Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2019, 00:13   #12
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Post wspólny przeklętej dziewiątki :) cz.1

Alex wracając do obozu miała ręce skrzyżowane na piersiach. Intensywnie pocierała rękawiczkami ramiona. Wprawdzie była grubo ubrana, ale nie można było uznać tego za pełnoprawną zimową odzież. Potoczyła spojrzeniem po zebranych. Przełknęła ślinę gdy dotarło do niej, że węch jej nie oszukał. Zanim cokolwiek powiedziała zdjęła plecak i wyjęła z jego wnętrza suchary.
- Proszę, niech to będzie mój wkład we wspólne żarcie - powiedziała wyciągając suche mączne placki lewą ręką przed siebie. Miała wielką nadzieję, że jedzenie faktycznie okaże się wspólne, bo żołądek zaczynał zagłuszać jej myśli.
- W okolicy nie ma żywej duszy - powiedziała przysuwając się bliżej ogniska.

Pakunek odebrała długowłosa blondynka, uśmiechając się zarówno do niego jak i ofiarodawczyni. Chwilę przyglądała się suchym racjom, aż wreszcie rozerwała opakowanie, wkruszając suchary do kociołka.
- Będzie bardziej treściwe - wyjaśniła ni to towarzyszom, ni to samej potrawie bulgoczącej wewnątrz naczynia - Chodź, siadaj… dobrze że nikogo nie ma na razie. Zjemy przynajmniej w spokoju. Wiadomo dokąd poszli? Ci co nas tu przytargali? - zerknęła na ostatnią która podeszła do ognia. Potem przejechała spojrzeniem po pozostałych twarzach i sapnęła, lekko rozbawiona.
- Jestem Lika, zwykle poluję w… nie poznaję tej okolicy. Albo dostałam po głowie. A co z wami?

- Jestem Alex.
- Dziewczyna zdała się odetchnąć z ulgą - Nie ma żadnych śladów. Żadnych ludzi. Zwierząt. Nawet ptactwa. Choć to ostatnie może być na południu. Idzie zima. Na wschód jest rzeka. Pewnie wiosną ma spory obszar zalewowy. Teraz mogą tam być mokradła. Na południe jest jezioro. Pełne padliny. Pewnie woda jest zatruta. Zwierzęta przychodziły pić i padały. Jest jakiś pomnik, i koło diabelskiego młyna. Ale wyglądają jakby nie ruszane od wojny - dziewczyna przerwała obserwując reakcje pozostałych.

Blondyna odchyliła głowę do góry, patrząc na gałęzie. Zmrużyła przy tym oczy, nasłuchując przez parę chwil, aż zmarszczyła brwi w zamyślonej minie.
- Bażanty, dzięcioły, gile, kuropatwy, płomykówki, pójdźki, puchacze, puszczyki, sokoły, uszatki… - wymieniła, wracając do mieszania w garze - Nie wszystkie ptaki odlatują na zimę na południe. Pomniki i diabelskie… co za diabelskie koła? - popatrzyła podejrzliwie na drugą kobietę.

- Młyn - Alex wykonała prawą ręką gest nakreślania koła w powietrzu. - Karuzela taka. Ojciec mi mówił, że w wesołych miasteczkach takie były. A ptaków nie ma. Cisza. Nie ma też rogacizny i innych zwierząt. Poza tymi dawno martwymi w jeziorze. Nawet mysiego bobka nie znalazłam między jeziorem a cmentarzem.

Rozmowa przykuła uwagę kolejnej postaci skulonej przy ogniu, również kobiety. Uniosła lekko głowę, odklejając policzek od ramienia siedzącego obok olbrzyma o idealnie wyczesanej i przystrzyżonej brodzie. Wpierw brunetka nie ingerowała w dialog, raptem się przysłuchując. Wreszcie jednak grzebnęła w plecaku, rzucając kucharce paczkę suchego makaronu.
- Mówiłaś że jezioro jest zatrute - wzruszyła ramionami, poprawiając zalegający na ramionach ciepły szal - Zwierzęta są mądrzejsze od ludzi. Nie przychodzą tu, skoro woda nie nadaje się do picia. My też jej nie używajmy, jeśli nie chcemy się ostatecznie wyszczuplić - skrzywiła nieznacznie prawy kącik ust, unosząc go do góry - Nie wiem jak wy, ja chętnie pójdę w drugą stronę niż zatruta woda z trupami dla kolorytu. Bardziej mnie martwi brak ludzi - przymrużyła lewe oko - Ślady dróg, przecinki, wraki… cokolwiek? Mniejsze zalesienie? W którą stronę kończą się te… chaszcze.

- Na zachód jest rzeka. Na południe jezioro. Do każdego dojdziemy w mniej niż kwadrans. Na północ teren pnie się w górę. Nie bardzo, ale sądząc po roślinności jesteśmy albo daleko na północy, albo blisko gór. Wiecie co na wschodzie?
- Alex nie pamiętała kiedy dane było jej tyle rozmawiać z ludźmi. Czyżby jej tego brakowało?

- Zjemy i sprawdzimy - Lika uśmiechnęła się do Alex, a potem zajęła uwagę i dłonie paczką makaronu, który wylądował w kociołku. Blondyna mruknęła pod nosem coś w śpiewnym języku, próbując zupy.
Dodała soli, jeszcze paru rzeczy z woreczka trzymanego w plecaku i wtedy też zerknęła na brunetkę.
- Dzięki za wkładkę, masz jakieś imię?

- Ophelia Rose Alleyne Swann
- spytana kobieta wyprostowała plecy, unosząc dumnie brodę - Wystarczy Ophelia. Mówiłaś o pomniku - zwróciła się do kobiety w czapce - Co to za koszmarek? Powiedz, że słup informacyjny… a nie więcej nagrobnej poezji - prychnęła, zerkając wymownie na rozrzucone po najbliższej okolicy płyty i krzyże.

- No cześć. A ja jestem James. A to Sue, moja siostra. - brunet z o wiele mniejszą bródką niż towarzysz Ophelii odezwał się dołączając do tej dyskusji. Wcześniej nie czuł się na siłach aby się szwendać po tym mrocznym i zniechęcającym do wycieczek lesie więc skoncentrował się na zbieraniu materiałów do walki o ogień. Poza tym był wtedy blisko od samego początku do tego ognia a chciał się ogrzać i wysuszyć. Jak cholera się chciał ogrzać. No i najeść. A jak ta blond foczka zabrała się za gotowanie to uznał, że idzie jej na tyle dobrze, że nie będzie się jej wpieprzał w kompetencje. Sprawdził co miał w plecaku i skoro była zrzuta to wyjął swoją menażkę i też postarał się dorzucić co nieco od siebie. Dopiero po słowach tej wygolonej blondyny co polazła a potem wróciła z tego cmentarnego lasu coś mu zaświtało.
- Nie ma wody? Niedobrze. Nie wytrzymamy zbyt długo bez wody. - co prawda na razie mieli wodę z manierek ale na dłuższą metę to nie utrzyma ich to na nogach zbyt długo. - A zwierzaki może truć gaz. Gaz bagienny. Unosi się nisko na ziemią. Więc dla małych myszy i tego typu drobnicy może być zabójczy. A bez małych zwierzaków nie ma tych dużych. Ale niekoniecznie woda musi być zatruta. - rzekł wpatrzony w ogień aby powiedzieć cokolwiek co zagłuszy czekanie na napełnienie żołądka.
- No ale… - machnął ręką jakby odganiał złe i ponure myśli. - Tak sobie tylko gdybam. Jeśli tu jest ten gaz to i tak trzeba się stąd wynosić jak najprędzej. - dodał patrząc po kolei na twarze zebrane przy ognisku.

- Posąg to taka wykręcona laska - Alex wygięła się z rękami przy ciele. Zdjęła czapkę i z jednej strony głowy spuściła luźno włosy. Przymknęła oczy. Jej mina wyrażała coś między nadchodzącym orgazmem, a niewysłowionym cierpieniem. Po chwili wróciła do wcześniejszej pozy. W końcu wyjęła z plecaka metalową miskę.
- Jest jeszcze coś - Alex westchnęła - jakby totemy. Z czaszek. Na drzewach. Z czaszek zwierząt. Widziałam trzy.

- Zatruta woda, krzyże, brak zwierząt i ludzi… posągi, czaszki na kijach, voodoo, mgła, mambo-jambo…ach, jeszcze stary diabelski młyn
- Ophelia przetarła twarz wierzchem dłoni, by następnie podstawić dwa kubki pod kociołek z główną potrawką.
- Ma ktoś dobre wiadomości? - spojrzała po zebranych - Jakiekolwiek spoza książek braci Grimm?

- A brak ludzi jest tą złą?
- spytał brodaty bandito dosiadając się do grupki, po tym jak odszedł na bok odcedzić kartofelki. Do siedzenia wybrał sobie miejsce między dwiema blondynkami. Nie bez satysfakcji przyglądał się przed chwilą jak ta z wygolonym bokiem głowy wygina śmiało swe zgrabne ciało. - Jak na mój rozum im mniej ludzi tym lepiej - uznał, opatulając się szczelniej płaszczem. - Zwykle są źródłem problemów. Oczywiście nie ma problemów nie do rozwiązania - poklepał z czułością swojego Garanda, którego ściągnął wcześniej z pleców i położył na kolanach - ale po prawdzie niespotykanie spokojny ze mnie człowiek i kiedy mogę wolę unikać kłopotów. Chociaż jeśli cię to pocieszy - popatrzył na ładną brunetkę z cholernie długim imieniem - to że nie widać ludzi, jeszcze nie oznacza, że z pewnością ich nie ma.

- Co się dzieje?
- Spytał Bishop patrząc na zaniepokojonego towarzysza po czym spoglądając w kierunku w którym tamten patrzył

Alex poruszyła się nerwowo. Obrzuciła mężczyznę spojrzeniem, jakby co najmniej ją spoliczkował. Odpowiedziała mu przez zaciśnięte zęby:
- Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy w obliczu armii Molocha stojącej tuż za rogiem rzucają się sobie do gardeł. Czy zabijają w imię jakichś problemów pokroju paczki papierosów, czy kolejnej butelki bimbru. Poza tym - nerwowo zwijała czapkę - nie wspominałam, że nie widziałam ludzi, tylko, że ich tu nie ma. Rozejrzyj się dookoła. Ugnieciona trawa. Połamane gałęzie. wydeptana droga w las po chrust. Po wszystkim popiół i kamienie. Ludzie zostawiają ślady. W okolicy ścieżki są tak zarośnięte, że nawet nie wiadomo gdzie przebiegały. Ten teren mógł być opuszczony nawet przed wojną. Zobaczcie daty na nagrobkach. - Zakończyła blondynka odruchowo pocierając się po wygolonej i wytatuowanej części głowy. Jej wzrok również powędrował w stronę stojącego sztywno mężczyzn w czapce wpatrującego się w gałęzie drzew.

- Jeśli chodzi o te talizmany z czaszek to też coś takiego widziałem, może wiedźma z Blair tu urzęduje? Chociaż ona bardziej chyba w patykach gustuje. tak czy inaczej mam podejrzenie że rozchodzi się po okręgu wokół cmentarza, albo jakiejś ciekawszej figury geometrycznej... - Bishop potarł brodę w zamyśleniu jakby był ekspertem od tego typu spraw, po chwili jednak zmienił ton na pozbawiony udawanej powagi - Z pozytywów, znalazłem jakąś ścieżkę też wygląda na nieużywaną od lat ale pewnie gdzieś prowadzi. W którą stronę do tego trującego bagna? Bo możliwe że nie będziemy rzucać moneta w która stronę pójdziemy. - Bishop wyciągnął z plecaka zawinięte w nawoskowany materiał Jerky oderwał kawałek po czym puścił w obieg. - Co do wody aż tak bym się nie martwił, przy tej pogodzie mamy dużo kondensacji, w najgorszym przypadku będziemy, zlizywać z drzew - Bishop przez chwilę siedział w milczeniu - Ok, może powinniśmy nadrobić zaległości, i poprzedstawiać się Stanley Bishop, możecie mi mówić Stan albo Bishop, wolę to drugie.

- Jeśli ktoś z was zacznie mówić w dziwnie pogańskim języku ostrzegam, że strzelę mu w łeb
- Ophelia rzuciła niby żartem, częstując się mięsem. Zatrute wody, szkielety i czaszki, o tak. Definitywnie to był klimat, którego unikała do tej pory, woląc nie bawić się w tańczenie na progu psychiatryka. Popatrzyła do góry - Spróbuję wejść na drzewo, rozejrzeć się po okolicy. Zobaczymy, którędy do wyjścia - westchnęła, z toreb wyjmując lornetkę - Nie wiem jak wy, ale ja zabiłabym za kąpiel. - spojrzała na olbrzyma z brodą - Skarbie, popilnujesz mi pleców?

Dopiero na te słowa ocknął się z zamyślenia jej milczący do tej pory towarzysz. Podczas rozmowy wpatrywał się w milczeniu opatulonemu w płaszcz brunetowi.
W odpowiedzi kiwnął krótko głową podnosząc się na całą swą długość. Podał dłoń brunetce szarmanckim gestem a gdy się podniosła objął ramieniem w opiekuńczym geście.
- Uważaj mi tylko. - rzucił pierwsze dłuższe zdanie głębokim głosem. Spojrzenie było nadal wyostrzone w zaniepokojeniu. Tym razem z innego niż ona powodu.

- Duch - rozczochraniec z krzywo nałożoną czapką pokiwał głową - Czasem je… No tak jakby, widuję. Niby nic w tym dziwnego, bo jesteśmy na cmentarzu - urwał nagle i przełknął ślinę. Spojrzał na zajętą pichceniem zupy blondynkę niejako przepraszająco, że wygaduje takie strachy przy posiłku i nerwowo wygrzebał z kieszeni konserwę, którą już bez słowa wyciągnął w jej stronę, jakby miało to wynagrodzić mroczne bajędy. Uznał, że noszenie drewna to zbyt mały wkład dla wspólnoty, zwłaszcza że wciąż nie był pewny, czy sam ich wszystkich nie wpakował w bagno.
- Tam, na drzewie właśnie, siedział.
Szaman rozejrzał się dla pewności pod nogami, czy aby nie łażą niechcący po czyimś grobie, ale wcale go to nie uspokoiło.
- Żadnych śladów ludzi mówiłaś - popatrzył na drugą z kobiet - Nawet naszych? - dopiero teraz nieco się rozchmurzył. To jasne - jeśli nie przyszli tu na własnych nogach, nie mógł być winny. Odetchnął głęboko.
- Soroka. Igor - uśmiechnął się z ulgą - Już się bałem, żeście mi tę fuchę jakoś… tego, wiecie, zlecili. Ale nie. Z pełnymi brzuchami będzie łatwiej pomyśleć jak się stąd zabrać - zatarł ręce. W oczekiwaniu na rozgospodarowanie zupy wstał by przyjrzeć się nagrobnym płytom i krzyżom. Może któreś napisy nie zostały zatarte lub któryś szepnie jeszcze głosem z zaświatów.

Może chodziło o okoliczności przyrody, może o nawiedzony ton Sorka. Co by nie było, spowodowało że po plecach Swann przebiegł lodowaty dreszcz. Przewróciła dla równowagi oczami, mocniej przywierając do boku brodacza i jakoś tak odruchowo schowała dłonie pod jego kurtkę, aby je ogrzać.
- Słuchaj Boogieman - zwróciła się do kolesia w dziwnej czapce - Nie wiem co bierzesz… albo czego nie bierzesz, ale wstrzymaj konie. Duchy to wymysł, one nie istnieją, a nam wystarczy bałaganu tu o - ruchem głowy zatoczyła symboliczne koło, wskazując najbliższą okolicę - Ktoś nas wkręca, próbuje nastraszyć. Nie musimy sami sobie dowalać, ok? Siądź na dupie i przestań bredzić - zmrużyła lekko oczy, rozdymając do kompletu chrapki - W jednym się zgodzę. Na pusty żołądek kiepsko się myśli - sapnęła boleśnie, zezując do góry na brodę i mruknęła cicho - Powiedz, że nie ty nas wpakowałeś w ten bajzel… bardzo cię proszę. Obiecuję, nie będę zła…

- Nie ja
- Soroka obejrzał się. Nabierał coraz większej pewności - Nie bylibyście takimi niedowiarkami, a dwa - otaksował gabaryty brodacza obok Ophelii - przynajmniej kilku z nas zostawiłoby ślady godne bizona.

- Ofka
- tylko jedno słowo ale Sebastian zawarł w nim i ostrzeżenie i przyganę. Gadki o duchach zlał kompletnie. Pchnął nieco wtuloną w niego kobietę ku drzewom.

Alex w końcu podeszła z miską po zupę. Zdjęła rękawiczkę z lewej dłoni i na przemian prostowała i zginała palce.
- No właśnie… żadnych aut, sań, dodatkowych odcisków stóp, czy choćby naszych. Jakbyśmy tu spadli z pieprzonego nieba.

W tym czasie Lika mieszała strawę jedną ręką, a w drugiej trzymała małe pudełeczko z pokrywką. Przyjęła konserwę, odkładając je na trawę obok siebie. Pudełeczko okazało się kompasem, kręcącym igłą wokoło, jakby była przyspieszoną parodią zegara.
- Musimy być na terenie silnie namagnetyzowanym - ze spokojem stojącej wody zaczęła wkrajać mielonkę do garnka - Zwierzęta to czują i unikają, kompasy wariują. Mus nam stąd iść, popieram pomysł ścieżki na wschodzie o której mówił Bishop - spojrzała na najstarszego z ich grona, mieszając raz jeszcze energicznie w kotle, po czym dodała pogodnie - Dawać miski, obiad gotowy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 29-12-2019 o 00:19.
Zuzu jest offline