Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2020, 22:49   #163
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Józef

- Wiedźmiarza? - zapytał Harald, unosząc nieznacznie zabliźnioną brew. Jego łuki brwiowe były rozcinane co najmniej kilkakrotnie. - A... No tak. Czyli kmiotek w świątyni nie zmyślił sobie tych uroków...
Szczęśliwie w oczach rycerza nie objawił się fanatyczny błysk ani inszy "święty zapał". Zamiast tego zaśmiał się cicho.
- Lepiej przy Wielebnym nie wspominajcie o tym, jeśli to wasz kamrat. Jeszcze pośle po jakich inkwizytorów i wszyscy kłopot będziem mieli. Ja żem nigdy na Stwórcę nie bluźnił, ale do anielskich zastępów to mi daleko. Ja tu chcę się zestarzeć spokojnie, ot co.
Rycerz pociągnął tęgi łyk, godzien olbrzymiej postury, po czym otarł gębę w rękaw.
- A i jeszcze jedno gospodarzu... Nie wspominajcie o żadnych wiedźmiarzach przy reszcie rodu mego. Niewiasty płochliwe, jak to niewiasty. A mężowie mogą nie być wyrozumiali. Zwłaszcza Gerhard. To młodszy syn Ottona. Ślubował czystość i pełne oddanie Stwórcy. Ponoć planuje wstąpić do któregoś z zakonów rycerskich. Ale brat mój niezbyt to aprobuje i stara sie trzymać młodzika na smyczy, wszelkimi dostępnymi sposobami. A swoją drogą...
Harald przyjrzał się Józefowi badawczo.
- Rzeczywiście potrafi co użytecznego ten wasz czarownik?




Marysia

- Czego od was chcę? - zapytał kąśliwie Gaudenty. Rozparł się wygodniej na krześle, delektując poczuciem władzy. - Od szczeniaka nic nie chcę. Nie jestem sodomitą. Za to od ciebie...
Mężczyzna zlustrował wieśniaczkę od stóp do głów, lubieżnie oblizując wargi. Niestety był nie tylko obleśny, ale również niebezpieczny. Ostrze przyciśnięte do szyi sparaliżowanego przez strach Patryka, nie omieszkało tego przypominać.
- Lotna dziewka to ty nie jesteś, więc powiem wprost... - intendent wyszczerzył się paskudnie. - Rozbieraj się.




Arnika, Horst, Jeremi

Ciężko powiedzieć na pierwszy rzut oka czy Światożar był opętany czy po prostu zdesperowany. Zarówno Horst jak i Jeremi spędzili już dość zim na tym padole łez, aby wiedzieć że rozszalały człek jest w stanie wydobyć z siebie niespotykane pokłady sił...
Stary Grolsch pochwycił młynarczyka, a zaraz potem w sukurs przybył wiedźmiarz. Gdy Jeremi obłapił Światożara od tyłu, Horst mógł pobiec po kawał sznura. Niełatwo było jednak spętać usmolonego młodzieńca. Skakał, wierzgał, rzucał się ponad wszelką miarę.
- Ojciec mnie nie może widzieć!!! Puśćcie!!! Na Boga żywego, zaklinam was!!! - darł się jak upiór i pechowo dla Horsta, tak wierzgnął nogą, że utrafił gospodarza prosto w nos. To było za mało, aby posłać mężczyznę na deski, ale wystarczająco dużo, aby jucha pociekła na podłogę. Coś chrupnęło i fala bólu zalała Horsta. Ze złamaną chrząstką, przystąpił do pętania "czarta" z tym większą zaciekłością. Sikał krwią po Światożarze, Jeremim, podłodze i sobie samym. Niemniej udało się zapanować nad sytuacją...




Bogna i Luther

Bognowe łono wyleczyło biodro Luthera niczym najlepszy lekarz. Młody Grolsch pokazywał właśnie dziewoi kunszt swego oręża, kiedy z zewnątrz doszły odgłosy kroków. Nierównych, chwiejnych. A było tak przyjemnie...
- Żyrko sssostaw mieee... - bełkotał chrapliwie znajomy głos. - Mie to już nic nie pomosze... Rosumiesz?! Niiiic!
- Cichajcie ojciec... - odparł znacznie ciszej Żyrosław. - I nie szamotajcie się bo po klucz musim sięgnąć.
Na chwilę zapanowała cisza. Przerwał ją odgłos świadczący o tym, że ktoś pośliznął się na żwirowej drodze.
- Nosz kurwa jego mać ociec bo ja już nie wyczymiem z tobą! - Żyrosław tym razem odezwał się znacznie, znacznie głośniej...




Eugeniusz Niemysł

Mieszko szedł tak wyprostowany, że aż wydawało się jakoby urósł od słów kapłana. Nie miał on zadatków na kaznodzieję, ale palił się do szlachetnych czynów. Doświadczony starzec mógł tylko zastanawiać się jak długo prosty habit może więzić tę żądną przygód, rycerską duszę. Pokrzepiony słowami Eugeniusza Mieszko czuł się niczym święty paladyn, strzegący bożego sługi przed siłami ciemności. A ciemności w rzeczy samej nie brakowało! Przezornie nie oświetlali drogi, co by nie ściągnąć niepożądanej uwagi. Niewykluczone przecież, że po okolicy mógł kręcić się Otton bądź jego zbrojni. Pełny księżyc zapewniał na tyle światła, aby mogli trafić do chaty Horsta bez skręcenia kostki.
Wilcze wycie sprawiło, że Mieszko na moment zamarł w bezruchu. Dochodziło z oddali, ale trzeba było poświęcić chwilę, aby uspokoić przestraszoną podświadomość.
- Wziąłem pochodnię, Ojcze Wielebny, na wypadek jakiego zwierza... - szepnął Mieszko. - Ale nie wiem czy zapalać? Zdaje się, że wilcy nie śpią...


 

Ostatnio edytowane przez Bardiel : 11-01-2020 o 22:54.
Bardiel jest teraz online