Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2019, 12:58   #9
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Dostali na te kilka godzin jedną z sal, oddaloną od wszystkich najbardziej uczęszczanych. Większość Jeźdźców zresztą nie spędzała w budynku byłej szkoły zbyt wiele czasu, rozjeżdżając się we wszystkie strony. Ich motory przeprowadzono w inne miejsce, a całość nadzorował Zick i to on ostatecznie był praktycznie jedynym, który się kontaktował z najemnikami przez ten czas. Podał imiona i nazwiska pięciu zdrajców wraz z ich zdjęciami: Christophe Henderson, Donald Woods, Cliff Campos, Norman Mcgee oraz Emil Howell. W różnym wieku, różnie wyglądający, różnego pochodzenia. Łączyło ich chyba tylko to, że ulegli propagandzie Republiki. A ta była wyjątkowo entuzjastyczna i tak samo nudna jak przewidywalna. Sztuczny byt miał się koncentrować na równości ponad podziałami, swobody i anarchii przedstawionej w sposób taki, że wszystko należało do wszystkich. I wszyscy. Łatwo się było pogubić przy zgłębianiu zbyt wielu filmów propagandowych na raz. Najczęściej przemawiał ktoś przedstawiający się jako Nick Cave, nie pokazując swojej twarzy. Nazwisko wyszukane w sieci też nie dawało więcej informacji, wyglądało na zmyślone.
Wreszcie nadszedł wieczór i mogli wsiąść na swoje maszyny.
- Mój van został w krzakach, ale wolałem o niego nie prosić. Wyrzucicie mnie po drodze to odnajdę miejsce o którym wcześniej mówiliśmy i tam na was ewentualnie poczekam. Republice wolę nie pokazywać się na oczy, tylko was zdemaskuję - powiedział cicho Alker, upewniając się najpierw, że nie jest podsłuchiwany, a wszyscy Jeźdźcy są daleko.
- Dasz radę się przedostać? Wyciąganie tej fury może być ryzykowne jak cię w niej zatrzymają - Kane spojrzał na detektywa. - Będziesz musiał z dobrą bajeczką uderzyć, ale ja za ciebie decydował nie będę. My jedziemy na wschód, lokalnymi drogami, aż dotrzemy do Woods Creek Road, później na północ do Granite Falls. Ktoś ma coś przeciw, jakieś inne sugestie? - pytanie skierował do reszty najemników, z których część ostatnio sprawiała wrażenie niemych.
- Brzmi jak plan - pierwsza odpowiedziała Scrap, wypuszczając Frugo na zwiad. - Skoro Nocny Wilk ma nam ułatwić przejazd, moglibyśmy pojechać szybciej przez tereny Jedźców.
Otworzyła mapę i przyglądała się chwilę.
- Najpierw trochę na północ i Dubuque Road na wschód.
Shade też popatrzyła na mapę i pokręciła głową nad trasami, które proponowali inni:
- Strasznie kręcicie z tymi drogami. Dlaczego nie możemy jechać po prostu bezpośrednio na północ? Drogą na Granite Falls przez Machias i Lochsloy? Bardziej na wschód nie ma może tylu miejscowości, ale to tereny indian. Niekoniecznie mogą być przyjaźnie nastawieni do wędrujących na motorach nomadów.
- I to pasuje lepiej do naszej historii o unikaniu Jeźdźców, czyż nie? - odpowiedziała pytaniem Scrap.
- Tam to już raczej tereny Republiki - Stwierdziła Shade. - Wpływy jeźdźców kończą się na granicy Everett czyli od Machias mamy nowych przeciwników, ale i tak musimy się z nimi porozumieć, skoro mamy zdobyć informacje.
- Historyjka o omijaniu Jeźdźców jest właśnie dla Republiki i pewnie dlatego Wilk sugerował najbardziej wschodnie drogi - rzucił Fox. - Tu jednak każdy teren należy do jakiejś strefy wpływów, więc zawsze trzeba się z czegoś tłumaczyć. Podoba mi się opcja, w której zmniejszamy szanse na spotkanie z Czerwonymi. Im takich spotkań z gangami więcej, tym trudniej będzie nam lawirować. Jeźdźmy zatem tak jak sugeruje Shade. Będziemy teraz bez vana, samymi motorami, które są cichsze od większości tutejszych, więc w razie czego przyparci do muru możemy powiedzieć, że przez większość drogi się przekradliśmy, a jeden napotkany patrol zgubiliśmy w pościgu. Mniej więcej zatem tak, jak miało to wyglądać, zanim wyszło jak zwykle - Anglik uśmiechnął się pod nosem.
- Nie zgadzam się z tym rozumowaniem. - Kane pokręcił głową - Czerwoni są na południe, nie wiemy kto co kontroluje na północy, aye? Do Granie Falls wchodzą trzy drogi od tej strony, wybranie najbardziej wschodniej wydłuża trasę o kilka minut, kilkanaście może, a potwierdza bajkę o omijaniu gangów. Nomadzi jakich udajemy według mnie tak by zrobili, nie ryzykowaliby na wpadnięcie na Jeźdźców, których kontrola może rozchodzić się na wschód od Everett. Może to pierdoła, może nie. Głosujemy?
- Dla mnie droga na wschodzie brzmi dobrze, w takich dziurach jak tam są nikt poważny nie został - stwierdziła Scrap. - A jak będzie ich więcej, to Frugo zobaczy. To niewielkie odległości, już byśmy byli w połowie drogi - błysnęła ząbkami.
- Skoro tak wolicie nie będę się spierać. - Zwiadowczyni błysnęła zębami. - Ostatecznie i tak zawsze, niezależnie od tego co wybieramy, pakujemy się w kłopoty.
- Wyjeźdźmy z tego miasta i wysadźcie mnie za nim, poradzę sobie - powiedział Timothy, kiedy najemnicy większością podejmowali swoje decyzje. - Będziemy w kontakcie, ale nie za częstym. Kto wie kto słucha.
- Dobra, no to postanowione - podsumował Fox. - Wschodnia droga. Ruszajmy.

Pomimo ich obaw i dyskusji, cała ta wyprawa okazała się zaskakująco łatwa. Wysadzony za Snohomish Alker szybko wbiegł w krzaki i zniknął w ciemnościach, a jadące bez świateł motory przemykały prostymi ulicami, zmierzając w coraz to dziksze tereny. Tu i ówdzie leżało nieodgarnięte z drogi drzewo, jadąca na przedzie Shade musiała uważać i pilnować prędkości, bo noktowizory nie dawały mimo wszystko takiej percepcji co silne światło. Raz było blisko, gdy prawie wpadli do ogromnej dziury powstałej w wyniku osunięcia się ziemi wraz z asfaltem, ale i tym razem przewodniczka wykazała się refleksem. Ona też jako pierwsza dostrzegła stojący niedaleko przed wjazdem do Granite Falls znak: "Witamy w Republice Waszyngton, tu poznasz swój cel w życiu".
Chwilę później mijali już pierwsze puste, ciemne domy, w większości nie nadające się do zamieszkania. Dalej jednak działały już latarnie, od centrum miasteczka unosiła się łuna zwiastująca cywilizację. Frugo dopiero tam po raz pierwszy zarejestrował ruch. Kręciło się trochę ludzi, ale najwięcej uwagi przyciągało skupisko samochodów i wszelkich innych pojazdów zgromadzonych przy dwóch największych budynkach w centrum. Bez wątpienia były to oryginalnie kościoły, lecz dron nie zarejestrował żadnych religijnych symboli na nich. Przynajmniej nie z tych najbardziej znanych religii.
- Wygląda jakby całe miasteczko odprawiało zbiorowe modły - zameldowała Scrap pozostałym najemnikom przez komunikator. - Dużo pojazdów wokół budynków kościołów, symbole zdjęto.
Dojeżdżając do granic miasta, Shade zwolniła:
- Proponuję zwolnić i zapalić światła. Nie chcemy przecież zakradać się tutaj zupełnie po ciemku.
- Nawet dobrze się składa, że ludzie są zgromadzeni w jednym miejscu - Fox również zwolnił. - Możemy podjechać i spokojnie się rozejrzeć. Jeśli dzieje się coś ciekawego, to właśnie tutaj. W razie czego kontynuujemy naszą historyjkę. Jesteśmy nowi, zaciekawieni Republiką i szukamy naszego celu. Życiowego, oczywiście.
Irlandczyk zatrzymał maszynę, przeglądając mapę.
- Może dobrze, może nie. Chuj wie co tam robią, nie zaryzykuję wejścia. Nawet w tej dziurze musi być jakiś bar, strudzeni i głodni nomadzi tam zatrzymają się najpierw. O ile wszyscy mieszkańcy nie są zebrani w kościołach to możemy podpytać co to za zgromadzenia i tak dalej. Ktoś chce gadać?
Ciężko było znaleźć bary poprzez standardową mapę, niewiele zgadzało się z tym co było kiedyś, oprócz może brył większości budynków. Frugo z wysoka też nie umiał pokazać im celu, jednakże wychwytywał światła z wnętrza co najmniej kilkunastu budynków. Raczej nie wszyscy tutejsi siedzieli w kościołach.
- Przejedźmy otwarcie przez miasto, szukając baru. Ja mogę mówić, ale nie jestem najlepsza w kłamaniu w żywe oczy - roześmiała się Scrap, zapalając światła swojego motoru i powoli ruszając główną drogą mieściny.
- Najlepiej zawsze trzymać sią jak najbliżej prawdy. - Shade wzruszyła ramionami. - Odpowiadając na pytania lepiej unikaj kłamstwa poprzez niedopowiedzenia, zagadkowość albo udawanie głupszej niż jesteś. - Na koniec wyszczerzyła się do Dawn.
- O to się nie bój - odpowiedziała jej Bailey, już w ruchu. - Ale lepiej, żeby nie mieli tu wykrywaczy kłamstw w tej Republice i nie sadzali na krzesełku każdego nowego chętnego do dołączenia.
- Nie mów, że nie potrafisz oszukać wykrywacza. - Shade roześmiała się - Każde urządzenie można oszukać, a ty przecież jesteś specem od urządzeń.
- Trzeba dobrze udawać, a ja nie jestem dobra w udawaniu - odpowiedziała Scrap.
- Niekoniecznie. - stwierdziła Shade. - Są dwie możliwości oszukania maszyny. Albo w jakiś sposób wpływasz na jej działanie. Taki mały sabotaż dla specjalisty nie powinien być problemem. Np masz przy sobie coś niewielkiego co zakłóca prawidłowe działanie w odpowiednich momentach, albo wpływasz na swoje ciało. Najlepiej przez zadawanie sobie bólu. Musisz to robić już na etapie pytań testowych, by wynik się potwierdzał. Człowiek może odczuwac naraz tylko jedna silna emocję więc zagłuszasz zdenerwowanie bólem.
- Bólu też nie lubię, więc postaram się ich przekonać, żeby nam takich testów nie robili. Będę wdzięczna za pomoc - ton Dawn pozostał wesoły, niemalże beztroski.
Raver dość sceptycznie przyglądał się rozmawiającym najemniczkom, a w szczególności Dawn, ale nie przerywał im i odczekał, aż rozmowa sama ucichnie.
- Może się tak nie zapędzajmy - powiedział spokojnym tonem. - Na żadne krzesełko się nie wybieram i nikomu też nie radzę, bo nasza historyjka runie jak domek z kart. Mamy jakiś tam elementarz, tworzenie nowych tożsamości z prawdziwego zdarzenia wymagałoby znacznie więcej czasu. Sprawdźmy po prostu ten barek i zobaczmy, co się tu dzieje. A, i Kane, wcześniej zmyślanie tych wszystkich bzdetów nieźle Ci szło, więc ja w zasadzie bym nie zmieniał zwycięskiego rozwiązania, ale jeśli idziemy do baru i chcemy wyjść na ludzi przejawiających jakiś entuzjazm i zaciekawienie Republiką, to jak dla mnie Scrap też może gadać.

Miasteczko było tak małe, że zdążyli przejechać połowę zanim Fox skończył gadać. Główna ulica prowadziła przy dwóch budynkach użyteczności religijnej, z braku lepszego na nie określenia. Potem skręcała na północ. Po bokach drogi stały głównie niskie, jednorodzinne domy i inne małe budynki. Granite Falls nawet za obecnych czasów sprawiało wrażenie miejscowości leniwej, cichej i spokojnej. A jednak mieli wrażenie, że są obserwowani, choć minęli zaledwie dwóch pieszych, którzy zatrzymali się, odprowadzając ich wzrokiem. Minęli kolejną przecznicę, bank, dawną remizę strażacką i ich wzrok przykuł neon "Republic Inn". Przed wejściem na parkingu stał zaledwie jeden samochód, lecz w środku paliły się światła.
- Chyba warto spróbować - Scrap zwolniła, a następnie zatrzymała motor na parkingu. - Kto ma o nas wiedzieć i tak już wie.
- Dobre miejsce, żeby zacząć - zgodził się O’Hara, parkując obok i schodząc z harleya. - Jak się okaże, że nas podejrzewają i będą chcieli do maszyn podłączać, to wolę nawiać lub wyrąbać sobie drogę i dostać się do tej całej Republiki na swój sposób, bez pytania o zgodę.
- Aye, towarzyszu - potwierdził Felix, zsiadając z motoru. - Dobra, to wchodzimy do środka.
Shade bez zbędnego komentarza postawiła swoją maszynę przed wejściem i ruszyła jako pierwsza w kierunku drzwi.
Drzwi były otwarte, ze środka dobiegała cicha muzyka country. Wnętrze witało stonowanym światłem, przykrytymi obrusami w biało-czerwoną kratkę stolikami i porożem jelenia na ścianie naprzeciwko. Po wejściu zabrzęczał nienachalny dzwoneczek. Knajpa świeciła pustkami, nawet za barem nikogo nie było i dopiero dźwięki otwieranych drzwi przywołały niemłodego mężczyznę.
- Już koniec? - zapytał od drzwi na zaplecze i zaraz za nimi zatrzymał, marszcząc brwi. - Oh, obcy. Rzadko spotykane, rzadko. Zapraszam! - na ustach pojawił się uśmiech, ale oczy pozostały czujne. - Co was sprowadza w to miejsce?
- Niełatwo się tu dostać - magiczny, naturalny uśmiech Scrap pojawił się natychmiast. Wyminęła Shade i zbliżyła do baru, na pierwszy rzut oka w pełni swobodna. - Tu konkretnie? Chcielibyśmy napełnić puste brzuchy. W tym pięknym miasteczku? Słyszeliśmy, że żyją tu dobrzy i pomocni ludzie.
- Ha, ciekaw jestem od kogo tak słyszeliście - przesuwał wzrokiem od jednego do drugiego. - Wszystkie moje kelnerki i kucharze są na zebraniu wspólnoty. Powinno się skończyć za pół godziny, ale zachęcam do poczekania. Innego baru w Granite Falls nie znajdziecie. Napijecie się czegoś?
- Piwo będzie dobre - rzucił O’Hara i też się zbliżył, wyciągając do barmana rękę na powitanie. - Tu i ówdzie. Nie z jednych ust, ale ludzie w okolicy sporo o tym rejonie mówią. Widziałem filmy, zachęcacie w nich do przyjazdu tu. Uznaliśmy, że spróbujemy, może to właśnie miejsce dla nas?
- Mike Hills - przedstawił się, ściskając dłoń Irlandczyka. Zaczął wystawiać butelki na ladę i otwierać, uznając najwyraźniej, że zamówione zostało dla całej czwórki. - Miejsce dla was? A co każde z was mogłoby takiemu miejscu dać w zamian? - zapytał, z wyczuwalną nie ironią, a ciekawością w głosie.
Zwiadowczyni wzięła jedno z piw i usiadła przy barze:
- Czyli przyjmujecie tylko takich, którzy mogą się przydać? Jak widać nigdy nigdzie nie ma nic za darmo. - Wzruszyła ramionami.
- A widziała pani gdzieś dobrobyt zbudowany za darmo? - oparł się przedramionami o blat, patrząc na nią z rozbawieniem. - Czasem przyjmowani są też tacy, którzy bardzo chcą się przydać.
Fox zajął miejsce przy barze i poczęstował się butelką.
- Wiadomo, kogo tu teraz potrzeba? - spytał barmana bez większych emocji, nienachalnym tonem. - Jesteśmy tutaj nowi. A nuż się okaże, że też możemy być przydatni.
- Ha, jestem pewna, że każdy może się przydać jak tylko znajdzie dla siebie niszę - poklepała Foxa po plecach i pociągnęła łyk piwa. - Mówią na mnie Scrap i jak masz coś mechanicznego lub elektronicznego co potrzebuje naprawy lub podkręcenia, to oto jestem - rozłożyła szeroko ręce, śmiejąc się.
- Jest dokładnie jak dziewczyna mówi - mruknął do Ravera, podłapując od Dawn trochę tego uśmiechu. - Różni ludzie się przydają. Nie chodzi o to, czego my szukamy. Chodzi o to, co możecie nam dać.
- Nie zamierzamy się obijać - Kane uniósł butelkę w pozdrowieniu, zanim wziął łyka. - I nie mamy dwóch lewych rąk. Tak naprawdę nie wiemy wciąż gdzie trafiliśmy. Czym jest Republika? Tak po ludzku, bez gadaniny jak z filmów w sieci. W Seattle widzieliśmy wojsko. Media podają, że mogą próbować poszerzać tak zwaną bezpieczną strefę.
Mike zmierzył Irlandczyka długim spojrzeniem, zanim odpowiedział że wzruszeniem ramion.
- Dla nas, zwykłych ludzi, Republika to wspólnota, wiele wspólnot działających pod jednym szyldem. Spotykamy się często, rozmawiamy, zwierzamy z problemów, prosimy o pomoc lub ją oferujemy. Nie jesteśmy jednostką i ci co mają dużo do ukrycia nie mają czego u nas szukać. Dla samotników także są inne miejsca. Nasz lider daje nam przykład, regularnie odwiedza wszystkie wspólnoty. Rząd USA nic nie zrobił dla nas od lat, teraz jak zrobiło się tu więcej ludzi to przypomniał sobie o podatkach. Nie mają i nie będą mieć nad nami władzy. Jesteśmy samowystarczalni.
- Czyli jak zwykle wszystko rozbija się o pieniądze - Pokiwała głową Valerie upijając kolejny łyk piwa.
- Między sobą nie operujemy pieniędzmi - przyznał barman. - To musi ich bardzo boleć - roześmiał się, ale widać też było, że Shade obdarza najbardziej nieprzychylnym spojrzeniem.
 
Widz jest offline