Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2020, 08:43   #141
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2519.VIII.12; wieczór

Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.11 Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: noc, chłodno; pogodnie, cisza, zapach krwi, spalenizny i trupów


Tladin



Tamci nie wracali. Tladinowi dłużyło się gdy zrezygnował z prób zmajstrowania czegokolwiek. Stracił poczucie czasu. Ile mogło minąć od czasu gdy Karl z resztą ruszył w głąb tego opuszczonego miasta? Pacierz? Dwa? Mniej? Więcej? Trudno było zgadnąć ile czasu mu zajęło te mocowanie się z beczkami i skrzyniami. Tak samo jak teraz na czekaniu. Miasto stwarzało nieprzyjemne i ponure miejsce. Co chwila można było potknąć się o jakieś ciało czy truchło. Cały czas dało się wyczuć drażniący w nozdrza zapach spalenizny i rozkładu. Co więcej każdy szmer i szelest wydawał się wieszczyć nieznane niebezpieczeństwo. A cały czas zdawało się coś tu szeleścić czy stukać. Bliżej lub dalej. Tladin był pancernym wojownikiem a nie lekkostopym zwiadowcą. Więc nie był wprawny w takich podchodach. Zdawał sobie sprawę, że z jednej strony może brać za coś niebezpiecznego całkiem zwyczajny odgłos nocy a z drugiej zignorować coś co naprawdę będzie groźne. Tak czy inaczej gdy skończył swoje budowlane zajęcie zaczęło mu się dłużyć na tej samotnej warcie. Musiało być koło północy. Może z parę kwadransów przed lub po. Ale mniej więcej sam środek nocy.

No i w końcu wydawało się, że życzenie samotnego khazada spełniło się. Tylko chyba jego życzenia wysłuchały chyba nie te bóstwa co by sobie życzył. Nie miał pojęcia skąd nastąpił atak. Po prostu nagle z ciemności coś z impetem wylądowało na jego plecach i powaliło go na bruk. Co gorsza upadł na brzuch czyli to coś miało do dyspozycji jego okryte plecy a jemu było bardzo trudno bronić się w takiej pozycji. Zwłaszcza, że przy upadku jego topór gdzieś poleciał pod najbliższy wóz.

To coś co go zaatakowało było jakąś warczącą, zaślinioną bestią. Ciężką bo czuł na sobie solidny ciężar. Co najmniej dorosłego człowieka. Ale raczej czworonóg. To coś dopadło go i próbowało zagryźć, rozszarpać gardło i twarz. Warczało i Tladin czuł jak na twarzy gorącą ślinę tego czegoś i wilgotny, gorący oddech. Przygniatało go do bruku. A co gorsza były dwa! Druga z bestii dołączyła zaraz do pierwszej i zaczęła szarpać go za nogę jakby chciała szczękami oderwać ją od reszty ciała.



Karl



Towarzysze Karla popatrzyli chyba na niego a potem na siebie nawzajem gdy zaproponował swój plan. Tak można było mniemać bo w tych ciemnościach widać było tylko owal twarzy a nie jej detale. Po chwili szeptanej narady zaczęli się cofać w kierunku z którego przyszli. Zaś Karl mógł zaryzykować podejście do narożnika i ostrożne puszczenie żurawia na to co się tam dzieje. A się działo.

Okazało się, że to był jakiś miejski plac. Teraz jednak przypominał posępne pobojowisko takie samo jak reszta ulicy, bramy i przedpola tego miasta jakie do tej pory mijali. Tylko w świetle ognisk było to jeszcze bardziej widoczne. Porzucone a niektóre przewrócone wozy, ciała napastników, truchła koni i wołów, porzucone meble, beczki i skrzynie. Wszystko to było ponurą scenerią a do tego w kolorową. W świetle ognisk było widać zbyt wiele makabrycznych szczegółów jakie do tej pory skrywał mrok nocy. Czaszki. Ludzkie czaszki. Leżące na bruku, zwisające przy ścianach i słupach jak jakieś trofea. Czasem głowy lub te żałosne resztki jakie zwisały z pustych czerepów. Wszystko na milę cuchnęło kultystami i Chaosem. Tak samo jak pokraczne, rogate stwory jakie urządziły sobie tą ucztę.

Ognisk było kilka. Ale były duże. Jak to przy ucztach. Przy nich widać było rogatych którzy ucztowali sobie beztrosko. Żarli coś co czasem nieprzyjemnie kojarzyło się z ludzkimi szczątkami. Pili prosto z beczek albo używając kielichów i kufli poprzednich mieszkańców tego miasta. Walili w bębny, dęli w rogi, ryczeli i tańczyli w jakimś obłąkańczym tańcu. Od tego całego miejsca biła nieludzka groza.

Po drugiej stronie placu Karl dojrzał jakiś potężniejszy kształt. To coś siedziało przy jednym z ognisk a było tak wielkie, że łbem sięgało pewnie czubka krytego wozu. Przez poblask od bliższych ognisk nie widział co to takiego ale to musiało być coś wielkości trolla czy minotaura. Do tego mnóstwo pomniejszych zwierzoludzi. Może nie cała armia. Ale jak na ich małą grupkę to właśnie była cała armia. Jakby ta horda rzuciła się w pościg za nimi wynik to chyba tylko boska interwencja by mogła ich ocalić. Bo kopytni byli od ludzi szybsi a było ich zbyt wielu by w kilka osób stawić im czoła. Na szczęście na razie byli zajęci sobą. I zabawą.

A zabawy mieli co niemiara. Pili, jedli, grali, tańczyli. I dokazywali z jeńcami. Ze swojej perspektywy Karl nie widział dokładnie bo wrzeszczący zwierzoludzie przesłaniali mu widok. Ale chyba jedną z rozrywek był jakiś pojedynek. Gdzie przynajmniej jeden z walczących był chyba człowiekiem. Drugiego Karl nie był pewny bo było zbyt daleko i szczelina pomiędzy zwierzoludźmi obserwującymi walkę była zbyt mała by miał wygodny widok. Ale chyba człowiek walczył z innym człowiekiem albo czymś podobnym ku uciesze zwierzoludzi.

Drugą atrakcją było torturowanie jeńców. Przy placu był wbity kamienny słup. Służył mieszkańcom i władzom tego miasta do wymierzania sprawiedliwości. Teraz zaś stał się miejscem kaźni. Do metalowych obręczy był ktoś przywiązany. I rogate poczwary używały sobie na tym kimś co nie miara. Biły czym popadnie. Pięściami, nożami, biczami i kopytami. Chyba właśnie zabierały się za skórkowanie tego biedaka. Na słupie, zawieszone wysoko, niczym trofea, Karl dostrzegł coś co tam wisiało a co mogło być ludzkimi skórami. I znów czaszki ludzkie jako kolejne trofea. Przy słupie zaś było coś skulonego. Coś co może było jakim skrwawionym, ludzkim ochłapem. Nie wiadomo czy jeszcze żywym czy już nie. Tego kogoś za kogo właśnie rogacze się zabierali wrzeszczał opętańczo gdy rogaty oprawca zaczynał operację skórkowania.

Ale byli też i strażnicy. Na obrzeżach placu stali lub chodzili rogaci wojownicy. Stanowili swoisty kordon pomiędzy biesiadującymi a resztą miasta. Co prawda kordon ten był dość rzadki i chaotycznie rozłożony po jednym, czasem dwóch zwierzoludzi. Ale nawet oni wydawali się bardziej obserwować zabawy kamratów niż zaciemnione wyloty ulic i okna domów. No ale jednak byli i było ryzyko, że ich zwierzęce zmysły mogą wykryć nieprzyjaciół.

Gdy młody szlachcic już mniej więcej ogarnął jak wygląda sytuacja na placu coś się stało. I to kilka rzeczy na raz. Coś usłyszał. Za swoimi plecami. Tam gdzie powinni czekać na niego reszta towarzyszy. Jakby znów ktoś o coś się potknął czy przewrócił. Nie wiedział kto. Ale to zwróciło uwagę. Nie tylko jego.

Ten kształt, to zawieszone z anogi ciało co wyglądało na nieruchome zwłoki, jedne z wielu jakie do tej pory mijali, poruszyło się. Może ten ktoś się właśnie przebudził albo też usłyszał ten hałas. Może dopiero teraz dostrzegł obserwującego plac Karla a ze swojego miejsca było to łatwiejsze niż z placu. W każdym razie ten zwisający głową na dół ktoś poruszył się. Zamachał rękami w stronę Karla chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Ale uwagę na to wszystko zwrócił też najbliższy z rogatych strażników. Odwrócił swój kozi łeb w stronę wylotu ulicy gdzie stał Karl, wisiał ten uwięziony człowiek a w głębi uliczki byli towarzysze Karla. Ich co prawda kozłogłowy nie mógł zobaczyć póki nie wszedłby do tej ulicy ale jego i tego zawieszonego już miał szansę. Tylko nie wiadomo było co zrobi. Pójdzie sprawdzić? Czy uzna to za jakiegoś szczura albo wiatr? A może uzna, że to ten zawieszony narobił tego hałasu?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline