Arnold
Łodzią rzucało gdy ścierała się z wartkim prądem rzeki i nieprzychylnym podmuchami wschodniego wiatru. Zewsząd słychać było ciche trzaski przesuwających się lekko ładunków i samego stawiającego czoło żywiołowi kadłuba. Pod niskim sufitem bujała się latarnia sztormowa, rzucająca dzikie migoczące cienie na schody i drzwi pobliskich kajut.
Borysa znalazł bez problemu. Pochylał się właśnie nad zgromadzonym w kącie ładowni ekwipunkiem. Kupiec dojrzał, że zgromadził w jednym miejscu wszystkie pozostałe latarnie i zaczopowany garniec z oliwą. - Zdać się może więcej światła - stwierdził zdawkowo, gdy zauważył, że nie jest sam. Snop latarnianego blasku wpadający do pomieszczenia oświetlał go wyraźnie tylko od pasa w dół. Jego twarz i jej wyraz pozostawiały więc w mroku, niewidoczne dla kupca.
Z kajuty Hupfnudla, w której tak kategorycznie kazał mu pozostać wraz z jego uczniami, dochodziły ciche pochrapywania należące chyba do dwóch różnych osób, choć ciężko to było jednoznacznie stwierdzić. |