Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2019, 13:17   #82
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Magica Icaria
Gumowe obuwie grzechotało od wypełniających go metalowych części, gdy Tim spokojnym krokiem maszerował przez szeroki korytarz. Obserwowały go podobizny poprzednich papieży, namalowane prochem z ich spalonych ciał. Na końcu, w okrągłym biurze pozbawionym okiem, czekał Zoan.
- Co cię najbardziej irytuje w magii? - spytał długowłosy mężczyzna, siedząc na blacie biurka plecami do swojego gościa.
- Niesprawiedliwość. - odparł bez zastanowienia Tim.
- Mnie bardziej drażni...jej brak oryginalności. - stwierdził Zoan. - Jest frustrująca i ograniczająca.
- Przyszedłem w sprawie-
- Wiem. Zabijemy śmierć. Nie ma czasu na zwłokę. - Zoan podrapał się po głowie, wyrywając włosy w irytacji. Wyraźnie nie był zadowolony z tego oznajmienia.
- Myślisz, że tak po prostu się to uda? - spytał Tim, speszony dozą pewności siebie, jaką wyczuł w odpowiedzi.
- Musi. - Zoan odwrócił się na stole, patrząc prosto w zębatki obracające się na twarzy Tima. - Mamy zamiar powalić boga. Śmierć musi być dla nas tylko...stopniem.


Pokój Eidith
Dziewczyna obudziła się następnego ranka rześka i wypoczęta. Tym razem obecność nie przejęła nad nią kontroli.
Eidith się wyciągnęła jak kocica na swoim łóżku, po czym z niego leniwie wyszła. Uruchomiła swój automat do kawy, aby była gotowa po tym jak wyjdzie spod prysznica. Po odświeżeniu się stanęła naprzeciwko lustra i przywołała ręce obecności, Jedna para była zajęta uczesywaniem włosów i suszarką, a trzecia szorowała jej zęby. Gdy już wyszła z łazienki zaczęła się ubierać. Ubrała biały tanktop i czarne jeansy. Butów miała tylko jeden rodzaj, ten wojskowy. Przeglądała aktualizacje dokumentów. Jej powieka zadrgała.
- What the fuck… Yse got ptsd? Falco got first signs of corruption… and shes owned by Bonnie?! What the flying fuck happened there. - Mamrotała do siebie po czym przez komunikator przemówiła.
- Yse, Falco, Bonnie. Chce się z wami zobaczyć w kantynie. Ważne. - Skończyła mówić, i zabrała swój kubek kawy prosto do kantyny.
Kantyna tym razem była wyjątkowo pusta. Falco siedząc na kanapie, obgryzała jakieś kości, które prawdopodobnie były jej obiadem, raczej wczorajszym. Mors siedział z S3X pod telewizorem, a siedzący przy stole Danpa palił jakiś zawinięty rulonik, z dużym posiłkiem ustawionym przed sobą.
Eidith zaczęła okrążać Falco i ciekawie się jej przyglądać, jakby była jakiś eksponatem. W końcu usiadła zaraz obok niej i się odezwała.
- Falco… Co się odjebało na waszej misji? -
Przegryzła kość w pół i połknęła ją, nie wstając z kanapy. Leżąc, odpowiedziała Eidith:
- Ten biskup zabrał nas na jakąś planetę pełną agresywnych kosmitów. Trzy dni nieustannej walki bez przerw. Zły skład. - podsumowała, nie dłużąc tematu.
A więc to była definicja spaceru według Vlada. - No dobrze ale co z twoją korupcją? No i jakim prawem Bonnie cię posiada? - Dopytała upijając kawę.
Grymas na twarzy Falco zdradzał niezadowolenie. - Nie ja pisałam raport. - odpowiedziała krótko.
Eidith westchneła.
- Fucking hell. Yse gdzie jest? Co z nią? - zapytała o kosmitkę. Ciężko jej było uwierzyć że ktokolwiek z tej drużyny jest podatny na zespół stresu pourazowego.
Falco zamyśliła się. - Może sauna? Chciała wolne. Bonnie jest u ojca, Alice w zbrojowni, Sin pewnie na sali treningowej.
Nie chciała teraz kosmitce zawracać dupy, jeżeli potrzebowała wolnego to postanowiła ją zostawić w pokoju. Chciała też wypytać o szczegóły odnośnie wroga ale nie spodziewałą się konkretów od Falco.
- No nic… idę do Vlada się wypytać o szczegóły misji. - Postanowiła podnosząc się z kanapy, mijając Danpę skubnęła palcami kawałek góry jedzenia która przed nim była.

Eidith miała problemy ze znalezieniem biura Vlada. Z czasem dowiedziała się od strażników, że biskup rezyduje w więzieniu, gdzie trzymani są niebezpieczni kosmici i heretycy. Tam z kolei powiedziano jej, że biuro znajduje się na samym dole. Kłopotem było jednak dotrzeć na dół, ponieważ wszystkie pomieszczenia były czarne, a światło było wyjątkowo mało pomocne. Po błądzeniu przez dobre dwie godziny, dziewczynie udało się znaleźć metalowe drzwi na dole długich, krętych schodów. Drzwi otworzyły się samoistnie. Wewnątrz, siedząc na krześle przed mahoniowym biurkiem, znajdował się Vlad. Miał on młodą twarz z roztrzepanymi włosami. Jego głowa wystawała z kołnierza długiej, czerwonej szaty. Reszty ciała jednak brakowało. Pod odzieniem wydawał znajdować się tylko cień.

- Eidith, Eidith, Eidith. Witam, w czym mogę pomóc? - spytał, zainteresowany odwiedzinami.
- Dzień Dobry, ja w sprawie poprzedniej misji i w zasadzie następnej. - Zaczęła gładząc się po karku. - Z raportów widziałam, że nie poszło najlepiej, co jest też z mojej winy. Źle dobrałam skład i mało tego powinnam tam być osobiście. - Z jakiegoś powodu jej wzrok uciekał po całym pomieszczeniu. -[i] Czego właściwie tam szukaliście?[i/] - Zapytała w końcu.
- Jest taki kamyczek. - uśmiechnął się Vlad. - Nazywa się Stone of Want. Jak się na niego spojrzy, to chce się go mieć nieważne co. To jest, dopóki się go nie dotknie, wtedy magia przestaje działać. - wyjaśnił. - Oryginalnie był to wielki głaz, ale imperium rozbiło go na kawałki w ramach eksperymentów. Zbombardowali odłamkami pewną planetę pełną bardzo agresywnych i bezmyślnych stworzeń z nadzieją, że same się wymordują, a przynajmniej uszczuplą. Niestety nie zadziałało... Chciałbym pozbierać kilka z tych odłamków. - innymi słowy, Vlad zabrał drużynę na misję szukania kamieni na pustyni z nieskończonym zasobem wrogów.
- Hmm muszę zabrać pancerz wspomagany… - Podrapała się po brodzie. Z tego co opowiadał planeta się wydaje niezwykle zabawna. A może się uda jej wpaść w euforyczny amok. Dawno już tego nie doświadczyła.
- Czy mamy jakiekolwiek wskazówki jak odnaleźć odłamki? Błądzenie po pustyni nie wydaje mi się dobrym pomysłem. -
Vlad uśmiechnął się szeroko. - Kwestionujesz intelekt biskupa? Cele są niedaleko, gdybyś o tym zapomniała... Będziemy przyglądać się każdemu ziarnku piasku, jeżeli zajdzie taka potrzeba. - oznajmił Vlad. - Zgłoś się do mnie, gdy będziecie gotowi. - nakazał.
- Nie śmiałabym! - rzuciła naprędce, po czym dodała. - Tak jest! - Ukłoniła się delikatnie po czym skierowała do zbrojowni. Będzie potrzebowała czegoś co jest w stanie zabijać masowo. Jeszcze nie miała konkretnej rzeczy na myśli, ale będzie wiedzieć jak ją zobaczy.
- So, you think you can just keep fighting some aliens non-stop for three days? He doesn't think you can. You know what he looked like? He looked like you do when you watch someone bleed out. - ostrzegała obecność, gdy Eidith otwierała drzwi do jedynej zbrojowni, do której jej wydział miał dostęp. W środku zastała kustosza czytającego książkę przy biurku. W oddali pod jedną z szaf Alice czyściła swoją własną giwerę.
-”I dont have a choice, either we do this or we both perish.” - Odpowiedziała zmorze, po czym przemówiła do kustosza.
- Witam serdecznie, będę potrzebowała na kolejne zadanie coś co jest w stanie masowo zabijać. Mam na myśli jakąś baterie pocisków montowanych na pancerzu wspomaganym, a także pistolet strzelbę na krótki dystans. Na średni i dalszy mam już poświęcony bolter, na bliższy posiadam także wibro-miecz. - Skończyła wymieniać, a jej oczęta spoglądały na Alice czekając na odpowiedź kwatermistrza.
- You sure that thing wasn't opt-in? Ooor...you could send some of the other rats.
Mężczyzna uniósł wzrok znad książki i spojrzał prosto na Eidith. Jego schowane za szkłami okularów oczy były zimne i pozbawione skrupułów. - Skoro już masz broń, bolter... - skinął głową w kierunku drzwi, dokańczając wypowiedź.
“Obyś kurwo jebana się zesrała w nocy”, to właśnie mu chciała wykrzyczeć. Bydlak sobie chyba nie zdawał sprawy z kim rozmawia.
- Sekundkę. - Odeszła do tyłu i wyciągnęła swój komunikator. Pośpiesznie go wsadziłą do ucha i wykręciła numer do swojego mentora.
- Halo mistrzu? Mam małą sprawę do ciebie. -
- Tak? - ze słuchawki odezwał się Klaus.
- Otóż lecę na zlecenie od Vlada, i potrzebuje paru zabawek ze zbrojowni. Wie mistrz, żeby miała większe szanse na powodzenie… albo przeżycie. Kwatermistrz nie chce mi wydać sprzętu, bo twierdzi że jestem już uzbrojona. Ma racje, ale nie jest to odpowiednie uzbrojenie.
Z mistrza słówkiem powinien mi ustąpić, a dla mistrza to tyle co nic. Tobie nie odmówi.
- Skończyła nawijać, kręcąc loczka palcami.
Zapanowała krótka cisza. - Cóż, zgodnie z przepisami każdy agent ma prawo do uzbrojenia. W statusie nie określono jednak jakiego. Teoretycznie możesz mu oddać swoją broń, ale jeżeli już go zeźliłaś, to odda ci jeszcze gorszą. - ostrzegł Klaus, zakładając, że osobowość Eidith już stanęła na drodze pokojowemu rozwikłaniu sytuacji. - Jeżeli jest jakiś ekwipunek niezbędny na misję, to Vlad powinien był dać wam jakiś świstek z prośbą o jego wydanie. W innym wypadku musisz liczyć na dobrą wolę zbrojmistrza. - Klaus wyjaśnił sytuację. - Normalnie kazałbym ci rozwiązać to samemej, ale z uwagi na to, że mówimy o misji z Vladem, mogę porozmawiać ze zbrojmistrzem dla ciebie. - zgodził się Klaus. - Przypomnij mi jednak, czym są bronie w Magica Icaria?
- A czym jest pędzel dla artysty? Dłuto dla rzeźbiarza? Słowo dla poety? Narzędziem. - Odparła od razu. - Tak jak ci wymienieni, my też używamy swoich narzędzi dla ludzi. - Dodała po chwili.
- Byłem złym nauczycielem. - wyznał Klaus. - W Magica Icaria broń jest efektem pracy dziesiątek ludzi przez okres wielu miesięcy. Nie używamy maszyn czy fabryk, robimy wszystko własnoręcznie. Pojedynczy kowal nie stworzy nawet stu karabinów przez cały swój żywot. Każdy pocisk, który chcesz wystrzelić to efekt czyjejś ciężkiej, długotrwałej pracy. Dlatego większość agentów specjalizuje się w perfekcyjnym wykorzystaniu pojedynczej broni i dba o nią całe życie. - Mężczyzna wyjaśnił spokojnym głosem. - Poprosiłaś o uzbrojenie, którym można byłoby wyposażyć cały skład, zgadłem?
-[i] Jedna bateria pocisków do PA, dla mnie i strzelba dla naszej małej S3x.[i]- powiedziała, dość smutnym tonem, gdy nie udało jej się odpowiedzieć poprawnie.
- Mistrzu jesteś dobrym nauczycielem. Tylko ja jestem zepsuta. Sam mistrz mówił że mój mózg nie do końca działa poprawnie. Stąd euforię gdy widzę krzywdę, albo amoki gdy się za bardzo rozstrzelam. Papież nazwał mnie bronią niczym więcej. "A dobrą broń można wykorzystać", to słowa jego ekscelencji. - skończyła mówić, ale nie bylo slychac dumy w jej głosie.
- Powiedz swojej koleżance żeby sama przyszła po broń, wtedy dostanie. O pociski mogę poprosić za ciebie. - zasugerował Klaus.
- Tak mistrzu. - Skłoniła się mimo że Klaus nie mógł tego zobaczyć, po czym grzecznym krokiem zbliżyła się do kustosza. Wyjęła słuchawkę z ucha i podała ją osobnikowi za ladą.
- To do ciebie. - Przemówiła z dość neutralnym wyrazem twarzy.
Po załatwieniu tego mniej lub bardziej nieprzyjemnego biznesu w zbrojowni. Eidith postanowiła natychmiastowo rozpocząć misję i zwołać drużynę. Nim jednak zdołała to zrobić, natknęła się na papieża, przechodząc przez park. Zoan stał naprzeciw fontanny, rozmawiając czy to z nią, czy z samym sobą, choć Eidith nie była w stanie zrozumieć, co konkretnie mówił.
Mężczyzną ją zauważył i zatrzymał. - Już lecisz na kolejną misję? - spytał. - Wam odpoczynku nie potrzeba? - zdziwił się.
Wilczyca była przekonana, że to był pierwszy i ostatni raz gdy poprzednim razem rozmawiała z papieżem. Dużą torbę, którą taszczyła na barku, położyła obok siebie.
- Ekscelencjo. - Zaczęła kłaniając się grzecznie, po czym dodała. - Nie tak od razu wasza ekscelencjo, jeszcze czeka mnie ceremonia pancerza u sztukmistrzów. Z opisu misji od Vlada wynika, że będę go potrzebować. Ciągłe fale feralnych potworów… brzmi piekielnie. Nie mogę się doczekać właściwie. - Spojrzałą gdzieś w dal, nieświadomie wykrzywiając twarz w nieprzyjemnym uśmiechu.
- Cóż, powodzenia. - odparł Zoan wyraźnie zniesmaczony, po czym wrócił do przyglądania się fontannie.
Wilczyca nie przejęła się reakcją Papieża, za pięć minut zapomni o jej istnieniu. Łapa utkana z cieni wystrzeliła z boku Eidith i zarzuciła torbę na bark.
- Dziękuje wasza ekscelencjo. - Ponownie się ukłoniła i zaczęła mijać fontannę. Jednak coś sprawiło że się zatrzymała tuż przy niej. Zaczęła się jej uważnie przyglądać.
-” Hej zmoro… Widzisz coś dziwnego w tej fontannie? Mogłabym przysiądz że papież do niej coś nawijał.” - Zapytała w myślach.
- Yeah. Believe me, you don’t want to fuck with that pipsqueak. - ostrzegła obecność.
- “Ta cała November? Przecież my też nienawidzimy magów,” - Odparła obecności.
- And that makes you want to work with a mage? - zapytał.
- “Not really. Icaria is full of hypocrisy… Collar mage, fountain mage… kill people, dont kill people, what the fuck is next?” - Rzuciła w myślach odwracając wzrok od fontanny. Posłuchała rady obecności i zaniechała się wszelkiego spoufalania z November. Skierowała się do sztukmistrzów pancerzy wspomaganych by tam przywdziać swoją zbroję, a następnie wraz z drużyną wstawić się u Vlada.
Vald kazał wszystkim zebrać się w porcie przy jego statku. Był to bardzo mały statek, niedostosowany do podróży na dalekie odległości czy na bitwy. W trakcie walki nie będzie mowy o żadnym wsparciu z atmosfery, jeżeli biskupa nie stać na więcej.
- Witam, witam, wszyscy gotowi? - ucieszył się na widok czwórki agentów. - W trakcie tej misji przez jakieś trzy dni nikt nie będzie mógł spać. Na pewno dacie radę? Poprzedni nie dali rady.
- Zależnie od formy. - westchnął Sin.
- Jestem robotem. - Zauważyła S3X.
Szur, szur, zaszelestał worek metamfetaminy w ręku Danpy.
- Dobrze, dobrze, a to uzbrojenie wam wystarczy? Nie wyglądacie na specjalnie przygotowanych.
Sin uderzył pięścią w otwartą dłoń, Danpa pokazał kolekcję kilkuset granatów pod kurtką.
- I stand corrected. To co, wylatujemy?
Vlad ma chyba problemy ze wzrokiem, ponieważ Eidith stała w pełni zapakowana w pancerz wspomagany inkwizycji.
Dominował na nim połyskujący czarny kolor, z elementami czerwieni i złotymi zdobieniami. W ręce dzierżyła bolter, a przy pasie spoczywał jej wibromiecz.
- Gotowi sir. I feel like a fucking monster. - Przemówiła głosem który był nieco zmodyfikowany przez hełm pancerza. Brzmiała jakby mówiła przez radio. Oparła bolter na ramieniu i przemówiła do drużyny.
- Wataha lecimy do definicji piekła, więc bądźcie gotowi na najgorsze. Sin twoim skrzydłowym będzie Danpa. Staraj się usuwać wszystko co się zbliży do niego czy ciebie, aby mógł w spokoju wysadzać w pizdu jak najwięcej. Sexy ty będziesz moją skrzydłową, jeśli możesz śpiewaj coś byśmy zabijali lepiej, albo coś co jest w stanie odstraszać, czy ogłuszać zwierzęta. Moja głowa w tym by nic cię nie poharatało. Ja najpewniej dostanę szału po parunastu zabójstwach więc mogę się wydawać trochę nieobecna. Ale o mnie się nie martwcie, jest jeszcze jeden chujek ze mną, który też będzie ciężko pracował. Nie mamy medyka więc… no nie dajcie się zabić bo będę smutna. I wkurwiona na was. Wszystko jasne? - Spojrzała na swoich ludzi, czując jakiś zalążek dumy.
- Tak jest, sir! - odparła stojąca na baczność S3X. Sin i Danpa nic nie powiedzieli, wyglądali, jakby nie dawali większego jebania o opinię metalowej puszki.
- Don't tell me what to do bitch, I'll take a nap if and when I want to. - obecność upomniała się o swoje.
- Świetnie. - Vladimir klasnął w ręce. - Zgrani jak olej w wodzie, lecimy.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline