Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2020, 23:18   #27
Surelion
 
Surelion's Avatar
 
Reputacja: 1 Surelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputację
Alex przyjrzał się najpierw kanapce technokraty, później samemu cyborgowi.
- Nie sądziłem, że miałbyś fundusze na to.
- Wasz przywódca miał. - odparł Joyce, nie patrząc nawet na Alexa.
Odys podniósł brew w pewnym zaskoczeniu, bardziej udawanym niżli prawdziwym, przyglądając się wymianie zdań między Joyce a Alexem. Potem powiódł wzrok na Gabriela wyczekująco.
Alex spojrzał na Odysa.
- Reszta ekipy, też ma szansę na kanapkę, czy trzeba najpierw zdradzić swoją organizację?
- Nie bronię nikomu zamówić sobie jeść i zapłacić - Odys powiedział ciepło - Joyce ma status jeńca.
- Faworyzujesz… - Alex smutno usiadł czekając na resztę.
Vinc przez chwilę podpierał ścianę, wyciągając z pietyzmem papierosa, potem zapałki, zapalił go. Ćmił przez chwilę, a następnie ruszył ku Odysowi.
- Więc… lećmy z tym bajzlem. - rzekł wprost. - Mam adresy do sprawdzenia, ludzi do poznania, telefony muszę zrobić. Bo mam wrażenie, że jestem jedynym w naszym gronie, który wie jak się zakłada Fundację.
- Jak często zakładałeś fundację składającą się z bandy wyrzutków, plus były/obecny technokrata? - Alex spojrzał tęsknie na kanapkę Joyca'a.
- A czym się ona różni od innych, co? Potrzebna jest siedziba, przykrywka i aprobata Śpiących.- odparł ironicznie LaCroix. - Jeśli Odys nie planuje użyć nas jako żywe bomby na Technokrację, to chyba nie musimy bawić się w przesadną konspirację.
Joyce nie odzywał się ani słowem ignorując magów i zajmując całkowicie swoim posiłkiem.
- Jeżeli... - bąknął Alex.
Ulisses uśmiechnął się pod nosem.
- Gabriel Gonzaga - powiódł wzrokiem na Eutnatosa - spóźniony członek naszej Kabały - powiedział lekko wracając do tematu organizacji - Gabrielu, Dominik po tym wyjaśni ci dotychczasowy przebieg narady - spojrzał na hermetyka - co do siedziby… Miałem dzisiaj serdeczną rozmowę przez telefon z Unią. W skrócie zaproponowali mi wycofanie się lub nieprzyjemności, do wyboru. Jak zapewne zauważyliście, dalej tutaj jestem.
- Jak pierwotnie wspominałem, radziłem unikać telefonów. W świetle ostatnich wydarzeń zarządzam ciszę radiową. Mój telefon znajduje się w skrytce, Dominik ma klucz i zajmie się nim w wolnej chwili. Tutaj - podsunął zapisaną chusteczkę - jest mój nowy numer telefonu. Oczywiście, starajcie się tego nie używać. Jeśli ktoś ma problemy z nieco bardziej mistycznymi metodami komunikacji, mogę po zebraniu poświęcić chwilę czasu na krótkie szkolenie, w tej chwili jest to najbezpieczniejsza alternatywa. Mam umyślone pierwsze zadania dla was.
- Gabriel Gonzaga… - przedstawił się cichym chrapliwym głosem Euthanatos. Odstawił na bok walizkę oblepioną lotniskowymi naklejkami z destynacją bagażu i podał kolejno dłoń. Przytrzymał dłoń Odyssa na dłuższą niż wypadało by chwilę i cicho wymamrotał - Przepraszam Padre ale w Meksyku zatrzymały mnie, święta….
Nie wiedział jak to ma inaczej powiedzieć. Tuż przed wylotem z Meksyku spotkał znajomego z kartelu, który go rozpoznał w tłumie. Pech. Niefart. Nazwij to jak chcesz w świecie, gdzie przypadki nie istnieją. To spotkanie narobiło problemów. Gonzaga nie mógł ryzykować i jechać prosto na lotnisko. Kluczył. Zmieniał taksówki, aż do miejsca gdzie spokojnie, sam na sam, obaj panowie mogli się w końcu spotkać i wyjaśnić sobie wszelkie stare sprawy z czasu pracy dla kartelu. Gonzaga wątpił by policja szybko znalazła ciało.
Niemniej jednak to spowodowało, że spóźnił się na lot. Pomagając tylko nieco szczęściu spóźnił się w ostatecznym rozrachunku na spotkanie.
- Nie kontaktować się przez telefony...ok. Niemniej w kontakcie ze Śpiącymi i załatwianie formalności w obecnym wieku wymaga telefonów i internetu.- odparł Vincent wypuszczając kółko dymu.- A to że Unia na nas napadła, nie jest tak niepokojące jak fakt, że tak szybko dowiedziała się o naszym spotkaniu… na terenie kontrolowanym przez Tradycję i w budynku oddanym nam do użytku przez miejscową Fundację. Albo mamy kreta który chce zobaczyć jak ta misja zmienia się w katastrofę, albo… ktoś nie wyłączył nadajnika w naszym cybernetycznym zakładniku.
Spojrzał na przybyłego Gabriela wyjaśniając.
- Bo jesteśmy nieszczęśliwymi posiadaczami jeńca z Unii. Zupełnie nie wiem po co.
Odys kiwnął Gabrielowi głową na przywitanie, jednak nie poświęcał mu zbyt wiele indywidualnej uwagi. Chwilę w spokoju przysłuchiwał się słowom Vinca.
- Każdy z was ma swoje metody na kontakt ze śpiącymi - powiedział z pewną niedbałością - nie będę się w to mieszał. Dużo trudniej jest wykryć numery znane tylko śpiącym, a takie używane do spraw fundacji. Unia tutaj nie jest najgorsza, zapewne mają duży dostęp do Echelona i zaczną sprawdzać treść wszystkich rozmów. Smsy kochanków czy nielegalne zakupy ich nie przyciągną ich uwagi tak tak rozmowy o kwintesencji. Macie jednak rację - uśmiechnął się do Vinca - będę musiał policzyć się z pewnym hermetykiem.
- Weź także pod uwagę, że skoro zaatakowali nas tu bez problemu, to o wiele łatwiej przyjdzie im to na kontrolowanym przez nich terenie. A to oznacza, że nie będziemy mogli po cichu rosnąć w ich cieniu. Rekrutacja potencjalnych kandydatów na magów może być ciężka, albo i niemożliwa. Samą Fundację może przyjdzie nam ukryć przed okiem Technokracji. Nie masz może paru Wirtualnych Adeptów z długami wdzięczności? Przyda nam się dezinformacja w sieci i parasol ochronny naszych działań. - rozważał głośno Vincent nieco zblazowanym tonem głosu.
- Niestety, równie brak mi wirtualnego u boku, albo chociaż solidnego technomanty - chórzysta powiedział spokojnie - niestety nie nastawiałbym się na rekrutację nowych magów. Nasze środki ledwo wystarczą na przekazanie ucznia gdzieś dalej.

- To jakie cele do zrealizowania stawiamy tej całej Fundacji?- zapytał Vincent.
- W tej chwili widzę zestaw celów indywidualnych - Odys spojrzał na Gabriela na ile ten ich słuchał - od ciebie Vincencie chciałbym abyś zapewnił nam stałe miejsce spotkań, magazyn oraz środki materialne, szczególnie zaufane taksówki, samochody oraz sklepy. Nieco ciekawszą rolę widzę dla Alexa…
- Nie wątpię.- Vincent zgasił niedopałek i wzruszył ramionami. - Nie licz na cuda. Nie jestem szwajcarskim bankierem. No i trzeba będzie raczej dogadać się z miejscową populacją nadnaturali. Skoro przetrwali pod butem Technokracji, to wiedzą jak się kryć przed ich wzrokiem.
- Sądzę, że z początkowymi wydatkami poradzisz sobie we własnym zakresie, potem uruchomię moje źródła finansowania. Otwarcie linii kredytowych, umowy handlowe, fundacje czy kruszce wymagają czasu, ale są mniej podatne na wojnę ekonomiczną - chórzysta zamyślił się - ale dobrze myślicie, Vincent. Chcę aby Alex dowiedział się jak najwięcej o drugim dnie miasta. Kto jest kochankiem żony burmistrza, gdzie kupić najlepsze dragi, kto jest głównym alfonsem, gdzie policja się nie zbliża oraz czy cokolwiek słychać o wampirach. Najlepiej - spojrzał na kultystę - od razu traktuj to jako kontakty. Kochanki, przyjaciółki, koledzy od piwa i szklanki - wzruszył ramionami - potrzebujemy dokładnego raportu.
Kultysta wyglądał na głęboko urażonego.
- Doprawdy… jestem przewodnikiem dusz po tym ziemskim padole, życie jest ulotne więc trzeba je spędzić jak najmilej. Czemu od razu zakładacie, że znam się na kontaktach z brzydkimi elementami społeczności… - Alex westchnął - To zajmie, jestem nowy w tym mieście i do tego francuz. Przynajmniej tydzień zajmie mi wyrobienie sobie imienia wśród myszek, aby dowiedzieć się coś o szczurach.

- Wiecie co robić - Odys uśmiechnął się lekko - i ile czasu potrzebujecie.
- Tak. Tak. Wiemy.- odparł Vincent i podrapał się dłonią po karku.- Jeszcze coś mamy omówić na tym zebraniu?
- Owszem - Odys spojrzał na Eutanatosa - pomożecie mi w Umbrze. Pozostałą część czasu chciałbym abyście spędzili z Alexem, jako jego nieco bardziej umięśniona ochrona. Oczywiście, nie masz za nim chodzić. Jeśli gdzieś będziecie lepiej pasować, potrzebna będzie ochrona pleców lub wystraszenie kogoś czy włamanie w celach informacyjnych, chcę abyście się tym zajęli. Pierwotnie chciałem aby Jules pomogła mi po drugiej stronie, a resztę czasu spędziła z Vincentem, przyda się kobiecy gest… Jakby się do któregoś z was odezwała, wiecie już co jej przekazać.
Zamyślił się.
- Dominiku, od ciebie oczekuję pewnych badań bibliotecznych i historycznych. Mam przygotowane notatki na temat tego co wiem, przekażę ci. Na koniec jeszcze.. Gabrielu, masz zamiar przedstawić się?
Euthanatos skinął na znak, że zrozumiał.
- Jak mówiłem nazywam się Gabriel Gonzaga Torrez… - zaczął raz jeszcze, tym razem pełnym imieniem i nazwiskiem, tak jak nakazywała meksykańska tradycja. Wątpił jednak by miało to jakiekolwiek znaczenie dla tych tutaj Gringo. Zastanawiał się, jak im delikatnie wyjaśnić swoją pracę w kartelu - Kiedyś... sprzedawałem dobrym ludziom śmierć. Teraz złym ludziom rozdaję ją za darmo. Pomaga mi w tym łut szczęścia. Chociaż przestrzeń też nie ma dla mnie zbyt wielu sekretów. - Dodał po namyśle. - Od teraz, macie po swojej stronie naprawdę dobrego pistoliero. - Zakończył z klasyczną latynoską butą, choć podejrzanie ponurym tonem.
Alex obejrzał dokładniej Gabriela.
- Erm.. myślałem, że mam się zaprzyjaźniać z ludźmi… Euthanatos, TEN Euthanatos troszkę będzie psuł mi image.
- Dasz radę samemu przeciw wściekłemu lupinowi - Odys podniósł znacząco brew - wątpię. Nikt nie mówi, że musicie wszędzie razem chodzić.
- Nie wiem. W Meksyku nie ma zbyt wielu wilków, raczej jaguary… - Zamyślił się. Chciał być jednak jakoś przydatny Fundacji. - Ale… potrafię być przyjazny. - Wyszczerzył się w czymś w rodzaju uśmiechu, co nadało jego czaszce o tyleż abstrakcyjny co i niezmiernie sztuczny wyraz. Następnie rozluźnił mięśnie twarzy, powróciła szybko do swego zwykłego ponurego wyrazu. - Może być?

- Czegoś konkretnego będę szukał? - zapytał Dominik wyraźnie woląc odsunąć temat fizycznej powaby wytatuowanego Eutanatosa.
- Dzieje dynastyczne Man, księga wyspy, historia miejsc kultu oraz kultury - Odys powiedział powoli również dając rozładować się napięciu między kultystą a Eutanatosem - chcę tylko ogólnego rozeznania.
- Co to ma wspólnego z zakładaniem Fundacji? - zdziwił się Dominik.
- O tempora o mores… a jak chcesz zlokalizować węzły? Przecież wilkołakiem nie jesteś. Nie wywęszysz ich. Punkty mocy są często powiązane z ważnymi miejscami w historii okolicy.- wtrącił sarkastycznie Vincent.
- A nie można by się zdać też nieco na łut szczęścia, gdyby tamto zawiodło? - Zapytał cicho Euthanatos. Prawda była jednak taka, że nie miał doświadczenia w poszukiwaniu węzłów.
- To też…- przyznał Vincent.- Ale Fortuna to kapryśna pani, nawet dla tych co potrafią ją podejść.
- Szczęścia będzie trzeba nam w bardziej krytycznych kwestiach - mistrz Odys skrzywił się pod nosem jakby na wspomnienie o czymś - ktoś pragnie dodać coś do zebrania?
- Będziemy też potrzebować broni…- Gonzaga poczuł jak cała uwaga pokoju skupia się nagle na nim - Broń jest potrzebna w każdej porządnejguerilli.
- To rzecz Morrisa - Odys wskazał Gabrielowi hermetyka - kwestia broni, treningu i innych środków bezpośrednich.
Euthantos skinął. Plan wydawał mu się dobry. Pozostawało jedynie się rozpakować i zaaklimatyzować w tym zimnym kraju.

- Erm… jeżeli mogę. - zwrócił się Alex do Odysa - Kontaktowanie się z półświatkiem, jak i "wyższymi sferami" wymaga więcej pieniędzy, niż mam na sobie. Nawet gdybym nie stracił wszystkiego, to jeżeli mam zacząć od zera to potrzebuje pokazać trochę więcej niż te drobne, które mi się pałętają po kieszeni.
Odys spojrzał przenikliwie na Alexa, milcząc. Wyglądało jakby zastanawiał się na odpowiedzią, trochę zbyt długo.
- Po raz pierwszy widzę adepta Tradycji który ma problemy z gromadzeniem funduszy. Postarajcie się coś załatwić, a pierwsze fundusze skonsultujcie z Vincentem, naszym skarbnikiem. Oczywiście powinno być to rozsądne i raczej udokumentowane - ostatnie słowa wypowiedział bardziej z obowiązku niż przekonania.
- Jestem pewny, że Vincent będzie zadowolony z inwentaryzacji dziewczyn, z którymi spędzę miło chwile - westchnął Alex - Dobrze, spróbuje zbudować się od podstaw. Nie spodziewaj się szybkich rezultatów..
Odys pokręcił głową, sięgając do portfela. Powoli, z pewnym, dziwnym szacunkiem wysupłał po kolei monety wyższych nominałów. Z niemal nabożną czcią każdą położył na stole, kantem o blat i pstryknięciem posłał do Alexa, jak wirujący bączek. Raz, drugi, trzeci… czwarty i piąty. Uśmiechnął się lekko, bardziej skrzywiając na ukos.
- Powinny utrzymać dwa, trzy dni. Kup za nie kilka losów, w różnych punktach, powinieneś wygrać niższe progi. Polecam zdrapki. Wiesz jak to działa, prawda? - Odys spojrzał na Alexa - Zresztą… po prostu nie kupuj tym od wrednych sprzedawców. Ten od którego kupujesz też będzie mieć farta - wyjaśnił.
Dłuższą już chwilę Joyce ze znudzeniem (to musiało być znudzenie, skoro po prostu na nich patrzył bez wyrazu) przyglądał się magom ze swojego miejsca kilka stolików dalej. Gdy Odys zaczął bawić się monetami jak magik z turnieju talentów, technokrata wyraźnie spojrzał nań z rozbawieniem.
- Nie mam kontroli nad entropią… - rzucił Alex- Ale zdam się na kapryśność losu. Dzięki.
- Dobrze - Odys powiedział ciężko - w takim razie zebranie uważam za zakończone. Drugą wartę nad naszym gościem biorę ja, co do trzeciej, umówcie się. Gabrielu, reszta powie ci co i jak.
Euthanatos skinął.
 
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein

Ostatnio edytowane przez Surelion : 12-01-2020 o 23:21.
Surelion jest offline