źrenic na tle białego mleka oczu.
- Nie ma we mnie magii. Jestem jak... puste naczynie. Gdybym miała choć odrobinę, wyleczyłabym nas - szepnęła z bólem w głosie. I chyba jeszcze większą goryczą. - Wybacz, że położyłam się obok. Było zimno... no i nie ma tu więcej legowisk.
Leith machnął ręką, krzywiąc się po chwili z bólu i momentalnie warcząc ze złości.
- Większość nawet groźnych zwierząt, a w szczególności ludzie, którzy mają przecież mało sierści i za nic magii tuli się do siebie dla zachowania ciepła. Zresztą, z tego co zauważyłem masz ciało z którego nie wystaje nic ostrego. - Bękart pominął nawet fakt, że Aurora była zdrową kobietą a on… no jakby nie patrzeć raczej mężczyzną.
Jego słowa jednak nie uspokoiły księżniczki, która odsunęła się na tyle, na ile słabe ciało i niewielkie legowisko jej pozwalało.
- Muszę się przespać. Ja... myślę, że zajmie kilka dni nim znowu będę mogła użyć mocy.
Leith zaczął kiwać głową… ale przestał zanim przyszło by mu zwymiotować z bólu.
- Nie ma tu nic do rozpalenia?
- Spaliłam wszystko, co było - rzekła cicho Aurora, znów mając zamknięte oczy - Nie miałam siły by choćby pozbierać gałęzi. Może jutro...
Umilkła. Po jej oddechu Leith poznał, że usnęła.
Leith przeklnął w duchu, że nie może się nawet przekręcić i zwinąć no ale cóż. liczyło się że żył. Mężczyzna położył łapę na Aurorze na ile mógł, zawsze to trochę jego i jej ciepła. Gdyby kobieta myślała, przekręciła by go od początku na bok, no ale czego wymagać od kogoś kto od dziecka miał magię? Dotykając księżniczki Leith mógł też wyczuć czy wciąż trawi ją gorączka czy może po prostu zimno, sam zaś mężczyzna skupił się na krążeniu własnej krwi i tak po jakimś czasie zasnął.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline