Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2020, 11:24   #115
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Patrick pędził samochodem wyciskając z silnika, ile fabryka dała. Podrasowany mechanizm ryczał niczym stalowy smok. Opony trzymały się mocno nawierzchni nawet na zakrętach. Przerobiony pojazd był bowiem oparty na terenówkach ścigających się w rajdach samochodowych. Healy się spieszył i nie zamierzał zatrzymywać się dla nikogo.


Samochód podskakiwał na wybojach i to mimo solidnych resorów. Drzewa mijały szybko za szybą samochodu. Dopiero za kolejnym zakrętem Patrick musiał dać mocno po hamulcach by zwolnić. Zobaczył bowiem, że zbliżają się do drogowej blokady.
- Szlag…- Healy’ego kusiło, by usprawnić bojowo autko. Wjechać między samochody i przerobić tych… typków w krwawą masę. Nie mieli jednak czasu na takie zabawy, no i nie mieli powodu ryzykować własnej skóry. Rękawicę wsunął do schowka i uaktywnił tkwiące w niej elementy. Pojazd zaczął się zmieniać, choć trudno było spostrzec te zmiany. Ot karoseria się pogrubiła. Szyby zmieniły na pancerne, a opony na trudne do przebicia… zderzak lekko zmodyfikował się w taran, a na dachu pojawiły się policyjne światła i syrena.
Ta ostatnia miała być powiązana z kolejnym efektem, który zamierzał zamontować Irlandczyk. Jej wycie miało wpływać na zwierzęcą część mózgu śmiertelników i nie tylko. Potępieńcze wycie przywodzące na myśl wilki, miało budzić instynktowną reakcję porzucenia wszystkiego by ratować siebie. Syrena wyła wysyłając jeden, acz prosty sygnał do mózgu ludzkiego;

“Uciekaj!”

Magya Patricka osiągnęła o wiele lepszy rezultat niż się spodziewał, lecz zaskoczenie było tylko chwilowe. Kiedy śmiertelnie przerażeni najemnicy uciekali w las, jeden z nich oddał kilka strzałów w powietrze, a jeszcze inny krzyczał ze strachu tak głośno, iż przebijał się przez dźwięk syren, syn eteru uświadomił sobie, iż w jego sztuce pomógł mu Iwan. Ich połączone wysiłki były wystarczające.
Samochód wjechał z impetem w blokadę, rozsuwając samochody - Patrick zauważył, iż nie była ona zbyt fachowa, powinna być tworzona z co najmniej trzech, zazębiających się aut. Po chwili wstrząsów jechali dalej. Irlandczyk był pewny, że o ile pod względem funkcjonalnym samochód nie ucierpiał ani trochę, to jednak karoseria będzie wymagała dużej ilości napraw aby przywrócić mu pełnię walorów estetycznych.
Kilka skrętów w las, potem znowu na drogę, aż wkrótce wyjechali na miasto zupełnie nie niepokojeni kolejnymi problemami. Albo mieli szczęście, albo Patrick zgubił pościg, zresztą niespecjalnie się starając. Po drodze nastąpiła zmiana w samym pojeździe, kolor czarny ustąpił czerwonemu, szyby zrobiły się przyciemniane. Ten efekt powstał w mgnieniu oka i przez śmiertelnych mógł być uznany za przywidzenie. Patrick uznał, że to wystarczy… jeśli ścigający kierują się rysopisem wozu, to z pewnością oprą się przede wszystkim na kolorze.
No i… była jeszcze anonimowość samych magów jadących nim. To powinno wystarczyć.


Pojazd z magami w końcu dotarł na miejsce bez większych przeszkód. Patrick zaś przez resztę podróży był bardzo milczący. I spokojny co mogło wydawać się dziwne. Choć z drugiej strony… Irlandczyk był w swoim żywiole. Ci którzy słyszeli plotki o Belfaście, mogli wiedzieć o tym, że miasto zmieniło się w Strefę Magyicznej Wojny i dopiero od niedawna panował tam rozejm, co nie czyniło bynajmniej miasta bezpiecznym dla Przebudzonych. Healy stamtąd pochodził i może dlatego, widok miss storm i jej braciszka nie wstrząsneły nim. A podczas walki nie tracił głowy. Dlatego też łatwo przejechali przez blokadę. Dla Patricka to była codzienność. Trudno jednak było stwierdzić, czy to była zła czy dobra wiadomość…

W każdym razie dojechali i Healy zaparkował swój pojazd blisko drzwi wejściowych. Po wysiądnięciu wraz z dwójką magów, zabrał się wpierw za oględziny swojego skarbu. A gdy zjawił się właściciel przybytku, Irlandczyk od razu poprosił o dostęp do składziku i narzędzi. I szklanek.
A potem… ktoś do Healy’ego podbiegł, ktoś rzucił się na szyję. Miękkie ciało, długie włosy, brak perfum.
- Cześć Mervi, ja też się cieszę że cię widzę całą i zdrową.- odparł mężczyzna odruchowo obejmując Finkę.
- Martwiłam się o ciebie. - zaczęła z wyraźną pretensją w głosie, jakby to Healy zaprosił burzowego - Nic ci nie jest?
Szybko obejrzała Patricka, po czym... uderzyła pięścią w jego piersi.
- Twoje cholerne miny zraniły Firesona!
W tak zwanym międzyczasie (Mervi jako adeptka czasu doskonale wiedziała, iż nic takiego nie istnieje) przeszedł obok nich ojciec Iwan prowadzony nawet nie pod ramię, a wręcz opierający się na muskulaturze ojca Adama. Zatrzymali się na chwilę, widząc rozmowę, nie chcąc im przeszkadzać, tylko szepnął.
- Bogu dzięki, iż jesteście wszyscy cali.
Iwan szepnął do Mervi powoli i dalej, ze wsparciem ruszył w kierunku Jonathana.
- A ja cieszę się nawet, że ty wróciłeś... jakoś. - Mervi odezwała się jeszcze do Iwana, nie puszczając Patricka - Może to oblejemy wódką mszalną?
- Muszę porozmawiać z mistrzem Jonathanem - duchowny wyjaśnił przystając - preferuję herbatę. Chociaż czymś będę musiał przepłukać usta po tych robakach - uśmiechnął się krzywo odchodząc.
- Przepraszam Mervi. - westchnął bezradnie Healy. - Po prostu nie przepuszczałem że ten kandydat na jeźdźca apokalipsy okaże się takim tchórzliwym dupkiem. Biblia mówi o wyższych standardach, no ale nam się trafili kandydaci z puli odrzuconych.
Nie gniew, nie strach dominowały jego głosu, a… pogarda wobec ich przeciwników. Przy całej swojej “potędze” owe potwory okazały się rozczarowująco małostkowe i złośliwością dorównujące gremlinom.
- Zraniły go... Poparzyły... - pretensja w głosie była aż wyczuwalna - A do tego nie oberwałeś za ostatni raz. - znowu uderzyła go w pierś - Byłam w szoku... - ponowne uderzenie - To za ten zboczony pseudo pocałunek, świnio!
- To tym razem mam całować na poważnie, co? - zapytał żartobliwie Irlandczyk. Po czym zmienił temat. - To jak się Fireson trzyma, co z resztą naszej małej Fundacji?
Mervi spojrzała speszona w pierwszym momencie, gdy Patrick wspomniał o ponownym pocałunku, ale zaraz odzyskała rezon.
- Powoli leczy rany. Jest twardy, co nawet z podziwem sam Tomas przyznał - odparła z dumą - Śpi, Kari też. To im dobrze zrobi. Hermetycy mają się dobrze, nie dałam Ktulu dobrać się do przedszkola. J. wysłał ją w przyszłość na trochę.
- To dobrze. - Healy przycisnął do siebie dziewczynę, bezczelnie chwytając ją za pośladki. Spojrzał jej prosto w oczy. - To jest wojna Mervi. Bezkompromisowy konflikt w którym nie bierze się jeńców. Możliwe że będą kolejni ranni, a nawet zgony. Lepiej jeśli od razu weźmiesz takie opcje pod uwagę teraz, niż żebyś potem czuła się zaskoczona. To wojna i dopiero się zaczyna.- na koniec uśmiechnął się bezczelnie. - Którą zamierzam wygrać i zarazem nie żałować każdej chwili swojego istnienia.
- Nie będę zakładać zgonów. Wolę nie dopuszczać do nich. - odparła twardo - Nawet nie myśl o takiej opcji, że ktokolwiek zginie.
- Nie myślę. Mam nawet już kolejny plan.- mruknął Irlandczyk uśmiechając się łobuzersko, gdy rozkoszował się krągłościami, które to obejmował dłońmi.
- Dobrze się bawisz? - mruknęła poirytowana technomantka.
- Skłamałbym, gdybym zaprzeczył.- zaśmiał się Healy i wzruszył ramionami pytając bezczelnie.- A ty?
- Wolałabym, abyś trzymał łapy przy sobie. - prychnęła.
- Migasz się przed odpowiedzią.- odparł Patrick spoglądając w oczy Mervi.
- Oczywiście, że nie! - warknęła - Puszczaj. - rozkazała.
Healy grzecznie puścił Finkę odsuwając dłonie od jej ciała i unosząc je w geście poddania.
- Nie masz w sobie tego czegoś, co Fireson, więc wybacz, ale nie kręcisz mnie. - prychnęła otrzepując się.
- Wybaczam…w końcu to twoja strata. - odparł z uśmiechem Irlandczyk.- Zresztą o gustach się nie dyskutuje.
- Strata czego niby? - założyła rękę na rękę.
- Fireson ci wytłumaczy… albo pokaże, jak się już ocknie. - zażartował Patrick i zerknął na lewą dłoń okrytą rękawicą pytając.- Ustalono już jakiś plan działania, czy czekaliście na nas?
- Czekamy aż wampir się w nocy pojawi. - stwierdziła wprost i spojrzała na lewą dłoń Patricka wskazując ją - A twoja kochanka może pewnie wiele o tobie powiedzieć jako o partnerze seksualnym.
- To nie jest kochanka… to najbardziej wszechstronna broń jaką posiadam. - uśmiechnął się do siebie Healy.- Wiele razy uratowała mi życie.
Do technomantów dotarły stłumione odgłosy bardzo ożywionej dyskusji między Iwanem oraz Jonathanem. Mistrzowie wyglądali jakby się o coś mocno sprzeczali, nie szczędząc emocji oraz wzajemnych pretensji.
Healy ruszył więc w ich kierunku zaczynając od głośnego.- Panowie nie czas na swary. Tylko na ustalenie planów. Bądź co bądź kolejne odwiedziny nas czekają.
- Tak - Jonathan syknął skrzywiony - bo komuś nie pasuje ewentualna pomoc pijawek. Gdy nie ma się sojuszników, trzeba chwytać…
Iwan pokręcił głowa w milczeniu.
- Iwan. - Merv podeszła do zgromadzonych - Będę upierdliwa, ale wciąż obstaję przy pomocy Einherjarl, a oni mają więcej niż dużo wspólnego z pijawkami. Ktulu zaraz znowu zabije, bo... forma uległa zniszczeniu. Potrzebuje nowej. Formy pani Ktulu mogą się zużywać szybko, cholera wie, ale będzie kolejne morderstwo, czy zechcemy pomocy Camarilli, czy się na nich fochniemy i olejemy... ale przy przyjęciu pomocy zwiększymy szanse swoje i niczego nie winnych Śpiących. Do tego Einar chyba wiedział, że tych Ksenomorphów jest więcej…
- Nie o to chodzi - duchowny powiedział poważnym, zimnym głosem - w tej chwili jesteśmy na talerzu przeklętych. Mistrz Jonathan chce zaciągać kolejne długi u nich. Wpatrujemy się w coś, co najpewniej nas pogrąży. Nie wspominając o tym, iż ważnym wampirem tutaj jest Tremere. Może zachowywać się jak idiota, ale przez to jest jeszcze bardziej niebezpieczny, nie przemyśli konsekwencji. A gdy dowie się, że mamy tutaj Tylaus… A nawet jeśli nie - duchowny powiedział głośniej - to jednym z ich zwyczajów jest przemiana magów, podobno to najlepszy narybek. Ba - fuknął - ten idiota może nawet myśleć to to przysługa która nas wzmocni.
Jonathan nie pozostał dłużny.
- Niektórzy musieli się zajmować rannymi, gdy budowaliście w lesie katedrę - fuknął jadowicie - nowa krucjata?
- Jesteście uroczy, jak się kłócicie. - odparła Mervi - Hannah nie powie o swoim domu, Jonathan jest chyba lepszy od Failmere w sztuczkach hermetyckich. Wyrolujmy to długokłe towarzystwo. - wzruszyła ramionami.
- Może warto pijawkom przypomnieć, że celem tych potworków jest całkowita anihilacja ich terenów łowieckich razem z nimi. Więc pomaganie nam jest w ich zasranym interesie.- wtrącił Healy i wzruszył ramionami.- Jeśli sądzą, że sami uratują swoje tyłki, to chętnie zobaczę ich na pierwszej linii. Niech się wykażą.
Iwan zakaszlał i w milczeniu po prostu odszedł. Zresztą, wyglądał tak jakby potrzebował czasu na przemyślenia.
- Ej, J. - Mervi spojrzała na hermetyka - Czy wszyscy mistyczni mistrzowie to takie zrzędy bez poczucia humoru?
- Nie byłaś nigdy na sympozjum eteryków - hermetyk uśmiechnął się pod nosem - kiedyś zapytałem… no nie ważne, to jakby zasugerować naszemu drogiemu Klausowi, iż arche świata stanowi dźwięk - wyszczerzył się.
- Fajnie fajnie….- Healy podrapał się po karku.- Mamy jakieś plany na następną wizytę? Bo ja rozważam wykorzystanie patentu siedmiu krasnoludków i załatwienie im kryształowych trumien wzmocnionych pierwszą, które uwięzią ich zamiast niszczyć.
- Wątpię aby na długo to zdało egzamin. Ostatecznie po zniszczeniu cielesnej powłoki, ostatni agresor uleciał w postaci niematerialnej. Nie wiem czy w ten sposób nie wydostaliby się… Oraz, z całym szacunkiem Patricku, nie wiem czy stworzymy coś aż tak wytrzymałego.
- Pracuję nad tym.- puknął się w brew palcem dłoni.- .. tutaj. Generalnie oni nie potrzebują pewnie ani jeść, ani oddychać. Więc jeśli zamkniemy ich w takiej powłoce, to ich własne ciała nie ulegną zniszczeniu. I być może to jest rozwiązanie tymczasowe, ale lepszego chyba nie mamy… przynajmniej dopóki nie odkryjemy sposobu na ich ostateczną destrukcję.
- O ile sami nie mogą zniszczyć ciała - hermetyk powiedział smutnie - większych nadziei oczekiwałbym w związku z czasem i przestrzenią. Będzie czas o tym pomyśleć. Mervi, będziemy chcieli abyś była na spotkaniu z wampirem, poza mną i mistrzem Iwanem. Przydałby się też drugi adept - spojrzał na Patricka - uzgodnij to z Klausem. Tomas potrzebny jest do rannych, poza tym… ma raczej gorące stosunki ze spokrewnionymi.
- Poszukam go i pogadam.- uśmiechnął się Healy potakując.
- Świetnie, poznam Terefere od Unii Europejskiej. - uśmiechnęła się wrednie - I zobaczę cię kontra Failmere. - zwróciła się do J. - Udawaj mistrza.
- Zachowuj się Mervi - Jonathan powiedział spokojnie - jesteśmy u nich gośćmi, nie chcę negatywnego afektu. Podobno ma być tylko jeden wampir… Nie nastawiałbym się, że będzie to Tremere.
- Ja się zawsze zachowuję. To inni nie zawsze to rozumieją.
- To postaraj się aby zrozumieli - powiedział chłodno.
- Tak jest. - odparła potulnie - Miej wiarę.


Klaus siedział w oddzielnym pomieszczeniu, z haustami rozłożonymi na stole. Obecnie przyglądał się im poprzez Etergogle nałożoną jaką nasadką. Upewniał się, że hausty nie straciły swego potencjału.
- Hej!- Patrick wpadł do pokoju jak burza i uśmiechnął się mówiąc.- Ponoć mieliśmy pogadać, co robisz?
- Merv potrzebuje aby wyekstraktować kwintesencję z haustów… więc mam zamiar to zrobić. - odwzajemnił uśmiech Klaus - Jak tam u ciebie? Słyszałem, że mieliście Lovecraftową przygodę.
- Widziałem gorsze.- odparł Healy wzruszając ramionami. - Naprawdę.
Po czym spytał.- Nad czym pracujesz?
Rozłożył ręce nad haustami.
- Sprawdzałem, czy nie straciły potencjału. Teraz mam zamiar bawić się w ekstrakcję. Chcesz pomóc?
- Niespecjalnie się nad tym znam. To znaczy trochę majstrowałem przy przepływach kwintesencji, ale jej nie ekstraktowałem. Co właściwie chcesz zrobić? I jak mogę pomóc?- zapytał Irlandczyk.
- Przyda się je podzielić. Ja mogę wykryć ich potencjał, ale nie znam się na rezonansach.. a wiem, że to może być kłopot. Znasz się na Noetyce?
- Trochę… na tyle, by wywołać proste emocje i wpływać na działania istot.- wyjaśnił Healy.
- Nie szkodzi… chodzi o wyczucie rezonansu. Chyba nie chciałbyś pobierać Kwintesencję przepełniona Eterem Przyległym? - Klaus zrobił miejsce dla Patrick i sam zaczął segregować hausty względem potencjału.
- To wygląda jak zabawę dla alchemika. Skąd je wziąłeś? Mój mistrz swoją magazynował w miedzianych bateriach.- odparł Healy przyglądając się kolekcji gałązek, kosteczek, płynów w butelka… i suszonemu nietoperzowi. - Te nie wyglądają na nasze.
- To wkład naszej tradycji w fundację. Zapewne pozbierali… lub po prostu naszych jest tu najwięcej.
- Dobra…. masz jakąś własną procedurę jak to będziesz przerabiał? Ja bym poddał je rozkładowi materialnych powłok w kwasie solnym i za pomocą przewodów przeniósł kwintę do baterii. Taka odwrócona elektroliza. Rozkładasz prądem jony kwasu, a w miejsce po elektronach wchodzi kwinta. Baterie to doskonałe nośniki haustów. - przedstawił swoją propozycję Irlandczyk.
- Część może, ale nie wszyscy w naszej ekipie dobrze obchodzą się z technomagyja… skleję kilka kryształów. Powinny też być dobrym nośnikiem.
- Ok. Proponuję że ty robisz za mistrza, a ja za czeladnika. Ty decydujesz, a ja pomagam.- zaproponował Healy z uśmiechem.
- Oczywiście. Skołuj nam kwas, kable i kontenery… czeladniku.
- Sie robi szefie.- zaśmiał się Healy i ruszył do kuchni całego, po kable i garki i chemię gospodarczą. Wszystko co mu było potrzebne mógł skombinować za pomocą szkolnej wiedzy na temat chemii… oraz odrobiną magyi powiązaną z Materią.
Klaus w tym czasie oddzielił hausty, które wydawały mu się oczywiście powiązane z bardziej… statycznym rezonansem od pozostałych i pozwolił Patrickowi na przygotowanie stanowiska "alchemicznego".
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline