|
Chociaż zasypiał na podłodze, gdy kolejny raz otworzył oczy, leżał na wielkim łożu bez pościeli i odzienia. Nie było mu jednak zimno, wręcz przeciwnie było gorąco, upalnie. Usta miał spierzchnięte, wygłodniałe. Nie chodziło jednak o jedzenie, bynajmniej nie o nie... Czekał na coś. Właściwie to od początku wiedział na co. Poczuł na lędźwiach słodki kobiecych pośladków. Zobaczył ponad sobą sylwetkę Mileny, która siedziała na nim okrakiem, ocierając się o jego już pobudzoną męskość swoją wilgotną muszelką. Czuł jak płatki jej kwiatu kobiecości za każdym razem rozchylają się, gdy skrzydlata przesuwa się, przyciskając do pulsującego od nadmiaru krwi członka.
- Chcesz, we mnie wejść? Błagaj... - wymruczała rudowłosa piękność przeciągając się i prężąc przed jego oczami.
- A może wpierw chcesz spróbować moich cycuszków? Spróbuj jakie są smakowite... - nachyliła się nad nim, w dłoniach miętosząc obfite piersi.
Leith pragnął ich. Pragnął ich ponad wszystko, z wyjątkiem gorącej cipki tej rudej czarownicy. Chcąc wyrwać się spod jej władzy, a jednocześnie spełnić swoje fantazje, Bękart wpił się w lewą pierś, zagryzając zęby na sutku. Nie jako pieszczota, on gryzł naprawdę. Milena krzyknęła boleśnie, lecz nie odsunęła się. Jej krzyk zmienił się w wycie rozkoszy. Choć posoka spływała po nagiej skórze, skrzydlata nie przestawała jęczeć i ocierać się.
- Błagaaaaaaaaj... - wyjęczała, a zdesperowany Leith jeszcze mocniej zacisnął zęby. Kobieta wrzasnęła niczym w orgazmie, gdy odgryzł jej sutek, a potem złapała za głowę i mocniej docisnęła do krwawiącej obficie piersi. Zmuszała go, by pił jej krew, a on... czuł, że pragnie jej jeszcze bardziej. Nie chcąc się poddać, Bękart na odlew uderzył kobietę, zrzucając z siebie wprost na podłogę. Upadła naga, zakrwawiona, z wypiętym w jego stronę krągłym tyłeczkiem. Mężczyzna widział jak soki rozkoszy, którymi sam był już pokryty wyciekają z niej, spływając leniwymi strużkami po wewnętrznej stronie ud.
Nie mógł się powstrzymać. Choć bardzo chciał. Wszedł brutalnie w jej odbyt, zamiast bólu, słysząc jej irytujący śmiech.
- Wszyscy jesteście tacy sami... No dalej, gwałć mnie. tego przecież pragniesz, prawda? A może mam ci dać pozwolenie?
Nienawidził jej, a jednocześnie to uczucie podsycało jego pożądanie. Wbijał się w jej ciasny tyłeczek najmocniej jak umiał, a kiedy wiedział już, że nie jest w stanie zranić jej w ten sposób, zaczął bić ją, orać jej plecy i boki szponami do krwi, do mięsa. Krzyczała. Krzyczała z rozkoszy, jeszcze bardziej potrząsając pośladkami. Leith miał wrażenie, że otwór, w który wchodził, wciąga go niczym bagno, zasysa, wysysając jednocześnie to, co stanowiło jego tożsamość, odrębność, co dawało mu poczucie niezależności - jego gniew. Pragnął ją posuwać. Pragnął rozkoszować się jej ciałem. Pragnął... błagać, by pozwoliła mu się zaspokoić...
***
- Błagam... - jęknął, jednocześnie budząc się. Leżał na łóżku, pościel leżała skopana w nogach łóżka, a on sam, no cóż, miał na sobie znamienne oznaki tego, że chory sen, był dlań zarazem źródłem orgazmu. Kiedy mężczyzna rozejrzał się, zobaczył, że okna są pozamykane, a za nimi widać resztki zachodzącego słońca.
Leith trzepnął wściekle skrzydłami jak poparzony. Wyskakując z łóżka rąbnął głową o sufit, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. Jego łapa spadła na balię, rozrywając ją i uwalniając wciąż parującą i ciepłą wodę, która jednak zamiast rozlać się po podłodze, po prostu zniknęła. Następnie mężczyzna z rykiem wściekłości, rzucił się na zamknięte okno. W tym momencie skrzypnęły drzwi wejściowe.
- Leith! - Aurora wpadła do środka w swojej zwykłej, dopasowanej zbroi. - Leith, co się dzieje?! - zapytała, napięta niczym struna.
Leith był wciąż wściekły, miał wrażenie, że serce wybuchnie mu w piersiach, obracając się na pięcie i spotykając spojrzeniem z Aurorą nie było na jego drodze nic, zupełnie nic, na czym mógłby wyładować swoją złość. Ale półtora metra dalej stało krzesło… Skrzydło bękarta wystrzeliło w jego kierunku posyłając je z impetem na ścianę.
- Mrrrrr… - było jedynym co mężczyzna zdołał wycedzić przez zaciśnięte zęby.
Księżniczka przyskoczyła do niego.
- Powiedz mi, co się stało? - zapytała łagodnie, ale z uporem.
Chwyciła szponiastą dłoń w swoje drobne palce, unosząc na wysokość piersi.
“Chcesz spróbować moich cycuszków? Spróbuj jakie są smakowite...” - wspomnienie snu odżyło w głowie mężczyzny.
Zmysly Leitha były nienaturalnie pobudzone. Nie tylko czuł zapach Aurory ale nawet potrafił rozróżnić zapach włosów na głowie od włosów na szyi, skóry na policzkach i skóry na dłoniach. Czuł też jak strumyki potu spływają po jego własnych plecach.
- … - mężczyzna otworzył usta ale długo nie był w stanie wydobyć z siebie artykułowanych dźwięków - Nie.
- Nie? - księżniczka przyglądała mu się z tak bliska. Jedną dłonią wciąż trzymała jego rękę, drugą odgarnęła kosmyki włosów, spadające na spocone czoło. Zajrzała mu teraz głęboko w oczy.
- Jeśli chcesz, mogę pomóc ci się uspokoić... - powiedziała cicho.
Leith skupił część swoich zmysłów na łapie którą obejmowały palce księżniczki.
- Pożądam kogoś i ktoś o tym wie. Ale nie tak jak myśli. Choć… to podobne. Jeśli chcesz mnie uspokoić musisz wyjść, atakujesz teraz moje zmysły.
Przełknęła ślinę, patrząc na niego tymi swoimi mądrymi, złocistymi ślepiami.
- Milena, prawda? Dręczy cię? Mogę ci pomóc i postawić bariery wokół twojego umysłu. Ona nie przebije się przez nie, ani nikt inny z wyjątkiem może Tuli i Ulva na naszym dworze. Musisz mnie jednak wpuścić. Nie chcę... robić ci większej krzywdy niż już ci wyrządzono. - szeptały pełne, karminowe wargi. Tak blisko jego warg…
Problem był jednak taki, że Leith w ogóle nie ufał teraz swoim zmysłom. Mężczyzna wyciągnął drugą dłoń, podniósł bliżej twarzy księżniczki, zamknął w pięść, wystawił wskazującego palca i bardzo powoli położył go tuż przed jej wargami. Bękart nabrał głęboko powietrza starając się uspokoić tylko na tą chwilę.
- Moja głowa, to miejsce w którym ktoś taki jak ty nie czułby się dobrze.
Była zdziwiona jego dotykiem, ale pozwoliła mu na to. Choć spędzili kilka dni razem w chatce, śpiąc obok siebie, dopiero teraz tak naprawdę dotknął jej twarzy. Miała delikatną, ciepłą skórę. Naprawdę delikatną... chropowate dłonie Leitha zdawały się nie być jej godne, a jednak... Dotykał jej, a ona mu na to pozwalała.
- Poradzę sobie. Chcę ci pomóc. - Rzekła z uporem Aurora. W głowie Bękarta pojawił się lekki nacisk, który jednak nie pogłębiał się. To było tylko zaznaczenie obecności, coś jakby pukanie do drzwi.
- Wpuść mnie, Leith... - poprosiła znów.
I Leith ją wpuścił, w pierwszej chwili autentycznie wystraszył się tego że to zrobił, jego uszy zastrzegły ostrzegawczo ale było już za późno. Kości zostały rzucone.
Psom na pożarcie.
Tym razem było inaczej niż z Ulvem. Nie było macek, nie było penetracji, tego ślizgania się. Choć nie umiał określić kształtu, jaki przyjęła w jego głowie Aurora, wiedział, że to ona. Widział w wyobraźni jak stawia wokół jego umysłu ogromne, solidne mury - ciemne jak kamień, który nosiła na piersi. Kiedy księżniczka pracowała, on mógł dotykać jej, przyglądać się. I choć swoich spostrzeżeń nie potrafił ubrać w słowa, czuł intymność między nimi. Wiedział, że zobaczyła to morze wściekłości i gniewu, które miał w środku, lecz nie bała się go z jakiegoś powodu.
Skończywszy ostatnią ścianę, świadomość księżniczki wycofała się z jego głowy. Znów byli w pokoju. Sen był tylko snem, przykrym wspomnieniem, ale niczym więcej. Pozostała tylko kwestia zmiany miejsca spania i zamknięcia okna.
Leith poruszał nosem. Coś ciągle było nie tak, zawsze było nie tak.
- Tylko czemu byłem w łóżku… - Leith zerknął na miejsce w którym zamierzał się zdrzemnąć.
- Nie wiem - przyznała Aurora, siadając obok i wciąż trzymając jego rękę. - Zasypiałam oparta plecami o drzwi. Nikt nie mógł przez nie wejść, choćby pokonał moje bariery. - Nagle coś jej się przypomniało. - Kiedyś czytałam... czytałam o projekcie inteligentnego domostwa. Polegało to na związaniu zaklęciem chętnej do tej roli świadomości, która stałaby się częścią budowli i swoją magią niejako zarządzała nią. Chodziło jednak o zwykły dom, do zamku tego rozmiaru... - nie dokończyła.
- Mmmm… Dwór Snów dla jednych, koszmarów dla innych. Do tego jeszcze śpią w dzień, przy takiej małej ilości słońca nie zdziwiłbym się gdyby nie rzucali nawet odbicia przechodząc obok tych wszystkich kryształów. - Leith mówił ale w dalszym ciągu sam trzymał teraz rękę księżniczki - poruszył nosem - co robisz w zbroi?
Na jej twarzy pojawił się lekki, pełen zawstydzenia uśmiech.
- Śpię. Nie tylko ty masz swoje manie…
Głowa Leitha spadła z jego ramion tak, że bok jego czoła opierał się teraz niemal o lwią grzywę Aurory. Czuł jej zapach i promieniujące odeń ciepło.
- Co ci się stało, że jesteś taka nieszczęśliwa? - spytał tak jak to czasem miał w zwyczaju, prosto z mostu.
Podniosła na niego spojrzenie zdziwionych oczu.
- Nieszczę...
Nie dokończyła, bo oboje usłyszeli odgłos otwierających się drzwi na korytarzu.
__________________ Our obstacles are severe, but they are known to us. |