Towarzystwo zwiedzało sobie przez pewien czas miasto Secomber, a następnie spotkało się na obiedzie w karczmie “Śpiewający duszek”, gdzie o wynajęcie izb noclegowych postarał się Daveth. Tam uzgodniono jeszcze kilka drobnych szczegółów dotyczących samej wyprawy, po czym w końcu nadszedł czas, i ruszono do Barona Bloomwooda.
Zamek stał w samym mieście, daleko więc się wybierać nikt nie musiał. Grupkę wpuszczono bez żadnych problemów przez bramę, wychodziło więc na to, iż byli oczekiwani, a kronikarz Sharpblight wszystkim się zajął. Awanturnicy zostali zaprowadzeni przez służbę gdzie trzeba, klucząc chwilę korytarzami zamku, aż w końcu znaleźli się w jakimś pomniejszym holu. Nie byli tam jednak sami. Oprócz grupki czterech innych osób, wyglądających również na śmiałków szukających przygód, przy jednych dużych, podwójnych drzwiach, stało dwóch strażników z halabardami.
Ani służbą, ani strażnikami nikt się nie przejmował. Spojrzenia obu grupek za to wodziły po…”konkurencji”.
-
Co tam? - Zagadnęła
zbrojna Półelfia piękność, odrobinkę zaczepnym tonem.
-
Ha! Rywale! To mi się podoba! Hahahaha!! - Zaśmiał się wesoło
grubas odziany w futra, który był chyba jakimś magikiem?
-
Hej hej - Uśmiechnęła się miło
Krasnoludka z dużym toporem, pozdrawiając skinieniem głowy. Z kolei Ich
ponury, jednooki ludzki łucznik nie odezwał się ani słowem, z kamienną miną przyglądając się jedynie Carys, Villemowi, Olgrimowi, Davethowi i Amaranthe.
….
-
Proszę o złożenie oręża przed rozmową z Baronem - Odezwał się zjawiający się w holu Sharpblight, wskazując na stół przy ścianie -
Przymusu nie ma, jednak zasiadanie do stołu szlachcica z orężem będzie nietaktem... - Kronikarz spojrzał po niecałym tuzinie awanturników, i chyba doszedł do wniosku, iż nie każdy rozumiał co oznacza “nietakt”, dodał bowiem szybko -
...bo tak nie wypada, nie?
Pojawiło się kilka parsknięć i prychnięć niezadowolenia, konkurencyjna grupka grzecznie jednak odłożyła wszelaką broń gdzie trzeba, gotowa na spotkanie z Bloomwoodem, a Kronikarz spojrzał wyczekująco właśnie na samych “Potężnych Pięcioro”...
~
Sala, do której wszyscy weszli za znanym im już Sharpblightem, okazała się jadalnią. Jej ściany były ustrojone obrazami i gobelinami, a jedna z owych ścian miała liczne, duże okna zapewniająca sporo światła dziennego. Stał tu również długi stół zastawiony jadłem, przy którym siedział jakiś grubas, który po chwili okazał się Baronem. Sam stół z kolei miał dosyć dziwnie ustawione krzesła, świadczące chyba o fakcie, iż szlachcic nie chciał nikogo ze śmiałków blisko siebie, a i jednocześnie, owe krzesła były ustawione pod liczbę osób obu grup…
-
Mości panie - Ukłonił się lekko Kronikarz -
Oto dwie grupki śmiałków, gotowe zmierzyć się ze smokiem w twym imieniu. Yendak Fiedlerson i jego towarzysze... - Urzędas wskazał dłonią futrzastego mężczyznę i jego grupkę, na co Baron minimalnie kiwnął głową w powitaniu -
...oraz grupka…emmm... “Potężnych Pięcioro" - Zająknął się odrobinę Sharpblight, na co Baron przewrócił teatralnie oczami, a Krasnoludka z konkurencji cichutko zachichotała.
-
Siadajcie - Powiedział szlachcic.
-
Siadajcie, siadajcie - Powtórzył urzędas, sam szybko dreptając na swoje przeznaczone miejsce, jedyne bliskie Barona przy stole.
Gdy po chwili zaś wszyscy usiedli, i skończyło się kilkusekundowe szuranie krzesłami, i tym podobne, Baron Bloomwood obrzucił spojrzeniem wszystkich śmiałków przy stole.
-
Przybyliście więc na ogłoszenie o ubiciu smoka panoszącego się na bagniskach, dobrze, dobrze... - Mężczyzna bawił się małym srebrnym widelczykiem, obracając go w palcach -
...chcę jego głowy jako dowodu. Daję wam nie dłużej niż pięć dni na wykonanie zadania, i informuję, iż już jedna grupka wyruszyła wczoraj na Wysokie Wrzosowiska, konkurencja jest więc spora - Uśmiechnął się nieco wrednie, po czym dodał -
Macie jakieś sensowne pytania? ***
Komentarze jeszcze dzisiaj