Do zrecenzowania
Mushi-shi zbierałam się już od stycznia. Lecz, podobnie jak w przypadku "Ghost Hunt", fakt, że anime ma w sobie "coś" nie znaczy, że łatwo to "coś" opisać. Scedowałam więc tę przyjemność na Ribesium, podrzucając jej pomysł obejrzenia Mushi-shi. Dziś jednak, czytając jej recenzję raz jeszcze oraz oglądając klipy na oficjalnej stronie coś mnie tknęło; dodam więc do tematu własną recenzję, z grubsza powielającą to, co napisała Ribi.
***
Mushi. Nie ma właściwego sposobu aby opisać te "byty". Nie są to rośliny ani zwierzęta, nie są podobne do żadnego żywego organizmu.
Stanowią samą esencją życia. Istnieją zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz nas - w pewnym sensie można by je przyrównać do bakterii. Przybierają jednak różne formy: mushi może być mikroskopijnym żyjątkiem, niezbędnym do prawidłowego funkcjonowania organizmu, nieokreślonym kształtem, unoszącym sie w powietrzu; tęczą, wężem, ptakiem, może też przybrać kształt (i właściwości) człowieka. Żyją w każdej szczelinie nieba i ziemi, w organizmach żywych a nawet we wspomnieniach i snach.
Podobnie jak różnią się formą, różnią sie tez intelektem. Niektóre, np. mushi-chmury mają 'charakter' zbliżony do chmury, inne są inteligentne jak zwierzęta. Jedne są przyjazne, inne agresywne, kolejne znów obojętnie przepływają obok ludzi. Niektóre gatunki zabijają ludzi, by przeżyć. Inne żyją w symbiozie. Istnieją niezliczone rodzaje 'mushi' - jedne delikatne, rozpadające sie od podmuchu wiatru, żyjące w stadach czy koloniach; inne duże i silne. I są wszędzie - nawet w miejscach, które widać dopiero, gdy zamkniesz "drugie powieki".
Jedni je widzą, inni nie. Ich obecność nie jest tajemnicą, choć nie stanowi także wiedzy powszechnej. Zwykle jednak starszyzna wioski zdaje sobie sprawę z istnienia niewidzialnych sąsiadów i w razie pojawienia sie niewyjaśnionych, paranormalnych zdarzeń wzywa mushi-shich.
Mushi-shi. Brzydko tłumacząc oznacza to "Bug Master", gdyż 'mushi' to robak (większość poślednich mushi dryfujących w powietrzu tak wygląda), a 'shi' pochodzi - jak sądzę - od słowa 'shishio' czyli mistrz. Mushi-shi to znawcy mushi, ich gatunków, właściwości i zwyczajów. Prowadzą osiadły lub wędrowny tryb życia, zarabiając na utrzymanie niwelowaniem wpływu mushi na ludzi. Bohater anime, Ginko, jest jednym z nich. Posiada jednak właściwość przyciągania do siebie mushi, dlatego nie może sie nigdzie osiedlić. Jakkolwiek mushi są częścią natury, ich obecność w nadmiarze zaburza kruchą równowagę. Mam jednak wrażenie, że Ginko lubi podróżować, a jego - często śmiertelnie niebezpieczna - ciekawość i tak nie pozwoliłaby mu usiedzieć na miejscu. Dla niego mushi nie różnią się zresztą od ludzi; stara się, by nie musieć krzywdzić ani jednego, ani drugiego bytu.
Nie dajcie się jednak zwieść pierwszymi odcinkami - nie wszyscy mushi-shi są tacy. Większość z nich przypomina zwykłych żołnierzy: przychodzą, robią co trzeba i dopilnowują równocześnie, by dany mushi już nigdy nikomu nie zagroził. Niepomni, że - w przeciwieństwie do ludzi - mushi nie szkodzą rozmyślnie, lecz po prostu chcą żyć. Nie ma dla nich różnicy, czy wykorzystają do tego zwierze czy człowieka. Ale, jak mówi Ginko, "
to my jesteśmy silniejsi"...
***
Ciężko jest opisać Mushi-shi jako anime. Niewątpliwie jest to pozycja wyjątkowa i chwytająca za serce. Pozycja, która wycisza i uspokaja. Nawet, gdy nic się nie dzieje, nawet, gdy akcja zmienia się z sekundy na sekundę, Mushi-shi zachowuje swój niepowtarzalny klimat pradawnego lasu o świcie. Może dlatego, że dzieje się w nieokreślonym czasie i miejscu (choć niewątpliwie jest to dawna Japonia, nie ma żadnych określeń geograficznych), można odnieść wrażenie, że ta historia mogła zdarzyć się gdziekolwiek. To prosty świat prostych ludzi - w tym również tkwi czar.
Ciężko również określić o czym, tak na prawdę, jest Mushi-shi. Pierwsze skojarzenie - o radzeniu sobie z mushi, ale... tak na prawdę jest to dobry kawałek kina obyczajowego, ukrytego pod błyszczącą powłoką mushich. Bo nie idzie tutaj tak naprawdę o to, jak Ginko poradzi sobie ze kolejnym mushi. To nie Czarodziejka z Księżyca, czy inny Yattaman, który na każdego kolejnego potwora musi znaleźć nowy sposób. Ważniejsze jest to, jak ludzie poradzą sobie z wpływem esencji życia na swoje istnienie. To ich historie i wybory tworzą prawdziwą magię tej anime.
Grafika twórców Samurai Champloo robi swoje. Oszczędna kreska, proste stroje, brak 'wielkich oczu'. Delikatne, przydymione kolory, operowanie światłocieniem, zamglone, nieostre krajobrazy a równocześnie dbałość o szczegóły - wszystko to daje wrażenie jakbyśmy zaglądali do czyjegoś snu. Jak ktoś napisał: to mniej słów, więcej obrazów. Nie znajdziemy tu różu, czerwieni czy mocnej zieleni. Jedynie przedmioty i postacie znaczące - w tym mushi - mają wyraźniejsze kolory, zdają się lśnić. Jak gdyby autorzy serii chcieli nam powiedzieć: to mushi są realne, to one są życiem - reszta jest tylko snem...
Muzyka dopełnia dzieła. Dopełnia tak idealnie, że dopiero słuchając soundtracku zauważyłam ją na prawdę, bo w filmie perfekcyjnie zlewa się z tłem. Wprowadzenie w klimat openingiem śpiewanym przez Ally Kerr, możemy potem wsłuchiwać się tylko w odgłosy lasu (podkreślane tradycyjnymi japońskimi motywami), podążając śladami Ginko.
***
Gdybym miała ocenić Mushi-shi na zwyczajowej skali dziesięciopunktowej, bez wahania dałabym dwadzieścia. Lub więcej. Ale nie dlatego, że Mushi-shi jest lepszy od Evangeliona czy Akiry. Nie dlatego, że Mushi-shi nie ma jeszcze swojego klona, do którego można by go porównać (chociaż klimat kojarzy mi się trochę z Kurau Phantom Memory).
Mushi-shi mieści sie poza skalą dlatego, że jest to kawał wybitnego, oryginalnego kina, którego magia chwyta, wciąga i już nie wypuszcza; które można oglądać wiele razy nigdy sie nie nudząc. W którym nie trzeba śledzić fabuły - wystarczy spojrzeć w ekran i pozwolić wciągnąć się w magiczny świat mushi.
***
Recenzja na Tanuki Anime Oficjalna strona (ang.) wraz z trailerem i fragmentami odcinków - nie dajcie się zwieść mocną muzyką w trailerze, przypominającą tę z Mononoke Hime. Soundtrack z Mushishi jest tak spokojny, jak sam film.
Recenzja na Azunime
PS.: Powstał również film Mushishi (2006) reżyserowany przez nikogo innego jak Katsuhiro Otomo, twórcy takich arcydzieł jak Akira, Memories czy Perfect Blue. Ale... jakoś się boję oglądać...