Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2020, 00:33   #2
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Na ogorzałej od wiatru, słońca i rumu twarzy kapitana odbijała się złota poświata bijąca spod uniesionego wieka kufra, w którym brodacz przesypywał garściami monety i kosztowności.
Karl wycelował z pistoletu w pierś pirata.
- Odstąp, chyba żeś na rejs do Ogródów Morra się zaciągasz! - buńczucznie zwołał do starego wilka morskiego potrząsając w drugiej garści rapierem.
- Na Stromfelsa… - warknął z zawodem zaskoczony herszt spode łba mierząc Findlinga złowrogo.
Na ramieniu młodego kapitana Karla wsparła się z satysfakcją i gracją rudowłosa oficer ich „Nowego Horyzontu”…

Ale… skad się tam wziął Aldo? Charakterystyczny zapach suchej wędzonej ryby i surowej cebuli, którymi zajadać się zwykł ów majtek w każdej wolnej chwili, specyficznym aromatem wypełnił pomieszczenie, niczym mgła, co bezceremonialnie połyka okręt, otulając żagle i pokład po swojemu, czy tego kto chce, czy nie...
- Cużes się tak zwiesił? - głos przyjaciela z załogi „Perełki” sprawił, że Findling wsparty na kiju od szmaty ocknął się z zadumy.
- A… tak, se myślę, co tam mnie w domu zastanie. - skłamał gładko.
- Ano marudzisz. - przytaknął Aldo Kempke, krępy i nieco niższy od Karla, który to mierzył równe sześć stóp od pokładowych desek, przez co wykorzystywany był na miarę do podwieszania żyrandoli na stołami w messie i kapitańskiej kajucie.
- Patrz, dziewuchy! - szturchnął kumpla i doskoczył do barierki burty machając i krzycząc energicznie - to zapraszał na pokład, to kazał na siebie czekać.

Karl odstawił narzędzia i wycierając dłonie przesunął kapelusz słomkowy na tył głowy odsłaniając opalone czoło i kręconą jasnobrązową grzywę spadająca niesfornie na zielone oczy. Na brzegu stały młode wieśniaczki pracujące w polu. Obserwując przepływający okręt wesoło pozdrawiały załogę dłońmi i uśmiechami, chichocząc na zachowanie Aldo i kilku innych marynarzy. Findling posłał im gest całusa. W innych okolicznościach prężyłby do wtóru z Aldo prężąc prawidłowo zapadniętą klatę i żylaste muskuły, nie omieszkując też wystawić gołych zadków do kilku złorzeczących chłopów, co kręcili się wokół flirtujących dziewuch. Teraz jakoś nie miał nastroju. Może to przez te wysokie skarpy koryta kanału rosnące w oczach, co na myśl przywodziły strome górskie urwiska, a może niepokój kupców i części załogi wobec edyktu cesarskiego o Ubersreiku, był zaraźliwy. Aldo zdawał się nic sobie nie robić z tego wszystkiego, bo pochodził z Altdorfu, gdzie go przed laty z wujem Horstem poznali wspólnie pracując w stoczniowym doku. Był wrodzonym optymistą, na dodatek często przemądrzałym, bo stołecznym. Wujo jednak zasępiony chodził bardziej niż zwykle, lecz urywać to próbował przed Karlem, co i tak nie umknęło uwadze młodziana. Jaki i zresztą to, że Horst, stary kawaler grubo po pięćdziesiątce, zdawał się nosić na sobie zapach pięknie starzejącej się Filemony Gatusso, żony tilleańskiego kupca Stefano. Bynajmniej były to tylko jej wyzywające perfumy, lecz siostrzeniec udawał tego nie czuć. Wszak mógł się mylić. A gdzie Horst wtykał swój nos bynajmniej było sprawą Karla. Swoją drogą, skąd Findling miał dar wyostrzonego powonienia, tego nie widział nikt. Było to błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Zdarzało się z nudów grać z załogą w zabawę po grochówce „który puścił bąka”. Ulubionym zaś dowcipem Aldo było podstawianie na noc onuc pod Karlową koję. Pewnego nawet razu, gdy sztorm u wejścia do zatoki marienburskiej uszkodził „Perełkę”, w zalanej ładowni pływały luzem z połamanych skrzyń wina estalijskie, tilleańskie i wissenlandzkie. Co przyprawiało kupca bólu zębów, były odklejone etykiety na większości trunków. Chcąc ratować zrozpaczonego klienta, kapitan Genmitz pod namową Horsta, z którym się znali z dawnych czasów, Karlowi przydzielił wąchanie alkoholu, aby uporządkować wedle winiarni. Podpuszczony przez przyjaciół, Findling ostatecznie zaoferował, że mógłby również segregować trunki rocznikami, aczkolwiek metodą degustacji. Na koniec wszyscy byli zadowoleni.

Kapitan, bo kupiec nie posiadał się z radości. Win z Bretonii i Estalii okazało się być o wiele więcej niż imperialnych, które musiały ponieść największe straty podczas sztormu. Na dodatek, po drugim dniu dokładnego sprawdzania, roczniki były coraz bardziej szlachetniejsze. A załoga gorliwie pomagająca Karlowi miała po trzech dniach ciężkiej inwentaryzacji, kilka dni wolnego w Marienburgu - tak się wszyscy zmęczyli. Był to jedyny „słonowodny” rejs podczas służby Findlinga, a zapadł wszystkim uczestnikom załogi w pamięci jako „winogronowy”. Uciążliwym jednak było znoszenie tych wszystkich chcianych i niechcianych zapachów, więc podczas sprzątania podpokładu, kloacznych wiader i wędrówek miejskimi ulicami, Karl nosił zazwyczaj chustę szczelnie zaciągniętą na nos.

Nie wszyscy na statku przepadali za sobą, lecz gdy marynarze schodzili na ląd w portach, to czy w karczmach, czy domach uciech, w razie czego, każdy za każdego dałoby się zabić jak za rodzonego brata. Reguła ta miała kilka wyjątków, lecz takowi załoganci nigdy na dłużej nie zagrzali miejsca na pokładzie. Spośród Aldo, Karla i jego wuja, czyli trójki, która trzymała się najbliżej z całej, często rotacyjnej załogi „Perełki”, to Altdorfczyk, choć wszyscy mieli podobne zajęcia, jako najsilniejszy, specjalizował się w ładowni i ożaglowaniu. Findling zaś w pucowaniu „Perełki”, gdyż ani krzepą, ani przesadną zwinnością nie grzeszył. Posiadał jednak niezły słuch muzyczny i dobry głos, więc umilał pracę i wieczory niezgorszym śpiewem. Horst Lauda generalnie nadawał się najbardziej gawędziarstwa oraz bitki i wypitki, bo choć mimo już słusznego wieku był nadal w formie, której mógłby pozazdrościć niejeden dwadzieścia lat młodszy człowiek. Młodzieniec o przeszłości wujka nie wiedział wiele. Podobno był żakiem na reiklandzkim uniwersytecie, a może nowicjuszem kultu Sigmara? Nie chciał do tego Horst wracać nawet po pijaku. Wiedzę zaś, jak na doświadczonego, acz zwykłego żeglarza, miał zaiste imponującą w mniemaniu Karla i Aldo. Znał się na i na historii Reiklandu, zawiłościach polityki, a niekiedy no nawet i prawa. Snuł gawędy o dawnych plemionach, bitwach ras, znanych i zapomnianych ruinach, bohaterach i zdrajcach Imperium. Wprawdzie nikt nie wiedział, gdzie kończy się rzetelna wiedza, a zaczyna barwna fantazja wuja mieszana z mitami podań ludowych, lecz słuchało się i chłonęło opowieści z jednako zapartym tchem.

Życie Karla zaczęło się dla niego tak naprawdę po czternastym roku życia. To wtedy, znany mu tylko ze wzmianek matuli, wrócił jej brat do Ubersreiku i zabrał podrostka do nauki żeglarskiego fachu w stolicy. Co robił przez te nieobecne lata wujo Lauda jest tak samo mgliste jak źródło jego ponadprzeciętnej wiedzy. Od kilku lat wuj coraz częściej wspominał o spuszczeniu na starość korzenia kotwicy w suchym, stałym lądzie. Wszystko, co dzisiaj Karl umiał zawdzięczał Horstowi. To on nauczył go nie tylko fachu, lecz również głównie dzięki niemu zawdzięcza wiedzę o świecie, szeroki wachlarz przekleństw wszelakich, podstawy operowania orężem i bijatyki. Karl dumał czasami, dlaczego wuj nigdy nie uczył go czytania i pisania, mimo niejednokrotnych próśb. Widocznie nie było to wcale aż tak potrzebne do praktycznego życia. Jak i to, że nigdy nie spędził nocy na otwartym morzu, nikogo nie zabił, nie widział żywego leśnego elfa, ani pomiotu chaosu innego niż mutanty i zwierzoludzie. Proste życie było piękne i potrafił je Karl docenić, byle nie dłużyło się w tym miejscu. Przez te wszystkie opowieści Horsta, od lat kiełkowało w młodym marynarzu pragnienie przygód i póki co, nie narzekał. Dwa lata temu uratował topiącego się rasowego pieska bogatej pasażerki, w zeszłym roku wygrał w kości prawdziwą koronę, ze złota! A kilkanaście dni temu uczestniczył w jednej, z podobno tych największych, karczemnych bijatyk w Kemperbadzie, skąd wyszedł bez guza i co ważniejsze, aresztu.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-01-2020 o 04:20.
Campo Viejo jest offline