Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2020, 15:11   #64
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Leith stał jak wryty jeszcze jakiś czas aż w końcu mruknął coś pod nosem i jak na skazanie poczłapał za Ulvem.
- Pół krwi czym? - mężczyzna dopytał przekraczając próg zdradzając tym samym swoje zainteresowanie.
Ulv rozsiadł się w fotelu, który z pewnością nie stanowił części wyposażenia ascetycznej komnaty. Przed nim na stoliku rozłożona była plansza, a na niej
figury o przeróżnych kształtach.
[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/_S2Uf0IAbkHA/S-pqEAEujwI/AAAAAAAAAB4/bcT5q-K60LY/s400/royal3.jpg[/MEDIA]
Czarna i biała armia czekały na swoich wodzów.
- Pół krwi skrzydlatym. - Ulv jak zwykle nie ułatwiał.
- Mmmm… - mruknął Leith siadając skrzyżnie na podłodze naprzeciwko kwadratowej planszy. - Wygląda jak skrzydlaty i pachnie jak skrzydlaty. Wystarczająco skrzydlaty jak dla mnie. O co w tym chodzi? - wskazał pazurem na figurki.
- I jest duży jak nieskrzydlaty. Myślałem, że jesteś bardziej wnikliwy. - Westchnął Ulv z miną “jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma”. Nagle w umyśle Leitha pojawiło się pasmo wizji z różnych pojedynków szachowych Ulva. Było to o tyle niesamowite, że w ciągu niecałej minuty czuł, jakby obejrzał ze sto różnych partii.
- Chyba już wiesz o co. Teraz pytanie o co zagramy. - Ciemnowłosy przystojniak uśmiechnął się drapieżnie.
Leith przemyślał widziane obrazy najszybciej jak umiał czyli… dość szybko.
- Hmm... - mężczyzna wyciągnął ponownie pazur i wymierzył nim w figurę króla - o zbicie tego pionka?
Ulv zachichotał, widząc, że nie tylko on pretenduje do nagrody najbardziej irytującego dupka roku.
- Zagrajmy o odpowiedź. Jedna szczera, wyczerpująca odpowiedź na dowolne pytanie. Co ty na to?
- Myślę… - zaczął mieszaniec - że, jeśli proponujesz, szlachetny panie, grę, to tylko dlatego, że jesteś pewny wygranej. Nie rozumiem też, dlaczego ktoś, jeśli ma wybór chciałby w takim układzie grać. Tak samo jak nie rozumiem, tych waszych “sparingów” i innych czynności udających rzeczywistość. To powiedziawszy, musiałbyś najpierw mieć pytania, których ja potrzebuję. Więc najpierw mógłbyś powiedzieć, co takiego masz, czego ja mógłbym chcieć?
- Tyle zdań warunkowych w jednej wypowiedzi. I tyle słów. Ktoś tu zapomina o swojej roli tępej zabawki. - Ulv zaśmiał się i wykonał ruch przesuwając jednego z pionków na środek planszy niemal. Typowa przynęta.
- Musisz pamiętać jednak o pewnym czynniku, którego zazwyczaj nie bierzesz pod uwagę. Nuda. Jesteśmy szalenie znudzoną rasą, dlatego może cię to zdziwi, ale naprawdę chcę zagrać o dowolne pytanie i dowolną odpowiedź. Jeśli chcesz, możemy zastrzec, że ma to nie dotyczyć księżniczki.
- Hmm… zgoda… - Leith westchnął niemal teatralnie - potrafię sobie wyobrazić gorsze rzeczy na które mógłby mnie skazać znudzony swoją egzystencją szlachetny… - to powiedziawszy, Leith przesunął własnego pionka. - nie o księżniczce.
Ulv wykonał kolejny ruch, przestawiając pionka koło wieży, jakby zapomniał o tym, który został na środku planszy.
Leith nie miał zamiaru atakować “przynęty” zapamiętał ze wspomnień Ulva jak to działa. Ta gra, jak każda inna nie pociągała go, nie lubił gier. Nie lubił zasad w walce. Morderstwo nie miało zasad. Mimo wszystko mieszaniec potrafił wyobrazić sobie pewne umiejętności jakie takie gry mogły rozwijać.
Grali przez jakiś czas bez pośpiechu, w milczeniu. Ulv jak zwykle zaopatrzył ich w kielichy z winem - od Leitha tylko zależało czy skorzysta ze swojego. Gospodarz bynajmniej nie czekał na żadne toasty - po prostu pił. Bękart jednak wolał nie nadwyrężać swojego “szczęścia”.
- Jak ci się podobała Królowa? - zapytał w którymś momencie, zbijając gońca Leithowi, który dopiero co “świętował” ustrzelenie pionka przeciwnika.
- W ogóle. - odpowiedział natychmiast.
- Dlaczego? - zapytał Ulv nie podnosząc oczu. Siłą umysłu przesunął konia tak, że zagroził królowej Leitha.
- Dzieci nie są w moim typie... szlachetny panie - powiedział zwyczajnie, pochylając się by wykonać kolejny ruch na szachownicy.
Ulv uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od planszy. Chwilę grali w milczeniu, po czym przystojniak nagle odchylił się w fotelu i wypuścił powietrze zniecierpliwiony.
- Na Ojca Dzień. Naprawdę?!
Leith podniósł głowę wyżej, by lepiej widzieć współgracza, co nie oznaczało bynajmniej, że nie obserwował go kątem oka czas cały.
- Wolałbym nawet, żeby wcale ich nie było.
Ulv jednak nie patrzył na niego, tylko w stronę drzwi.
- Auroro, jeśli obawiasz się, że wysysam z twojego partnera soki życiowe czy co tam sobie wyobrażasz, możesz po prostu wejść i sprawdzić. Jeśli chcesz zachować pozory grzeczności, zapukać, a potem wejść, ale na Ojca Dzień i Matkę Noc nie wysyłaj mi tu sond myślowych jak jakiś nieopierzony podlotek.
Po tych słowach drzwi do pokoju otworzyły się, ukazując księżniczkę o wyraźnie zaczerwienionych policzkach.
Bękart zastrzygł uszami i poruszył nosem, starając się niemal wywęszyć nastrój Aurory.
- Chciałam zaprosić Leitha na spacer, a... nie wiedziałam czy jest zajęty. - tłumaczyła się odruchowo.
Leith w międzyczasie przesunął pionek na szachownicy.
- Raczej zaraz już nie będę…
- Owszem, jeśli będziesz wykonywał tak głupie ruchy. - Powiedział Ulv, zbijając wieżę, którą nieopatrznie odsłonił bękart. - Usiądź kochana, jak widzisz ja też wierzę w umysłowy potencjał twojego przyjaciela i nie zakładam rozgromienia go w trzech rundach. - Tutaj popatrzył na Leitha - Choć też nie wykluczam tego.
Leith miał oczy otwarte szerzej niż lubił, ale robił to celowo, dzięki temu jego kąt widzenia był większy. Obserwując tym sposobem całą sytuację nie mógł nie pozwolić sobie na refleksję: “Tysiące lat nudy prowadzi do sytuacji w tym pokoju, tak upadają wielcy…” Po czym wykonał kolejny ruch.
Udało mu się. Przetrwał nie trzy, ale trzynaście rund, zanim Ulv z udawanym żalem w głosie oznajmił “szach-mat”
- Hmm - Leith westchnął i spojrzał na wygranego - chcesz mnie, panie, zapytać co sądze o tej grze?
- Prawdę mówiąc inne pytanie przyszło mi na myśl, ale jeśli chcesz się wypowiedzieć, bez krępacji.
Leith wzruszył ramionami:
- Nie, po prostu próbowałem zmarnować twoje jedyne pytanie, szansa była mizerna, ale i tak ją wziąłem.
- Nieładnie. Ale... ładne rozwiązania są nudne. - Ulv uśmiechnął się i rozsiadł w fotelu, zakładając nogę na nogę. Aurora, która siedziała po skosie, odwróciła wzrok, kierując go na bękarta. Ulv uśmiechnął się szerzej.
- Naprawdę za wiele sobie obiecujesz po tym pytaniu. Właściwie jest bardzo proste. Czy wyobrażasz sobie, że mógłbyś zdradzić lub porzucić najdroższą ci w tej chwili osobę?
Leith wykrzywił usta w… no właśnie: “w czymś”
- Nie. Jest dość wąski zbiór czynności czy sytuacji jakie sobie wyobrażam i poza nim nie wyobrażam sobie, ja działam.
Skrzydlaty tylko skinął głową, nie przestając się uśmiechać.
- Przyjemnego spaceru, dzieci. Ja chyba się zdrzemnę…
Bękart wstał ze złożonych nóg do pionu bez pomocy rąk, skłonił głowę i spojrzał na Aurorę.
- Gdzie idziemy?
- Na zewnątrz. - odparła krótko i wyszła jako pierwsza.
Odprowadził ich cichy chichot Ulva. Dopiero gdy minęli szybkim chodem kilka korytarzy, księżniczka zatrzymała się i spojrzała na Leitha.
- Dlaczego tam wszedłeś?
Leith rozłożył ręce.
- A niby co miałem zrobić? pokazać mu język? - wypalił mężczyzna po czym podrapał się po głowie - zresztą… podpuścił mnie, powiedział, że Athos jest mieszańcem i się zwyczajnie głupio zaciekawiłem.
Aurora westchnęła i oparła się o barierkę, patrząc na dziedziniec, gdzie w promieniach zachodzącego słońca grupa skrzydlatych wykonywała jakieś dziwny taniec czy też ćwiczenia. Były to jakieś wyspecjalizowane, konkretne ruchy, wykonywane bardzo powoli i precyzyjnie. Pytanie brzmiało tylko - po co?
- Rozmawialiśmy o tym. Ulv jest niebezpieczny. Gry, układy, zakłady... ma w tym setki lat przewagi doświadczenia. I wierz mi, nie próżnował przez ten czas. On... bawi się. Cały czas bawi się, jakby wszyscy dookoła byli tylko marionetkami. On nie widzi życia. Tylko zabawki. - ostatnie słowa wywarczała prawie.
Leith mógłby powiedzieć, że sposób postrzegania świata reprezentowany przez Ulva nie był novum wśród jej rasy, ale przecież... Leith tak naprawdę nie lubił mówić i każde słowo niewypowiedziane to czas nie stracony. Bękart przemilczał więc tą kwestię. Wypowiedział się za to rzeczowo w temacie:
- To jest jego cecha, która też jest wadą. Tylko jeszcze żaden przeciwnik nie znalazł sposobu na jej wykorzystanie. Dlatego on żyje.
Aurora uśmiechnęła się lekko, nieco bardziej rozluźniona.
- Czasem myślę, że matka go zabije. On wciąż ją prowokuje, bada granice, a ona... udaje że tego nie widzi, po to by zastawić na niego pułapkę. I tak od lat. Tylko że teraz nawet dla niej to nie jest już takie łatwe... - westchnęła.
Leith zastanowił się nad czymś, Postać którą widział we wspomnieniu małej Aurory. Ojciec? Bękart oczywiście “empirycznie” wiedział, że skrzydlaci umierają, jednak sposób w jaki ten konkretny się zachowywał, przynajmniej względem córki nie pasował mu za bardzo do obrazu Tuli. Z drugiej strony, powiedzieć że Leith niewiele wiedział o umysłach i duszach ludzi czy skrzydlatych było wielkim niedomówieniem, tak jak za każdym razem gdy mówi się, że niewiele się wie o czymś, o czym nie wie się zupełnie nic.

- Tak on zginął? twoja matka zastawiła na niego pułapkę? - zapytał zupełnie szczerze i bez jakichkolwiek podtekstów, zwyczajnie jego umysł dokonał interpretacji sytuacji na bazie posiadanych faktów.
Księżniczka spojrzała na niego jednak ze szczerym zdziwieniem.
- Kto?
Ten mężczyzna z twoich wspomnień - zaczął powoli Leith - skoro on był ojcem a Księżna twoją matką a jego teraz nie ma, bo jest Ulv to pomyślałem, że pewnie nie żyje - Leith przekręcił głowę.
Aurora przekrzywiła głowę, po czym podeszła do Leitha. Chwyciła jego łapę w swoją dłoń.
- Marco. Mój ojciec nazywa się Marco i z tego co wiem ma się dobrze. On i matka nigdy nie byli parą. Po prostu... no sam chyba zauważyłeś, że większość skrzydlatych nie jest monogamiczna, nie ogranicza się do jednego partnera. Mówi się, że to właśnie też po to, by zwiększyć szansę na zapłodnienie. Mówiłam ci, że dzieci w naszej rasie to rzadkość. Dlatego, jeśli jakieś już się pojawia... rodzice dzielą się opieką, można powiedzieć, że wręcz walczą o nią, ale... rzadko są parą. Gdy byłam dzieckiem pół roku mieszkałam z ojcem, a pół z matką. A gdy złożyłam ofiarę w świątyni i otrzymałam swój prawdziwy kamień... no cóż, musiałam wybrać do którego dworu chcę przynależeć. Ojciec... nie był zadowolony z powodu mojego wyboru. Rzadko się widujemy. Prawie nigdy.
Leith po prostu dawał trzymać się za łapę i trzymał z wzajemnością dłoń kobiety. Informacja została przekazana, jego komentarze nie były teraz do niczego potrzebne, nie były też chyba pożądane.
- To gdzie idziemy?
- W sumie to nie wiem... - Aurora wesoło pomachała ich złączonymi dłońmi - Kiedyś tu mieszkałam. Tak, tu też. - uśmiechnęła się - To chyba najspokojniejsze miejsce na planecie. Skrzydlaci zajmują się tu nauką, filozofią, sztuką... wszystkim, co wymaga kształtowania umysłu. Możemy pobłąkać się, a... możesz też powiedzieć co byś chciał zobaczyć.
Leith rozejrzał się.
- Sztuką? czyli czym?
- Wiesz, ktoś musiał napisać te książki, które tak cię ciekawią. Ułożyć wiersze, baśnie, opowieści... Ale sztuka to też inne dziedziny. Malarstwo, rzeźbiarstwo, śpiew, gra na instrumentach. Wszystko co można w efekcie uznać za piękne. I do uzyskania tego nie trzeba nikogo krzywdzić. To główne prawo Dworu Ducha. Żadne osiągnięcie czy odkrycie nie może być czynione kosztem bliźniego.
Mężczyzna słuchał z uwagą.
- Słyszałem kilkadziesiąt piosenek. Może nawet więcej. Większość o kobietach, trochę o przemijaniu i cierpieniu, ileś tam o bóstwach i państwach, nigdy nie istniejących bohaterach. Nigdy nie rozumiałem sensu ale widziałem jak potrafiły zmieniać nastrój ludzi. Czasem żwawiej ruszali walczyć, a czasem zwyczajnie trochę lżej im było umierać. Ale ponad to, to raczej nic. Może po prostu pokażesz mi coś co tobie się podoba a ja spróbuje zrozumieć.
Aurora zastanowiła się chwilę.
- Jest jedno miejsce... choć to coś więcej niż sztuka. - Powiedziała tajemniczo, po czym puściła dłoń Leitha. Rozwinęła swoje dwie pary skrzydeł i wyleciała na zewnątrz.
- Leć za mną.
Leith spojrzał za Aurorą po czym wzbił się w powietrze i pofrunął jej śladem.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline