Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2020, 08:35   #282
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Poirytowany Ferragus, który od pewnego czasu przemierzał wspomnienie za wspomnieniem chcąc dostać się do kryjówki daemona, wreszcie rozbił głową ostatni mur i wpadł w otchłań zapomnienia.
Będąc w prawdziwym świecie, upadek jego wielkiego cielska mógłby narobić niezłego huku, ale skoro smok był duszą, która poruszała się po umyśle nosiciela, uniknął nie tylko rozgłosu, ale i kilku siniaków.
Miejsce w jakim ulokował się Ranveer było tak samo smutne, odludne i przybijające tak jak je zapamiętał. Ciemność zalegała wszędzie gdzie się nie obrócił. Samotne relikty wspomnień, w postaci kamiennych rzeźb, porozrzucane były w chaosie to tu, to tam, niczym porzucone zabawki dziecka. Wazony, dekoracje, biżuteria, skrawki materiałów, obrazy, rzeźby, wszelkiego rodzaju bronie, Chaaya lub inne istoty, owoce, czy półmiski z jedzeniem, powoli kruszały, by ostatecznie bardka straciła całkowitą pamięć o tym co skrywały, bowiem ludzkie umysły były słabe i łatwo ulegały rozpadowi. Nie to co wspaniałe, potężne umysły prawdziwych, a nie podrobionych jak Nveryioth, smoków!

Niemniej czerwonołuski odczuwał lęk i był z tego powodu dodatkowo rozeźlony. Gad wiedział, że tutaj daemon miał taktyczną przewagę, więc wolał go teraz nie spotkać. Z tego powodu chciał znaleźć Deewani jak najszybciej i wynieść z tego miejsca, wykorzystując swoją więź z maską, by ją wywęszyć. Nie było to łatwe. Odwaga zdawała się jakby nie istnieć. Na szczęście Starzec miał niejasne wrażenie w którym kierunku się udać.
Kręta ścieżka dłużyła się niemiłosiernie, a martwe “spojrzenia” mijanych wspomnień zdawały się go oceniać. Upływały minuty, godziny, może nawet lata, a smok szedł i szedł i nie mógł dojść, aż wreszcie… zobaczył światełko w tunelu.
A w zasadzie to błękitną łunę, która podświetliła na chwilę coś trudnego do zidentyfikowania, po czym nagle zgasła. Dzięki temu, że skrzydlaty nie miał serca i nie mógł usłyszeć jego bicia, dosłyszał delikatny furkot motylich skrzydeł, po czym kolejny błysk światła zamrugał kilkukrotnie i zgasł.
Szczęśliwie pijawka musiała być czymś zajęta i nie patrolowała swojego “królestwa”, ale… niestety emanacja zdawała się być w jego pobliżu.
Dusza Ferragusa była zbyt aroga… eee… dumna, by się tym zrazić. Ot, trochę zmalala, wyszczuplała… i stała się bardziej skryta i wężowa , gdy przemykała wśród ruin do celu jakim był ślad po chłopczycy.

Nie było łatwo dotrzeć do centralnego miejsca w którym rezydowało imię potężnego potwora. Nie, słowo „potwór” było zbyt słabym mianem na określenie tego kim był Ranveer-nie-człowiek. To, czym był, przeczyło wszelkim prawom bogów, magii czy podstawowej biologii. Nie miał bowiem jako takiej duszy, nie miał fizycznego ciała, jego początek i koniec zdawał się jedynie rozrastać w obie strony osi czasowej, a plan bytności był jakby to ująć… bliżej nieokreślony.

Można rzec, że Starzec miał wielkie szczęście, iż mógł spotkać coś tak potężnego… i zarazem posiadać olbrzymiego pecha, bo kto wie ile czasu zajęłoby daemonowi na całkowite wyeliminowanie istnienia starożytnego smoka? Sekundy? Mniej?
Gad wiedział co mogły zrobić same „artefakty” i wiedział, że to co zagnieździło się w bardce, tych artefaktów nie potrzebowało. Mała pijawka o łebku jak dziurka od klucza, pajęczych nóżkach i motylich skrzydełkach była skondensowaną esencją bytu na tym planie egzystencji. Niczym kapryśny portal, łączyła ze sobą dwa światy i zapewne potrafiła przetransferować ogromne pokłady siły, które kryły się gdzieś… gdzieś poza granicami znanych przez drakona uniwersów. Gdyby tylko Chaaya wiedziała jaką siłą dysponowała i to całkowicie przez przypadek!

Z drugiej strony, kiedy czerwonołuski wyobraził sobie niepokonaną i kapryśną Deewani, która za machnięciem warkocza gasi poszczególne plany jak płomienie świecy, to… może to i dobrze, że nie wiedziała? Dobrze mu się żyło tu gdzie był i szkoda by było gdyby to wszystko razem z nim znikło… On tu miał jeszcze parę spraw do załatwienia, kilka rachunków do uregulowania i co najważniejsze… co nie co do udowodnienia. W końcu był największym, najpotężniejszym, najsprytniejszym, najmądrzejszym, najstarszym i najgroźniejszym smokiem jakiego ta ziemia wydała! I mało tego! Nie zdążył nawet w pełni rozwinąć swojego wachlarza wspaniałych umiejętności! On im jeszcze wszystkim pokaże! Pokaże nawet temu Ranveerowi, a już z pewnością przetrzepie skórę rozbestwionej łobuzicy, która mu ciągle lata koło zada i sprowadza kłopoty! A… skoro myśli Ferragusa ponownie wróciły do tej wyszczekanej lisiczki to właśnie ją znalazł… chyba, ciężko było ocenić, bowiem jej forma nie przypominała tego do czego przywykł.

Gdzieś… po środku niczego… stał sobie stojak na zbroję i broń. Jednakże był on pusty i na oko Ferragusa, nie był on „skamieniały”. Podstawą była wielka spiżowa płyta rzeźbiona w ciała poległych na wojnie, na której leżała dziwnie podobna księga, o zębatej okładce, lecz zamkniętych „oczach”. Nieopodal, mały insekt grzebał w „ziemi” jakby wykopywał jakiś dołeczek. Dziura była mała, w sam raz na oślizgły odwłok pijawki, smok wątpił jednak by stwór kopał swój własny grób.
To co jednak zainteresowało go w całej tej scenerii, to dwie czerwone niteczki, niczym żywe ścięgienka, które wysunęły się spod zamkniętej powieki okładki i powoli sunęły do drobnego puzzla pozostawionego na ziemi.
JEGO PUZZLA!

Nerwiki owinęły się wokół skamieniałej skorupki Odwagi i przysunęły do księgi. Trzeba to było robić ostrożnie i ciuchutko, bo kopiący, wszystkimi ośmioma łapkami, robal był czujny i nerwowy. Może nawet nazbyt czujny…
Kiedy Ranveer zorientował się z poczynań brata, odwrócił się w kierunku oponenta i zamachał oślizgłym odwłokiem. Z łebka o kształcie dziurki od klucza błysnęło błękitne światło, od którego spanikowane niteczki puściły Deewani i schowały się pod powieką.
Pajęczak nie dał się tak łatwo ułaskawić, wszedł na okładkę i wsadził łapksa w powiekę, siłą ją rozwierając. Starzec dostrzegł błysk białka i uciekającą źrenicę. Oko postanowiło walczyć, jedną parą nerwików owijając się wokół pajęczych nóżek, które próbowały się do niego dobrać, drugą zaś okładając napastnika.

Cóż… była to walka prawdziwych tytanów, gdyby nie to, że walczący mieli po kilka centymetrów wielkości…

Pokonany Gula zadrżał i załzawił się w oślepiającym świetle. Cieniutkie niteczki schowały się pod drżącą powieką księgi, potulnie ustępując przed „potęgą” rywala.
Zadowolona pijawka zatrzepotała skrzydełkami, zamerdała ogonkiem, następnie zgasiła „bezlitosny”, błękitny blask, po czym zeskoczyła na ziemię. Daemon przesunął maskę bliżej dołeczka i wrócił do kopania.
Teraz należało się wykazać sprytem i finezją, a nie siłą, bo to nie tak, że smok nie mógł tego Ranveera pokonać. W końcu, gdyby ten faktycznie był taki niepokonany i potężny, to by nie utknął tutaj… w drobnej tancerce (a to, że on tu utknął to już była inna bajka).
Ferragus sprężył się niczym cóż… przyczajony wąż. Wyrzucił ciało w błyskawicznym ataku. Pochwycił paszczą Odwagę, zacisnął kły i zaczął uciekać, wykorzystując zaskoczenie i swoją szybkość.

Plan był dobry, ale tylko w mniemaniu skrzydlatego. Nie minęła nawet chwila, kiedy gad znalazł się w łunie, ścigającego go, potwornego światła. Starzec momentalnie poczuł dziwne “mrowienie”, co było dość zabawne, bo nie miał ciała, a dusza raczej nie potrafiła mrowieć. Coraz trudniej było mu manewrować ogonem, jakby ten zaczynał mu drętwieć. Na jedno uderzenie serca (oczywiście Chaai) złapał go strach, że być może… niedługo dołączy do skamieniałych wspomnień, choć logika podpowiadała mu, że było to niemożliwe.
Zresztą po co miałby uciekać… co go czekało na horyzoncie? Tkwienie w tawaif, a potem w demonie? Dla jakiego powodu miał się tak wysilać? Nie wiedział… niemniej jego ciało się poruszało nadal, bo gdzieś tam głęboko tkwiła iskierka przekory i oślego uporu, która zmuszała ciało do poruszania, być może pochodząca nawet od samej Deewani.

Wyjście z tego miejsca było zdecydowanie łatwiejsze, niż wejście. Wystarczyło po prostu zechcieć “przebić” mur i zaraz się było po drugiej stronie, wśród chaosu myśli i wspomnień. Jakże miłych, kolorowych i krzykliwych, w przeciwieństwie do tych, które były w mrocznej kryjówce.
Daemon z jakiegoś powodu nie leciał dalej za drakonem, ostatecznie przyjmując “porażkę” na klatę. Smok mógł świętować wspaniałe zwycięstwo nad Niepokonanym tylko, że odrętwienie nie chciało opuścić jego ducha. Stawienie czoło potwornej sile, wyczerpało go do reszty, ale czego się nie robiło dla ukochanej… władzy oczywiście. Nie żeby tu chodziło o coś innego.
Zresztą gad nie miał nastroju na świętowanie. Stworzył mentalną jaskinię wypełnioną srebrem zamiast złota… bo wszak srebro było mniej klasycznym wyborem. Zwinął się w kłębek, komplementując marność świata i jego nieuniknioną klęskę oraz brak potrzeby ratowania go, żując kamienną Deewani niczym pies kość, powoli krusząc skorupę.

“FUUUU!!!!!” Dziewczyna zapiała jak mini kogucik, wwiercając się piskliwym głosikiem w każdy molekuł Ferragusa. “TY OBLEŚNY DZIADZIEEEE!!!”
Z każdym chrupnięciem kamiennej powłoczki, w paszczy Starca zaczynała się formować, mokra kulka włosów, skóry i materiału, by po chwili bosa stópka zaczęła kopać go w nos.
Melancholijny (obecnie) smok nie miał nastroju do kłócenia się, więc wypluł Deewani, gdy już ją wydobył ze skorupy. Tancerka potoczyła się jak piłeczka, po czym rozpłaszczyła jak przeżuta karta pergaminu.
“Co żeś mi zrobił, ty zazdrosna kupo łusek??!!! Gdzie ja jestem i dlaczego nie mam swojego nowego chowańca!!!” Łobuzica podpełzła do pupila, tylko po to by okładać go warkoczami.
“Całą mnie oflegmiłeś! Wyglądam jak ślimak posypany solą. Przysięgam, że jak zostanę już potężną smoczycą to zasznuruje ci pysk!”
~ Daj spokój… on by nigdy nie został twoim chowańcem. Nie ruszyłby tłustego zadka ze swojej nory ~ mruknął leniwie smok zbyt zblazowany, by się wysilać w celu oburzenia się.
“Oczywiście, że by został! Nic nie wiesz, nic się nie znasz! Jesteś gupi, stary, brzydki i zazdrosny!” piekliła się maska, przeżywając swoją porażkę. “Gdyby nie ty już bym go miała! Byłabym silniejsza i potężniejsza od ciebie! Haha! Skopałabym ci zadek! Oooo i to dlatego mnie zjadłeś, tyyy… tyyyy… miernoto ty! Jeszcze ci pokażę na co mnie stać! Idź spać leniwa buło, a rano… ooo ja ci pokażę. ZOBACZYSZ!”
~ A jakbyś to… zrobiła… jakbyś zmieniła tego demona w swojego chowańca? ~ spytał gad ziewając i przyglądając się rozwścieczonej masce z flegmatyczną miną pełną wątpliwości w spojrzeniu. Dziewczynka zapowietrzyła się, owijając warkoczami jak szalikiem. Zamknęła ustka i zaczęła panicznie kręcić oczami, starając się nie patrzeć na rozmówcę.
“Nooo… jaaaa… ten… w umowie bym… A nie powiem!” Obruszyła się butna kurka, tupiąc nogą. “Jeszcze mi ukradniesz pomysł! Ja cie znam!”
~ Pff… na to akurat bym nie liczył. ~ Na pysku czerwonołuskiego pojawił się cień cienia uśmiechu. ~ Akurat takie czarty jak on to mistrzowie kontraktów. Trzeba samemu uważać, żeby nie wpaść w jakąś zastawioną w nich pułapkę. Na kontrakt byś go nie złapała.
Panna nadęła policzki wyraźnie rozsierdzona, że taki nędzny plebejus jak Starzec, śmie wątpić w majestat nieustraszonej Odwagi!
“Złapaaałabym…” zaprotestowała, czerwieniejąc na twarzy. “Tak bym go zakręciła, że… że… aż byś wyłysiał. Tak! Wyłysiałbyś bo tak byłoby ci głupio!”
~ To żaden sukces akurat. Poza tymi na wschodzie nie mamy włosów ~ odparł smętnie drakon i jęknął. ~ Zresztą co by ci dała taka nieruchawa purchawa łażąca za nami i dysząca, że nie ma siły chodzić? A co tą pyraustą? Chowańca można mieć tylko jednego.
“Z tobą daje sobie jakoś radę” burknęła cicho maska, ostentacyjnie odwracając się plecami do nie wartego jej piękna robaka. “I będę mieć tyle chowańców ile zapragnę! Nic ci do tego!” dodała dobitnie, zadzierając nos. “Nie powstrzymasz mojej wspaniałości i siły i potęgi i bogactwa i sławy i mądrości! Ot co!”
~ Marność nad marnościami i tylko marność. Powinnaś rozmyślać o tym jak świat przemija nie chcąc mej… naszej wspaniałości dostrzec, bo jest taki… prozaiczny. ~ Ferragus uderzył w depresyjne tony, zbyt przybity obecnie by zauważyć, że Deewani obraziła go nazywając… tfu… swoim CHOWAŃCEM!

Nieco zdziwiona emanacja odwróciła się przez ramię by przyjrzeć się ulubieńcowi, który jakoś za mało się starał by się z nią przekrzykiwać. Ostatecznie młodziutka dziewczyna stwierdziła, że tak chyba wygląda starość i poczuła coś na kształt współczucia do wielkiej, czerwonej ropuchy, która aktualnie zaczynała się rozpuszczać jak śnieg na słońcu.
“Durny jesteś” stwierdziła dobitnie, przełykając (tak niskie) uczucia do smoka. “I durnoty opowiadasz, nie chce mi się tego słuchać. Jestem ponad to! Jestem potężnąąą, czerwonąąą…. smoczycą” dodała odchodząc w tylko sobie znanym kierunku.
~ To ja jestem potężny… ty jesteś tylko… noo… czeladniczką dopiero. I nie słuchasz słów mądrości antycznego smoka. ~ Ferragus wysił na wyniosłość, po czym ponownie popadł w melancholię. ~ Ale tak to już jest… świat udaje, że nie widzi mojej potęgi i mojego majestatu z powodu zazdrości o nie.
“Jak śmiesz mi pyskować!” krzyknęła podjudzona Deewani, w moment pojawiając się przy oponencie. Postawiła bosą stópkę na leżącym pysku i zaczęła ze złością przydeptywać, przypatrując się rozchodzącym od nacisku nozdrzom.
“Ty sflaczały fajfusie! Kładź się do grobu i czekaj na swój koniec! Ten świat należy do mnie! Młodej, pięknej, silnej, utalentowanej tawaif! Jestem od ciebie sławniejsza i bogatsza i w ogóle jestem naj! To oni mi zazdroszczą! I to ty nie słuchasz moich słów mądrości!”
~ Dlaczego więc czemu ciąglę muszę cię wyciągać z kłopotów, jak pisklaka, który oddalił się zbyyyytniooo od gniazda? ~ Jaszczur nie pozwoliłby sobie na takie pyskowanie nawet ze strony Deewani. A już zwłaszcza stawiania stopy na swoim pysku. Był jednak zbyt znużony egzystencją, by się wysilać. ~ Prawda jest taka, że ta umalowana na pysku ropucha wycyckałaby cię na kontrakcie, gdybyś podpisywała go bez moich rad i mojej bezbrzeżnej mądrości. Ja bowiem znam sposób myślenia czartów… mieszkałem z umysłem jednego z nich przez wiele wiele lat.
“A z jakich tarapatów ty mnie wyciągasz co?” obruszyła się pannica. “To ja tu mam dłuższe warkocze! I to ja ciebie wyciągam z kłopotów. Powinieneś mi dziękować i całować po nogach!” zaperzyła się maska, nagle pogrążając się we własnych fantazjach.
“Wyrwałam twoją zabidzoną duszyczkę z paszczy diabła! Ukryłam głęboko u siebie i uciekłam na drugi koniec świata! To już miesiąc kiedy nie widziałam słońca! To już niemal dwa miesiące, kiedy nie czułam się bezpiecznie… ach!”
Maska teatralnie oplotła się włosami i ramionami, robiąc minkę zabiedzonej damy w opałach. “Jaaa… taka malutka… taka drobniutka, musiałam dla ciebie nagle dorosnąć i zmężnieć i narażać swe życie! Musiałam wykazać się wspaniałym i nieskończonym kunsztem, sławą, chwałą, potęgą, siłą, urodą, zwinnością i sprytem, by doprowadzić twe zakurzone łuski do punktu w którym jesteśmy! Powinieneś mi dziękować, że tak wspaniale opiekuje się twoim stetryciałym zadkiem Starcze!”
~ Właściwie to ja obmyśliłem ten genialny plan na uratowanie ciebie i mnie przed pewną zagładą i przeskoczyłem z mojego opętanego ciała do twojego i uratowałem nas uciekając do miejsca, gdzie nasz prześladowca nie będzie w stanie nas dopaść ~ uniósł się dumą Ferragus choć bardzo flegmatycznie. ~ To wszystko to przebłysk mojego geniuszu i inicjatywy. I potęgi, której ci łaskawie użyczałem, byś mogła zmiażdżyć naszych wrogów. Poza tym… to ja opiekuję się tobą. To moja antyczna moc sprawia, że nic nie jest w stanie ci zagrozić.
“Dupa, dupa, dupa! Ja byłam pierwsza ze swoim planem ratowania świata! Ty się napatoczyłeś i zaczęłam improwizować i tak oto doszłam do planu, który ma zamiar powstrzymać piekielne armie i strącić je z powrotem do kotłów z gotującą się smołąąąą!”
Deewani wypięła dumnie pierś i jeszcze raz nacisnęła piętą na nochal gada. “Ja jestem kochanką Niepokonanego! I dzięki temu wiem jak walczyć by wygrać ho ho hoo!”
~ Ja zaś jestem Niepokonany. Jedynie podstępem i oszustwem wydzierano mi zwycięstwo. Ja nie muszę wiedzieć jak wygrywać, bo ja… wygrywam ~ odparł z niezachwianą pewnością siebie antyczny pyszałek i dodał smutno. ~ I dlatego cały świat zwraca się przeciw mnie. Zazdroszczą mi mej siły i wiedzy.
“Bla, bla, bla to ja zwyciężyłam smokodemona a nie ty! Nie jesteś wart by cie słuchać. To o mnie układają pieśni.”
Dziewczynka odwróciła się, by ponownie odejść, wyraźnie rada, że była znana nie tylko ze swojego tańca ale także umiejętności bojowych.
~ Bo świat jest zbyt zazdrosny o to by dostrzec prawdziwego zwycięzcę. Więc kryje prawdę za bajeczkami ~ pożalił się Ferragus nie mając sił, by podążyć za Odwagą i wkrótce został sam… choć niezupełnie, bo nadal czuł jak chłopczyca chełpi się i pławi w swoich wyimaginowanych zaszczytach. Nie miał jednak w sobie energii, by coś z tym zrobić. A nawet gdyby miał to wszak Ferragus nie dbał o takie detale jak chełpiąca się chłopczyca. Miał wszak inne marze… eehmm… dalekosiężne plany do zrealizowania. Kiedyś tam, gdy już będzie miał dość sił by zabrać się za pomstę na wszystkich którzy go urazili. Co mu przypomniało, że bezczelną księgę też musiał dopisać do tej długiej listy.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline