Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2020, 06:36   #145
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 58 - 2037.IV.18; sb; popołudnie

Czas: 2037.IV.17; pt; popołudnie; g. 17:40
Miejsce: Old St.Louis, Overland; sklep Chena
Warunki: jasno, sucho, ciepło, wnętrze sklepu, na zewnątrz nieprzyjemnie i słonecznie


Z obsługą ze sklepu Chena całkiem ładnie robiło się interesy. Gdy piątkowym popołudniem Ruben i Lena pojechali do dzielnicy St. Ann w sklepie zastali Younga. Azjata uśmiechnął się jakby do sklepu weszła dwójka stałych klientów. Tym razem było mniej nerwowo i niepewnie niż za pierwszym razem. Najbardziej niebezpieczny wydawała się droga przez miasto. Nawet jeśli jechało się obrzeżami dawnego, miejskiego molocha to było ryzyko jakiegoś rutynowego patrolu i skanu. A czy by wieźć nielegalną broń czy nielegalną substancje obcego pochodzenia to pewnie skończyłoby się to próbą aresztowania. Tym razem xcomowcom los sprzyjał i przyjechali bez większych przygód chociaż ze dwa radiowozy mijali albo mijały ich. W tym jeden na poboczu gdzie gliniarze kogoś zatrzymali.

- O, coś widzę, że będziemy robić interesik! - ucieszył się Young który na widok dwójki klientów. Musieli się jednak trochę pokręcić po sklepie by inny klient wyszedł ze sklepu i gospodarz mógł ich wprowadzić na zaplecze. A potem znaną juś trochę trasą przez podwórze i zdezelowane piwnice kamienicy. Jednak za pierwszymi drzwiami znów powitał Nong. Który otworzył drzwi dopiero jak się przywitał z Youngiem. Wówczas zgrzytnęły pozornie zapuszczone, zwykłe, piwniczne drzwi i ukazała się dawna piwnica która robiła obecnie za przedsionek.

- No cześć. Znacie już procedurę. - Nang machnął ręką na blat biurka gdzie goście mieli zostawić swoją broń i całą resztę zbędnego szpeja. Young zaś wziął torbę w jakiej Lena i Graham przywieźli spluwę na wymianę i przeszedł z nią przez kotarę. Sprawdzał pewnie czy poza bronią nie ma żadnych podsłuchów czy innych namierzaczy. Zaraz potem przez tą samą kotarę i bramkę skanującą przeszła pozostała dwójka gości.

- Pukawki. Han, co o tym myślisz? - Young wyjął z torby dwa standardowe pistolety i obejrzał je sobie. Pomachał nimi i zwrócił się do tej Azjatki z cyberręką która pracowała w innym pomieszczeniu. Nie było jej widać ale Young podszedł do jakichś otwartych drzwi i pomachał tymi pukawkami. Przez chwilę nic się nie działo gdy dziewczyna pewnie podeszła do drzwi bo ukazała się w wejściu. Spojrzała na gości, skinęła im głową na powitanie chociaż bez uśmiechu i wzięła jedną a potem drugą spluwę. Sprawdziła jak chodzą, rozłożyła na podstawowe części po czym je złożyła z powrotem.

- Standard. Mogą być. - rzuciła krótko i znów zniknęła w bocznym pomieszczeniu. Wtedy Young z uśmiechem wrócił do dwójki klientów kładąc obie spluwy na stole. Sam podszedł do jakiejś odgrodzonej siatką części dawnej piwnicy i otworzył jakąś szafkę. Z niej wyjął jaką torbę i z nią wrócił do stołu stawiając obok spluw xcomowców.

- No to robimy interesik! - zawołał pociesznie otwierając torbę. Tym razem Lena miała okazję sprawdzić co jest co. Wyjmowała jakieś plastikowe pojemniki z czymś co dla Rubena wyglądało jak jakieś kości czy coś takiego. Wyjęła owinięte w pazłotko coś co zidentyfikowała jako kły i rogi chryzalida a Ruben musiał uwierzyć jej na słowo. W tak fragmentarycznych szczątkach trudno było laikowi uzmysłowić sobie jak mógł wyglądać organizm całościowo. Jeszcze jakieś słoiki w których pływało jakieś nie wiadomo co a co wedle biolog miało być jakimiś gruczołami żmii. Może i tak. W każdym razie Lena wydawała się w pełni usatysfakcjonowana taką wymianą więc. Uznała, że z tego powinno wystarczyć jej materiału na ulepszenie kilku apteczek. A na pierwszy raz to wystarczy. Yuan też wyglądał na zadowolonego z wymiany tych organicznych szczątków na dwie pukawki więc obie strony wydawały się usatysfakcjonowane taką wymianą.

Potem była jeszcze droga powrotna. Znów trzeba było nadłożyć drogi aby nie zbliżać się do centrum. Tym razem też im się udało. Nawet nie widzieli żadnego radiowozu tylko z raz czy dwa na górze widzieli patrolujące okolicę policyjne drony. Ale to był widok równie codzienny jak ptaki na niebie. Póki dron nie kołował jak sęp nad padliną to można było uznać sytuację za standardową.

Po powrocie Lena nie mogła się doczekać aby nie zabrać nowych zabawek do laboratorium i zabrać się do pracy. Szacowała, że zmajstrowanie jednej apteczki wzbogaconej o nowe składniki powinno jej zająć dzień lub dwa. Po prosu musiała opróżnić zasobniki apteczek, przygtować nowy substrat po czym znów zapakować nową mieszankę do tych samych apteczek. Niektórych rzeczy nie dało się skrócić więc trzeba było na to tą dobę czy dwa. Do tego czasu mieli do dyspozycji standardowe wyposażenie medyczne.



Czas: 2037.IV.18; sb; popołudnie; g. 17:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho




Tak, z sierżanta Yuana pod jakimkolwiek względem, trudno było zaliczyć do standardowych kategorii. Także gdy chodziło o kombinezony ochronne. Te standardowe udało się jeszcze popołudniu, po zebraniu, pojechać do miasta i całkiem legalnie kupić za legalne kredyty w legalnym sklepie. Tym zajęli się logistycy w podobnym czasie gdy Graham i Lena pojechali do St. Ann w sektorze Overland. Logistykom było o tyle łatwiej tym razem, że nie przewozili ze sobą nic nielegalnego. Ani w jedną, ani w drugą stronę. Zresztą udało im się przejechać cało przez bramki skanujące i żaden patrol nie uwidział sobie ich furgonetki do zatrzymania. Niemniej nie dało się zapomnieć tu, w centrum, że władza trzyma się tutaj całkiem mocno a aparat kontroli działa całkiem sprawnie.

W sklepie za 120 kredytów udało się kupić cztery komplety ochronnych skafandrów. W cywilnym rynku były dostępne do prac przy toksycznych chemikaliach jak choćby malowanie czy składowiska odpadów. Więc logistycy wrócili z centrum z mocno już uszczuploną kartą kredytową oraz czterema, wściekle pomarańczowymi zestawami ochronnymi. Na miejscu zarówno Frank jak i Lena uznali, że taka ochrona powinna wystarczyć przed tą chemią jaka zalęgła się nad rzeką przy Old Jamestown.

No ale został sierżant który był MECiem. Nie było szans aby wcisnął się w któryś z kombinezonów. Ale i według Franka sam był takim kombinezonem. Znaczy jego powłoka zewnętrzna powinna być hermetyczna. Przynajmniej póki pancerz nie zaliczy przebicia. Pozostawała jedynie niechroniona niczym głowa która była “oryginalna” czyli taka sama jak u każdego innego człowieka. A to czyniło MEC-a podatnym na te chemiczne toksyny tak samo jak każdy inny człowiek.

Na to Frank miał jednak pewien patent. Najłatwiej było użyć hełmu jednego z kupionych kombinezonów. To oznaczało rozkompletowanie jednego z kompletów i de facto ograniczało ewentualną załogę do wydobycia generatora do trzech innych osób. Drugim sposobem było zmajstrowanie takiego hełmu w warsztacie. Wąsacz i jego ludzie mogli się tym zająć ale musieliby przerwać swoje usprawnianie generatora na ten jeden dzień.

Z samym załadunkiem generatora wydawało się, że sprawa powinna być do zrobienia. Z tego co Jarl zdążył powiedzieć o tym generatorze to Frank znalazł jego specyfikę w sieci. I po masie i wymiarach uznał, że powinien się zmieścić o furgonetki. A za pomocą pasów, ramp no i MEC-a powinno dać się załadować na samą furgonetkę. Chociaż tu znów pojawiał się kolejny problem.

Bo generator mógł się zmieścić no ale zajmował większość przestrzeni ładunkowej furgonetki. Dwóch ludzi mogło się zmieścić w szoferce. Jeden czy dwa na pace obok generatora. Ale no to by oznaczało, że albo z trudem wejdzie MEC albo ktoś inny. Tak czy siak ktoś by musiał zostać.

Rozwiązaniem mogło być zabranie dwóch pojazdów. Albo zdobycie jakiejś ciężarówki z solidną paką. Tak czy siak furgonetka obciążona generatorem pewnie mocno by “siadła na tylne koła” jak to określił Frank. Co mogło zainteresować jakiegoś gliniarza. Sam transport generatora przez całe miasto też wydawał się mocno ryzykowny. Co by mieli powiedzieć gliniarzom gdyby ich zatrzymali? Że co wiozą? Zresztą jakby odkryli MEC-a to raczej żadna ściema by nie była pomocna. I z miejsca by pewnie wezwali ADVENT. Tak, więc nawet jeśli już sporo rzeczy mieli przygotowane do tego skoku na północny kraniec St. Louis no to nadal czekało ich kilka, zasadniczych decyzji jak dokładnie to wykonać.

No i była jeszcze sama procedura dekontaminacji. Nie można było tego przeprowadzić w bazie. Bo groziłoby to skażeniem jakiegoś jej fragmentu. Chyba, żeby wybudować szczelne pomieszczenie specjalnie do tego celu. No ale na to w tej chwili nie mieli ani sił ani środków. Tak przyszłościowo można było o tym pomyśleć. Albo odłożyć ściągnięcie generatora do czasu wybudowania takiego pomieszczenia. Alternatywą było znalezienie jakiegoś ustronnego miejsca gdzie najpierw można by przewieźć generator, odkazić go a następnie zabrać do bazy. Lena obliczała, że potrzebowałaby ze 2 - 3 dni na wyprodukowanie odpowiedniej ilości chemii która powinna zutylizować te toksyny z Old Jamestown. Więc znów trzeba było albo przewieźć ten generator na nową lokację i poczekać aż biolab wyprodukuje co trzeba albo po prostu wstrzymać się z tą operacją do tego czasu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline