Smok zaszczycił Kadira jednym bardzo krótkim spojrzeniem, bardzo przelotnym. Ślepia swoje za to wbił jak sztylety w Modliszkę i w nowo przybyłego genasiego soli. Jego łuski na grzebiecie stały niemal na sztorc, zaś nozdrza cały czas falowały. Smok był wygięty jak kot, jego mięśnie cały czas pulsowały i pracowały. W końcu z jego gardła wybyło się charczenie
- MÓWCIE!
Choć użył formy mnogiej, Kadir był pewien, że tu chodzi tylko i wyłącznie o Modliszkę i białego towarzysza.
Niezależnie od poczynań na powierzchni, Vantrag rył pod ziemią. Szukał elfki. Kierował się w stronę tych warstw zruszonych już przez smoka. Problem był gigantyczny rozmiar gada i trzeba było mozolnie przegrzebywać kolejne metry sześcienne soli. Póki co, nie natrafił jeszcze na ślad ani zapach elfki.
Ostatnio edytowane przez Klebern : 31-12-2019 o 16:04.
|