Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2020, 15:43   #46
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
To było kolejne przyjemne następstwo posiadania skrzydeł - Leith nie musiał czekać aż ktoś go przetransportuje. Po prostu wyszedł na balkon za Aurorą i tak jak ona wzbił się w powietrze. To był wietrzny poranek, choć póki co nie zapowiadało się na deszcz.

- Polecimy za wzgórza. Tu mielibyśmy pewnie strasznie dużo gapiów. - Zarządziła księżniczka, po czym... wystartowała w błyskawicznym tempie.
“Spróbuj mnie dogonić” - Leith usłyszał w swojej głowie jeszcze.
Mężczyzna zwęził wzrok i rzucił się w pogoń. To był świetny sposób na wykorzystanie tych wszystkich pączków, koktajli i słoniny (czy cokolwiek to było).
Choć starał się z całych sił, nie był w stanie dogonić Aurory. I choć pocieszał się, że księżniczka na pewno wspomaga się magią... czuł, że tak nie jest. Zamiast doścignąć skrzydlatą, która bądź co bądź trenowała latanie pewnie dłużej niż on sam żył, musiał skupić się na tym, by nie zgubić jej z oczu. Musiał jednak przyznać, że uczyło go to nie tylko rozkładania rozsądnie sił, ale też optymalizowania oporu powietrza. Dużo łatwiej latało się chociażby gdy kładł ręce wzdłuż tułowia i opuszczał twarz w dół, zamiast patrzeć przed siebie. Przy okazji wychwycił, że okolica wydaje mu się znajoma. Tak, to tu niedaleko znajdował się burdl, gdzie poznał Mrru i Rhysanda.
To trochę podzieliło uwagę mężczyzny, nie chodziło bynajmniej o jakąś nostalgię, co świadomość faktu, iż mija miejsce, które rozpoznaje w tym kraju. W kraju, którego zgodnie ze słowami Aurory, jest obywatelem. W “jego” kraju. Leith przefrunął nad burdelem ale nie mógł za bardzo spowalniać, Aurora mogła mówić w jego głowie ale on nie mógł sam z nią tak rozmawiać. Zresztą, co by miał powiedzieć? zamachać i krzyknąć “Ej tu się pierwszy raz ruchałem?” Leith leciał dalej.
Księżniczka czekała na niego pomiędzy górami, których pasmo widział przez okno swojego pokoju w burdelu - pierwszego pomieszczenia, które było tylko dla niego. I miało łóżko. Wcześniej nie znał takiego komfortu.
- Jesteś wreszcie - powitała go Aurora, która ku satysfakcji Leitha była jednak trochę zziajana.
- Ja wezmę miecz, a ty? Wybierz broń, z którą dobrze się czujesz.
Bękart zmierzył bacznym spojrzeniem jej posturę.
- Chcesz walczyć w locie tak? Może być miecz, tylko raczej długi, hmm… tak, coś niemal mojego wzrostu.
- Ambitnie, wiesz, że to zmieni twój balans ciała? - zapytała księżniczka, a przed oczami Leitha pojawiło się ogromne, długie na 3/4 wysokości ciała Bękarta, ozdobione czernią ostrze wraz z mocowaną na plecach pochwą.

[MEDIA]https://www.picclickimg.com/d/l400/pict/201732843093_/Sword-Art-Online-Sao-Kirito-Black-Iron-Broad.jpg[/MEDIA]

- Coś takiego?
Leith popatrzył z ukosa.
- Może być, ale drugie ostrze po przeciwnej stronie rękojeści byłoby jeszcze lepsze, do tego główne ostrze mogłoby być przepołowione na dwa, tak by między obie połówki można było uwięzić ostrze przeciwnika. W jednej trzeciej klingi od góry dwa haki, które mogłyby zablokować opadające ostrza. Jak marzyć to marzyć - uśmiechnął się.
Księżniczka słuchała, kiwając głową i wprowadzała modyfikacje zgodnie z instrukcjami mężczyzny. Było to o tyle wspaniałe, że na bieżąco mógł korygować projekt “mniejsze”, “większe” “bardziej zakrzywione”... Aurora jednak nie wydawała się nudzić, z zaciekawieniem patrzyła na efekt własnej pracy.
- Ta broń jest wykuta z magii, więc ktoś potężniejszy ode mnie może ją łatwo zniszczyć. Na szczęście nie ma wielu takich skrzydlatych, a przez to że jest to twór magii, mogę przypisać go do artefaktu, na przykład bransolety - wskazała na swój nadgarstek, ozdobiony delikatny łańcuszkiem. Po chwili w jej dłoni pojawił się długi, srebrny miecz - ten sam, który musiała zostawić w strażnicy, gdy wpadli w pułapkę rudzielca.
- Niestety, nie możemy szaleć. Kira poobrywa nam skrzydła, jeśli będzie musiała nas leczyć przed podróżą. - Uśmiechnęła się, a jej oczy lśniły. Widać że dobrze czuła się z bronią w ręku. - Gotowy?
Odpowiedzią Leitha był po prostu atak. Nie zamierzał dawać księżniczce żadnych forów bo to przecież on powinien tutaj być tym słabszym. Leith nigdy w życiu nie walczył “na niby” czy “dla treningu”. Owszem, trenował walkę w parach, choćby nie tak dawno z Orionem, ale jego partner potrafił o siebie zadbać. Rozumowanie Leitha było proste: jeśli zraniłby swojego nauczyciela, to oznaczałoby, że też zdołał go czegoś nauczyć, jeśli zaś ”przypadkiem” by go zabił, cóż… widocznie nie musiał się w ogóle niczego od tej osoby uczyć.

No dobra, jeśli jakimś cudem okazałoby się, że udało mu się trafić Aurorę, Leith próbowałby zatrzymać cios.
Na ile to w ogóle jest możliwe. Na szczęście nawet bez pomocy magii Aurora była wytrawnym przeciwnikiem. Ćwiczyła przecież niemal codziennie, co zdążył zaobserwować. A trwało to, ile lat? Sto, dwieście? Kto wie...
W każdym razie, gdy naparł na księżniczkę, ta była gotowa, zablokowała ostrze i kopnęła go boleśnie w goleń, odlatując nieco. Czekała teraz na niego, ustawiając się pod słońce.
Leith uniósł się więc do góry, by spaść na księżniczkę. Nie miał jednak szans - Aurora była szybsza i dużo bardziej zwrotna w powietrzu - z łatwością uskoczyła w bok. Jedyna przewaga, jaką Leith zdawał się nad nią mieć, to była masa i ilość ostrzy, choć to ostatnie zdawało się być jedynie formą rekompensaty w sztuce władania bronią względem skrzydlatej.
Leith próbował więc kolejny raz, kolejny i kolejny, ten sam manewr. Zamiast lecieć w dół za Aurorą wpadł na pomysł by składać skrzydła i zwyczajnie spadać jak żywy pocisk. Trzymał ręce przy sobie, ostrze blisko ciała, tylko po to by wybuchnąć zasięgiem ramion gdy tylko był najbliżej skrzydlatej.
To dało mu faktycznie kilka dodatkowych milisekund, przez księżniczka uznała, że albo nie może, albo nie chce już uciekać. W każdym razie przyjęła na siebie uderzenie Leitha, blokując jego ostrze własnym. Teraz oboje spadali w dół.
Bękart kątem oka szacował odległość od skał, spadając nad Aurorą, wciąż nie otwierając skrzydeł i wściekle wymachując ostrzem mężczyzna starał się uniemożliwić możliwość odfrunięcia czy zmienienia toru, oznaczało to, że oboje wkrótce się zabiją. Lub na przykład Aurora zatrzyma swoje spadanie przez co Leith na nią wpadnie.
Tym razem zauważył na jej twarzy wysiłek - widać też zdawała sobie sprawę z możliwości, które miała i... zakleszczyła swój miecz między bocznymi ostrzami broni Leitha, by następnie potężnym (jak na jej gabaryty) szarpnięciem wyrwać i wyrzucić oba przedmioty. Błyskawicznym ruchem księżniczka złapała za poły koszuli Bękarta i wymachem dolnej części ciała sprawiła, że... zamienili się miejscami. Teraz to ona była na górze, uśmiechając się przy tym z satysfakcją.
Wtedy właśnie Leith rozpostarł skrzydła, których opór spowolnił jego spadanie, tym samym posyłając Aurorę prosto w jego ramiona które natychmiast zacisnęły się na skrzydlatej tak, że blizny na kostkach dłoni bękarta zbielały. łapska mężczyzny obejmowały przynajmniej jedno skrzydło księżniczki nie pozwalając mu na rozpostarcie.
Skrzydlata zawyła wściekle i chwilę tarmosiła się, próbując uzyskać przewagę dzięki dodatkowej parze skrzydeł niżej. Kiedy jednak nie udało jej się to, ugryzła boleśnie Leitha w szyję. Bardzo boleśnie.
Leith zawył starając się wyszarpać ciało spod zębów skrzydlatej, szczególnie ten fragment ciała pod którym znajdowała się tętnica którą można by przegryźć, o tym myślałby właśnie zam Leith. Mężczyzna nie zamierzał wypuścić kobiety z rąk. To oznaczało, że mógł ją bić tylko wszystkim innym. Głowa była za blisko, więc co najwyżej mógł próbować poobijać ją z głową księżniczki, to mogło ich oboje zdezorientować ale niestety nie uszkodzić. Nogi nie dawały też w takim zwarciu za bardzo możliwości do kopania. Jedyne co pozostało mężczyźnie to kilkukrotnie zamknąć własne skrzydła na plecach Aurory tak by w nie uderzyć. Ostatecznie jednak musiał pomyśleć o zbliżających się skałach, dlatego po chwili musiał zrezygnować z atakowania skrzydłami. Zamiast tego Bękart sterował nimi tak by znów obrócić się nad kobietę i gdzieś z nią wylądować. Ten manewr kosztował go jednak utratę zakładnika. Jakimś sposobem, kiedy obracał się, księżniczka ugodziła go w bok. Nie było to jednak dźgnięcie na ślepo. Ręka Leitha mimowolnie wyprostowała się pod wpływem uderzenia w splot nerwowy, a skrzydlata wyswobodziła się, odskakując w bok.
Źrenice mężczyzny rozszerzyły się widząc zbliżające się kamienie, Leith włożył całą inicjatywę w wyhamowywanie przed nieuchronnym lądowaniem…
czy upadkiem.
Było groźnie, ale pod kontrolą. Spokojnie mógł to zrobić przy swoich obecnych zdolnościach latania. Właściwie mógł...by, gdyby nie solidny kopniak w tyłek, którym uraczyła go Aurora. Leith wyrżnął w skalną półkę, i to lecąc twarzą w dół.
Leith wypuścił nosem, zgromadzony w ustach pył pokruszonego szkliwa, nim jego twarz wyhamowała, łamiąc dwa paznokcie, mężczyzna zgarnął w dłoń jakiś kamień, natychmiast po znalezieniu się na ziemi, bękart przeczołgał się w bok. i poderwał na nogi. Nie patrzył gdzie ale odruchowo rzucił się do biegu zygzakiem. Jeszcze dobrze nie wrócił mu wzrok a nie chciał by fruwająca nemezis spadła mu na plecy.
To było dobre posunięcie, Aurora wbiła się stopami w skałę, łamiąc ją na tysiące odłamków, w miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się Bękart. Księżniczka spojrzała wściekle na przeciwnika, lecz chwilowo nie była w stanie nic zrobić.
Leithowi udało się wreszcie wymrugać ziemię z oka, mężczyzna odwrócił się w piruecie na pięcie, pomagając sobie rozłożonymi skrzydłami puścił z całej siły zdobyty kamień ku głowie Aurory.
Ta zasłoniła się tylko skrzydłem, po czym wydymając pełne krwi usta odbiła się od podłoża i wystrzeliła niczym pocisk w stronę niebo. Coraz mocniejsze słońce poranka oraz resztki pyłu utrudniały obserwację. Księżniczka na moment zniknęła Leithowi z oczu.
Leith też poderwał się do lotu, leciał jak najszybciej ku górze. Dlatego nie dość szybko zareagował, gdy poczuł uderzenie z boku. Pięta Aurory boleśnie wbiła mu się w udo, spychając na bok, w stronę kolejnej formacji skalnej.
Leith krzyknął, czy raczej warknął bardziej z wściekłości niż bólu ale skoncentrował się na uniknięciu zderzenia z kamieniem. Udało mu się wyrwać spod Aurory, która jednak również zgrabnie wywinęła się i odleciała nieco w bok. Nagle przed Leithem zmaterializowała się zaprojektowana przezeń broń, zaś w dłoni skrzydlatej zalśnił w promieniach słońca srebrny miecz.
- Zostało mało czasu, kończymy zabawę. - Powiedziała, czekając, aż pochwyci za swoje ostrze.
Mężczyzna złapał broń lewą ręką do do dołu dłuższym ostrzem a do góry krótszym. Prawą ręką zaprosił Aurorę do ataku. Wszak czemu ciągle on miał to robić?
Nie musiał czekać, natarła nań klasycznie z wycelowanym w pierś mieczem - z ogromną siłą i szybkością.
Leith ustawił się lekko prawym bokiem aczkolwiek wciąż frontalnie do nadlatującego ostrza, kiedy byłoby już za późno by uciec od miecza Aurory, czy go cofnąć (przynajmniej w jego mniemaniu), Leith złożył skrzydła i spadł w dół. To znaczy spadłby w dół, jeśli nie udałoby mu się, jak planował złapać prawą dłonią za kostkę u nogi księżniczki, swoje własne ostrze rzucił zaś z za pleców nad siebie na spotkanie mieczu księżniczki.
- Och!
To ją zaskoczyło, ale zdążyła zbić uderzenie. Próbowała też kopnąć Leitha, który swoim ciężarem ciągnął ją powoli w dół.
Leith był szybki, wiedział, że jest. Ale przy Aurorze był jak pies przy dzikim kocie. To też wiedział. Jednak teraz kiedy jego łapa zaciskała się na kostce księżniczki, kiedy nawet przez skórkowego buta czuł jak jego palce zgniatają staw kobiety, teraz nie musiał jej gonić. Leith zmienił ułożenie swojego ciała teraz lecieli w dół ale jego głową, mężczyzna założył własne kolana na skrzydła kobiety, wyglądało to tak jakby z jednej strony zwisywał z jej skrzydeł, z drugiej wciąż trzymał ją za kostkę.
Księżniczka, sycząc ze złości czy też bólu, zaczęła spadać wraz z uwieszonym na niej Bękartem. Próbowała znów kopnąć go w twarz, lecz z łatwością się uchylił. Zamachnęła mieczem, lecz to uderzenie również odbił własną bronią. Z rosnącą irytacją, kobieta szarpnęła całym ciałem, tak aby grzbiet skrzydeł Leitha zarył o ścianę urwiska.
Leith nie przestawał, po prostu robił wszystko by spadali prosto na spotkanie skał.
Aurorze chyba o to chodziło, bo na jej umorusanej krwią twarzy pojawił się uśmiech, kiedy uderzenia serca dzieliły ich od podłoża, ugięła kolana, by jeszcze bardziej wystawić w dół głowę przeciwnika.
Leith niemal już czuł na twarzy zimno skał gdy puszczał miecz by sięgnąć po jedną z aurorowych pereł. Gdy zmiażdżył ją i zarzucił przed się miał wrażenie, że dotykał palcem kamienia, wszystko działo się tak szybko…
Tak jak ostatnim razem spadł prosto w ciepły piasek wyspy zamiast na skaliste zbocze. Trochę bolało, albowiem pęd ciała i upadek na twarz swoje robiły. Leżał teraz na plaży. Sam. A nad nim wirował portal z piany morskiej.
Leith westchnął, wypluł trochę krwi i wzbił się do góry by wlecieć w portal.
Udało mu się zdążyć zanim magiczne przejście się zamknęło. Kiedy wyskoczył do góry przywitała go końcówka miecza wycelowana prosto w jego gardło.
- Głupi ruch. Jak będziesz używał pereł na każdym treningu, to niedługo ci ich zabraknie. Poza tym kto jak kto, ale ja wiem jak działają. Marny element zaskoczenia.
- To nie miało mnie ochronić przed tobą tylko przed skałą - zauważył Leith.
Miecz zniknął.
- Chyba starczy na dziś. Wracamy? - Aurora spróbowała wytrzeć w rękaw zakrwawioną twarz.
Leith pozwolił księżniczce prowadzić by powiedzieć zza jej pleców.
- Jasne, przecież widzę, że jesteś zmęczona.
Obróciła się błyskawicznie i spojrzała nań złotymi oczami. Bękart poczuł jak rany i obrażenia na jego ciele goją się. Nawet rana na szyi zniknęła, nie pozostawiając po sobie jednej szramy.
- Mogłam przegryźć tętnicę. Wtedy nie miałabym okazji nawet się zgrzać. - Rzuciła nonszalancko, otwierając nowy portal, za którym można było dojrzeć wnętrze pokoju Leitha.
- Mhm… - Leith mamrotał podążając za kobietą - cieszę się że twój apetyt wrócił, dobrze też słyszeć, że lubisz świeże jedzenie, gdyby na twoim stole były jakieś ruszające się potrawy może i posiłki pałaszowałabyś obfitsze. Jeśli chcesz rozszerzyć swoje horyzonty w takich kulinariach mogę przytoczyć historię albo dwie…
Kiedy przechodził przez portal cichy śmiech księżniczki odbijał się jeszcze od jego ścian.
- Zrobiłeś się bardzo gadatliwy - powiedziała z uśmiechem, gdy już znaleźli się po drugiej stronie.
O dziwo Leith sposępniał. “Faktycznie” pomyślał. Czyżby degeneracja go już dopadła?
Aurora nie zwróciła na to uwagi, albo nie chciała komentować. Zamiast tego wskazała widoczny z okna największy taras Dworu Wiatrów.
- Gdy zegar wybije południe, bądź tam. Nie bierz broni ani prowiantu. Jedynie odzienie i... może jakieś błyskotki.
To rzekłszy, wyszła z pokoju.
- Żadnej broni… - Leith wycedził do pustych ścian, po czym ruszył żwawo na poszukiwania Kaspiana, bękart potrzebował ubrań i błyskotek, dużo ich, ale takich które można było zmilitaryzować, czyli spodnie i kurtka z masą pasków, klamer, ćwieków, i błyskotek z jakiś twardych materiałów, bardzo twardych.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline