Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2019, 07:51   #40
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Chatka okazała się znajdować pośrodku niewielkiego lasu, który zajmował jakieś 2/3 powierzchni bezludnej wyspy. Właściwie to był pierwszy pobyt Leitha na takim skrawku ziemi pośrodku ogromnej wody. Wyspa ta była na tyle duża by mieć nie tylko faunę, ale i florę. Dojście do jej przeciwległego krańca - jak wkrótce zorientował się Leith zajmowało normalnym tempem pół doby. A czasu na spacery miał sporo. Generalnie znacznie szybciej dochodził do siebie niż Aurora, która odmawiała zazwyczaj opuszczania siennika i większość czasu przesypiała. Bękart miał więc sporo czasu dla siebie.

Leith nigdy nie widział tyle wody. Wody, która łączyła na horyzoncie z niebem. To musiało być jakieś magiczne, nienaturalne miejsce, przecież coś takiego nie mogło istnieć.
Chyba.
Leith powoli mapował teren wokół chatki, powoli głównie dlatego że początkowo w ogóle nie miał siły chodzić. Zaczynał od czołgania się na rękach i skrzydłach. Dłoń zdążyła się zasklepić ale wystarczyło, że mężczyzna poruszył paluchami i znów się otwierała. Bękart znał ten schemat, to nie był pierwszy raz…
Z ustami szło jakoś lepiej, twarz mężczyzny wszak rzadko się poruszała. To powiedziawszy i tak każdy posiłek “popijał krwią”
Na wyspie nie brakowało jedzenia: jedno po prostu rosło, inne pełzało, wiło się, podskakiwało czy pływało. Leith jadł tak dużo jak tylko mógł, wmuszał też ile się dało w Aurorę.

No dobra, “wmuszał”, to nie było dobre określenie. Co najwyżej kilka razy przypominał księżniczce, że tylko jedząc daje swojemu organizmowi dobrą szansę na powrót do formy. Podnosiła się wtedy, siadała na łóżku i przeżuwała parę kęsów, przyglądając się otoczeniu swoimi wypłukanymi ze złota oczami. Jeśli nie pytał o nic - nic nie mówiła.

W tym jednym pasowali do siebie idealnie. Leith, jeśli nie musiał, oczywiście nic nie mówił. W pewnym sensie, pomijając słabość ciała, która przecież i tak powoli mijała, miejsce było rajem. Mężczyzna był sam, księżniczka mu się nie uprzykrzała, nie musiał od nikogo uciekać, nie musiał z nikim walczyć.

Kiedy był już fizycznie w stanie, Leith zaczął też zbierać drewno i palić ogień. Mieli jedzenie i ciepło, Leithowi już to by wystarczyło. Dodatkowo księżniczka miała jeszcze dach nad głową, oraz kogoś do kogo mogła się przytulić…. i o zgrozo: odezwać.

Wydawało się, że on również nie przeszkadza Aurorze. Coraz częściej, gdy wchodził do chaty, obdarzała go spojrzeniem, a nawet skinieniem głowy. Mimo to jednak zachowywała bierność, choć fotograficzna pamięć Bękarta podsuwała, że gdy ten wychodził, księżniczka wstawała znacznie częściej, niż kiedy był w pobliżu. W pierwszej kolejności zaczęła dbać o swój wygląd, jak to kobieta, czesać się, myć w wodzie, którą przynosił z pobliskiej sadzawki. Potem zaczęła zbierać zioła i robić wywary, po których Leith faktycznie czuł się zawsze lepiej lub chociaż było mu cieplej.

Bękart nie miał złudzeń, że tylko żywa, zdrowa księżniczka jest gwarancją jego dalszej egzystencji. To powiedziawszy sytuacja w której kobieta jest pozbawiona magii i pozostaje bardziej niż zazwyczaj śmiertelnym stworzeniem była dość ciekawa.

Złoty odcień wrócił do oczu Aurory jakieś dwa dni temu, ale czy to było tożsame z jej mocą? Księżniczka nic nie mówiła, jak zwykle spędzając większość dnia na drzemkach. Dopiero w nocy, kiedy najedzeni, leżeli obok siebie, rozkoszując się ciepłem bijącym od paleniska, skrzydlata rzekła:
- Uratowałeś mi życie. Chciałabym zaoferować ci w zamian wolność, ale... masz pierścień. - Mówiła patrząc na ogień - I tak by cię znaleźli. Masz więc u mnie dług wdzięczności, Leith. Dług, na który będziesz mógł się powołać nie tylko przede mną, ale także przed moją matką. I przed każdym Szlachetnym z Dworu Wiatru. - Westchnęła. - Chciałabym ci jednak coś dać. Powiedz... ta wyspa... chyba ci się spodobała, prawda?

- Nikogo tu nie ma. - zgodził się Leith, jakby to wszystko tłumaczyło. Bękart przekrzywił głowę. “Wolność” o której mówiła Aurora była oczywiście niczym innym jak lepszym traktowaniem przez nią samą i bliską jej grupę skrzydlatych. Niewiele to znaczyło przecież dla tych “szlachetnych” którzy jeszcze niedawno próbowali ją zabić. Mając to na uwadze, wolność Aurory była na pewno plusem.
- Czemu w ogóle chciałaś opuścić to miejsce gdy już je znalazłaś?
Uśmiechnęła się krzywo.
- Mówię sobie, że to poczucie obowiązku, ale... chyba nie mam dość spokojnego ducha. Nie umiałabym siedzieć i nic nie robić, wiedząc, że potrafię walczyć. A walcząc w słusznej sprawie mogę zrobić... coś. Jeśli chcesz, możesz tu jednak zostać... choć nie wiem jak długo to będzie możliwe.
Leith również uśmiechnął się krzywo.
- Stępie sobie tutaj pazury w sam raz dla następnego potwora, który przyleci tutaj ze swoją magiczną siecią czy inną łapką - stwierdził. - Naprawdę nie jest trudno mnie zabić, tylko najbardziej zadufani z was dają się podejść. Czystym zrządzeniem losu ci “potężni” są często zadufani. Wciąż moją najlepszą szansą na przeżycie jest być przy tobie. - wyjaśnił.
- Potwory... tak o nas myślisz? - zapytała cicho Aurora, patrząc tym razem na twarz Leitha.
Leith przyjrzał się oczom księżniczki tak jakby chciał się upewnić czy nie trawi ją gorączka czy inna choroba.
- To rozsądny opis z mojego punktu widzenia. Co miałbym myśleć? że jesteście “szlachetną” rasą z bogatym życiem duchowym? wasza degeneracja nie zna granic, ze wszystkich stworzeń tylko ludziom udaje się czasem doścignąć wasze zepsucie. Owszem, zdarzają się wśród was jednostki mniej agresywne, ale one przeważnie padają zwyczajnie ofiarą waszego własnego okrucieństwa. To chyba naturalny system ochronny świata, że nie rodzi się was zbyt dużo, w przeciwnym przypadku chodziłabyś teraz po popiołach. To samo jest oczywiście z ludźmi ale ich przyrost ograniczacie właśnie wy. Cokolwiek “dobrego” planujesz zrobić czy “wywalczyć” nie będzie dobre dla tych “słabych” nie zdecydowanych na bestialskie rozszarpywanie innych i uginanie do swojej woli. - Leith wzruszył ramionami
- wszyscy jesteśmy potworami, po prostu wy jesteście tymi zazwyczaj najgorszymi.
Aurora siedziała chwilę w ciszy.
- A ludzie są inni? Ty... jesteś inny? My mamy moc, ale zachowania... czy różnimy się tak bardzo od ludzi? Masz rację, może wszyscy jesteśmy potworami? Tylko... jeśli tak jest, to czy nie oznacza to, że potworów wcale nie ma? Że to tylko zasłona na coś, co tak naprawdę wpisane jest w prawo tego świata? Ja myślę, że tymi potworami rodzimy się, owszem, ale czy musimy nimi być... nie wiem. Lubię walczyć. Ty też lubisz. Co więcej, gdy patrzyłam na ciebie na arenie... lubisz, gdy się ciebie boją, lubisz okrucieństwo. Wtedy, kiedy patrzyłam na ciebie, ja i widzowie, jak myślisz, kogo częściej nazywano potworem?
Bękart pokręcił głową.
- Umiem okrucieństwo, jeśli o to ci chodzi, ale nigdy nie robię tego jeśli nie muszę. Lubię kiedy się mnie boją tylko dlatego, że to stopuje przed atakowaniem mnie. W przeciwnym wypadku wcale mi na tym nie zależy. Nigdy nie dane mi było wybrać co miałbym robić, może faktycznie wybrałbym to samo? ale tego się już nie dowiem. Owszem, jestem potworem, ale przynajmniej jestem tego świadomy. Najgorsze potwory to te, które posiadając za nic wielką siłę i posiadając każdy wybór, zdecydowały się, że to co chcą w życiu robić to właśnie mordowanie.
- Taaa, a co jeśli owe potwory usprawiedliwiają siebie i swoje postępki, mówiąc, że nie miały innego wyboru? Wiesz, to dość częsta wymówka... - Aurora uśmiechnęła się szeroko chyba po raz pierwszy od kiedy Leith ją poznał.
- Powiedz mi, księżniczko. Czy widziałaś czasem jak twoja rodzina spędza wolny czas? jak… “zabija” nudę? dość dosłownie nieprawdaż? trudno mówić o braku wyboru gdy właśnie to się wybiera.
To był dobry argument, Leith zobaczył to po oczach księżniczki i uśmiechu, który szybko zniknął z jej wciąż szczupłej twarzy.
- Ja... myślę po prostu, że sam jesteś sobie trochę winny. Prowokujesz ich. Wielu przestraszysz, ale dla tych silniejszych twoje okrucieństwo stanowi wyzwanie, by pokazać ci, że potrafią więcej, że mieli... mieli więcej lat, by doskonalić się w tej sztuce. Gdybyś ich nie prowokował, myślę, że nikt nie odrąbałby ci skrzydeł.
- Hm… - Leith westchnął - dzięki temu w całym swoim życiu zabijałem zawsze największe potwory, wypłoszyłem je można powiedzieć, zwabiłem, jaki jest sens okrucieństwa jeśli praktykuje się na słabych? Jeśli ktoś czy coś, czuje głęboko w swoim czarnym sercu, że chce rywalizować o prymat przemocy, jeśli ktoś czy coś ma tak chore pożądanie, wtedy faktycznie zasługuje na to by wiadro jego własnej medycyny wylało mu się na głowę. - mężczyzna spojrzał Aurorze prosto w oczy - co według ciebie jest alternatywą? pozostawanie bierną zabawką silniejszych potworów? zabawką bez skrzydeł na których można uciec, bez języka dzięki któremu można by prosić? - Leith wyszczerzył kły tak, że jego rana na policzku znów się otworzyła - jeśli nikt mnie wcześniej nie zabiję, zabiję ich wszystkich, wszystkich.
Patrzyła na niego, na strużkę krwi, która powoli ściekała z otwartej rany po jego pokrytym szramami podbródku. Nie było jednak w jej oczach smutku, czy strachu. Właściwie ciężko odgadnąć emocje księżniczki, która wyjątkowo zdawała się patrzeć na Leitha nie przez pryzmat jego odpychającego wyglądu, ale tego jaki był. Jako całokształt.
- Myślę, że przez te wszystkie lata na pewno miałeś okazję, by uciec, znaleźć miejsce takie jak to. Myślę, że miałeś wybór, lecz go nie dostrzegałeś, będąc nakręconym tylko na jedną drogę, tą którą obrałeś. A nie która wybrała ciebie. Poza tym... - w jej złocistych tęczówkach zabłysło coś na kształt rozbawienia - sam teraz przyznałeś, że masz misję i chcesz dorwać potwory straszniejsze od siebie, więc gadanie o tym, że próbujesz tylko przeżyć... tak jakby nie ma już podparcia, wiesz? Poczekaj chwilę.

Palec Aurory zebrał płynnym ruchem krew z podbródka Bękarta, po czym dotknął otwartej rany. W ciemności nocy złociste oczy skrzydlatej rozbłysły jeszcze bardziej. Leith zorientował się, że rana nie tylko ponownie się zabliźniła, ale zupełnie wyleczyła. Starczyło kilka chwil magii by zrobić więcej niż cały tydzień leczenia.
- Dziękuję - powiedział Leith bo niby co innego miał powiedzieć w takiej sytuacji - widzę, że wracasz do sił księżniczko, czy to już czas by wracać? - zmiana tematu nie jest złym manewrem w szczególności gdy się nie wygrywa.
Skinęła głową, po czym przesunęła palce na zranioną dłoń Leitha. Znów jej oczy rozbłysły nieco mocniej, a rana zagoiła się w mgnieniu oka.
- Tak... Obawiam się, że jeśli jutro nie wrócimy, księżna już dłużej nie wytrzyma i sama po nas przyleci. Wyśpij się, taka spokojna noc może się szybko nie zdarzyć. - mówiąc to, wciąż trzymała palce na jego ogromnej, prawie dwa razy większej niż jej własna dłoni.
- Mmm… - zgodził się Leith, patrząc się na małą rączkę Aurory, która była taka delikatna, a przecież mogła leczyć i zabijać.
- Skoro faktycznie jest tu tak bezpiecznie jak twierdzisz sama powinnaś zasnąć - zauważył - tylko dlatego, że wróciła twoja magia nie oznacza jeszcze, że jesteś zdrowa, sam czuje się jeszcze słabo a odkąd tu jesteśmy zdrowie wraca mi szybciej niż tobie. - przypomniał - połóż się i śpij, zbieraj siły, jutro mogą zacząć spadać jakieś głowy - wyjaśnił po czym już w myślach dodał: “a ja będę musiał postarać się żeby to nie była moja lub twoja”.
Wydawało się, że księżniczka też chce coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się. Zabrała dłoń i położyła się na sienniku, robiąc mu miejsce. Przez te kilka nocy opracowali nawet swoją ulubioną pozycję spania i grzania się. Leith kładł się z przodu, twarzą do prowizorycznych drzwi, podczas gdy Aurora wtulała się w jego plecy i oplatając dłonią w pasie, wpasowywała kolana w zagłębienia jego kolan.
Leith zwinął się więc w “kłębek”, pleców miał raczej dużo, toteż Aurora miała o co się ogrzać. Mężczyzna też rozłożył jedno ze skrzydeł tak by przytrzymać na kobiecie koc i dodatkowo ją przykryć.
- Dobranoc - usłyszał cichy głos. Nie zdążył odpowiedzieć, bo poczuł jak odpływa, Czyżby użyła na nim cholernej magii? Pytanie miało pozostać bez odpowiedzi. Leith zasnął.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline