Elitarystyczny Nowotwór | Ofka i Seba Ciszę wykuto ze stali, a zimno stało w niej wygięte na baczność. Pod drzewami mieszkały cienie, pazernie wypełzające spomiędzy korzeni i mchu, im więcej czasu mijało. Zuchwale rozpanoszyły się wśród mgły i deszczu bez litości atakującego te parę dwunożnych elementów, zagubionych w krainie wybitnie nie należącej do domeny ludzi. Obce, niechciane drobiny, ginące w feerii zieleni wymieszanego z gnijącym brązem oraz szarością. Intruzi za którymi podążała uwaga drzew, bądź skrytych wśród nich, niewidocznych dla oczu istot. Ophelia czuła się obserwowana, osaczona. Krocząc na końcu pochodu ściskała w mokrej dłoni pistolet, tak na wszelki wypadek. Szczęście głupców, dotrwali do wieczora… choć patrząc na aktualną pozycję zgub, do szczęścia było im równie daleko, co na księżyc.
- Seba - pierwsze słowo wypowiedziane od paru ładnych godzin zabrzmiało w ustach Swann kanciasto, niczym szczeknięcie psa. Wydobyło się na lodowate powietrze cicho, szeptem prawie. Dość głośnym jednak, by miał siłę przebić się przez ulewę i uderzyć prosto w plecy adresata, będące na wyciągniecie ręki.
- Co jest? - brodacz odwrócił się odsuwając pasma mokrych włosów z twarzy. Krople deszczu zbierały się na jego rzęsach i spływały po policzkach na brodę. Zwolnił o pół kroku by zrównać się z brunetką - Ok?
Krótkie pytania, wypowiadane nieco szczekliwie jak rozkazy podszyte były jednak pełnym troski błyskiem w oku.
Krótkie kiwnięcie głową było całą odpowiedzią. Nie czas i miejsce na rozklejanie, choć i tak gdyby było źle jedyne racjonalne zachowanie to udawać że panuje się nad sytuacją oraz sobą. Pozory, próba zagięcia czasoprzestrzeni - Ophelia znała tę grę aż za dobrze. - Jeszcze jest jasno - powiedziała jakby się nad czymś zastanawiała, lecz on znał ją zbyt dobrze, aby nie dać się nabrać. Wiedziała doskonale co chce powiedzieć, grała na czas dla lepszego efektu. - Pójdę do przodu, wezmę kogoś do pilnowania pleców - dyskretne spojrzenie na krótkowłosą blondynkę, po którym Swann parsknęła, trącając brodacza barkiem - Ty zostań, przypilnuj ich. Szybciej pójdzie bez kuli u nogi - ostatnie mruknęła, wskazując wzrokiem milczącą i wyraźnie niedomagającą siostrę Jamesa.
- Dobrze - Sebastian pokiwał głową. Gdy brunetka przesunęła się, musnął jej dłoń małym palcem swej dłoni. - Ostrożnie, Ofka. - wymruczał cicho, ostrzegawczo. I wykonał ruch brodą w kierunku Alex sygnalizując dziewczynie wybrany kierunek.
- Nie rób głupstw - powiedziała, choć zabrzmiało prawie jak prośba i westchnęła ciężko. Oto wkroczyli w beznadziejność, jakby stanowiła ich podstawę. Zacisnęła szczęki, uciekając spojrzeniem w bok, gdzie dalsza ścieżka ku nieznanemu. Cuda były ciche, głuche na modlitwy i niepewne. Jak cienki, bardzo cienki lód.
- Nie baw się w bohatera - dodała po krótkiej chwili, chcąc dojrzeć co kryje się dalej, za ścianą mgły, deszczu i starych drzew. Bezskutecznie.
- Chcę mieć po co wracać - dorzuciła zanim zdążyła ugryźć się w język.
Zmokniętą twarz mięśniaka rozjaśnił krzywy uśmiech. Pełen ciepła ale i triumfu lub samczej dumy.
Otarł wodę z oczu i zamrugał:
- Znasz mnie, rzadko się bawię - uśmiech nabrał cech dwuznaczności. - Masz. - odparł po prostu.
Poprawił torbę na ramieniu i wyciągnął dłoń po bambetle Opheli.
Swann przewróciła oczami, bardziej dla higieny psychicznej, niż wyraźnej potrzeby. Dzięki temu również dało się zamaskować niepokój, albo smutek. Zależy jak na to spojrzeć i czy chciało się w ogóle to robić. - Będziemy iść drogą - rzuciła niby bez powiązania, ściągając z ramienia plecak. Wręczyła go brodaczowi, ściskając krótko jego palce gdy ich dłonie się zetknęły. Spojrzała mu przy tym prosto w oczy.
- Nocą dźwięki niosą się daleko, zachowaj ciszę. Spróbuj... - skrzywiła lekko usta, ściszyła też głos - Przetrącone kolano. Mięso jest lepsze gdy się rusza i krzyczy. Zwraca wtedy uwagę. - zaśmiała się cicho, przez zęby - Ogarnijcie obóz na tyle aby nie zamarznąć. niedługo wrócimy, a jak nie to wróćcie na cmentarz i idźcie wzdłuż rzeki, bo to oznacza że do przodu lepiej się nie pchać.
- Dobrze - Sebastian przyglądał się niewielkiej postaci, wydającej rozkazy. Był rozczulony. Nie podejrzewał Ophelii o taką troskę. - Uważaj na własny tyłeczek. Nie odchodźcie za daleko, łatwo się zgubić, a jeszcze łatwiej zgubić kogoś. - jakiś wyraz powagi zaczął zasłaniać wcześniejsze uczucia. Plecak dziewczyny skończył na szerokich ramionach Sebastiana.
- Czekamy. Spróbujemy ogarnąć zadaszenie tam - Sebastian wskazał na zewnętrzną resztkę murów położoną wyżej.
Brzmiało sensownie, wyglądało że Federata sobie poradzi. Tyle i aż tyle musiało wystarczyć.
- Zgubić? Nie ma tak dobrze - mruknęła, odwracając się na pięcie i bez spoglądania za plecy ruszyła przed siebie, szukając Alex. Na zwiadzie potrzebny był zwiadowca, jeśli podobna wyprawa miała mieć jakikolwiek sens.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |