Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2019, 16:41   #281
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tymczasem Starzec nie potrafił wywęszyć Deewani, zupełnie jak wtedy, kiedy ta niechcący wpadła do kamiennego królestwa daemona. Smok podejrzewał, że pijawka “uśpiła” maskę, co by za bardzo nie namieszała. Ech… prawdziwy ból w antycznym zadzie. Trzeba się będzie znowu do niego wybrać i odszukać małą, wredną “skamielinkę”.
Co osobiście bardzo poirytowało Ferragusa, bo był pewien, że robal zrobił to z czystej złośliwości. Smok podobnie jak Jarvis wiedział czym jest diabeł i czym mógłby się stać dla niego. Źródłem informacji. Nie można z niego rezygnować nie znając nawet ceny…
Ech… pozostało się znów wybrać, by uwolnić biedną Odwagę od tchórzostwa współlokatora.

- Wiesz Jamun… znalazłam dwa skarby - odparła niemrawo Kamala, chcąc zamieść pod dywan wstrętne wspomnienia Hamichiego. - Elfie perfumy i jakiś elfi bimber. Axamander nic nie znalazł. - Pochwaliła się pozornie dumna ze swoich wyczynów, ale paniczne wczepienie się w jego ramię nieco temu przeczyło.
- Nie zaszliśmy za daleko. Nie mieliśmy okazji - odparł cicho diablik, a przywoływacz zazdrośnie objął kurtyzanę mówiąc. - Jestem z ciebie dumny. Proponuję też, żebyśmy uczcili te znaleziska toastem przy obiedzie.
Sundari uśmiechnęła się szeroko i z wdzięcznością, po czym, na tyle na ile miała siłę, ochoczo przytaknęła.
- A jutro możemy sprawdzić resztę korytarza, lub wysłać Sharimę skoro i tak się z nami nudzi.
- Możemy ją wysłać wraz Axamanderem. Z tego co wiem, zasypiał nad książkami - odparł przywoływacz, a rogacz prychnął. - O ile wiem, to ja tu jestem przywódcą wyprawy i ja podejmuję decyzje.
- Ty też zasnąłeś nad książkami… - przypomniała magowi bardka. - To co… wracamy? Muszę jeszcze trochę poczytać - dodała bez większego entuzjazmu.
- Najpierw coś zjemy i posmakujemy elfiej rozkoszy. Mam nadzieję, że nie skwaśniała - zażartował przywoływacz.


Sharima musiała mieć jakichś szósty węch lub niesamowite szczęście, bo przyszła do ogniska, akurat gdy cała trójka awanturników wracała z łupami.
- Gdzie byliście? Coś znaleźliście? - zapytała zaciekawiona.
Chaaya przysiadła przy palenisku, chcąc popatrzeć w ogień, ale przy pytaniach sięgnęła do torby i wyciągnęła trzy, szklane buteleczki. Wyprostowała się z dumy, chwaląc się znaleziskami oraz przemilczając fakt, że jeden dostała od diabła w prezencie.
- Znalazłam wejście do czytelni młodych arkanistów, mieliśmy z Axa nadzieję, że znajdziemy jakieś magiczne księgi, ale mamy tylko miksturę szlamu, elfie perfumy i elfi bimber… Nie zaszliśmy zbyt daleko. W jednej sali jest duży… duży pająk. - Wzdrygnęła się na samo wspomnienie, choć to nie olbrzyma się bała, a jego malutkich, ukrytych pobratymców.
- Księgi to rzadki i cenny łup. Te które pozostały są warte fortunę. Czasami dosłownie, bo oprawione w srebro i drogie klejnoty, ale też chronione dziesiątkami pułapek i czarów - odparła łotrzyca. - To jak? Ruszamy tam wieczorem na dalszą eksplorację, czy jutro rano?
- Na razie świętujemy sukcesy - wtrącił Jarvis wybierając butelkę z alkoholem. - Starczy na kubeczek dla każdego z nas.
Tancerka spuściła wzrok na węgle, czując niejaką gorycz, że jej tajemne miejsce, nie jest już takie tajemne. Niemniej nadal ciekawiło ją co tam znajdą, choć w sumie to nie o złoto jej chodziło, a samo… “odkrywanie”.
- Ja napiję się od ciebie - zaproponowała kochankowi.
- Dobrze… - odparł mężczyzna, a Sharima dodała współczująco. - Słabą masz głowę? Okropna przypadłość.
Axamander zaś już zabrał się za rozlewanie trunku do kubków. Po czym podał jeden magowi, a drugi złodziejce. Przywoływacz upił nieco.
~ Dobre. Słodkawe i niezbyt mocne ~ skomentował po czym podał kochance do spróbowania. Dziewczyna odebrała naczynie i umoczyła usta, by wpierw wybadać teren, a później wzięła drobnego łyczka, którego przetrzymała na języku, by wyczuć wszystkie smaki. Przełknąwszy uśmiechnęła się do złodziejki.
- Nie przepadam, chyba, że jest to rum z pustyni.
- A z czego robią ten rum? - zaciekawiła się Sharima, podczas gdy mężczyźni popijali trunek w milczeniu. Wkrótce podeszła do nich kobieta z dużą misą wypełnioną bardzo gęstą warzywną polewką z kawałkami ryby oraz pajdami chleba do wybierania jej.
- Obiad… - zakomunikowała stawiając ową dużą misę przed nimi. Dholianka skłoniła głowę w podzięce dla kucharki, po czym wróciła do rozmowy.
- Jest wiele rodzajów. Najpopularniejsze i najtańsze są daktyle lub kokosy, bogatsi bimbrownicy robią go z ryżu i palonego cukru. Wszystkie są przyprawiane… - Tawaif zamyśliła się, szukając słowa. - Kuminem? Cynamonem iii… zielonym kardamonem. Najlepszy smak mają jednak te które wytworzone są z krwawych winogron piaskowych, to takie podziemne, skórzaste kaktusy, które jak się przekroi, wyglądają jak krwawe mięso. Dla wytrawnych pijaczy robi się je ze skorpionów i ich jadu, ale podobno częste picie doprowadza człowieka do szaleństwa.
- Drowy też robią z jadu alkohol. Tak słyszałam - stwierdziła Sharima, a Axamander zabrał się już za jedzenie, mimochodem wtrącając. - W La Rasquelle najlepszy trunek robi się plantacji trzciny złocistej. Zbiera się wiechy, zalewa źródlaną wodą, dodaje się cukru i przypraw. I zostawia na parę miesięcy w beczkach.
- Kosztuje fortunę - potwierdził Jarvis. - Bo wiechy na trzcinach pojawiają się raz na cztery lata.
- Och… - Chaaya rozmarzyła się i czarownik już wiedział, że dziewczyna nie popuści i czy chce czy nie… będzie musiał kupić jej butelkę ichniejszego specjału.
- Krwawe winogrona piaskowe wykopywane są przez specjalnie tresowane salamandry o ognistej grzywie na grzbiecie. Jako jedyne są odporne na jady tamtejszej fauny - wszystkie - toteż nie straszne im kobry i grzechotniki, skorpiony, pająki, żaby, jaszczurki… no wszystko co żyje pod piaskiem. Mawiają, że najlepszy rum to taki pięćdziesięcio letni. Jedna butelka potrafi osiągnąć od dwóch do dziesięciu tysięcy sztuk złota.
- Ax… a jak to jest u nas? - zapytała łotrzyca.
- W zależności od rodzaju trunku, bywa, że i do stu tysięcy. Najdroższy złocisty alhair dochodzi dooo… widziałem jak był kupowany za trzynaście. Ale to był alhair… z najlepszej plantacji i doprawiany lotosem i miał też koło pięćdziesięciu lat. Alhair to nazwa producenta, tylko złociste wina produkowane przez dom kupiecki Alhair są tak nazywane. I są uważane za najlepsze - wyjaśnił rogacz. - Zwykłe kosztują od tysiąca wzwyż… tak pięćset więcej za każdy rok powyżej pierwszego.
- Sto tysięcy za beczkę czy za butelkę? W jakiej pojemności u was sprzedają butelki? - zaciekawiła się tawaif, chcąc obliczyć pełne kwoty do porównania.
- Za butelkę. Ale to była wyjątkowa butelka i wyjątkowy trunek. O ile dobrze pamiętam, ostatnie wino wizji z piwniczki świątyni elfów - odparł Axamander wspominając. - Jedyny okaz na całym świecie. Więc… każdy chciał je mieć. Nie wiem nawet czy je ostatecznie wypito.

Złotoskóra zmarszczyła nos, nie będąc chyba fanką tutejszej obsesji na punkcie wina.
- Wino? Myślałam, że rozmawiamy o rumie… - Westchnęła smętnie i wzięła chleb, by posilić się gulaszem. - Nadal nie powiedziałeś w jakiej pojemności macie tu butelki. Jedna czwarta litra, pół, trzy czwarte, czy litr?
- Złociste wino nie jest w zasadzie winem z definicji. To rum, tyle, że… rum nie jest ceniony w La Rasquelle, gdyż jest to tani trunek marynarzy i robotników portowych. Ten, który robi się z trzciny cukrowej jest dość powszechnie pijany w dzielnicach portowych i zwykle podłej jakości. Więc… żeby nie obrażać wysoko uniesionych nosów arystokracji kupieckiej przechrzczono złoty rum na złociste wino - wyjaśnił ze śmiechem przywoływacz, a Sharima zamyśliła się dodając. - Trzy czwarte i litr. Sprzedaje się w tych dwóch wersjach butelek.
Kamala spojrzała na czarownika mocno oceniającym spojrzeniem, była jednak na tyle miła, że nie podzieliła się swoją oceną tutejszej ludności.

“Jeśli nie wiesz jak wygląda piekło…” zaczęła podniośle Laboni. “To teraz moje dziecko już wiesz… bo w nim jesteś” stwierdziła dobitnie i uderzyła w podniosły ton, nawiedzonego klechy. “Banda idiotów, żyjąca w zapleśniałych ruinach dawnego imperium, wyżej srają, niż dupy mają przez co wszystko usmarowane jest gównem. Ich kultura, ich obyczaje, ich filozofia, ich sztuka… GÓWNO! Gówno napędza tą karawanę wstydu i porażki współczesnej cywilizacji. Nic dziwnego, że biali nadają się jedynie na niewolników…”
Bardka wyłączyła się na monolog, który trwał jeszcze dobrych kilka (jeśli nie kilkadziesiąt) minut, swój czasu umilając posiłkiem.
- Krwawy rum sprzedaje się w jednej czwartej, przy czym jeden rok leżakowania to dwa tysiące sztuk złota. Oczywiście… najstarsze okazy nie są zbyt powszechne. Ach… szkoda, że nie wzięłam dla was na spróbunek - stwierdziła cicho, kiedy już babka umilkła, napuszona jak stary gawron.
- Szkoda - odparła złodziejka również zabierając się do jedzenia, jak i pozostali.
- Więć… możemy wyruszyć wieczorem na półgodzinne przeszukiwanie tuneli, bądź jutro wczesnym rankiem. Jak wolicie? - zapytał Axamander pomiędzy jednym a drugim kęsem chleba.
Sundari postanowiła skonsultować się z czarownikiem, albo zrzucić odpowiedzialność podjęcia decyzji na niego.
~ Jak myślisz Jarvisie? Może lepiej dziś? A zresztą… dostosuje się.
~ Jeśli odzyskasz siły i będziesz miała ochotę, to możemy już wieczorem ~ odparł czule mag.
~ Nie chcę być dla reszty ciężarem ~ stwierdziła dziewczyna, nadal będąc nieco “smutną”.
~ Skąd ten pomysł, że jesteś ciężarem? Nie wydaje mi się by tak było ~ pocieszył ją kochanek, ale Dholianka nie chciała już więcej drążyć tematu i w odpowiedzi potrząsnęła charakterystycznie głową. Niech obaj mężczyźni sami się domyślają co to znaczyło.
- Wieczorem. Wieczorem. Nie ma co sobie odmawiać przyjemności, prawda? - rzekła Sharima szukając poparcia u Chaai właśnie, bo spojrzała na tawaif.
- Hai, haaai… - Ta westchnęła znad obiadu.
- No to wieczorem - zgodził się Jarvis uśmiechając się i popijając trunku. ~ A w nocy… przetestujemy na tobie perfumy.


Kamala z miną męczennicy roku wróciła do biblioteki by zatopić się w pismach. Długo nie zagrzała miejsca, a raczej nie zaczytała się, bowiem po pół godzinie usilnego wpatrywania się w tą samą stronę, kobieta postanowiła wyjąć swój dziennik. Wracając wspomnieniami do pierwszego dnia wyprawy, zaczęła dokładnie opisywać co widziała, co słyszała, jakie zapachy czuła, ile płynęła, z kim płynęła, jak płynęła, gdzie zacumowali… i tak od słowa do słowa, bardka wkręciła się w swoją “powieść”, całkowicie zapominając o durnowatych uczniach durnowatych uczniów durnowatych filozofów, którzy próbowali wyjść na mądrych, nie mając nic mądrego do powiedzenia.
Nie, żeby ona miała czym zabłysnąć, ale pisanie w swojej pięknej mowie ojczystej sprawiło jej niespodziewaną radość oraz obudziło w sercu nostalgiczność.

Nagle dla Sundari świat przestał mieć jakieś znaczenie, za to staranne kreślenie kolejnych kresek w kaligraficznym zapisie przygody, jaką miała przyjemność (i troszkę mniejszą przyjemność) doświadczyć, wspinało się po piramidzie potrzeb na sam szczyt.
I to uczyniło ją łatwym łupem. Nie zauważyła drapieżnika, który się do niej zbliżał. Nie zauważyła napaści, aż było za późno. Jej włosy zostały splecione w warkocz, a szyja odsłonięta dla jakiegoś wygłodniałego wampira. Na szczęście to nie wampir zaatakował. To męskie palce wodziły opuszkami leniwie po szyi niczym jakiś pająk, język muskał jej skórę niczym lubieżny ślimak, by w końcu ciepłe pocałunki zagościły na jej szyi. Jarvis… w końcu ją napadł, ale zapewne widząc, że zajęta jest pisaniem postanowił jej nie przeszkadzać i ograniczył się jeno do czułych pieszczot.

Może dzięki temu wytrzymała na tyle długo, by spokojnie opisać niecałe dwa dni wyprawy. Później cmoknięcia i mlaśnięcia, zaczęły wwiercać się pod jej czaszkę rozpraszając myśli. Złotoskóra dała za wygraną i odłożyła piórko. Posypała stronę piaskiem i złożyła dłonie na podołku.
- Chyba tobie też nie podpasowała dzisiejsza literatura - stwierdziła wesoło, spoglądając z uśmiechem na ukochanego.
- To też… - mruczał, tym razem ustami sięgając do ucha dziewczyny. - Poza tym… pragnę cię Kamalo.
Delikatne muśnięcie języka zakończyło te słowa, acz po chwili przywoływacz dodał - mam też wrażenie, że nasz przywódca trochę przeliczył się z możliwościami. Zejdzie nam tu dłużej niż planował.
Dłonie przesunęły się po ramionach tancerki na jej biust uwięziony pod strojem. Ten dotyk wyraźnie mówił Chaai, że nadal była afrodyzjakiem… co było satysfakcjonującym uczuciem.

Klap! Klap! Klap!
“Dobra moje przepióreczki! Wstawać, nie spać!” zawołała otrzeźwiającym głosem Laboni, gromko klaszcząc w dłonie. “Klient czeka, a wy nie w sosie. Za co wam płacą?!”
“Nic nam nie płacą…” burknęła urażona Kismis, przebudzając się z nagła i nie bardzo wiedząc o co chodzi. Na szczęście tylko ona się ociągała, bowiem reszta masek (chcąc nie chcąc) musiało “odpowiednio” zareagować na adoratora.

- Nasz przywóóódca… - Sundari zaśmiała się pod nosem. - Nasz przywódca ma imię - stwierdziła z przekąsem, przeciągając się lekko, tak by wypiąć piersi do przodu, a głowę odhylić w tył, by teraz to ona mogła skubać ustami skroń mężczyzny. - Czy to źle, jeśli zostaniemy tu na dłużej?
- Nie… ja tam lubię nasz namiocik. Jest odpowiednio… ciasny - szeptał czarownik, okrężnymi ruchami masując piersi kochanki. Jego oddech i napięcie ciała świadczyło o narastającym pragnieniu. - Axamander na razie jest zajęty. Złodziejka chyba też, więc korzystam z okazji.

Dholianka przygotowała się do wstania z kamiennego krzesła, uznając, że lepszego momentu już nie będzie.
- W takim razie wykorzystajmy chwilę, póki nasz nadzorca jest na wagarach. Tylko ciiicho. - Zachichotała jak chochlik, szukając dogodnego miejsca do igraszek.
Nie tylko ona szukała. Także i jej wybranek, który okazał się wygłodniały po przerwie wymuszonej przez okoliczności natury. - Tylko gdzie… by tu…
Niestety biblioteka nie oferowała zbyt wielu możliwości ukrycia się. No chyba, że w tajnym schowku, który odkryli ostatnio. Sharima go wyczyściła, więc nikogo tam być nie powinno. Chaaya jednak nie miała ochoty wychodzić na korytarz, nie żeby w ogóle jej się chciało ruszać gdziekolwiek, ale…
- Chodź pod ścianę, za regałem.
Ale jak mus to mus, a zresztą... dobry orgazm nikomu jeszcze nie zaszkodził. Umrao była tego dobrym (chyba) przykładem.

Bardka pociągnęła mężczyznę za rękę i powiodła do improwizacyjnego “zakątka” okrągłej sali. Tam rozpięła trzy górne guziki jarvisowej koszuli, by mieć namiastkę nagiego ciała.
- Nie zdążyłam ci… podziękować - odarła w przerwach między pocałunkami. - Potrzebowałam cie zobaczyć… tam w tej komnacie.
- Nie musisz… za nic dziękować. Przecież obiecałem, że będę przy tobie - szeptał rozpalonym głosem przywoływacz, całując dziewczęce usta i szyję i szukając palcami ścieżki pomiedzy tkaninami otulającymi jej ciało.
- Ale ja…
“Chcę?” podsunęła sarkastycznie babka, więc bardka zamknęła się w sobie. Podkasawszy spódnicę zsunęła bieliznę, którą kopnęła na bok. Kurtyzana zarzuciła tył sukni nad swoje pośladki, które opierała o zimny kamień, po czym sięgnęła dłońmi do twarzy narzeczonego, by czule gładzić go palcami na przemian z delikatnymi pocałunkami. To nie ona narzucała tu tempo ich uciech, więc ograniczała się do uległego, acz z nutką pikanterii i żarliwości, dotrzymywania kroku.
- Ale ja… - powtórzył za nią kochanek całując jej usta przytulony do niej tak, by czuła nie tylko zimny kamień, ale i jego ciepłe palce na swoich pośladkach. - ...więc jak chcesz mi podziękować Kamalo?
Pocałował jej usta delikatnie. - Jestem ciekaw twoich pomysłów.

Kismis mlasnęła niezadowolona sytuacją, która zmuszała ją do zbyt długiej aktywności psychoruchowej. Nie mając cierpliwości, ani chęci, do zgadywania czego chce klient obwieściła, że postanawia opuścić okręt.
“No i tyle było z szybkiego numerku… wracam spać, same się męczcie.”

Sundari ściągnęła usta, piekląc się, że została przyłapana na swojej słabości. Była tak zła, że miała ochotę w ogóle nie dziękować i sobie stąd pójść, gniewnie tupiąc nogami. Tylko, że nie mogła się ruszyć z miejsca. Jak to tak… nie zostawi przecież Jarvisa, był jej miłością, podporą i ochroną. W pewien sposób zastępował jej świat, który jak się przekonała, nie był taki fajny jak wszyscy opowiadali.
Tu. Przy czarowniku, było jej dobrze. Nie czuła się sama i przestała się wszystkiego bać.
- Cóż… liczyłam, że masz może jakieś życzenia, które mogłabym spełnić - odburknęła wreszcie, przełykając swoją dumę. - Ale jeśli chcesz, zaraz mogę coś wymyślić.
- Hmm… w takim razie chcę poczuć twoje usteczka niżej, a potem usłyszeć twój kaprys Kamalo, by móc zakończyć naszą chwilę twoim słodkim głosem wyrażającym aprobatę i zadowolenie - odparł czule czarownik całując czubek nosa kochanki. Pogłaskał ją po policzku. - Co ty na to?

Bojowa przepiórka zgromiła go morderczym spojrzeniem, po czym napierając na kochanka, przepchnęła go pod regał o który się oparł.
Ojjj zalazł jej za skórę, co było dosyć urocze w obserwacji, bowiem Chaaya nie potrafiła swoją złością nikogo przerazić. Przypominała raczej dziewczynkę, która usilnie próbuje być straszna, ale filuterny błysk w orzechowych oczach oraz pokaźne rumieńce na nadętych policzkach trochę jej w tym przeszkadzały.

Bardka uklękła na jedno kolano. Wyciągnęła magikowi koszulę zza pasa, by przyssać się do jego podbrzusza, kiedy dłonie zabrały się za rozpinanie spodni. Już on ją poczuje. Wyssie z niego życie i zatańczy na jego zwłokach! Taka będzie! I nie zmieni swego zdania! Nie ugnie się! Nie…
Umrao westchnęła w uniesieniu kiedy dotknęła swojego ulubieńca. Och… ile czasu ona go nie widziała… ile czasu nie czuła. Musiała go przywitać całuskiem w czubek główki, musiała przytulić do policzka, otulić paluszkami, połaskotać językiem, podrażnić się z klejnotami. Wprawdzie nie zazna przy tym orgazmu, ale i tak będzie się dobrze bawić. W końcu był to idealny penis w całej jej karierze! O takiego trzeba dbać!
Jarvis uśmiechał się podstępnie, gdy przyglądał się działaniom kochanki. Jej zabawa mu nie przeszkadzała, choć czuł jej zwodnicze efekty na swoim ciele. Niewątpliwie nie zamierzał poddać się bez walki i stawiał opór tak długo jak się da, by tawaif mogła się wykazać. Oczywiście był na straconej pozycji w tej sytuacji. Gdyby znajdowali się w innym układzie ciał… może kiedyś trzeba było sprawdzić kto jest lepszy (Dholinka oczywiście) w tych zabawach? Na razie jednak kapitulacja magika była nieunikniona, choć pewnie będzie uparcie się opierał spełnieniu.

Na początku wydawało mu się, że ma nawet jakąś przewagę. Nie, żeby usta tancerki nie sprawiały mu przyjemności, ale doznania były delikatne i spokojne, jeśli nie leniwe. Złotoskóra pierwej chciała się pobawić, nie traktując zbyt poważnie swojego zadania. Po dokładnym wycałowaniu męskości i jej delikatnych okolic, zabrała się do zraszania językiem cienkiej skóry, cmokając czasem jak podcza oblizywania łyżeczki z lodami. Nie zabrakło także pojedynku na “miecze” przy czym Kamala posługiwała się własnym nosem, mrucząc przy tym w rozbawieniu i właśnie wtedy kiedy czarownik uznał, by na chwilę, dosłownie na momencik opuścić gardę… tawaif go dopadła, oplatając się wokół jego nóg jak wiciokrzew. Nie tylko trzymała go całego w dłoni, ale i dosłownie połknęła.
Uczta dla zmysłów właśnie się rozpoczęła, przy czym to Sundari była biesiadnikiem, a czarownik daniem.

Kurtyzana postarała się, by wykorzystać najbezlitośniejsze, a zarazem także i najprzyjemniejsze z technik, tak by w umiarkowanym czasie przejść do deseru, który osiadł jej cienką warstewką na języku. Zadowolona kociczka przytuliła się policzkiem do nadal gorącego i wilgotnego przyrodzenia, oblizując się głośno ze słodkiej śmietanki, kiedy drżący i ciężko dyszący mężczyzna dochodził do siebie.

- Jaki więc kaprys ma moja narzeczona, której to wierny i lubieżny sługa mógłby spełnić? - Usłyszała od głaszczącego ją po głowie kochanka, gdy już złapał oddech. Chaaya zadarła głowę do góry i popatrzyła na niego w chwilowym zdziwieniu, zaraz jednak na jej lico wpłynął ciepły uśmiech, a ona sama zaczęła delikatnie łapać w ząbki gładzące ją palce, by każdy z osobna possać.
- Skoro ja użyłam ust, ty użyjesz dłoni - zdecydowała rezolutnie, rada z tego iż uniknęła niewygodnej konfrontacji ze swoimi przyzwyczajeniami.
- Oprzesz się o mnie plecami? Tak będzie najwygodniej nam - zaproponował Jarvis z czułym uśmiechem. Kobieta wstała z klęczek i poprawiła ukochanemu ubranie, po czym zadowolona z jego wyglądu, oparła się o niego plecami, naciągając jego jedną rękę na swoje ramiona, tak by mogła się do niego wtulić, przyjemnie otulona.

Czarownik zaczął od... poprawienia jej garderoby. Podciągnął spódnicę z tyłu, by nagie pośladki stykały się z jego podbrzuszem, a jego duma wygodnie utknęła pomiędzy dziewczęcymi krągłościami. Potem zaś wolną ręką sięgnął z przodu pod spódnicę i zaczął od trącania palcami wrażliwego punkcika w ciele tawaif. Niespiesznie i delikatnie go masował, a sama bardka czuła też lekkie drżenie męskości na swojej pupie wywołane ich bliskością.
- Pragnę cię Kamalo… - mruczał do ucha przywoływacz. - ...i będę cię musiał porwać jutro na dłużej. By zająć się twoją śliczną osóbką.
Sundari owinęła się ciaśniej ramieniem ukochanego, by jej oddech tłumiony był przez materiał marynarki, tak aby para nie została zbyt wcześnie zdradzona jej rzewnymi jękami.
Biodra tancerki kiwały się na boki, zupełnie jakby ich właścicielka chciała uciec od dotyku, zdradzając w ten sposób, że panna nie czuła się pewnie w takiej sytuacji. Taka zażyłość i delikatność, nie była chyba jej mocną stroną.
~ D-dokąd chcesz mnie zabrać? A co z pracą? Jest jeszcze tyle książek…
Słaba była to wymówka, bowiem teraz jakoś nie zajmowali się pracą, ani wcześniej przed ich schadzką.
~ Nie wiem… gdzieś daleko… gdzie będę mógł zdejmować z ciebie kawałek po kawałku, całe ubranie… a potem pieścić i rozpalać, aż staniesz się dzikim ogniem Kamalo. ~ Tak jak czynił to teraz niespiesznie wodząc palcami po jej intymnym zakątku, sięgając palcami do jej kwiatu, acz znów... czule i delikatnie. Prowokująco.
~ Może skorzystamy z miejsca w którym się kąpałaś? ~ szeptał drżąc lekko, bo dziewczyna tańcząc pośladkami, pobudzała kochanka, samej czując reakcję jaką wywoływała.
~ To nie b-było daleko ~ odparła przepraszająco, instynktownie wciskając się w męskie ramiona, które miałyby “obronić” ją przed podstępnym predatorem. ~ Miałam nadzieję, że z-za mną pójdziesz ~ przyznała się ze wstydem, wpijając palce w rękę magika.
~ Gdybym nie znalazł tej… ukrytej komnaty… to bym poszedł za tobą. Patrzył z zachwytem jak się rozdziewasz i najlepiej dołączył do ciebie nagiej ~ odpowiadał jej wybranek, coraz śmielej sięgając palcami i wywołując lubieżne mlaśnięcia ich ruchami. Czuła jego gorący oddech na swojej szyi, jak i fakt, że ulubiona zabawka Umrao, ocierając się o jej pupę, staje się już gotowa do dalszych figli.

Tymczasem czarownik mógł odczytać emocje jakie targały ciałem jego narzeczonej. Większość z nich nie była adekwatna do zaistniałej sytuacji, choć po części miała z nią związek. Wszystko zaczęło się w komnacie z łączniczym lustrem, ściślej, w trakcie rozmowy z diabłem. Z jakiegoś powodu bardkę opuściła odwaga i strach zaczął mrozić serce. Z jakiegoś powodu czuła, że fala wspomnień zalewa jej umysł, a niewidzialne macki wciągają do koszmarnego świata niewoli.
Chaaya zaczynała tonąć w panice z której mógł ją uratować tylko on. Jarvis miał do niej klucz, którego nie posiadał nawet Nveryioth. Jarvis uznawany był przez nią za, nie tylko, prawowitego władcę jej małego świata w którym się zamknęła, ale także za naczelnego strażnika. Kogoś specjalniejszego nawet od samego Ranveera, ponieważ za czasów generała bardka nie znała okrutnej strony świata. Wtedy była panią, która razem ze swoim panem, ruszyła by zawojować pogańskimi ziemiami.
Teraz była kanarkiem, który bardzo bał się latać, więc całą nadzieję pokłada w ramieniu nosiciela, który teraz był chyba na nią zły...
~ Ja nie stawiam ci wyrzutów, nie musisz się tłu-maczyć ~ usprawiedliwiła się w panice złotoskóra, błędnie odbierając przedłużającą się przyjemność za rodzaj… kary.
~ Dlaczego nie? Masz prawo… oczekiwać, że spełnię twoje kaprysy. Masz prawo oczekiwać, że będę podglądał cię w kąpieli. Zresztą jest to widok, który przegapiłem z żalem Kamalo. Masz pełne prawo żądać od swojego narzeczonego pieszczot i pocałunków i wszystkiego co sprawi ci przyjemność ~ odparł przywoływacz będąc tym kanarkiem, który zawsze nawołuje ją do wspólnego lotu i zawsze jest… przy niej.
Palce zanurzyły się głębiej, ruchy stały się silniejsze, a doznania mocniejsze.
~ Pragnę cię Kamalo. ~ Była w tych słowach pożądliwość godna dzikusa. Umrao mogła się więc cieszyć. Obecne pobudzenie kochanka nie pójdzie na zmarnowanie. Tancerka nie umiała, lub odrzucała ‘chęć’, odpowiedzenia na wezwanie. Przyzwyczajenie się do obsceniczności na ulicy to jedno, ale mówienie czego się chce? Ooo nieee… tawaif nigdy tego nie mówiły, a nawet, jeśli można tak to ująć… nigdy w życiu nie chciały czegoś od kochanków. To one miały spełniać zachcianki. Tak więc choć bardzo chciała się teraz kochać ze swoim słodkim Jamun, słowa nie potrafiły się nawet wyklarować w jej głowie, a co dopiero przyodziać się w dźwięki.
Niemniej jej uparty kochanek próbował i próbował. Dobrze, że gdzie indziej wiodło mu się lepiej. Jego palce pieściły rozpaloną kobiecość z coraz większą intensywnością i żarliwością, bo też i ruchami pośladków sama kurtyzana doprowadzała swojego wybranka do gorączki.

To było epickie starcie dwóch oślich ‘kanarków’, które swoimi czynami i ruchami nie tylko gnębiły swojego oponenta, ale także i siebie samych. Udręczona dziewczyna zaczęła w końcu cicho zawodzić, pragnąc jedynie litości w postaci uwolnienia.
~ Zaklinam cię… nie dręcz mnie już, proszę ~ jęknęła cicho, coraz bardziej nie panując nad swoimi odruchami.
Kciuk czarownika zaczął więc delikatnie pocierać wrażliwy punkcik, gdy silne ruchy palców w jej kwiecie, władczo prowadziły kochankę do głośnego spełnienia. Jego oddech był równie ciężki od pożądania i on również pragnął ulgi, którą mogło mu dać ciało Sundari. Zapowiadało się, że dzisiejszego dnia oboje nie przeczytają już żadnej księgi…

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline