Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2019, 08:57   #43
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Wybornie - powiedział bez przekonania po czym spojrzał na dziewczyny
- Macie jakieś demiurgiczne zdolności manualne, którymi chciałybyście okazać swoją wyższość rasową? Bo skoro nie jesteście do jedzenia to przydałby mi się dobry masaż…
Obie ślicznotki przykleiły się do niego, wtulając z lewej i prawej strony oraz ocierając sterczącymi sutkami o boki.
- Wyższość rasową? - zdziwiła się ciemnowłosa, gładząc go po twarzy i wpatrując się w niego z zachwytem.
- Jesteś taki zabawny... - zaszczebiotała jasnowłosa, sięgając również dłonią w kierunku Leitha, ale pod wodą. Drobne palce bez wstępów zaczęły pieścić jego męskość.
Leith przekręcił głowę.
- To miłe, ale zapewniam cię, że to wciąż będzie najmniejsza z moich kończyn, nie ważne jak długo ją “masować” wciąż nawet moja ręka… Bękart wymownie uniósł swoją wielgachną, szponiastą dłoń.
- Daje się bardziej odczuć… dlatego może zaczełabyś hmm… od nogi albo karku?
Obie dziewczęta zachichotały nie dostrzegając najwyraźniej niczego strasznego w szponiastych, ogromnych paluchach Leitha.
- To ja biorę kark - zadeklarowała ciemnowłosa, unosząc się z wody w taki sposób, by mężczyzna dokładnie przyjrzał się każdemu centymetrowi jej mokrego, zgrabnego ciała. Następnie usiadła na posadzce za głową Bękarta i oparła jego kark o swoje łono, jednocześnie palcami masując delikatnie barki i szyję.
- A ja nogi! - ochoczo rzuciła jej partnerka, która z kolei odwróciła się teraz plecami do Leitha i usiadła nań okrakiem tak, że z łatwością mógł w nią wejść. Pod pozorem masowania ud poruszała teraz swoimi bioderkami i ocierała się o mężczyznę drażniąc, pobudzoną wcześniejszymi pieszczotami dłoni męskość.
- Czyż nie są rozkoszne? - zapytał z uśmiechem Ulv, który niby to wrócił do lektury, ale od czasu do czasu rzucał spojrzenia na nagą trójkę przy basenie.
Leith przyglądał się pokazowi anatomii przed jego oczami. Jego ciału podobało się to co widział. W zasadzie był “gotowy” w każdym momencie, jednak nawet się nie poruszył (przynajmniej świadomie).
- Oczywiście - odpowiedział na retoryczne jak rozumiał, pytanie Ulva. - jak widzę, nie są jednak tak zajmujące jak wasza lektura, szlachetny panie.
Ulv znów się uśmiechnął, po czym zamknął książkę.
- Powiedzmy, że pewnych rzeczy już jestem nasycony i bawią mnie nieco inne... Ale nie krępuj się, korzystaj. Aż dziwne, że nikt wcześniej nie zaproponował ci, by okryć szramy i niedoskonałości iluzją. Sam zobacz, jakie to teraz proste... korzystać z ich słodkich wdzięków...
Ślicznotki nie przestawały ocierać się i masować Leitha. Właściwie robiły się z tym tylko nieco bardziej natarczywe. Ta, która była za nim próbowała odchylić mu głowę, aby pocałować usta, zaś ta na lędźwiach... wydawało się, że zaraz sama nabije się nań.
- Hmm - Leith mruknął po tym jak warknął na kobietę która próbowała przekręcić mu głowę (mimowolnie nakręcił się jeszcze bardziej) - proponowanie mi czegoś, to niewątpliwie nowa moda w tych pięknych stronach, która jak widać nie zdążyła się jeszcze przyjąć. - mężczyzna mówił i jednocześnie słuchał własnego przyspieszonego bicia serca. - Nie krępuje się, po prostu po naukach jakie odebrałem w burdelu uświadomiłem sobie, że są dwie grupy: ci którzy kupczą dupą i ci którzy dup potrzebują.
- W której więc chcesz być? - zapytał Ulv, wciąż rozciągnięty na swoim leżaku.
Kobieta, siedząca na Bękarcie pojękiwała za każdym razem, kiedy jej wilgotne nie tylko od wody łono ocierało się o mężczyznę.
- Nie spodziewasz się chyba, że jestem istotą wielu potrzeb. Szlachetny Panie. Zresztą, widzę siebie tutaj jako kogoś kto jest w pracy, czy to dla księżnej czy księżniczki. Nie przypominam sobie bym choć formalnie został zniewolony, przeciwnie, zaproponowano mi tu pracę. Zresztą, niewolnik to też pracownik. Dlatego moje miejsce jest w grupie pierwszej. - to powiedziawszy klepnął delikatnie wypinającą się przed nim skrzydlatą, tak by zwyczajnie zwrócić jej uwagę.
- Ej, ja już prawie skończyłem samym patrzeniem, więc jeśli coś jeszcze chcesz robić myśl teraz.
- O taaak - westchnęła panienka, która na nim siedziała i obróciła się teraz przodem do Leitha. Uśmiechając się zmysłowo, sięgnęła dłonią do jego przyrodzenia i... nagle jej wyraz twarz zmienił się. Całe podniecenie ustąpiło prawdziwemu przerażeniu.
- Aaaaaa to ten bękart!
- Aaaaaaa! - zawtórowała jej koleżanka, szybko podnosząc się, tak że kark mężczyzny nieprzyjemnie zderzył się z kantem posadzki wokół basenu.
- Chce nas pozabijać!
- Aaaaaaa!
- Uciekajcie. - Podpowiedział Ulv, a skrzydlate niewiele myśląc rzuciły sie do ucieczki.
Śmiech gospodarza domu odprowadził je aż zniknęły za kolejną cholerną lustro-ścianą.
- To tyle w temacie moich rozrywek - skwitował Ulv i wskazał Leithowi leżak obok siebie.
Leith nie mógł nie zauważyć, że w momencie gdy dziewczyny zaczęły autentycznie panikować, coś pobudziło go o wiele bardziej niż cokolwiek innego. Lata mordowania zmieniały i moment w którym drapieżnik wyczuwał ofiarę był czymś podświadomym, nieświadomym, instynktownym, mistycznym. To był cień, który już zawsze będzie jego częścią. Kąpiel w sadzawce Ulva doprawdy była orzeźwiająca. Bękart przejechał językiem po zębach i wyfrunął z sadzawki, rozlewając masę wody i robiąc spory hałas zupełnie jakby coś tam wybuchło. Teraz naprawdę “pozytywki” jego gospodarza miały prawo się bać. Leith wylądował obok Ulva i przybrał wyczekującą pozycję.
- Na Ojca Dzień, ubierz się. - Skrzydlaty machnął niechlujnie ręką i teraz Leith miał na sobie czarny garnitur - przypominający te, w których zazwyczaj prezentował się szerszej publiczności Ulv. On zresztą też był teraz tak ubrany. Nie czyniło ich to jednak ani odrobinę podobnymi. Byli raczej jak dwie strony monety. Dobro i Zło. Umysł i Instynkt. Piękny i... Bestia.
- Potrzebny mi obraz tego typa, który spuścił manto księżniczce i wszystkim strażnikom - mówił jak zwykle niefrasobliwie Ulv - Mogę to z ciebie wyciągnąć na dwa sposoby. Pierwszy jest jak... obciąganie. Opowiesz mi dokładnie, co tam się stało, a ja przy okazji wyciągnę obrazy z twoich wspomnień. Zostanie ci niesmak w ustach, ale nic ponadto. Drugie... no cóż, jeśli nie będziesz chciał współpracować, wbiję się w twoją głowę jak w dziewiczą dupkę. I nawet nie napluję, żeby złagodzić tarcie. Ty wybierasz. To co, chcesz mi obciągnąć? - uśmiechnął się szelmowsko.
- Tym razem tylko chwila wstydu i pełne usta. - Leith powtórzył powiedzenie zasłyszane od dziwek.

- Poczuliśmy zapach krwi, księżniczka kazała mi czekać i poleciała sama, to poczekałem…

- Jak przyleciałem to wszędzie trupy, księżniczka ledwo żywa majaczy o pułapce, zabieram ją stamtąd a tu jakiś rudzielec… - Leith zastanawiał się jak w jego myślach wygląda rzucenie nadtępczynią skrzydlatego tronu za głowę na głowę rudzielca.

- Prawie odrąbałem mu głowę ale zwiał więc też zdecydowałem się wiać z księżniczką.

- Koniec.

Lecz to nie był koniec. Fala wspomnień płynęła dalej. Widział jak lecieli z Aurorą, jak zaczęli spadać, a księżniczka ostatkiem sił otworzyła portal, przez który spadli na piaszczystą plażę. Widział swoje usta pełne jej krwi... tym razem widział więcej. Zobaczył bowiem scenę, jak stracił przytomność, a księżniczka, ocknąwszy się, zaczęła targać go do chatki. Widział jak płakała z bólu i wycieńczenia. Zataczając się na drżących nogach, utykając, nie poddawała się, walcząc o kolejny centymetr, jaki nieprzytomne cielsko Bękarta pokonowało w drodze do schronienia. Z pomocą gałęzi i swojej peleryny, której używała jako swoistych sań, Aurora wtargała go na do chatki…

Leith nie był ślepy. Zachowanie księżniczki zdawało się wyjątkowo… “inne” w porównaniu z innymi skrzydlatymi. To powiedziawszy pozostawało całkowicie racjonalne - W ekstremalnej sytuacji jej najlepszą szansą była maksymilizacja szans. Po co nie mieć żywego Leitha jak można go mieć.

Tak można to było wytłumaczyć. Przynajmniej jakby chcieć to tłumaczyć.

Leith nie był też ślepy na to, że Ulv - jak można się było tego oczywiście spodziewać, miał zamiar wyczytać z umysło bękarta co tylko mu się podobało.

Tutaj pojawiał się pewien dylemat. W pierwszym odruchu, Leith miał centralnie wyjebane. Nie zrobił nic, czego musiałby się obawiać. Z drugiej jednak strony - nie pracował tla Ulva, więc Ulv nie powinien podglądać co Aurora robi w swoim prywatnym czasie, nie ważne co to by było. Oczywiście księżniczka mogłaby stwierdzić, że to błahostka, ale ten wybór jest jej. W tym momencie Ulv jest zwyczajnie intruzem w jej prywatności.

To raczej i tak będzie daremne, ale cóż, Leith nie był ślepy, i wiedział, że za to, Ulv go przecież nie zabije. Owszem, wyrucha ale nie zabije.

Leith żył według bardzo prostej zasady: “zrób mi krzywdę, umrzyj”. Samo bycie dupkiem nie powodowało jeszcze, że ktoś znajdował się na liście śmierci bękarta, Leith był realistą, gołąb srający ci na głowie jest dupkiem ale to jeszcze nie powód żeby go zabijać. Tak samo z Ulvem, Sam fakt, że zdarzyło mu się pobawić kosztem Leitha klasyfikowało go jako ultra dupka, ale tylko to. Nawet to co kazał zrobić z Mrru, cóż: Jeśli skrzydlata ma własną listę śmierci to niech sama go sobie tam umieści.

Na liście Leitha byli na przykład wszyscy gladiatorzy, Milena i rudzielec, Ulv zaś, dopiero miał się na niej znaleźć…
Leith spróbował powstrzymać falę wspomnień, która napływała do jego głowy. Na twarzy Ulva pojawił się szerszy uśmiech.
- Ano tak, zagalopowałem się. Już wychodzę...
I nagle bez ostrzeżenia wspomnienia Leitha przeskoczyły do ostatniej nocy jego i księżniczki, do wspomnienia delikatnych palców na krawędzi ust, a potem do nieco zbyt długiego trzymania jego dłoni.
- Więc wciąż jej nie zaspokoiłeś - westchnął Ulv, opuszczając umysł Bękarta (albo przynajmniej udając, że to robi) - Wiesz, że jak Księżna się dowie, obedrze cię ze skóry? I nawet Aurora cię nie uratuje. Dostałeś jasne zadanie.
- Hmm, pytasz o to co ja wiem, zupełnie jakbyś sam nie był w stanie tego sprawdzić co wiem. Czy tutaj już skończyliśmy, Szlachetny Panie? - słuchanie gróźb zawsze nudziło bękarta, zawsze bał się dopiero kiedy sytuacja stawała się realnością, w przeciwnym wypadku strach zamiast motywować tylko zabijał.
Ulv zrobił sztucznie smutną minę.
- Niestety, muszę w trybie pilnym przekazać księżnej to, co zobaczyłem w twojej uroczej główce, a co może ją trochę przestraszyć.
Przed Leithem otworzył się portal,którego ramę tworzyły lustrzane odłamki.
- Zaprowadzi cię do twojej komnaty - wyjaśnił skrzydlaty.
- Mhmm… - bękart przejechał dłonią po ostrej krawędzi portalu gry przezeń przechodził.
- Ty zaś powinieneś zastanowić się nad jedną rzeczą... - usłyszał za sobą głos Ulva.
W tym właśnie momencie Leith skupił całe swoje mentalne możliwości nad zastanowieniem się czy Ulv zasłużył na wpisanie na listę czy jeszcze nie, po czym odwrócił się by pokiwać głową:
- Jedna rzecz, tak staram się - to powiedziawszy skłonił się i przeszedł.

Leith znalazł się tym samym w swojej komnacie - tej, którą przydzieliła mu Aurora. W pobliżu nie było nikogo. Wyglądało na to, że ma trochę czasu dla siebie.
Leith podszedł do ściany i zaczął wydrapywać na niej znaki pazurem. Stawiał pionowe kreski symbolizujące ile dni spędził wśród skrzydlatych po opuszczeniu kopalni. poziome linie symbolizowały zaś morderstwa danego dnia, w ten sposób powstawały krzyżyki, czasem wieloramienne. Kropki nad liniami oznaczały jakieś poważne rany, nie zakończone czyjąkolwiek śmiercią, lub momenty zagrożenia.
Mając to wszystko ładnie rozrysowane przed oczami, pewne zależności stały się oczywiste: Mordowanie małe liczby osób było wprost proporcjonalne do zwiększania się zagrożenia.
- Hmm… - bękart podrapał się po brodzie. Mężczyzna miał w sobie ogromne ilości energii dla której nie było ujścia. Musiał poćwiczyć. Leitch rozpiął skrzydła tak, że dotykały one przeciwległych ścian, zaczął się na nich zapierać tak by móc się na nich zawiesić. Mężczyzna zsunął z siebie buty i wisząc na skrzydłach zaczął ćwiczyć podnoszenie stopami małych przedmiotów.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline