Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2019, 01:24   #13
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Międzyczas przy drzewie:Ofka&Seba&Alex

- Nie wiem co jest grane, ale ja znam tego tam. - Sebastian mruknął cicho i zrobił ledwo zauważalny gest głową. - To znaczy, że nie jesteśmy tu przypadkowo. Co lub kto nas łączy? - tłumaczył brunetce dalej. - Robota dla Schultzów. Może reszta też ma z nimi wspólnego a to jest jakiś chory rodzaj zemsty. Trzymaj się blisko. Które drzewo? - dodał głośniej.

- Albo mamy po prostu nieziemskiego pecha i nic tu nie trzyma się kupy - po teatralnym przewróceniu oczami, Ophelia wyszczerzyła się niczym wcielenie czystej niewinności. Przy okazji uwiesiła się olbrzymowi na ramieniu, zerkając do góry - A które wygląda ci na najwyższe? Nie wiem kto i po co nas tu ściągnął, ani w jaki sposób, jednak zadał sobie sporo trudu żeby już od startu napędzić nam stracha. Cmentarze, totemy z czaszek, trupy i bagna, a dookoła głusza. Przed zmrokiem musimy znaleźć dach, jakikolwiek. Oby to tylko nie była zgraja świrniętych Indiańców… totemy kurwa mać - prychnęła, celując palcem w wysoką sosnę - Ta wygląda w porządku… i weź się przedstaw, tak trochę - chwyciła go za brodę, ciągnąc odrobinę w dół.

Pochylił się i klepnął ją przy tym lekko w tyłek.
- Nie gadaj tyle. Wiem, że się martwisz. Wyciągnę nas z tego, kruszyno. - pogładził lekko jej policzek, który zniknął nieomal w jego wielkiej dłoni. Dziewczyna przyjęła pieszczotę z zadowolonym uśmiechem, mrucząc nisko nim nie wspięła się na palce i nie objęła szerokiego karku ramionami, wtulając twarz w długie włosy okolic zarośniętego ucha. Dwa uderzenia serca później dał się słyszeć głośny cmok, a ona wróciła do niższego poziomu.

- No już. - Sebastian skinął głową lecz wyraz niepokoju nie znikał z jego twarzy - Pokaż na co stać ten seksowny tyłeczek. - rzucił wyzwanie w próbie odwrócenia jej uwagi. Złapał dziewczynę z lekkością i bez oznak wysiłku w pół i podniósł nad głowę by mogła sięgnąć grubszej gałęzi.

Wąskie dłonie sprawnie odnalazły pierwsze gałęzie zdolne utrzymać wagę drobnego człowieka, ramiona napięły się, zaś reszta ciała opuściła wygodną podporę, szybując w powietrze, między chłód wiatru, wilgoć deszczu i żywiczny zapach igliwia. Kobieta podciągnęła się, opierając stopy o pień drzewa. Zaraz jedna z rąk wystrzeliła do góry, łapiąc następną gałąź… i kolejną i jeszcze jedną. Sukcesywnie, konar za konarem ludzka sylwetka pięła się ku szczytowi, sprawnie i szybko, jakby poruszała się nie w pionie, a po poziomej drodze. Dla niej rozłożyste konary przypominały bardziej schody, niż roślinę. Żywą drabinę o wygodnych szczeblach, mokrą jak nieszczęście, lecz jeszcze dawało się wytrzymać. Ubranie Opheli błyskawicznie pokryło się rosą z zielonych szpilek, wilgoć moczyła ciemnobrązowe włosy i spływała po karku pod ubranie, na szczęście ruch oraz towarzyszący mu wysiłek sprawiał, że nie dygotała z zimna, a mokre ścieżki na skórze stanowiły raptem upierdliwą niedogodność, miast przeszkody rzutującej na dalszą drogę ku górze.

Drogę, z każdym metrem pokonywaną coraz ostrożniej i ostrożniej. Musiała uważać, wybierać stabilne podpory dla rąk i nóg, gwarantujące, że nie zleci w dół przy akompaniamencie trzasku łamanego drewna. Metr za metrem, stopa za stopą i konar za konarem oddalała się od czatującego na dole Sebastiana. Jego masywne cielsko robiło się mniejsze i mniejsze, aż przypominać zaczęło laleczkę wielkości kciuka.

Dziesięć metrów… dwanaście… dwadzieścia…

Coraz wyżej i wyżej, tam gdzie rosa miesza się z potem, zalewając oczy słonymi drobinami. Tam, gdzie oddech robi się cięższy, bardziej chrapliwy, zaś mięśnie zaczynają palić, odganiając chłód daleko poza spektrum pamięci.

Wspinaczka była prosta, przyjemna… uczciwa. Potrzebna. Pozwalała zebrać myśli, poukładać w głowie wszelkie niewiadome i lęki. Ophelia wspinała się wyżej i wyżej, zostawiając niepewność i zagubienie poniżej, hen daleko na dole. Tutaj była tylko ona, zieleń wokoło i coraz bliższe niebo barwy brudnej stali. Swann powitała je szerokim uśmiechem, opierając pewniej stopy na dolnych gałęziach, ramieniem zaś dla równowagi objęła czubek sosny ignorując kłujące liście. Udało się! Dyszała chrapliwie, posyłając w mgliste powietrze obłoczki pary, lecz uśmiech szybko zszedł jej z twarzy. Zaklęła szpetnie, przykładając do oczu lornetkę, niestety niewiele to zmieniło.

Otaczała ich puszcza, olbrzymia leśna głusza bez początku i końca. Gdzie by Ophelia nie spojrzała, tam widziała wciąż to samo.


Mgła i drzewa, drzewa i mgła - jedyne elementy z których ulepiono krajobraz całej widocznej okolicy, jak okiem sięgnąć. Były tylko one - dwa składniki, dwie barwy namalowane od miejsca gdzie się znajdowała, aż po horyzont…

- Do diabła... - wyrwało się dziewczynie, dłonie zadrżały. Wzmocniła chwyt na gałęziach i przymknęła oczy, aby przeczekać chwilę słabości nie lecąc w dół. Wzięła uspokajający oddech, aby raz jeszcze przeszukać teren… niestety nic nowego nie dostrzegła. Żadnych budynków, żadnych charakterystycznych lokacji… żadnego końca lasu, zupełnie jakby utkwili w nieskończonej pułapce i mieli w niej zostać aż do usranego końca życia.
I jak niby miała o tym powiedzieć Sebastianowi?

Zgrzytając zębami zawiesiła lornetkę na szyi, potrząsając głową celem odegnania niepotrzebnych rozmyślań. Wydostanie go stąd, oboje się wydostaną, choćby miała to być ostatnia rzecz jaką przyjdzie jej zrobić… ale on nie musiał o tym wiedzieć. Nie o tym.

Droga w dół wydawała się szybsza, prostsza. Lżejsza, jakby cała nadzieja została tam na górze, zabita widokiem serwowanym przez szkła lornetki.

Olbrzym zaś krążył wokół drzewa niczym niedźwiedź pilnujący swej gawry. Posapywał, drapiąc szczękę z chrzęstem. Obserwował towarzystwo próbując w odmętach mlecznej jak otaczająca ich mgła niepamięci, znaleźć klucz. Czy znał innych? Czy oni znali jego? Czy to była próba zamachu na niego. I rodzinę?
Dziewięć osób. Trzy kobiety, sześciu mężczyzn. Dlaczego tak? Sebastian nie wierzył w przypadki.
Stanął w końcu zakładając ręce na szerokiej klacie i czekał.

Do olbrzyma zbliżyła się dziewczyna, która dała się poznać jako tropicielka. Znowu założyła rękawiczki. W rękach niosła miskę i spory kubek zapełnione zupą.
- Żarcie zaraz się skończy, a wy tu po drzewach się szlajacie - wyciągnęła jedzenie przed siebie - proszę.
Znowu założyła czapkę, pod którą schowała długie z jednej strony blond włosy. Najwyraźniej ona już zjadła i przyniosła porcje tylko dla nich.
- Niestety nie przyrządzam wystawnych kolacji, więc mam tylko jedną łyżkę.
Z uwagą patrzyła w górę na kobietę schodzącą z drzewa.

- Dzięki - Sebastian spojrzał w dół na tropicielkę powoli rozplatając potężne ramiona. - Alex tak? Jestem Sebastian - wyciągając ręce by odebrać jedzenie uśmiechnął się krzywo do dziewczyny nie odrywając ciepłego spojrzenia.

- Jakiś pomysł skąd mogliśmy się tu znaleźć? - Alex uwolniona od pokładów jedzenia schowała ręce do kieszeni. Plecak zostawiła na cmentarzu.

Mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego zadał pytanie:
- Znasz kogoś z nich? - kiwnął podbródkiem w kierunku grupki przy ognisku robiąc krok w stronę blondynki - I ważniejsze, jesteś w stanie nas wyprowadzić z lasu?

- Szła bym wzdłuż rzeki. Przy rzekach kiedyś budowano osady. Ta nie zawsze była zatruta. A w osadzie będzie już jakaś droga.
- Tym razem to dziewczyna nie odpowiedziała na żadne z zadanych pytań.

Sebastian pokręcił głową.
- Nie powinniśmy wchodzić do lasu. Trzymać się rzeki ok. Jeśli nie znasz nikogo to pracowałaś kiedyś dla Schultzów? Próbuję ustalić powiązania…

- Nazwisko nic mi nie mówi. Ale… - Alex wydawała się nieco zakłopotana - nie od dziś mam problemy z pamięcią. Kiedyś nasz oddział wpadł w zasadzkę złomiaków. Mocno oberwałam.
Patrzyła to na drzewo i Ophelię, to na trzymaną przez Sebastiana zupę.
- W głowę. Od tamtego czasu często zapominam różne rzeczy. Czasem mniej, czasem bardziej istotne. Żyję z polowania na maszyny. Jeżeli ten wasz Schultz miał z jakąś problem, to może mnie wynajął. A skąd on jest?

Odgłos szeleszczących gałęzi zintensyfikował się, tak samo jak ciężki oddech. Nie minęło wiele czasu i Swann zeskoczyła na ziemię. Ledwo stanęła pewniej na gruncie, pochyliła tułów do przodu, dłonie opierając o kolana. Stabilizowała sapanie, aż przestała charczeć.
-Za gęsto, widać tylko drzewa - splunęła - I mgłę. Wszędzie dookoła.

- Wszędzie tak samo? -
Sebastian przełożył kubek do jednej ręki trzymającej i miskę. Wolną dłoń wyciągnął opiekuńczo do Opheli. - Ani śladu przesieki?

Dziewczyna wdzięcznie przyjęła pomoc, uśmiechając się dość kwaśno. Za to michę chwyciła z głodem w ślepiach.
- Żadnego. Dookoła same drzewa i ta przeklęta mgła. Żadnych budynków, wyrw w poszyciu. Żadnych śladów ludzi...ale w tamtym kierunku teren się podnosi - machnęła ręką gdzieś na lewo - I tak po horyzont. Siwy mówił coś o drodze, ludzkich śladach. Drogi dokądś prowadzą - wyprostowała się - Sprawdźmy to, nie mamy nic do stracenia.

- Na razie zjedz. Musimy mieć siły.
- Sebastian zacisnął usta. Ophelia wiedziała, że powstrzymuje się przed zgrzytaniem zębami. - Alex była miła i zadbała o nas.
Brodacz przy tych słowach uśmiechnął się ku blondynce.
- Brak wspomnień może być błogosławieństwem. - skomentował by dać znać, iż jej słuchał.
- Alex twierdzi, że jest nas w stanie wyprowadzić. - przechylił miskę z zupą do ust zwróciwszy się do brunetki.

-Dzięki Alex, miło z twojej strony - Swann posłała blondynce wesoły uśmiech, kiwając głową nim nie siorbnęła zupy, zaś jej oczy przeskoczyły na brodacza - Brzmi jak plan, zjedz ile się da. Czeka nas długi marsz.

- Wróćmy do reszty i sprawdźmy czy ktoś zna się jeszcze…
- Donnelley zakomenderowała w międzyczasie. Zgarnął obie kobiety bez pytania i powiódł w stronę ogniska.

Alex odsunęła się niemal odruchowo.
- Nie twierdzę, że jestem w stanie kogokolwiek wyprowadzić. I myślę, że warto sprawdzić ścieżkę.
Po tych słowach ruszyła za parką do ogniska.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline