Edgelord |
- Sukinsyny. - warknęła Mervi i przesunęła dłonią po włosach. Na całe szczęście pragnienie narkotykowe na razie odeszło w zapomnienie...
- Nie mam konkretnych doświadczeń socjalnych... także z własną płcią... a w Pajęczynie ciężko rozróżnić... - spojrzała na Hannah zakłopotana - Jak z tobą w tym?
- Teraz chyba lepiej trzymać ją we śnie - Hannah głośno przełknęła ślinę - po co? Jak… Albo nie chcę wiedzieć.
- Chcą nas zastraszyć - Tomas wyjaśnił ponuro - rozmawiałem z Jonathanem, po to cała ta szopka z rzucaniem na miny.
- To co osiągnęli... to w moim wypadku wkurwili mnie. - mruknęła Mervi, z której już zdążył zejść stres po spotkaniu z burzową i chęci poświęcenia się - A ty już nie myśl o odstawianiu Patricka. - zwróciła się do Tomasa.
- Wolałbym aby dowiedział się na spokojnie - eutanatos wyjaśnił - tutaj, na miejscu, nie przez telefon. Jest też opcja wymazania wspomnień. Znam się na tym, ale… Nie wiem, wymaga to dyskusji. Nie zawsze jest to takie proste, szczególnie przy głębokich traumach. Nie jestem w stanie dotknąć tego co zeszło do podświadomości. Poza tym - ukradkiem zerknął na ucznia - rozmawiałem z Adamem. Byłby z niego dobry eutanatos - Tomas uśmiechnął się krzywo - nic nie zauważyliście?
- Masz na myśli - Hannah zagryzła wargi.
- Ech? - Mervi mruknęła - A co z nim?
- Cisza albo marauder - Tomas powiedział chłodno.
Technomantka zakryła oczy dłonią.
- No zajebiście. Po prostu doświadczenia do pozazdroszczenia, co tu jeszcze się przydarzy?
- Mam szczerą nadzieję, że nic - Hannah pokręciła głową. ***
Mervi była mimo wszystko znerwicowana dzięki wydarzeniom tego dnia, dzięki brakowi narkotyku, dzięki wizji ktulu gwałcącego tę dziewczynę... i dzięki...
- Jonathan. - warknęła nagle, gdy tylko znalazła się w pobliżu hermetyka - Chciałeś, abyśmy poginęli? Zlagowałeś jak mistrz czasu? W sumie MIAŁEŚ CZAS?! - przysunęła się bliżej opierając dłonie na oparciach wózka - Czemu zareagowałeś dopiero na sam koniec, gdy ta dziwka chciała nas powybijać?!
- Nie mam silników rakietowych w moim pojeździe przyszłości - hermetyk odciął się z grymasem - dojechanie do połowy korytarza trochę trwa.
- Nie pierdol, humor ci nie wychodzi. - parsknęła technomantka - Nie wmówisz mi, że hermetycki mistrz czasu nie może gdzieś dostać się z większą prędkością niż pół kilometra na godzinę.
- Wszyscy zawsze lepiej wiedzą co potrafię - pokręcił głową - do tego stosunkowo późno zorientowałem się, iż jest u nas. Mój pokój był dość dobrze zabezpieczony, ale to niestety oznaczało również wygłuszanie zewnątrz. Nie miałem ani czasu, ani chyba ochoty robić w tym wizjerów, niestety.
- Zauważayłam, że u nas nawet kamer nie było na korytarzu. - prychnęła - Musiałam z wifi obraz pobierać, a nie dość, że to nie działa genialnie, to jeszcze jakość jest tragiczna. Jak mogliście nie zamontować tego?
- Zdjęliśmy dla bezpieczeństwa - hermetyk powiedział cicho - wtedy jeszcze nie mieszkałaś w hotelu.
- No jasne. - wzięła głębszy oddech - A co z waszymi mistycznymi zabezpieczeniami? Pies zjadł, że ktulu weszła od sobie?
- Każdy zabezpieczał pokój, główne zabezpieczenia hotelu były dość skromne. Sądzę, że zostały przełamane. Widziałem jak poradziła sobie z zabezpieczeniami Hannah, a ona głównie rysowała znaki - hermetyk powiedział hardo.
- Świetnie... - Mervi puściła wózek Jonathana i spojrzała w sufit - A teraz boję się czynić jakąkolwiek magyę... akurat w momencie, gdy zrozumiałam paranoję Firesona, który mnie NIE POSŁUCHAŁ i sam poszedł się kryć.
- Wszyscy w tym zawiniliśmy - Jonathan powiedział ze smutkiem - z przewidywaniem wydarzeń.
- Teraz też nie jestem taka pewna czy dobrze zrobiłam rzucając w cholerę nałóg z pomocą Tomasa... - spojrzała smutno na hermetyka - W tej chwili rozterki odwykowe nie są w cenie. - jęknęła - Przez nie mogłam mieć spóźnioną reakcję przy ratowaniu Firesona.
- Lepsze to niż leżeć na łóżku w haju - Jonathan powiedział dziwnie chłodno.
- Miałam nad tym kontrolę, jedynie brałam przed snem. - wyraziła sprzeciw.
- Gdybyś miała kontrolę ekstatyków, nie musiałbyś rzucać - hermetyk wyraził się z żelazną logiką - Ale nie ma co o tym rozprawiać. To co zobaczyłem na polanie mnie przeraziło. Załadowaliśmy w niego wszystko co się da…
- Może jakoś to tego Ktulu osłabiło, choć trochę... - powiedziała z nikłą nadzieją - Jak w sumie to zrobiłeś? - zapytała precyzując po chwili - To z perma wybuchającymi minami, nie z zatrzymaniem go w miejscu.
- Magyą - powiedział z udawaną powagą - pytasz o szczegóły?
- Oczywiście, że o szczegóły, Sherlocku. - mruknęła opierając się na pobliskiej ścianie.
- Najważniejszy jest dobrej jakości pył - wyjaśnił dziwnie poważnie - powinny się w nim znajdować zamarynowane wcześniej pazury kota, najlepiej czarnego. Marynować powinny się w spirytusie przynajmniej trzy nowie. Potem mieszasz to z całym nietoperzem. Może być wysuszony, ale powinien być jak najbardziej świeży. To spalasz razem tworząc pierwszą porcję mieszanki. Tradycja nakazuje użycie ceramicznego pieca z odpowiednią temperaturą, magya też da radę, kluczem jest ogień, żadnych magycznych rozkładów…
- A może być ten nietoperz żywy? Lubię jak piszczą, choć to chyba doda entropicznego aromatu. - wtrąciła Mervi - ale świeży będzie…
- Jak nie chcesz wiedzieć to nie - hermetyk pokręcił głową - twoja strata.
- Przestań po prostu gadać bzdury. Jeżeli wy serio tak przygotowujecie się do magyi, to tragedia. Powiedz mi po co ty mazałeś w tym pyle i jaki to związek miało z zawieszeniem w ciągłej pętli wybuchów?
- To mnie odstresowuje, jestem dzięki temu bardziej skupiony - wyjaśnił z zawadiackim uśmiechem - potem łatwiej czarować.
- Wiesz, że mogę twój wózek pchnąć na ścianę? Nawet podładuję siłę pchnięcia.
- Tylko najpierw napiszesz odpowiedni skrypt? Masakra jak tak można czynić magyę - Jonathan szczerze się zaśmiał - po prostu wysłałem go w przyszłość. Wiesz, że można potem ściągać z przyszłości rzeczy wcześniej. Jeśli to zapętlić… Cała sztuczka, mój as w rękawie.
- Nie mogłeś tak od razu powiedzieć? Rany, J. Nie mam nerwów teraz na twoje żarty. - obejrzała go uważnie - Ile ty w sumie masz lat?
- A co, zastanawiasz się czy lubisz tatuśków - Jonathan uśmiechnął i puścił jej oczko - nie jestem stary, tylko trochę się odmłodziłem.
- Więc do dziadka ci blisko... -uśmiechnęła się w końcu - Wziąłeś hausty?
- Nie mam jeszcze sześćdziesiątki - powiedział naturalnie - tak, mamy je tutaj.
- Będę ich potrzebowała... no, ich części. Chyba widzisz co sobie zrobiłam, już po tej akcji tym bardziej?
- Tak, przejęłaś rolę fundacyjnej verbeny - stwierdził poważnie - będziemy musieli to skonsultować z Klausem. Najlepiej od razu z nim pomów.
- Dobrze... Jeszcze jedna sprawa... Czy jest może jakiś cwany sposób na "wyładowanie się"?
- Rozumiem, że pisemka dla panów nie wchodzą w grę? Znam jeden klub…
Mervi westchnęła ciężko.
- Jasne, nie ma. Po co pytałam…
- Gdyby był, życie maga wyglądałoby inaczej - dodał rozbawiony.
- I niektórzy chodziliby, jak zgaduję…
- Owszem, trafna diagnoza - przyznał jej rację.
- Znasz się z nią? - zapytała nagle - Z Ktulu.
- Niech Bóg broni - hermetyk wzdrygnął się - co to za absurdalny pomysł.
- Mówiła, jakby cię znała. - wytłumaczyła.
- Sądzę, że ona może dużo mówić, byle tylko nas złamać.
- Przez to, że dużo mówi, mogłam grać na czas... czekając na ciebie. - poskarżyła się Mervi.
- I na co jej to przyszło - Jonathan uśmiechnął się - jeśli tak, to zagrała przeciw sobie.
- Zastanawiałam się czy czekałeś, abym jej się dała i tym uratowała dzieciarnię. - prychnęła.
- Masz szczęście, że trudno mnie obrazić… ale jesteś blisko - Jonathan powiedział cierpko.
- To chyba byłby achievement? - uśmiechnęła się - Nie bądź zeźlony. Powiem ci, że podobało mi się jak ją załatwiłeś, a zapętlenie min było super. Akurat tu przyznam, że pokazałeś mistrza. Nawet zrobiłeś to w sposób efektowny z pętlą temporalną.
- Nie wyszło do końca to co chciałem - przyznał szczerze. ***
Kiedy Merv zobaczyła Klausa, natychmiast do niego dopadła i zaczęła oglądać jak matka dziecko.
- Nic ci nie jest? - odwracała jego twarz obserwując z każdej strony.
- Erm...nie? Możesz puścić moją twarz? - wysmyknął się z molestujących rąk adeptki - Miałem tylko pierwszy dzień w szkole… który musiałem przerwać.
Mervi przytuliła Klausa.
- Dobrze, że przerwałeś. Ktulu na nas polują...
Odwzajemnił uścisk.
- Więc.. co u was się stało? Też mieliście ducha srającego po stołach?
Iwan, Adam i Patrick badali węzeł. Przyszedł drugi ktulu z Firesonem ledwo żywym i babką od Patricka... Ledwo nasi po masie nuków go przegonili. Później do mnie, rannych, J. i przedszkola przyszła burzowa... Zajęłam ją gadką... chciała jednego z nas, a resztę zabić... J. przyszedł i ją w przyszłość wysłał na trochę.
Klaus gwizdnął słysząc o wyczynie Jonathana.
- Nieźle… ja jedynie zdołałem znaleźc gdzie burzowa najwyraźniej znajduje nowe… ofiary. Dwie dziewczyny w mojej szkole umarły jakiś czas temu.. tydzień,dwa. Do teog mój poprzednik był koniem trojańskim dla Gerarda…
- I może stał się tym Ktulu co z nim nasi walczyli... - zamilkła na chwilę - Co do kwestii haustów... Potrzebuję kilka.
- Erm… zostawiłem je w hotelu… więc powinniście…
- Zabraliśmy. - wtrąciła.
- Aha… to dobrze. No to trzeba je wyekstraktować. Pewnie po to do mnie przyszłaś? - uśmiechnął się - No to oddaj mój wynalazek i się za to zabiore…
- Jaki twój wynalazek? - zapytała zdziwiona.
Klaus wydał z siebie nerwowy śmiech.
- No wiesz.. ten co ci dałem, żebyś mnie mogła szpiegować?
- Zachipować. - poprawiła.
- Szczegóły… więc, oddaj go proszę?
- Mówiłam hermetykom, aby zniszczyli mój martwy komputer... chyba tam też był wynalazek... Przepraszam...
Oczy Klausa rozszerzyły się i oklapł jak dętka.
- Nie… - Mervi wydawało się, że łzy zaczęły się zbierać w oczach eteryty.
Merv spojrzała łagodnie na Klausa.
- Żart. Nic mu nie jest, nie płacz. - cmoknęła kilka razy Klausa w policzki i czoło.
Klaus pozbierał się.
- Nie najlepszy..- uśmiechnął się mimo wszystko - On był podstawą do mojego zrozumienia magyi. Dobra dawaj go to zabiorę się za te hausty.
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |