Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2020, 18:51   #118
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Wkrótce Klaus został sam z haustami, gdy Patrick ruszył razem z Mervi na krótką odprawę przed spotkaniem z przedstawicielstwem lokalnej Rodziny. Nie nacieszył się długo samotnością. Szkoda, gdyż spokój przydałby się mu. Syn Eteru nie tylko pracował wydajniej pozostawiony własnym myślom (i własnemu głowi w głowie teraz nerwowo podpowiadającemu mu kolejno czynności podczas ekstrakcji, większości była dla Naukowca oczywista) lecz również potrzebował skupienia. Niektóre przypadki były naprawdę trudne, na przemian zbierał pomiary, regulował stężenia i notował rozwiązania równań.
Przysiadł się do niego uczeń. Początkowo osiadł tylko przy stole i przyglądał się pracy maga, lecz po chwili wiercił się coraz bardziej nerwowo (widać już nasiedział się w bezruchu wystarczająco podczas katatonii) oraz uśmiechał w dziwnie niezręczny sposób przypominając Klausowi wypowiedź o „godzinie mięsa” jaką go ostatnio uraczył.
- Profesorze Krugger…
Zaczął powoli, cicho, niemal nachylając się do Klausa w bardzo niezręczny sposób. Adept czuł jego oddech muskający płatki ucha.
- ...ja wiem o wampirach, ja słyszałem o tej chorobie…
Odsunął się od Klausa, uśmiechnął w dziwnym grymasie odsłaniając jedynie przednie siekacze. Jakieś podniecone iskierki tańczyły w oczach chłopaka, kontrastując z bardzo niepewną miną. Młody hermetyk wyciągnął mały, kuchenny nożyk, nadający się do krojenia chleba (pod warunkiem, iż bochenek nie byłby zbyt duży) i rozciął sobie jednym, szybkim cięciem opuszki trzech środkowych palców lewej dłoni.
Tego twarz przeszył dobrze opanowany ból. Krew zaczęła kapać silnym strumieniem na stół. PO chwili mikro-kałuża rozlała się na stole. Uczeń rzucił na nią okiem, jakby się upewniając do czegoś, a po tym zwrócił się do Klausa, łamiącym się głosem, jakby długo walczył nad tym wyznaniem.
- Pan to widzi, prawda? Ja jestem lekarstwem.

***

Odprawa przed spotkaniem należała raczej do krótszych. Iwan wyglądał gorzej niż zwykle, chociaż do pozornej (lub nie?) słabości Einara było mu daleko. Chórzysta był blady, chodził powoli, często przystawał i brał kilka wdechów. Zdawało się, iż tyko wrodzona stanowczość trzymały go na nogach. Iwan był jak czołg prący do celu po linii prostej, i teraz było widać, że stało się to jego naturą.
Duchowny poprosił o uważanie na słowa, słusznie ostrzegając ich przed wampirzym lubowaniem się w szermierce słownej oraz wykorzystywaniu wszystkiego co się powie Powiedział też, iż te istoty lubią zachowywać pozory honoru, którym maskują swoje dość wysublimowane intrygi.
Temu wszystkiemu przysłuchiwał się Tomas, który chociaż nie wybierał się na spotkanie, znalazł chwilę spokoju od pacjentów. Jonathan uśmiechał się lekko pod nosem.
Na koniec Iwan zapewnił, iż utrzymuje stałą barierę mentalną, zatem mogą być pewni, iz tai wpływ pozostanie obojętny. Oddał głos Jonathanowi.
Hermetyk streścił się. Uprzedził, iż pracuje nad nowym miejscem dla Fundacji. Zarysował też ogólny cel spotkania, sojusz w walce burzowymi istotami, a w szczególności pozostawanie dostępu do większej ilości informacji. Nie wyglądał na szczególnie przekonanego do tego pomysłu, chociaż widocznie humor mu poprawiała niezadowolona mina rosyjskiego dochowanego.
Pozostało im tylko czekać.

***

Drugie spotkanie z wampirami zaczęło się zdecydowanie mniej wystwanie. Nie było propozycji wina i posiłków, wszystko zorganizowano na szybko. Ledwie dwie sale dalej, w tej samej restauracji gdzie magowie lizali rany, przyszło im rozmawiać oko w oko z przedstawicielem lokalnych wampirów.
Pierwszy do sali wszedł Olaf, spokrewniony którego już mieli okazję poznać na pierwszym spotkaniu. Szczupły, wysoki blond szedł powoli, śmiało patrząc przed siebie. Czarne spodnie w kant oraz gruby, brązowy sweter dodawały odrobiny ciepła do jego poważnego oblicza, chociaż nawet bez tych dodatków, raczej miłego w odbiorze. Widząc magów zanim jeszcze do nich odarł, skinął głowa z uśmiechem, na powitanie.
U jego boku kroczyła kobieta. Była śmiertelna, byli tego pewni. Chociaż jej karnacja była blada nawet jak na norweskie standardy, wynikało to raczej z małej ilości słońca. Silne, rumiane przebarwienia na policzkach, szyi czy ustach świadczyły, iż jest po prostu zdenerwowaną, śmiertelną kobietą. Nie wystraszoną, ani nie wściekłą, Była niewysoką brunetką, nie miała więcej niż trzydzieści wiosen, może mniej. Wyglądała młody, gdyby nie zmarszczki pojawiające się na twarzy, kogoś kto się dużo śmieje… lub martwi. Chociaż ubrana była bardzo swobodnie, włączając przetarte dżinsy, tpp i kolorową kurtę odwieszoną przy wejściu, wydawało się im, iż bardziej pasowałaby do niej nieco bardziej staromodne szaty.
Olaf przywitał każdego pewnym, dziwnie serdecznym uściskiem dłoni.
- Olaf, reprezentant Księcia Lillehammer - przedstawił się Jonathanowi i Mervi – wybaczcie moi mili obecność osoby nieskonsultowanej z wami – wskazał wzrokiem nas kobietę – lecz niektóre urocze osoby są nie do zatrzymania gdy coś postanowią. Marta bani Verbena – skłonił się lekko kobiecie.
- Dobrze, że znowu nie nazwałeś mnie Matką – Marta pokręciła głową.
Mervi oraz Patrick wyczuli od niej coś. Jakby stygmat i ostrzeżenie. Piętno, które miała nosić.
Usiedli przy stole, Iwan przedstawił wszystkim stronę magów, raczej zdawkowo. Olaf słuchał z wyuczoną uwagą, niemal nierozróżnialną od rzeczywistej. Verbena przyglądała się Iwanowi z zastanowieniem. I pierwsza zabrała głos.
- Ciąży na mnie ostracyzm, cenzura oraz piętno – zaczęła dziwnie spokojnie – mam szczerą nadzieję, że nikt z was teraz, ani tym bardziej po tym nie okaże się służbistą.
- Nie ma co się obawiać – Iwan zaczął powoli – fundacje wojenne rządzą się swoimi prawami.
- Miło mi to słyszeć – Olaf wtrącił się z uśmiechem – już bałem się, że naraziłem szanowną na nieprzyjemności…
- Sama chciałam – Marta rzuciła niechętnie – za dużo tu się dzieje. Dostaliście mocno, prawda?
- Poniekąd – Jonathan powiedział patrząc gdzieś w dal - zaatakowały nas istoty… Jakby tu ująć…
- Demoniczne z natury – Olaf wtrącił się bez czekania na hermetyka – hotel Magnum Opus? Byli tam moi ludzie. Mało zostało z tego miejsca. Do tego, ile mi wiadomo, baliście pewne miejsce – zaczął ostrożnie – nie śledzimy was – dodał usprawiedliwiając – lecz mieliśmy baczenie na najemników najętych na Sabat. Resztę dopowiedzieli nam lupni.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline