Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2019, 13:17   #83
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Kilka godzin później

Drużyna rozstrzeliwywała chmary kosmicznych kreatur wychodzące zewsząd. Potwory sięgały im do kolan, miały wielkie szczęki pełne zębów i zerowy intelekt, pędząc na ściśniętą wokół Vlada drużynę jak ćmy do lampy. Obecność wymachiwała mackami z cienia Eidith chichocząc w głowie wilczycy z zadowolenia. Danpa wybijał granaty kijem bejsbolowym na dalekie odległości, rozsadzając chmary kreatur i rozświetlając ciemność, zaś Sin w formie ogromnego, humanoidalnego psa miażdżył wszystko to, co podeszło do niego na odległość.
Jak się okazało, gdy Vladimir mówił bez przerwy, miał na myśli bez sekundy przerwy. Gdy mówił pustynia, miał na myśli planetę pozbawioną słońca której jedyną powierzchnią jest piach.

- Dobra! - Vlad starał się przekrzyczeć dźwięk strzałów. Słysząc go, S3X przestała śpiewać i zaczęła odpalać miotacz ognia. Nie miała dość skupienia, aby robić jedno i drugie na raz.
- Nasza misja wygląda tak: Niektóre z tych drobin piasku to fragmenty starego artefaktu. Rozpoznacie je po tym, że chętnie byście zabili resztę drużyny, nim wyszli stąd bez nich. Mamy zebrać je wszystkie - wyjaśnił. - Aha. Jak ktoś podniesie taką drobinę, to nie będzie już w stanie ich rozpoznać, miejcie to na uwadze. Jakieś pytania? - Vlad zmrużył oczy widząc, jak bardziej oślizgłe kreatury wyłaniają się zza odległej wydmy, nabierając śliny. Zaraz później salwy kwasu zaczęły rozrzucać się pomiędzy członkami drużyny.
Z tego jak brzmiała wilczyca bawiła się wyśmienicie, śmiała się wniebogłosy gdy rostrzeliwała kreatury na kawałki. Za każdym razem gdy przeładowywała pusty magazynek wciskała głęboko w czaszkę najbliższemu potworkowi. - LETS PLAY “TAG YOURE FUCKING DEAD!” OH I SEE YOU ARLEADY KNOW HOW. AWOOOOO! - Wydzierała się. Pomimo amoku dotarły do niej instrukcje Vlada, a także fakt że są ostrzeliwani z daleka. - Danpa! Celuj w tych plujących, osłaniam cię! - Wydała polecenie rozdeptując kosmitę pod sobą. -[i] Fiend are you seeing any of this pebbels?[i/] - Zapytała w myślach.
- Didn't Vlad just say something retarded? Nevermind, look at this shit! - macka rozcięła nadkskującego kosmitę. - They got rows of teeth going from their mouth to their ass. WHO NEEDS TEETH IN THEIR ASS?!
Danpa zamachnął się i odbił granat w stronę biologicznej artylerii. Trafił może połowę z nich. Ćpun zdecydowanie nie był snajperem, ani zawodowym graczem baseballa.
- Ja mam pytanie. - skomentował Sin, nie odrywając wzroku od atakujących kosmitów. - Kto daje jegomości prawo mordować agentów icarii dla własnej rozrywki?
- Oh? - zdziwił się Vlad. - Myślisz, że jak chciałbym cię zabić, to bym tego po prostu nie zrobił? Przecież poprzednia drużyna wróciła cała.
- Nie pierdol Vlad. - buntował się Sin. - Gówno możesz nie zabijać i już widzę, jak pozwalasz Bonnie umrzeć.
- OOOH. TO TERAZ MAŁA KURWA MYŚLI, ŻE OPINIA TEGO GÓWNIARZA DOCA MNIE INTERESUJE. - Z szerokim uśmiechem i rozwścieczonym krzykiem, Vlad brzmiał na równie sprowokowanego, co rozbawionego. - KTOŚ TU MA JAJCA.
Eidith była niesamowicie rozbawiona tym faktem na temat anatomii kosmitów. Widząc, że Danpa nie za bardzo podołał zadaniu, postanowiła wymierzyć salwę pocisków w strzelających agresorów.
- Sin! To nie tajemnica, że mają wyjebane czy przeżyjemy. Skup się prosze na zadaniu.- Upomniała zmiennokształtnego rozstrzeliwując kolejny rząd kreatur. Konflikt z biskupem w środku tej gównoburzy nie był czymś czego wilczyca chciała. W kilku sekundowych przerwach między falami Eidith starała się wypatrzeć pod swoimi nogami jakiejś drobinki. Pomimo tego że sama zaczęła mieć wątpliwości czy coś takiego tutaj w ogóle jest.
- O, NIE, NIE, NIE, NIE, MY SIĘ TU ŚWIETNIE BAWIMY, DAWAJ CHŁOPACZKU. - Prosił Vlad.
- Mamy nakaz prosto od Papieża, żeby być posłusznym komendom Eidith. To koniec rozmowy. - Oświadczył Sin.
- [i]JAJCA CI SIĘ KOŃCZĄ TAM, GDZIE SIĘ PAPIEŻ ZACZYNA?[i] - prowokował go Vlad. - No to trudno, masz przejebane, bo Eidith tutaj to najposłuszniejszy agent, jakiego mieliśmy. A ja się bałem, że Klaus tylko pizdy potrafi wychować.
- Tak. Jak tu zdechniemy, to wina Eidith. Nie twoja wina, że jest durną suką. - odpowiedział Sin Vladowi. - Ty się chociaż zdążysz wysrać, za nim kolejną misję zaczniesz?! - spytał Sin Wilczycę. - "Jestę szefową, idemy na mysyje", ani a, ani b, ani pocałuj mnie w dupę. Jak chcesz się odpierdolić strzel se w ryj i daj nam spokój. - zaproponował.
Eidith nie odwracając głowy od swoich celów krzyknęła
- OH TO TERAZ SIN-PERMA-KIJ-W-DUPIE CHCE SIĘ SOCJALIZOWAĆ?! Chyba ci się coś chłopczyku pojebało w tym zmiennokształtnym łebku. Odprawę miałeś przed misją czego kurwa jeszcze chcesz? HYYY! a może cię dupa boli że to mnie papież wybrał na dowódcę? Albo cię dupa boli że za mało czasu spędzam z tobą? Może chciałbyś mnie jebać?! BIEDNY KURWA SIN który nie wyrósł z wieku buntu. I to nie jest też twój zajebany interes czy ja się zdąże wysrać czy nie. A teraz stul pysk i szukaj tych jebanych drobinek. TO….ROZKAAAAAAZ! - Ostatnie słowo z krzyku przerodziło się w dosłowny pisk. Eidith odbijałą palma od przemocy jakiej była świadkiem, w dodatku jeszcze musiała się z nim użerać.
- A durna suka to możesz do matki swojej mówić… OH WAIT! HAHAHAH!- Dorzuciła przeładowując. W myślach za to spytała zmorę.
- What do you mean retarded, if you think theres something wrong tell me. Were in this shit together. Im going fucking ballistic right know, you know this. -
- TAK, TRZYMAJ PSY NA KRÓTKIEJ SMYCZY! - zaśmiał się Vlad. - JESTEŚ NARZĘDZIEM NARZĘDZIA CHŁOPCZE. HAHaha! Pogódź się ze swoim zasranym losem. - Było bardzo wyraźnie widać, że Vlad żadko bawi się równie dobrze.
- Nie jestem pewna czy podoba mi się ten klimat. Nie możemy bardziej...koleżeńsko? - spytała S3X
- SEX LALKA MORDA, DOBRZE JEST. - Ściszył ją Vlad.
Sin chwilowo zamilkł. Gdy nagle i bez opamiętania Danpa zaczął biec prosto w rój kosmitów, krzyknął - NOSZ KURWA - i skoczył za nim, wyciągając narkomana z piasku, którego sporą część właśnie wciągnął nosem.
- Zjedzonych nie liczę! - ostrzegł Vlad, niesamowicie roześmiany.
- Jeżeli słuchanie was ma nas zabić, to na jaką kurwa cholerę mamy się słuchać?! - spytał Sin. Danpa skomentował to, drapiąc się po dupie, w oczekiwaniu aż Sin postawi go na ziemi.
- Patrz śmiałka, słowo na ten temat do Zoana, to go rozstrzelają. - obiecał Vlad.
- “jEżElI sŁuChAnIe WaS mA nAs ZaBić”. Jeśli ta chmara bezmózgich kreatur jest w stanie cię zabić to cię nie potrzebuje. Sexy kochanie nie kłopocz swojej ślicznej główki tym pierdoleniem. - Przemówiła Eidith roztrzeliwując kreaturę, która odważyła się skoczyć na białowłosą. Miała też wrażenie, że nie zrobili żadnego postępu. Nie do końca do niej przemawiało to że dosłownie mają się przyglądać każdej drobinie piasku. Ostrzeliwując jedną ręką zastępy monstr, garścią chwyciła piach pod sobą by się jemu przyjrzeć.
- Taka jesteś pewna siebie?! - Sin nie uspokajał się ani trochę.
Vlad nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Durniu, wszyscy jesteście własnością kościoła. Prędzej czy później ktoś by cie wysłał na śmierć, czego ty nie rozumiesz? - spytał, patrząc, jak Sin transformuje.
Przybrał on postać o skórze pokrytej płatami chityny, z szeroką głową o drobnych oczach i paszczą pełną zębów. Jak tylko się zmienił, kosmici zaczęli go ignorować, czy też rozpoznawać za jednego ze swoich. Ustawił on Danpę na swoim grzbiecie, zostawiając Eidith i S3X do samotnej walki z hordą, biorąc pod uwagę, że Vlad póki co nie przyłączał się do rzezi.
- OOOH gorzko tego pożałujesz. BARDZO GORZKO tego pożałujesz ty cwaniaczku. Sexy nie oddalaj się ode mnie. Panie Vlad, apelowała bym do ukarania go po powrocie. Jakim chujem tak długo przeżyłeś w Icarii z takim nastawieniem jest ponad mnie. - Z tymi słowami, na swoim HUD namierzyła większe zbiorowisko i wystrzeliła kolejną salwę pocisków. W sumie dotarło do niej dlaczego Danpa się rzucił jak pojeb w piach. Naturalnie uznała to za jego przećpany odpał, ale może jednak coś dojrzał.
- Panie Vlad wygląda na to że Danpa jeden dorwał. Ile tego mamy zebrać? -
- Zbieramy, aż się znudzę. Miało być przez trzy dni, ale we dwóch tyle nie wystoicie. Najwyżej wrócę sam. - ocenił Vlad, unosząc dłoń do góry. Pierwszy raz Eidith widziała, żeby coś innego od jego głowy wystało spod płaszcza. Wewnątrz znajdowała się tylko czarna masa, a uniesiona nadeń ręka była czarna, pełna czerwony oczu. Przypominał on poniekąd obecność.
W reakcji na prosty gest Vlada krew wszystkich kreatur w okolicy stanęła dęba. Ostre kolce skierowały się w stronę Sina, blokując mu wszelką droge ucieczki.
- Nie mogę zabijać? Zależy, gdzie się znajduję, kretynie. - odpowiedział Vlad. W swojej obecnej formie Sin nie mógł wydawać ludzkich dźwięków. Dłoń biskupa wyciągnęła się na kilka metrów i zdjęła naćpanego agent z jego pleców. - Ten zostaje z nami. - zdecydował biskup. Kolce rozlały się z powrotem w krew, a Danpa znalazł się w pobliżu Eidith, dość rozkojarzony, z resztkami piasku pod nosem. - Jeżeli coś znalazł, to raczej to wciągnął, nie liczy się. - powtórzył wcześniejsze oznajmienie Vlad. - I nie, nie będę dyscyplinował twojej drużyny. Sama ją ogarnij. Chcesz być porządnym despotą, to pokaż jakie masz...cycki? Masz świetną okazję, żeby spuścić mu wpierdol. Lepszej scenerii nie będzie. - ani trudniejszej areny, biorąc pod uwagę nieustające hordy kosmitów wyłaniające się z ziemi.
W pewnym momencie Eidith miała wrażenie, że jedno z ziaren piasku jest inne od reszty. Przepiękne i niezbywalne. Chciała je za wszelką cenę podnieść, jednak jakiś kosmita wykopał się spod niego, zasypując je gdzieś w odmętach pustyni.
- Moglibyście tak z kilogram chociaż zebrać, nie? - zaśmiał się Vlad, prawdopodobnie mówiąc w pół serio.
- To jest ten moment w którym mówisz “Przepraszam Panie Vlad i kapitan, obiecuję poprawę”. Za twoje kurewskie zachowanie mogę cię tutaj easy odjebać. A WIĘC SIN twoje życie jest w twoich rękach! - Wolną ręką dobyła miecza i zaczęła zbliżać się do Sin’a. Naprawdę była gotowa go zabić, nie dość że swoim gówniarskim zachowaniem narażał misję, to jeszcze usilnie próbował wyprowadzić Wilczycę z równowagi. - Fiend, Cover my sweet sweet sexy while i discipline this little shit. - przemówiła na głos do obecności. - A JUŻ MIAŁAM JEDEN! TY SAMOLUBNA KURWO!!! - wykrzyczała jeszcze.
Sin zawył. Kosmici zatrzymali się w miejscu, po czym zaczęli szarżować prosto na Eidith.
- I don't know what you expect, but I'm not a fucking blender. You're gonna get hit regularly if you fight in this fucking sea. - ostrzegła obecność, widząc zmianę zachowania hordy.
- Transformacja kontra śmierć. To będzie ciekawe. Sin, dałnie. Jak wygrasz, to pomogę ci spierdolić z Magica Icaria. Zostawię cię na jakiejś stacji po drodze do domu. - Vlad namawiał byłego kompana Eidith ku swojej uciesze. Biskup usiadł na gromadzie zwłok, a S3X i Danpa wycofali się do niego, widząc, że tymczasowo kosmici ich ignorują.
- So you have chosen...death. SEXY zaśpiewaj mi coś co oszałamia zwierzęta, dobrze skarbie? - Eidith czuła się bardziej jak potwór niż cokolwiek jest na tej planecie. Pod hełmem jej twarz była wykrzywiona w grymasie nienawiści, a wzrok zawężał się na zdrajcy. Gdyby nie amok w którym, była starała by się załatwić tą sprawę inaczej. Teraz w głowie miała tylko potrzebe zrobienia przykładu z Sina. Dzierżąc w jednej ręce bolter otworzyła ogień do zdrajcy, gdy w drugiej było gotowe do cięcia na odlew wibroostrze. Biegła tak szybko jak pozwalał jej na to pancerz, a ze środka hełmu dało się usłyszeć krwiożerczy krzyk białowłosej. Wiedziała też, że musiała mu zniszczyć mózg, bo każdą cześć ciałą potrafi przeobrazić w coś innego.
- Nie znam takich dźwięków! W życiu nie widziałam tych kosmitów! - odkrzyczała S3X.
Vlad zaczął się śmiać. - To ona nawet nie wie, co wy możecie? Wpadliście tu z jakimś planem, czy tak tylko na wierze w papieża i wolę wyższą? - śmiał się biskup.

Ślepe i bezmyślne strzelanie w Sina zadawało mu przypadkowe obrażenia. Jego wielka forma nie pozostawiała dużo miejsca na unik. Nie stał on jednak bezczynnie, samemu szarżując na Eidith z nisko wyciągniętą głową. Gdy dwójka nawiązała kontakt, Sin uderzył Eidith głową, wyrzucając ją wysoko w powietrze. Wysoko w górze Inkwizytorka zauważyła wiele drobin klejnotów w piasku, kótre zaczęły mieszać z jej koncentracją. Plujący kwasem kosmici wyciągnęli głowy, żeby skupić ogień na Eidith, a stojący pod nią Sin otworzył swoją olbrzymią, szeroko uzębioną paszczę.
- Fiend, pierce him with as many spikes as you can, im ending this. - zakomunikowała obecności, po czym wystawiła miecz prosto w gębę Sina.
Nadlatujący zewsząd kwas rozbryzł się o zbroję, wżerając się w pancerz. Zaciskając ręce na rękojeści ostrza, Eidith wpadła prosto do paszczy demonicznego Sina. Gdy ostrze przeszywało się przez mięśnie ogromnej kreatury, jej zęby zaciskały się na Eidith, zrywając płaty pancerza, tworząc luki odsłaniające ciało inkwizytorki, jak i dając punkty ataku dla jej wewnętrznego towarzysza. W momencie, gdy Eidith zetknęła się nogami z ziemią, brzuch Sina otwarty był na ościerz. Wilczyca wypłynęła ze środka bestii wraz jej flakami, zmoczona we krwii, pozbawiona hełmu i jednego rękawa. Walka wyglądała na skończoną, wtedy Eidith ujrzała Sina głębiej wewnątrz bestii, przedziwne jej mięśnie zrośnięte z jego skórą. Nie przyglądał się on inkwizytorce. Zamiast tego smutnym wzrokiem spoglądał w dal gwieździstego nieba. Z rykiem, nie słowem, wyrwał się z ciała zniszczonej bestii i ponownie przybrał formę dużego, dwunożnego humanoida o psiej twarzy. Skonfundowani kosmici zaczęli biec zarówno na niego, jak i Eidith, gdy nagły i głośny wybuch błękitnego światła w oddali zawrócił ich uwagę. Wszystkie kreatury zaczęły pędzić w stronę nowego punktu zainteresowania.
- Będziecie musieli się pośpieszyć. Nie wiem co to ale zaczyna wyglądać ciekawiej od was. - skomentował Vlad. - Przynajmniej kosmici tak sądzą.
Eidith pokryta krwią kosmity wyglądała na zupełnie inną osobę, Włosy kompletnie się zabarwiły na ten kolor, jej twarz była wykrzywiona w nieprzyjemnym uśmiechu, a oczy świeciły białym światłem. Już miała kontynuuować walkę, gdy też dojrzała niebieskie światło.
- OH OK! SIN! Wyrastasz z okresu buntu i zapominamy o wszystkim co się przed chwilą stało, albo jesteś dalej uparty i za chwilę martwy. To jak? - Patrzyła prosto na niego, przez wycelowany bolter gdzieś pod szyją humanoidalnego psa, bo zakładała że właśnie tam siedzi Sin.
Sin zmrużył oczy i skoczył… wysoko w górę. Olbrzymie skrzydła wystrzeliły z jego pleców, gdy ten zaczął dążyć ku gwiazdom prędzej i prędzej.
- O, spierdala ci. - zaśmiał się Vlad.
Była naprawdę gotowa mu to zapomnieć. No cóż...
Tym razem oczodoły Eidith zalały się czernią, a wcześniej świecące oczy ustąpiły miejsca, dwóm jaskrawym punkcikom tej samej barwy. Rozłożyła kolbę boltera i przykucnęła, wycelowując w górę. - Sexy zaśpiewaj mi, coś na precyzje. - Mimo że buzowała ze wściekłości, opanowała swój oddech. Gdy patrzyła na Sin’a przez lunetę, z dziur w jej pancerzu wyskoczyły cieniste dłonie, które także złapały za bolter, oferując wilczycy perfekcyjnie stabilną podporę. Gdy go tak przez krótką chwilę obserwowała, jej cały gniew był skierowany prosto na niego. Jak to mawiał jej mistrz. “Każdy troglodyta potrafi losowo wymachiwać bronią, jak jest zły… Sztuką jednak jest ukierunkować ten gniew na przeciwnika.” Była pewna, że to tak brzmiało, choć Klaus używał znacznie wysublimowanych słów. Kiedy środek celownika i Sin byli w idealnej linii, Eidith wstrzymała oddech i zaczęła posyłać do niego pojedyncze strzały.
Z każdym strzałem w ciele Sina pojawiała się dziura. Za każdym razem wychodziło z niej nowe skrzydło. Za każdym razem wymachiwał nimi z mniejszą siłą. Z każdym strzałem Vlad klaskał zadowolony.
Ewentualnie zdradziecki inkwizytor zaczął opadać w stronę ziemi, nie mając siły aby się unieść i posiadając więcej skrzydeł, niż to było pomocne. Gdy zbliżył się ku ziemi jego krew rozruszyła uśpionych kosmitów wewnątrz. Stwory zaczęły wykopywać się na wierzch, po czym i z ich ciał zaczęły wyrastać skrzydła. Zwierzęta mutowały będąc w pobliżu Sina, zyskując cechy pozwalające na opuszczenie planety i najpewniej przeżycie w atmosferze kosmicznej.
- Co za obrzydliwy kod. Pomaga wszystkiemu tylko nie jemu. Żałosne. - śmiał się z umierającego Vlad. Ewentualnie Sin zderzył się z ziemią, a otaczające go kreatury zaczęły wgryzać się w jego skrzydła.
Eidith usłyszała gwizd. Odwróciła się do Danpy.
Nabuzowany amfetaminą i diabli wiedzą czym inkwizytor podrzucił jej granat. Miała okazję przyjrzeć się jego zabawką. Była to samoróbka, a przynajmniej model niestandardowy względem tych wydawanych przez inkwizycję. Młody ćpun musiał mieć już dość Sina, a przynajmniej śmiechów Vlada.
To był chyba pierwszy prezent jaki otrzymała od członków watahy. Bardzo miło ze strony Danpy.
Granat wcisnęła za pas pancerza, po czym wymierzyła salwę pocisków w miejsce gdzie wylądował Sin. Miała wrażenie że jeśli nie powstrzyma tych pokrak tutaj, wrócą ją ugryźć w dupę… i to całkiem dosłownie. Ostatnie czego potrzebowała to, aby to robactwo rozlazło się po systemie.
Seria jasnych eksplozji wylądowała w ciele umierającego ex-inkwizytora, rozszarpując go i towarzyszących mu kosmitów, spalając to, co z nich zostało. Po zaledwie sekundach, z grzechu pozostał tylko mgła pyłu.
- Nic nie widziałem. - stwierdził Danpa, podchodząc do Eidith razem z resztą drużyny. - Ale od teraz potrzebujesz mnie tylko na łatwych misjach. - W zmęczonych oczach narkomana przebłyskiwał skryty intelekt. Piroman spojrzał na S3X.
- T...Tak! Robaki go zjadły. Sama widziałam. Uskrzydlone. - android był mocno zmieszany, był to pierwszy raz gdy zobaczyła tą część osobowości Eidith.
Vlad śmiał się pod nosem. - Żryj to Klaus, nie zmienisz tego, czym są ludzie. - wyglądał na zadowolonego z siebie. - Powinni mi cię dać wcześniej.
Eidith ochłonęła, ale tylko chwilowo, do czasu aż nie odezwał się Danpa.
- Powiem wam co widzieliście. Sin był zdrajcą więc go zabiłam. Żałuje, że mogłam to zrobić tylko raz. A teraz idziemy w stronę tego niebieskiego błysku, za dużo czasu na to ścierwo straciliśmy. - Białe jarzące się punkty będące teraz oczyma Wilczycy, przeskakiwały z jednego członka watahy na drugiego. Oparła bolter na ramieniu i zaczęła truchtać w stronę wcześniejszej eksplozji światła, która to tak zainteresowała kosmitów.
Danpa wzruszył ramionami, a Vlad zaklaskał - Dokładnie, nie ma się czego wstydzić.

Drużyna przeszła spory kawał pustyni, nie widząc żadnego kosmity. Dopiero gdy źródło światła było w zasięgu wzroku, mieszkańcy planety okazali się martwi, ścieląc piach swoimi ciałami i nawilżając go swoją krwią. Ich ciała ułożone były w okręgu wokół siwego mężczyzny siedzącego na kawałku skały z mieczem opartym o posadzkę. Naprzeciw niego znajdowała się przedziwna maszyna, która przyciągała kawałki magicznego kamienia z okolicy, sklejając je w jeden.
- Vlad? - zdziwił się nieznajomy.
- Znamy się?
- Ty...tutaj po kamień?
- N...Tak, tak, totalnie. Dziękujemy za pomoc.
Mężczyzna westchnął i uderzył końcem miesza o posadzkę. - Herd.
Z ziemi zaczęły wyłaniać się setki drobnych, humanoidalnych postaci porośniętych wełną. Mieli krótkie rogi na głowie i małe puszyste ogonki.
- OOOOOOOOO, czyli mamy sezon na zdrajców. Gratulacje dziewczyny. Pamiętasz Eidith? - klepnął inkwizytorkę w plecy. - Patrz jak wyrosła. Bierzecie kamień, do roboty.
Przeszywając wzrokiem siwego mężczyzne przemówiła do reszty. - Zajmijcie się tymi owcami. - Złapała mocniej za uchwyt boltera. - Panie Vlad, ta maszyna może się przydać. - Przemówiła dziwnie spokojnie, po czym wycelowała w osobnika.
- Odsuń się od maszyny. Formalność, tak naprawdę mam nadzieję że się nie zgodzisz. - Jeden gwałtowny ruch faceta, a Wilczyca go z radosnym wyciem podziurawi.
Nie odpowiadając, mężczyzna wyjął papierosa spod kurtki, włożył go do ust i zapalił.
Vlad uśmiechnął się. - Ja chcę tylko kamień. - obiecał.
-”Pierce his brain fiend.” - Przemówiła w myślach, cały czas trwając w tej samej pozycji. Gość czuł się za pewnie widząc wycelowaną w siebie lufę boltera. Więc pewnie potrafił się obronić przed pociskami, dlatego Eidith postanowiła go zaskoczyć siłą obecności.
Macka wystrzeliła w mężczyznę z niesamowitą prędkością, zaskakując owce, które nie zdołały na nią zareagować. Cienista odnoga zatrzymała się dopiero przed policzkiem nieznanego mężczyzny, który złapał ją wolną ręką. Dopiero wtedy okoliczne owce skoczyły na nią, gryząc zębami i tnąc małymi ostrzami, oddzielając odnogę obecności od Eidith.
"Bitch that hurts"
-”Aww little demon have a booboo” - Pomijając nabijanie się z obecności, gość złapał obecność… bardzo rzadko coś takiego widziała. Ewidetnie owce miały mu służyć za żywą tarczę, a nie wygląda by coś takiego potrzebował. Z jedego z otworów w pancerzu, wyrosła czarna ręka i złapała za prezent od Danpy. Wiadomym było że rzucą się na niego jak przecenioną rybę w sklepie, ale wierzyła że ten granat tylko wygląda jak zabawka i zrobi gościowi kuku.
Owce zareagowały tym razem nieco szybciej, rzucając się na granat dziesiątkami. Jego eksplozja wysadziła wszystkie kreatury w okolicy, otwierając nieznajomego na atak.

W tym czasie Danpa i S3X zaczęli przebijać się przez zastępy wrogów, a przynajmniej spróbowali. Zielonoskóra podpaliła owce, które w odpowiedzi zaczęły próbować się do niej przytulić, przez co Danpa musiał ją złapać i zacząć uciekać. Chłopak miał obawy przed rzucaniem granatami, nie chcąc uszkodzić maszyny, więc zamiast tego rzucał za siebie małe miny, których efekty były ograniczone.
Wilczyca przykucnęła i zaczęła ostrzeliwać przeciwnika ogniem maszynowym swojego boltera. Gdy to robiła miałą uśmiech od ucha do ucha z zamkniętymi ustami, gdyby nie oczodoły spowite cieniem i dwa białe punkty, które drgały niespokojnie trzymała by się w zakresie “normalnego” wyglądu.
Mężczyzna zasłonił się mieczem i kontynuował palenie, gdy pociski boltera odbijały się od metalowej ściany.
Wilczyca zmieniła magazynek, po czym dalej ostrzeliwała miecz osobnika ale starałą się trafić w palce, które go trzymają. -”Fiend, try to rip his cock off. Travel under the sand i’ll keep him busy”. - Rzuciła w myślach powolnym chodem zbliżając się do przeciwnika, nie przestawała strzelać.
Mężczyzna bez entuzjazmu podnosił miecz aby dopasować go do nadlatujących pocisków. Gdy macka obecności wyskoczyła na niego spod ziemi, zatrzymał ją papierosem, gasząc go i przygniatając ją do ziemi.
”No good. It’s like this dude can just repel magic or some shit”
-” The fuck? What is it have to do with you being magic? YOU CLEAVE PEOPLE APART! PHYSICALLY!” -
Rzuciła pretensjami w myślach, gdy zaczepiła bolter na pasek nad tyłkiem i dobyła wibroostrza.
Nie była fanką takich narzędzi, ale jak to Klaus wiecznie jej wspominał “Nie każdego dasz radę zastrzelić” i wbijał jej do łba szermierkę. Zaczęła biec w stronę osobnika z uniesionym ostrzem, lecz w ostatnim momencie zada mu cios pięścią obitą w pancerz wspomagany. Jeśli nie jest przybity do podłogi powinien chociaż odfrunąć w tył, nawet jak się zasłoni. Od razu zauważyła jak ciąży jej ten kurwny miecz w nieopancerzonej ręce, dlatego wyrosły z Eidith jeszcze dwie cieniste które pomagały jej go utrzymać.
Minęła chwila, za nim siwowłosy opuścił miecz żeby sprawdzić, czemu Eidith w niego nie strzela. Ta była wtedy już w połowie drogi. Mężczyzna wstał i odruchowo przyszykował się na cięcie, nie mając czasu obserwować zachowań dziewczyny, w efekcie czego dostał ogromną pięścią w twarz, odlatując dziesiątki metrów w tył, z dala od Eidith oraz swojej maszyny.
Ewentualnie mężczyzna zatrzymał się w powietrzu i wylądował na ziemi jak odłożony niewidzialną ręką. Machnął mieczem na Eidith, dając komendę swoim podopiecznym, aby zacząć ją szarżować. Wełnista fala wojowników zaczęła zbliżać się do inkwizytorki.
- AŁUUUUUUUU! - Zawyła radośnie, a gdy zobaczyła jak owce się do niej zbliżają zaśmiała się. - Owce na wilka… pojebany. - Przygotowała się by ściąć najbliższą owcę która się zbliży. -”Fiend, can you sweep them with one huge tentacle? Barbed one. But wait, let them come close. - Eidith podbiegła pod maszynę która zbierała kawałki artefaktu i ustawiła się do niego plecami. - COME YOU FUCKING SHEEEEEEEPS!! - Zawyła.
Gdy Eidith się odwróciła owce były już na niej, wbijając swoje drobne miecze w szpary pancerza i wgryzając się w jej nagie ramię. Obecność wystrzeliła ogromną macką po ukosie, zbijając zaledwie niewielką część agresorów. "It's kinda ass to aim while you run around. We fight or we play capture the flag, make your pick." na argument obecności było nieco za późno. Eidith zaczęła zbijać z siebie stworzenia mieczem, nie było to specjalnie trudne. Za każdym razem jak zabijała jedną, widziała, jak druga wychodzi z cienia siwego mężczyzny, który pochylił się, a następnie zaczął na nią szarżować. Była w stanie z nim walczyć, ale przez swoją wełnistą opozycję nie mogła ruszyć się z miejsca.
Eidith zerwała z siebie jedną z owiec, i zacisnęła swoje zęby na jej krtani. Gdy wyrywała jej jakiś kawałek, dojrzała szarżującego mężczyzne. Chciał zaczekać aż będzie wystarczająco blisko, wtedy to użyje jego wełniastego, tworu przeciwko niemu. Liczyła na to że miecz przeciwnika ugrzęźnie w owcy chociaż na chwilę, by wbić mu miecz prosto w gardło.
Mężczyzna szarżował na Eidith z wyciągniętym ostrzem. Kobieta zasłoniła się truchłem owcy, jednak ku jej zdziwieniu to stopniało jej w dłoni, aby zaraz po tym żywa wersja wyskoczyła z cienia mężczyzny. Inkwizytorka nie miała czasu na zmianę planu, musiała bronić się dłonią pancerza. Gdy siwy mężczyzna był blisko... wyskoczył w górę, chowając miecz za plecami i drugą ręką wyrywając stone of want z maszyny. Robiąc pełen obrót w powietrzu, staruszek wylądował z gracją na ziemi. Tuż naprzeciw lufy miotacza ognia trzymanego przez S3X. Ponieważ Eidith zajmowała sobą wszystkie owce, jej partnerzy mogli wreszcie działać. Kosmitka wyraźnie miała jednak wątpliwości, czy powinna odpalać płomień prosto w trzymany przez mężczyznę kamień.
W oczach wilczycy czas na krótki moment zastygł. Pierwsze co jej do głowy przychodziło to zabić zdrajcę… drugiego w przeciągu dnia. Nie miała pojęcia czy ten kamień wytrzyma płomienie, ale za nią stała maszyna która wykonywała zleconą jej pracę. Skupiając się na jak najszybszej eliminacji owiec krzyknęła.
- SEXY OGNIA! TO ROZKAZ! - Wykrzyczała, między zadawanymi ciosami. -”Fiend try to grab the stone.” - Wierzyła w zdolności obecności. Byłaby już z setki razy martwa gdyby nie on. Jego humorki zaś są kompletnie inną sprawą.
Zielonoskóra pociągnęła za spust. Siwowłosy zasłonił się mieczem, z którym natychmiast zetknęła się fala ognia. Stojące przy Eidith owce zaczęły podcinać swoje gardła, po czym wyskakiwać z cienia mężczyzny, aby rzucić się na S3X. W tym czasie cienista macka obecności wyskoczyła spod ziemi i spróbowała odciąć drugą rękę nieznajomego. Ten w ostatnim momencie odsunął ją, ratując swoją kończynę. Nie dając za wygraną, obecność zwyczajnie chwyciła kamień. Nieznajomy nie był w stanie siłować się jednocześnie z ogniem i obecnością, więc wypuścił kamień, który ślizgając się przez piach, powędrował do Eidith. Ewentualnie owce zaczęły zakrywać płomienie własnym zwłokami, co pozwoliło mężczyźnie na odskok z dala od atakujących.
Lądując na ziemi mężczyzna spojrzał na swój zegarek i skrzywił się. Wstał, strzepał piach ze spodni i wyrzucił swój miecz wysoko w górę, a nowe owce zaczęły wychodzić z jego cienia.
- Oh, czyżby nasz gość chciał walczyć na poważnie? - zaciekawił się Vlad, obserwując show ze swojego fotela, magicznie utkanego z krwi martwych kosmitów otaczających arenę.
W międzyczasie maszyna zaczęła scalać drugi kamień.
“O patrzcie na mnie jak miecz podrzucam”. Tak Eidith patrzyła, i widziała jak bardzo jest odsłonięty. Bez większego namysłu cieniste dłonie podały Eidith bolter, gdy z ręki po prostu wypuściła miecz. Miała zamiar go nafaszerować całym magazynkiem. Nie wierzyła że mięsko owiec zatrzyma wszystkie pociski.
Mężczyzna ułożył prawą dłoń przed twarzą z dwoma złączonymi palcami. Jego ostrze przestało wirować w powietrzu i z precyzją powędrowało prosto w nadlatujący pocisk boltera, zbijając go do ziemi. W wiwacie otaczające go dziesiątki owiec wyrzuciły swoje bronie do nieba: miecze, siekiery, włócznie i sierpy zaczęły wirować w powietrzu, po czym nagle zamarzły w miejscu, gdy owce wykonały ten sam gest dłonią co ich właściciel. Eidith nie była w stanie strzelać z boletra szybciej, niż dziesiątki latających broni zbijały jej kule, a kilka pocisków, które przeleciało przez chmarę uzbrojenia, przelatywało obok ucha kiwającego się siwego mężczyzny.
Wtem wszystkie bronie ruszyły w stronę Eidith i jej drużyny jak salwa samonaprowadzanych pocisków.
Eidith widząc nadchodzący atak wystrzeliła ze swej baterii pocisków w nadlatujące bronie.
- Pierdolony zdrajca słucha, minuty, godziny… nie potrafi sam walczyć. - Wywarczała, obserwując bacznie co przeciwnik wyprawia.
Danpa skrył się za fotelem Vlada, skąd zaczął rzucać granatami w nadlatujące uzbrojenie. S3X skuliła się za pancerzem wspomaganym Eidith, śpiewając coś, co działało na dziewczynę jak naprawdę dobra kawa. Mimo wspólnych wysiłków Eidith i Danpa nie byli w stanie wyzbyć się całego uzbrojenia. Obite bronie wracały na tor lotu, tylko te pękające od obrażeń odpadały z rachunku. Miecze i siekiery zaczęły wbijać się w ciało Eidith, w szpary pancerza i wychodzące odnóża obecności. Było ich zwyczajnie za dużo. Po kilkunastu uderzeniach inkwizytorka przestała czuć ból, gdy kolejne kawałki żelastwa wbijały się w jej ciało. W momencie, w którym natarcie utarło, Eidith ledwo była w stanie widzieć. Ciężko było stwierdzić czy trzymał ją przy życiu pancerz, czy obecność, której przedziwne ciało wypełniało teraz znaczną część odrąbanych elementów jej ciało.
W każdym wypadku Eidith nie była w stanie się ruszyć.
Siwy mężczyzna machnął dłonią, a miecz wrócił do jego boku. Wyjął i zapalił kolejnego papierosa. Wilczyca spostrzegła, że nie patrzy na nią, tylko na swoją maszynę. Jeden z granatów Danpy spowodował, że wbiła się w niego siekiera, niszcząc maszynę. Nieznajomy ponownie spojrzał na zegarek.
Zadanie było najważniejsze. Eidith porzuciła myśl o zabiciu zdrajcy, a skupiła się na tym by kamień dotarł do Vlada. Jedna z cienistych rąk po prostu rzuciła do niego artefakt, a ona sama nie mogąc się ruszyć padła na kolana.
- Mój...święty gniew… jestem bronią… kurwo… - Majaczyła, gdy obecność starał sie pozbierać ją do kupy.
Znikąd, statek kosmiczny pojawił się nad głową siwego mężczyzny. Wyrzucił on swojego papierosa w piach, a jego owce zniknęły. Złapał swój miecz i wyskoczył w górę, kurcząc się w locie. Gdy wylądował wewnątrz pojazdu, był już nie przystojnym, siwmy mężczyzną, tylko niewielkim starcem o długiej brodzie, trzymającym się za serce. Nie ruszając się, statek zniknął, gdy Eidith mrugnęła.
- Eh, cokolwiek. - Vlad poniósł się z fotela i podszedł do Eidith, wykopując stone of want gdzieś w piach po drodze. Pstryknął palcami przy dziewczynie, a ta została uwięziona w szklistym, karmazynowym krysztale.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline