Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2020, 09:07   #22
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Krasnolud przemierzał uliczki miasta zafrapowany tym co usłyszał. Teoretycznie byli w dobrej sytuacji, jeśli potencjalny pracodawca wynajmie druida. Jeśli nie… oby wynajął jakiegoś przewodnika. Właściwie to przewodnik był drużynie potrzebny tak czy siak. I liczył na to, że baron takiego dostarczy. Jeśli nie… cóż… krasnolud szukał miejsca, gdzie mógłby tanio kupić mapę wrzosowisk.
Zanim jednak znalazł takie miejsce, mijając jedną z uliczek usłyszał znajomy głos.
- Wiesz, zawsze możecie sobie poszukać łatwiejszej zwierzyny. Bo ja wiem, słyszałam że owce są w niektórych rejonach w modzie - informowała Amaranthe, głosem w którym pobrzmiewały zarówno nuty rozbawienia jak i nieco głębiej ukryte, niepokoju.
- Wiesz, za chwilę to ci te usteczka ślicznie zamkniemy i zaczniesz ich używać w celu, w którym je stworzono - odwarknął męski głos, a zaraz po nim rozległ się śmiech. Sądząc po tonacji napastników musiało być co najmniej trzech.
- No już, dość tych przyjemności - kolejny głos.
- Przynajmniej dla ciebie - i następny, męski, pozwalający przypuszczać iż słowa te skierowane są do bardki.
- Ej no, może się jej nawet spodoba - zasugerował pierwszy i ponownie po jego słowach nastąpiła salwa śmiechu.
Krasnolud sięgnął… po różdżkę przy pasie. Kilka nią ruchów sprawiło, że masywny krasnolud znikł nagle i w takiej postaci ruszył w kierunku głosów. Po drodze załadował ciężką kuszę magicznym bełtem.
Uliczka była wąska, bardziej na zaułek wyglądająca. Ciemny zaułek, należało dodać, pomimo że dzień wciąż był stosunkowo młody. Amaranthe stała pod jedną ze ścian, z trzech stron otoczona przez mężczyzn, na pierwszy rzut oka wyglądających jak typowe szuje spod ciemnej gwiazdy. Gdy Olgrim podchodził bliżej, jeden z nich właśnie wyciągał rękę w stronę bardki szybko ją jednak wycofał przy wtórze pełnego zaskoczenia krzyku. Dziewczyna najwyraźniej ani myślała poddać się woli oprawców. W jej dłoni zalśnił sztylet.
- Nadal macie pewne szanse z tymi owcami - ni to przypomniała, ni zaproponowała, wodząc oczami od jednego do drugiego. Tamci jednak wcale nie sprawiali wrażenia chętnych do zmiany obiektu zainteresowania. Wręcz przeciwnie, zapowiadało się na to, że bez walki się w tej sytuacji nie obejdzie.
Krasnolud jednak wolałby uniknąć walki. Wzmocniwszy się modlitwą o większą wytrzymałość podszedł od tyłu do największego z typków… zapewne przywódcy i przytknął mu kusze do pleców. Ostry grot ukłuł go w łopatkę, gdy sam Olgrim mruknął cicho.- To co czujesz chłopaczku, to końcówka bełtu tkwiącego w ciężkiej kuszy. Z takiej odległości przestrzelę ci serducho na wylot. Chyba byś tego nie chciał… prawda?
Mężczyzna zamarł w połowie ruchu, który zapewne miał być karą wymierzoną bardce za jej zuchwałość. Pozostali spojrzeli na niego jak posłuszne psy czekające na rozkaz swojego pana.
- To jak będzie? - zapytała Amaranthe nieświadoma tego że ktoś przybył jej na ratunek. Jeżeli było to możliwe, dziewczyna zadawała się jeszcze bardziej wcisnąć w ścianę, a sądząc po postawie, była także gotowa do tego by bardzo drogo sprzedać swoją skórę.
- Jak to jak, zabawimy się, nie? - zabrał głos ten, który stał najdalej od Olgrima. Jego wzrok na chwilę przesunął się na bardkę, zaraz jednak wrócił do herszta.
- Nie? - zapytał zdradzając niekoniecznie wysoki poziom swojej inteligencji, pytanie to kierując do tego, któremu groziło “złamanie” serca.
- Stul pysk - usłyszał w odpowiedzi, a sądząc po minie nie było to dokładnie to czego się spodziewał.
- Ale… - próbował kontynuować, jednak widocznie pozostało mu na tyle rozsądku przy przerwać i na wszelki wypadek cofnąć się nieco.
- Zwijamy się - padł rozkaz, wypowiedziany wkurzonym, pełnym napięcia głosem. Mężczyzna jednak nadal, wbrew swym słowom, tkwił w miejscu, jakby czekając na coś lub kogoś.
- Powiedz im, żeby udali się do waszej meliny. I że zaraz ich dogonisz, tylko zabawisz się z panienką.- zasugerował cicho krasnolud.
- Chociaż nie - rzucił po chwili, w której widać niemal było jak trybiki w jego głowie powoli się obracają. - Wy się zwijacie, a ja… - tu urwał, a sądząc po twarzy Amaranthe, jego mina miała stanowić dokończenie zdania.
- Ale… - zająkał się ponownie ów nie do końca zdolny umysłowo, drugi zaś przeklął szpetnie i także nie wykazywał ochoty do tego by zostawić herszta sam na sam z ich, jakby nie było, wspólną zdobyczą.
- Coś wam nie pasuje? - nuta groźby w głosie przywódcy była tak wyraźna, że dziw nad dziwy iż nie powodowała automatycznych obrażeń.
- No, ale my… - próbował dalej ten, któremu chyba szwankował instynkt samozachowawczy. Herszt zrobił ruch, jakby miał ochotę pomimo całej sytuacji podjąć próby nabicia swojemu człowiekowi rozumu, powstrzymał się jednak dość szybko, zamierając ponownie niczym łania która uświadomiła sobie obecność drapieżnika.
- Chodź Irwin, napijemy się - zaproponował ten, który ewidentnie nieco więcej oleju miał w głowie. Dwóch na jednego najwyraźniej wystarczyło, a może to propozycja przekonała opornego oprycha by w końcu ulec i oddalić się wraz z kompanem, zostawiając szefa samemu sobie.
- Zadowolony? - warknął herszt, sprawiając że na twarzy Amaranthe pojawił się wyraz zdziwienia.
- Teraz i ty możesz odejść. I pamiętaj… będę miał cię na celu. Więc jeśli nie chcesz skończyć z dziurą między żebrami, nie będziesz robił niczego głupiego.- zasugerował uprzejmie niewidzialny kapłan.
- Pierdol się - kolejne warknięcie, a następnie splunięcie okrasiło odwrót ostatniego z napastników.
- Nie kuś… od tyłu wyglądasz jak panienka.- odgryzł się już głośno krasnolud, po czym nadal będąc w pełni stopiony z otoczeniem odezwał do tulącej się do ściany Amaranthe.- No… tak cię nie spodziewałem zastać. Gdzie rycerz który miał chronić twą cześć?
Dziewczyna przez kilka chwil dalej trwała bez ruchu, wpatrując się w powoli znikające z oczu plecy oprycha po czym ni z tego ni z owego wybuchnęła śmiechem.
- Faktycznie… - zaczęła, jednak kolejna salwa uniemożliwiła jej dokończenie zdania. - Faktycznie od tyłu można by się nabrać - druga próba zakończyła się już powodzeniem, chociaż biorąc pod uwagę minę dziewczyny, w każdej chwili mogło dojść do kolejnej erupcji.
- Po co mi rycerz skoro mam takiego niezrównanego obrońcę? - zapytała, wodząc wzrokiem mniej więcej w kierunku, z którego dochodził głos krasnoluda. - Bohatera ratujące cześć niewiast i gromiącego zastępy napalonych zbirów - kontynuowała, chociaż ostatnie słowa były już nieco niewyraźne. Powodem mogła być dłoń, którą Amaranthe zasłoniła usta by powstrzymać kolejne dowody rozweselenia.
- No cóż… miałaś szczęście, że byłem w pobliżu wspólniczko. Nie myśl sobie żem cię śledził z jakimiś niecnymi zamiarami. Nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwolił… łażąc w głośnej zbroi. Na szczęście byli zbyt zainteresowani tobą, by słuchać co się dzieje za ich plecami. - zaśmiał się rubasznie krasnolud.
- Gdzieżbym śmiała posądzać cię o takie niecne zachowanie - udawane oburzenie zabrzmiało w jej głosie. - A w ogóle to może byś się tak już pokazał? Cóż to za maniery tak kryć się po kątach i bawić w ducha jakiegoś - wyrzuciła mu na wesoło. Widocznie strach zdążył już przeminąć pozwalając na to by jej naturalna żywiołowość powróciła na miejsce.
- To… trochę trudne. Bo to nie jest magia kapłańska. Niewidzialność załatwiam sobie z przedmiotu.- mruknął zakłopotany kapłan. I dziewczyna posłyszała więc kroki, a potem poczuła lekkie szturchnięcie. Taki “atak” na jej osobę zakończył działanie czaru, więc krasnolud się zmaterializował z ciężką kuszą w rękach.
- To wiele wyjaśnia - wskazała na kuszę. - Widzę, że zdolności do negocjacji także wspierasz przedmiotem. No ale nie mam zamiaru narzekać - zapewniła, a następnie kucnąwszy “rzuciła się” krasnoludowi na szyję. - Jesteś wspaniały, mój ty rycerzu w białej… Tfu, w niewidzialnej za to słyszalnej zbroi - poprawiła się chichocząc.
- Bez przesady.- odparł wesoło Olgrim głaszcząc dziewczynę po włosach.- Ot, bogowie mi sprzyjali. Zresztą to nie po rycersku, tak od tyłu i z zaskoczenia.
- Pozwól że sama to ocenię - dała mu buziaka w policzek i odsunęła się, chociaż tylko trochę. - Cóż zatem za nagrodę mój rycerz powinien dostać… - stuknęła raz i drugi palcem w dolną wargę, niby że owa decyzja wielkiego namysłu wymagała. - Mam! Oto i twoja nagroda rycerzu - i z tymi słowami wyjęła z torby zakupione wcześniej ciastka.
- To nie wygląda jak połowa królestwa… ani jak ręka księżniczki.- krasnolud wziął do ręki jedno z nich i spróbował.-Całkiem smaczne.
Po pierwszym kęsie z ciastka wypadł zwitek papieru. Amaranthe pochwyciła go zanim upadł na ziemię.
- Książka jest jak ogród noszony w kieszeni - przeczytała na głos. - Pasuje do ciebie, bez dwóch zdań - roześmiała się i oddała świstek Olgrimowi. - Ciekawa tylko jestem gdzie się podziała ta panna, którą zdybali pierwszą - rozejrzała się ale nikogo w pobliżu nie było, całkiem jakby wszyscy ową uliczkę szerokim łukiem zaczęli omijać. - No cóż, to już chyba nieważne. Lepiej przejdźmy gdzieś, gdzie kręci się nieco więcej żywych dusz. Niedaleko jest targ, może tam? - zasugerowała i nie czekając na jego decyzję złapała Olgrima za ramię i zaczęła prowadzić.
- A juści… możemy.- zgodził krasnolud podążając za dziewczyną. -Umknęło mej uwadze co się stało z rycerzem i damą, którzy ci towarzyszyli.
- Nic dziwnego skoro ci nie mówiłam - zauważyła wesoło. - Zostawiłam ich samych sobie. To taka urocza parka, wiesz? Mają się ku sobie ale trzymają na dystans bo nie wypada. Przynajmniej takie jest moje wrażenie. Nie rozumiem takich ludzi - puściła ramię Olgima by rozłożyć dłonie w geście bezradności. - Życie mają tylko jedno i marnują je na nie wiadomo co. Przecież na dobrą sprawę jutro mogą zginąć i tyle z tego będzie. Nie potrafię zrozumieć tej ludzkiej mentalności. Po prostu mi umyka - mówiła dalej, ewidentnie wzburzona taką marnotrawnością.
- To kwestia klanowej odpowiedzialności i tradycji. Klan rozciąga się w przeszłości i przyszłość. To za kogo się wychodzi za mąż i komu płodzi potomka jest ważne z punktu widzenia klanu i zaplanowane. Możliwe, że ten rycerz ma już wyznaczoną sobie ślubną.- zadumał się krasnolud rozumiejąc sytuację.- Każdy rycerz ma rodzinę i musi także spoglądać na reakcję swoich krewnych. Nie jest swobodny jak ty i ja… bo choć jestem krasnoludem, to bezklanowym. Nie mam więzów związanych z rodziną.
- Ja utrzymuję więź z moimi przodkami i to stałą, co jednak w niczym nie przeszkadza mi gdy w grę wchodzi decydowanie o tym co, kiedy i z kim robię - Amaranthe nadal sprawiała wrażenie osoby nie będącej w stanie zrozumieć zależności rządzących ludzkim światem. - To wszystko nie zmienia, a raczej nie powinno zmieniać decyzji, jakie się podejmuje bo i konsekwencje ponosi zainteresowany. I tak, tak, wiem że w niektórych przypadkach także jego rodzina, nie urodziłam się wczoraj - zastrzegła, unosząc palec w górę jakby dla podkreślenia tego faktu. - Nie zmienia to jednak tego, że zwyczajnie uważam takie postępowanie za marnowanie czasu jaki się otrzymało. Żyć należy tu i teraz - dodała z pasją po czym wkroczyła w pełen barw, dźwięków, kolorów i zapachów świat, jakim było targowisko. - Oto życie - rozłożyła dłonie i okręciła się wokół własnej osi śmiejąc radośnie i ściągając na siebie spojrzenia najbliżej stojących osób. - Trzeba się nim cieszyć - oświadczyła, niewiele sobie z owych spojrzeń robiąc.
- Rycerz moja droga nie żyje dla siebie, a dla rodziny… dla następnego pokolenia i też potrafi się bawić...eee… chyba… nigdy nie byłem na szlacheckim dworze.- zafrapował się krasnolud i zmienił temat.- Smoczek zaś okazał się smokiem, który potrafi obrócić wioskę w perzynę. Jest w okolicy taka i pewnie od niej winniśmy tropienie zacząć.
- Wspaniale! - bardka nie sprawiała wrażenia zaniepokojonej zwiększonymi rozmiarami bestii ani jej możliwościami. - To będzie wspaniała opowieść, pełna niebezpieczeństw, bohaterskich czynów, może nawet uda się przy okazji wyratować kogoś z opałów? - jak najbardziej taka wizja przypadła jej do gustu. - Opowieść o Olgrimie, obrońcy niewiast, poszukiwaczu zaginionych historii i pogromcy smoków. Trzeba by do tego dodać jakąś uratowaną księżniczkę i może jaskinię pełną skarbów… Pół królestwa pewnie nie przejdzie, poza tym takich ballad jest już tyle że uszami wychodzą… Może niegodnego barona co to nagrody wypłacić nie będzie chciał i jeszcze jakąś klątwę rzuci? Później można będzie opisać podróż w celu odkrycia sposobu na zdjęcie tej klątwy. Tu najlepiej sprawdzą się owe stare ruiny i dawno zapomniana magia, nie sądzisz? - Zapytała ale na odpowiedź nie czekała. Zamiast tego chwyciła swoją lutnię pana, którą przy pasie miała i zaczęła wygrywać wesołe nuty, w sam raz pasujące do tańca, by zaraz zamienić je w ponure, pełne ukrytej trwogi i zagrożenia dźwięki. Jak nic bawiła się przy tym setnie co widać było po roziskrzonych wesołością oczach.
- Cóż… krasnolud nie bardzo pasuje do takiej historii, zwłaszcza gdy rycerza mamy… cóż… możemy mieć w drużynie.- zaśmiał się rubasznie Olgrim podążając za dziewczyną. - Ważne też, co by ten baron dorzucił nam jakowegoś przewodnika, bo bez niego moglibyśmy całe dnie krążyć nie widząc nawet smoka na horyzoncie.
Amaranthe przerwała swą grę i westchnęła.
- Psujesz mi opowieść - pogroziła mu palcem. - Będzie krasnolud. Rycerzy wszędzie na pęczki, wystarczy byle grajka zagadnąć o jakąś balladę, a jak nic rycerza też w niej znajdziesz. Ile można? - Machnęła dłonią, całkiem jakby odganiała upartą muchę. - Przewodnik… No można o niego barona poprosić ale to pewnie będzie człowiek owego barona. Nie zapominaj o klątwie - roześmiała się. - Można też kogoś wynająć samemu albo wykosztować się i sprawić sobie dobrą mapę. Możliwości jest wiele i dobrze by było taką sytuację utrzymać. Hmm… Może tak czy siak kupić mapę co by nie polegać na samym przewodniku? Przecież wiadomo gdzie ta wioska co to ją smok spalił była, prawda? Dalej zaś… Jedyne co to wiedza potrzebna. Wiedza o tych wrzosowiskach. Do tego przewodnik niekoniecznie potrzebny. Jeden wieczór w karczmie powinien wystarczyć by zebrać wszystkie potrzebne informacje. Ludzie uwielbiają plotkować, szczególnie gdy się im kufel piwa postawi przed nosem - zaproponowała.
- Nie znam się na balladach…- stwierdził ze śmiechem kapłan. Po czym zadumał się dodają.-Mapy szukałem, ale nie znalazłem dotąd możliwości jej kupienia.Obecność druida powinna nam pomóc wielce… nie człeka bliższego natury od druida…. chyba że gnomi druid, albo… elfi.
- Oj, nie może być aż tak trudno o mapę - zbagatelizowała sprawę. - Rozejrzymy się to i jakąś znajdziemy. No i fakt, mieć kogoś bliskiego naturze z pewnością nie zaszkodzi. Szczególnie z takim towarzyszem. Widziałeś jej futro? Cudowne… - Amaranthe aż zamruczała z przyjemności na wspomnienie dotyku sierści tygrysicy. - Zobaczymy też co nam baron zaproponuje. Nadal także nie wiemy ilu śmiałków ma zamiar wyruszyć na tą samą co my wyprawę. Na dobrą sprawę to wciąż stoimy blisko miejsca, z którego wyruszyliśmy i dopóki spotkanie z baronem się nie odbędzie to niewiele da się ustalić. No, poza sytuacją jaka na wrzosowiskach panuje i tym co ludzie mówią - dodała.
- Im więcej tym mniej będzie monet dla uczestników. Zwykle nagroda jest z góry ustalona i do podziału oddana. Im więcej uczestników wyprawy tym mniejsza, ale i ryzyko też… mnie tam zajedno. Nie mam dużych potrzeb i nie wezmę tej misji dla monet.- zadumał się krasnolud nieświadomie wodząc spojrzeniem za gibkim ciałem Amaranthe, tym bardziej że dziewczyna ani przez chwilę nie stała spokojnie.
- Zatem mamy podobnie - ucieszyła się bardka i nawet w dłonie z owej uciechy klasnęła. - Opowieść! Oto co ma największą wartość. Głównie dlatego, że jest to wartość ciągła - dodała tonem wyjaśnienia, po czym parsknęła śmiechem. - Doprawdy, ciekawa z nas drużyna się szykuje. Ciekawi mnie jedynie jaki cel w udziale mają ów rycerz i jego dama. Nie pasują jakoś szczególnie do roli zatwardziałych poszukiwaczy przygód. Zbyt są… Gładcy - dokończyła po namyśle. - I nie zrozum mnie tu źle, uwielbiam oboje, tylko… Cóż, nie chciałabym najpierw kogoś polubić, a później patrzeć jak marnuje swoje życie z powodu jakiegoś tam honoru, powinności czy czegoś w tym stylu. Mogę się przy tym oczywiście mylić - zastrzegła, niezbyt przejęta tą opcją. [i]- Pożyjemy to i zobaczymy. Póki co jednak… [i]- co mówiąc chwyciła Olgrima za rękę i pociągnęła do straganu z wszelakiego typu ostrzami. - Może poszperamy tu i tam korzystając z mnogości towarów?
- Możemy…- odparł krótko krasnolud próbując zastanowić się co właściwie jeszcze powinien kupić. W sumie wszystko co chciał to miał. I to dobrej krasnoludzkiej jakości, wprost z Mithrilowej Hali, ale nie mógł się oprzeć charyzmie swojej wspólniczki.
Amaranthe z kolei wcale nie wydawała się szczególnie zainteresowana zakupami. Przebierała, wybierała, plotkowała ze sprzedawcą dowiadując się przy tym że złotnik mający swój sklep trzy stragany dalej oszukuje na miarkach, a drogo wyglądające suknie u tak zwanego krawca po drugiej stronie pochodzą z krypt szlacheckich. Żadna z tych informacji nie miała najmniejszego efektu na humorze bardki, co najwyżej podsycała go nadając mu nieco złośliwych barw. Bezczelnie dodała kilka ploteczek od siebie, sugerujących dla przykładu że kowal, który przerabianiem zbroi się zajmuje miał podobno jakowyś zatarg z prawem w poprzedniej mieścinie i jest znany ze współpracy z szajką złodziei. Nie omieszkała także wspomnieć o trójce gwałcicieli, którzy ponoć rozpoczęli swą działalność w Brodzie Sztyletu, a teraz niby w te rejony także swoje łakome łapska i nie tylko, wyciągnęli. Opis, chociaż dość pobieżny, zgadzał się z wyglądem trójki oprychów, z którymi nieprzyjemność miała nieco wcześniej.
- Niewiasta już nigdzie sama nie może się ruszyć - poskarżyła się, łapiąc kontakt wzrokowy z kobietą, która sprzedawała napierśniki na straganie obok. Ta w odpowiedzi pokiwała zgodnie i obdarzyła Amaranthe przyjaznym uśmiechem. - Chodźmy dalej - zasugerowała z zadowoloną miną, ciągnąc krasnoluda ku kolejnym przybytkom, chociaż ciut wolniej. - Zastanawiam się dlaczego ów smok jeszcze żywy lata - wróciła do tematu, przystając na chwilę by kupić sobie i Olgrimowi po dorodnym jabłku. - W miejscu takie jak to z pewnością nie brak chętnych więc dlaczego? Jeżeli z kolei to nowy nabytek okolicznej fauny to dlaczego akurat teraz łasy się na wioski zrobił i co go z leża wygnało.
- Nooo.. są gnolle, trolle… orki też się zjawiają. Zwłaszcza gnolli jest sporo. To nie wyprawa dla pojedynczych awanturników. Tym bardziej, że sam smok to latające ziejące paskudztwem tałatajstwo.- wyjaśnił Olgrim wgryzając się w jabłko.- I… możliwe, że baron wysłał wpierw na bagna swoich ludzi nim zdecydował się nagrodę wyznaczyć. I że jego ludzie… zawiedli jego oczekiwania.
- Bardzo możliwe, ale też mina tego skryby - drążyła dalej, bawiąc się w podrzucanie jabłka do góry i zwinne jego łapanie. - Bez dwóch zdań byli inni, którzy tego smoka chcieli zabić. Biorąc pod uwagę, że nadal żyje, nie mieli zbyt wiele szczęścia w swoich staraniach. Względnie zgłaszają się, a po wysłuchaniu tego co baron ma do powiedzenia zwijają ogon pod nogi i idą szukać lepszego zajęcia - zasugerowała.
- To… możliwe.- zgodził się z nią krasnolud i wzruszył ramionami.- A takich urzędasów jak on widziałem w Neverwinter. Dostają ważne stanowisko dzięki koneksjom rodzinnym i zadzierają nosa tak wysoko, że zaczepiają nim o chmury. Łatwo było im kraść sak...hmm.. kraść sakiewki. Łatwo ale niezbyt moralne to było zachowanie.
Amaranthe przewróciła oczami.
- Oj tam, jestem za to pewna że było zabawnie - zbagatelizowała kwestię moralną. - Szukamy dalej stoiska z mapami czy idziemy do karczmy? Nie wiem jak ty ale ja wolałabym się jednak odświeżyć przed wizytą u barona. Może też po drodze kupić jakiś odpowiedni strój na tą okazję. Coś lekkiego, wygodnego, odpowiedniego kroju… - i myśli Amaranthe ponownie zboczyły z torów, tym razem wkraczając na ścieżkę mody. Oczy także od razu rozpoczęły poszukiwania odpowiedniego stoiska. Jak widać niewiele czasu potrzebowała od wpadnięcia na pomysł do jego realizacji.
- Możemy wracać. Mapę poszukamy później. Mapy są drogie i solidna mapa bagien może być do zdobycia w tym miejscu.- zgodził się z nią Olgrim. Zresztą jak dotąd nie natrafił na przybytek który by takie mapy oferował, więc zaczynał tracić nadzieję w tej kwestii.
- Zatem wracajmy - zarządziła, po czym pociągnęła krasnoluda do stoiska z damskimi fatałaszkami. - Co sądzisz o tej? - już po chwili miała w dłoni zwiewną suknię w żywym, szkarłatnym kolorze, o głęboko wyciętym dekoldzie i podobnych wycięciach mających zapewne ułatwić poruszanie się, a w efekcie odsłaniającymi nogi w stopniu znacznie większym niż wypadało. - A może ta? - kolejna propozycja była już nieco bardziej stonowana i znacznie krótsza. Na dobrą sprawę do nie do końca było wiadomym czy ma się tu do czynienia z suknią czy bardziej z tuniką co to ledwo kolana zasłania. Ta także miała żywy, tym razem szmaragdowy kolor.
- Mnie ciężko oceniać, jeśli nie są na twoim ciele.- odparł dyplomatycznie krasnolud starając się nie myśleć o ciele Amaranthe podczas przebierania się z jednej w drugą suknię.
- Przymierzać w tym miejscu to by za dużo kłopotu było - zadecydowała, rozglądając się wokoło. Co prawda przy stoisku było zamontowane coś, co niby zapewniało jakiś stopień prywatności ale Amaranthe jakoś nie paliła się do skorzystania ze sposobności. - W takim razie wezmę obie i możemy je przetestować już w pokoju - postanowiła, a następnie zaczęła się żywo targować o cenę owych sukien.
Krasnolud zaś rozglądał się dookoła jak na ochroniarza przystało. Bądź co bądź, tak wypadało. Zresztą na sukniach i ich cenach się nie znał.
Bardce w końcu cena się spodobała i dobito targu.
- No to… pora chyba coś zjeść, prawda? - Ni to zapytała, ni zaproponowała ruszając w dalszą drogę. - Ciekawi mnie jakie jadło serwują w tym całym “Śpiewającym duszku”. Oby świeże co by nie trzeba było szukać innego przybytku by zaspokoić potrzeby żołądka. Może też karczmarz będzie wiedział coś na temat miejsca, w którym dałoby się mapę nabyć. W końcu karczmarze to z zasady osoby posiadające znaczną wiedzę o okolicy i jej mieszkańcach. O świecie także, w końcu co wieczór wysłuchują opowieści swoich gości - trajkotała w najlepsze od czasu do czasu przystając by zerknąć na coś, co wystawione na straganach było, jednak nigdzie nie zatrzymywała się na dłużej.
- Ale niekoniecznie się chcą z nimi dzielić, chyba że otrzymawszy wpierw złotą monetę. A przynajmniej tak to działa w moim przypadku.- odparł krasnolud podążając za dziewczyną.- Mam nadzieję, że Daveth załatwił nam pokoje.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline