Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2020, 20:57   #24
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


- Nie sądzicie, że pan baron ma niezłą chatkę? - powiedział Daveth, zatrzymując się i przyglądając siedzibie barona. - Raczej będzie go stać na wypłatę nagrody - dodał.
Carys widziała bardziej okazałe, choć ich mieszkańcy nie mogli pochwalić się pełną mieszkiem, dlatego uprzejmie nie skomentowała słów druida lecz tylko uśmiechnęła się łagodnie.
- Widziałem większe.- wzruszył ramionami krasnolud. W porównaniu z posiadłościami w Neverwinter, nie mówiąc już o Mithrilowej Hali, to miejsce było przesadnie krzykliwym kurnikiem.
- Ja też - odparł Daveth. - I setki tysięcy mniejszych
I na Villemie siedziba barona nie zrobiła większego wrażenia, a całość wyglądała, jakby zamek nie był dumnym gniazdem jakiegoś rodu, a jedynie twierdzą zmieniających się szybko kasztelanów, dla których jedyne użyteczne pomieszczenia to skarbiec, jadalnia i alkowa.
- Nie w samej jeno wielkości gmachu rzecz.
- Nie rozumiem dlaczego tak marudzicie - Amaranthe z przyjemnością cieszyła oczy każdym fragmentem architektonicznym budowli. - Toż to całkiem ładny zamek, zadbany i z całą pewnością świadczący o pojemności sakiewki właściciela - przy ostatnich słowach uniosła palec ku górze, chcąc im przypomnieć że w obecnej chwili to właśnie ostatnia kwestia jest istotna. Poprawiła włosy, strzepnęła nieistniejący pyłek z nowej, szkarłatnej sukni po czym obróciła się wokół własnej osi. Rozcięcia sukni sprawiły że przy tym ruchu oczom zebranym ukazało się nieco więcej niż pokazywać powinna skromna dziewczyna.
- Chodźmy! Przygoda czeka, a wraz z nią i złoto naszego drogiego gospodarza - zarządziła, po czym podparła boki wyczekując na to, aż się wreszcie ruszą.
- Oni nie potrafią cię cieszyć drobiazgami - z uśmiechem powiedział Daveth, odrywając wzrok od rozmówczyni, której przypatrywał się może ciut dłużej, niż wypadało, i ruszając dalej, bowiem w tej materii bardka też miała rację.
- Styl nie bardzo w moim guście.- wzruszył ramionami krasnolud.- A sakiewka może się okazać równie zaciśnięta co pękata.


W domostwie Bloomwooda, zgodnie z wpojonymi zasadami nie rozglądała się nigdzie po kątach. Konkurencyjnej grupie również nie przyglądała się nachalnie.
Daveth natomiast nie miał żadnych obiekcji przeciw zlustrowaniu tamtych, szczególną uwagę zwracając na przedstawicielki płci pięknej.

Gdy skryba dokonał prezentacji ich grupy, czarodziejka na moment z niedowierzaniem popatrzyła na sługę barona. Jeżeli taką skrupulatnością zapisywał słowa swego chlebodawcy, z jaką zapisał ich, to źle to o nim świadczyło. Powstrzymała się jednak przez komentarzem i zajęła środkowe miejsce przy stole. A że służba nie pokwapiła się, by krzesła im przesunąć, pomóc jej musiał Villem, co Carys z wdzięcznością przyjęła.
- Dostaniemy jakiegoś przewodnika, czy może jakieś mapy Wrzosowisk?- zapytał Olgrim uprzejmie niezbyt przejmując się warunkami barona. Bądź co bądź, ni jemu ni jego wspólniczce nie zależało specjalnie na spełnieniu warunków pracodawcy i otrzymaniu nagrody. Zresztą skoro jedna wyprawa już wyruszyła na bagna i jeszcze nie wykonała zadania, to ich spełnienie było… niemożliwe.
- Przydałoby się kilka informacji smoku. - Daveth dorzucił swoje pytania. - Wielkość, kolor, gdzie zwykle przebywa, bo chyba nie włóczy się po całych Wrzosowiskach.
- Czy w mieście jest ktoś kto bestię na oczy widział? Kto… - nie chcąc ryzykować, rycerz użył formy zastosowanej przez imć Sharpblighta - waszej mości, baronie, o potworze doniósł i jak potwór ów się we znaki baronii dał?
Villem postarał się by ponad wszelką wątpliwość głos jego pozbawiony był powątpiewania. Powątpiewania, którego zresztą nabrał po przedstawieniu celu misji. Wyglądało mu to bardziej jak turniej niż polowanie na nękającego lud potwora.
Amaranthe, której przypadło miejsce, które można by nazwać piątym kołem u wozu, słuchała uważnie słów, które padały. Smok, smok i smok. W pewnym momencie, tuż po słowach Villema, wzięła w dłoń kantele i zaczęła leniwie przebierać palcami po strunach. Jej wzrok błądził po zebranych, korzystając z tego, że miała jedno z lepszych miejsc. Nieco w bok i mogłaby zasiąść naprzeciw barona.
- Zatem jedna drużyna już wyruszyła - wtrąciła się nieco zamyślonym głosem. - Dwie kolejne mamy tutaj. Ileż zatem tego złota konkretnie na nas czeka, że wzbudza takie zainteresowanie? - zapytała.

Baron słuchał zadawanych pytań...i raz się skrzywił jakby z niesmakiem, innym razem pokiwał głową z kamienną miną, to obracał cholerny widelczyk w dłoni, to go zatrzymywał, gdy słyszał kolejne pytanie. Konkurencyjna drużyna z kolei milczała, słuchając co mówią inni. A raz czy dwa, to gruby futrzak, czy Półelfka wyraźnie powstrzymywali się od śmiechu…
Amaranthe zaś w duchu układała owe wypełniające wieczory w zatłoczonych karczmach utwory, które wzbudzały fale śmiechu mogące niejedną, owocnie zapowiadającą się karierę poszukiwacza przygód zmieść niczym wichura zmiata młode drzewko.

Krasnoludka z kolei w pewnym momencie zamrygała sympatycznie oczkami do Olgrima. Milczący łucznik zaś ukradkiem spoglądał na Carys i jakoś mu tak co pewien czas oko zabłyszczało.
Olgrim odpowiedział na te mruganie, zaskoczoną miną i uśmiechem chwilę później.
Carys swoją uwagę kierowała przede wszystkim mu ich gospodarzowi. Wszak niegrzeczny byli gapienie się po kątach czy po zebranych . Co wcale nie oznaczało, że darowała sobie taką obserwację.

- Ech… - Westchnął sobie Baron, po czym odłożył widelczyk, a gdy Bardka zaczęła "brzdękać", skrzywił się z niesmakiem, a sam Kronikarz nieco pobladł.
- Smok jest czarny, nie większy niż koń. Kręci się na północy bagien. Widziały go trzy tuziny wieśniaków, których chaty spalił kwasem parę kilometrów od miasta.. - Zaczął wyjaśniać Bloomwood -...przewodnika i mapę, i co jeszcze? Może mam palcem pokazać gdzie ten smok, a wielcy herosi go sobie ubiją i wieczorem będą z powrotem w karczmie na kufelku piwa? Nie sądzisz że takie sprawy leżą w waszym interesie, jak się do owej wyprawy przygotujecie? Przewodników w mieście wielu, a mapy w co drugim sklepie - Szlachcic spojrzał na Olgrima.
Krasnolud podrapał się po brodzie i spojrzał na drużynę, uznając najwyraźniej że ani pomocy, ani więcej informacji od barona nie otrzymają.
- A wspomniana już kwestia… nagrody za ubicie smoka? - przypomniał mu kapłan. - Ile ona… wynosi, ta nagroda za ten łeb?
- Przepraszam najmocniej, że się wtrącam - Powiedział nagle wstając z miejsca Yendak Fiedlerson, szybko kiwając głową do Olgrima, po czym spojrzał na Barona -Kwestię naszego wynagrodzenia przekazał waszmości pan Sharpblight?

Baron przytaknął.

- Waszmość się zgadza? - Zadał kolejne pytanie rosły "futrzak", a szlachcic znowu przytaknął.
- W takim razie, dziękujemy za gościnę, i już wyruszamy na wyprawę - Dodał Yendak, po czym jego towarzysze również wstali od stołu, skinęli głowami Baronowi, po czym opuścili salę! Półelfka zaś na odchodne capnęła ze stołu zielone jabłko, a zagryzając je, mrugnęła do Davetha, który odpowiedział uśmiechem i mrugnięciem.

Po chwili na sali zostało więc już tylko "Potężnych Pięcioro", wraz z Baronem i Kronikarzem. Ten pierwszy odczekał jeszcze moment, po czym flegmatycznie spytał:
- Jakie wynagrodzenie by was interesowało?
- To zależy jaki ten smok się okaże. Smoczątko to pewnikiem…- zaczął liczyć na paluchach krasnolud.- Tysiąc od łebka, co daje… pińć tysięcy? Dorosły to już ze dwa i pół na głowę razy pińć. Chyba że będzie olbrzymi, to już ze trzy na głowę.
- Skoro nie większy niż koń, to chyba nie jest dorosły? - Stwierdził Bloomwood.
- Ale czarne, plujące kwasem, należą do tych bardziej paskudnych, niż większość - wtrącił Daveth.
- Zatem swobodnie możemy uznać cenę za jego ubicie jak za dorosłego, który nieco mniej kłopotów by sprawił - zaproponowała Amaranthe po czym zanuciła pod nosem, tak co by jej baron i jego posłuszny piesek nie usłyszeli
I najgorszy z najgorszych
Najbardziej znienawidzony i przeklęty
To ten, którego nazywamy skąpcem…

- Poza tym, jeśli całą wioskę zniszczył to jakoś nie wydaje mi się aż tak mały.- zadumał krasnolud.
- Nie ocenia się dorosłości smoka po jego wielkości - dorzucił druid. - Są różne rasy - dodał - różniące się wielkością.
- Więc tysiąc złocisz na osobę za głowę smoka? - Spytał Baron.
- Tysiąc pińcset… bo jak na małego smoka, to dużo zamieszania robi.- zaproponował kapłan.
- To wszystko? - Szlachcic zerknął i po pozostałych przy stole.
- Cóż, ja nadal chciałabym się dowiedzieć jaka konkretnie kwota jest oferowana - wtrąciła Amaranthe, powtarzając pytanie na które wciąż nie dostała konkretnej odpowiedzi.
- Taka jaką wynegocjujecie, ale coś waszemu szefowi to nie idzie...złotko - Burknął do niej gospodarz.
- Może dlatego, że i opis jest tak jakby nieścisły więc i cenę ciężko określić - stanęła w obronie krasnoluda. - Biorąc pod uwagę, że jeszcze z konkurencją będziemy się musieli użerać, dwa tysiące na głowę wydaje się rozsądną propozycją. Jeżeli wszyscy się zgadzają - tu wychyliła się by zerknąć na pozostałych członków drużyny - możemy uznać że dobijamy targu i nie marnować więcej czasu na rozmowy. Truchło oczywiście, poza głową, należeć będzie do drużyny która smoka ubije? - dorzuciła jeszcze pytanie, powracając spojrzeniem do barona.
- Ciekawe, ciekawe, przed chwilą było 1500 złociszy, teraz już 2000… - Mruknął Baron, nalewając sobie wina do pucharu.
- Pozostaje jeszcze kwestia wspomnianych w ogłoszeniu tytułów i tym podobnych... czy jak to tam brzmiało - dorzucił druid. - Najmarniejszy nawet ma swoją wartość, a zabójcy smoka najmarniejszym się nie zadowolą. Jakieś szczegóły w tej materii? - Tym razem zwrócił się do skryby.
- To zależy… co macie na myśli… - Wyjąkał Kronikarz.
Olgrim milczał bo tytuły go nie interesowały. Nie spodziewał się też, że to druid poruszy tę kwestię.
- W złocie, tytułach i coś tam jeszcze - przypomniała Amaranthe, obdarzając kronikarza przyjaznym uśmieszkiem. - Tak przynajmniej widniało na owym ogłoszeniu. Czyżby istniały różne jego wersje? W jednej złoto, w innej bogactwa i tytuły. Ciekawe co zatem mogło być w innych - zastanowiła się dosłownie przez chwilkę. - Cena zaś rośnie bo i co rusz jakiś szczegół się pojawia, który ją w górę wynosi. Cóż poradzić, szlachetny panie - powróciła wzrokiem do barona.
- Zależy jakie tytuły, i coś tam jeszcze macie na myśli - Powiedział coraz bledszy Kronikarz, wyjaśniając swoje wcześniejsze słowa. Baron z kolei przysłuchując się wypowiedzi Amaranthe, zmarszczył brwi.
- Obawiam się ptaszynko, że wprost przeciwnie. Im więcej dzióbkiem kłapiesz, tym cena spada…
- Wzrośnie jeśli tamte dzielne drużyny zawiodą. Jedna już się błąka po bagnach.- wzruszył ramionami krasnolud splatając dłonie na brodzie. - Pełnych niebezpieczeństw bagnach… więc jej sukces nie jest gwarantowany. Ani tej co wyszła.
-...ani waszej, która jest trzecią w kolejce, a dwie przed wami już działają, więc i wasze szanse maleją, podczas gdy ja tu wysłuchuję dosyć kontrowersyjnych targów, które zdają się nie mieć końca - Bloomwood uśmiechnął się wyjątkowo świńsko.

Rycerz podczas negocjacji się nie odzywał. Zamiast tego przyglądał się imć Sharpblightowi, który zdawał się nosić swe lęki i przyjemnostki widoczne niczym wierzchnią zbroję. Idea rywalizacji z zachodnimi awanturnikami o zaszczyt wyzwolenia krainy z ciemiężącego ją gada, musiał przyznać, miała w sobie coś pociągającego. Ale lekcje w książęcej drużynie Villem również odrobił. I nie podobał mu się przebieg spotkania z baronem. Niedopowiedzenia. Brak informacji. Brak poszanowania. I druga drużyna, która…
Kości policzkowe Villema drgnęły, ale rycerz uśmiechnął się tylko i odezwał.
- Mości baronie. Nie jesteśmy kupcami i przybyliśmy pomóc waszej mości. Panna Fiaghruagach zaś i ja, nawet nie pochodzimy z tego, ani z okolicznych królestw i zwyczaje tutejsze są nam obce. W naszych stronach zaś wdzięczność suwerena, jeśli się na taką zasłuży, nie jest przedmiotem targów. Wobec tego może dla naszej dwójki prosimy o tę samą wdzięczność co wasza mość obiecał… panu Yendakowi. Carys?
Spojrzał pytająco na czarodziejkę. Wyglądał jakby miał dość gościny barona.
- Mam wrażenie, że pan baron pomocy jednak nie potrzebuje - zasugerowała bardka, nadal miło się uśmiechając. - Względnie, że go na nią nie stać - dodała uprzejmie, pochylając przy słowach głowę, chociaż był to ruch ledwie zauważalny.
Wzrok czarodziejki i rycerza spotkała się na krótką chwilę. Kobieta kiwnęła lekko głową i podniosła się z miejsca.
Rycerz uniósł się zaraz za nią.
- Mości baronie - czarodziejka dygnęła przed gospodarzem, ale nie jak ktoś mu podległy, czy nawet równy stanem - dziękujemy za gościnę.
- Miło było poznać - skłamał Daveth, idąc w ślady towarzyszy i wstając.
Krasnolud spojrzał na Amaranthe i spytał tylko.- Idziemy?
Jako że jemu niespecjalnie zależało na samej nagrodzie za upolowanie smoka, to przywiązał mało uwagi do samego wynagrodzenia. Zresztą wyglądało na to, że kiepskie wrażenie baron zrobił na całej drużynie.
Otrzymawszy od Villema wsparcie, w postaci silnego ramienia, Carys delikatnie opierając się na nim ruszyła w drogę do wyjścia z sali.
Amaranthe skinęła głową Olgrimowi i wstała.
- Miłego dnia, baronie - uprzejmie skłoniła głowę przed gospodarzem, po czym podobnym gestem pożegnała kronikarza. Nie spieszyła się jednak, ciekawa reakcji szlachcica na ich odmowę przyjęcia zlecenia. Wątpiła by często się z takową spotykał.
- Jak tam chcecie - Stwierdził krótko Baron - Przerywacie negocjacje dotyczące zadania, to wasza sprawa. Ja za wami biegał i błagał nie będę, są inni. Skoro sami nie umiecie stwierdzić, co byście oprócz złota chcieli, to co ja na to mogę? A jakbyście nie zauważyli, a zwłaszcza ty, pyskata ptaszynko… - Zwrócił się do Bardki -...mnie stać na wiele, ale nie posiadam bogactwa, by nim rzucać na prawo i lewo, stąd właśnie, owe negocjacje. Miłego dnia!
- Oj tam oj tam…- machnął ręką Olgrim na pożegnanie dodając pogodnie i ruszył za resztą. -Kto wie co przyniesie przyszłość, prawda? Także w kwestii smoka.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline