Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2020, 10:54   #65
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dzięki tej krótkiej wycieczce Leith zobaczył okolicę. Były to góry, lecz nie tak wysokie, jak w Krainie Snów. Tutaj kształty były znacznie łagodniejsze, choć również monumentalne. Gdzie okiem sięgnąć, było widać roślinność i zwierzęta. Jedynym ośrodkiem życia skrzydlatych zdawał się dwór i jego okolice.

[MEDIA]https://www.tokkoro.com/picsup/2872968-nature-landscape-sun-rays-mountain-valley-river-mist-clouds-forest-dirt-road-vietnam___landscape-nature-wallpapers.jpg[/MEDIA]

Od kiedy dostał swoje nowe skrzydła, odkąd zaczął latać, Leith miewał odczucia bycia jakimś drapieżnym ptakiem. Za każdym razem gdy przelatywał ponad naziemnymi stworzeniami. Gdzieś tam była myśl by spaść na jakąś sarnę i rozszarpać ją własnymi szponami by potem delektować się jej wciąż ciepłym mięsem.
Aurora zatrzymała się na półce skalnej koło dużego, górskiego wodospadu. Uśmiechnęła się tajemniczo, po czym zniknęła swoje ubranie i naga oczekiwała aż Leith wyląduje koło niej.
Tak też mężczyzna uczynił, po czym powoli złożył skrzydła, zastrzygł uszami i pociągnął nosem. Przyglądał się tej pięknej kobiecie.
- Mogę cię rozebrać? - zapytała z psotnym wyrazem twarzy, po czym wiedziona odruchem praworządności, dodała - za chwilę będziemy mokrzy.
- Jasne… - powiedział Leith - tylko się nie potnij… - dodał z uwagi iż wciąż miał na sobie sporo aurorzego żelaza.
Skrzydlata nawet nie mrugnęła okiem, po prostu w jednej chwili wszystko co Leith miał na sobie, zniknęło. Oczywiście poza pierścieniem, który nałożono mu w burdelu.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba - to rzekłszy wzięła oddech i... wbiegła w wodospad, znikając mężczyźnie tym samym z oczu.
Leith wyszczerzył zęby i rzucił się biegiem za księżniczką. Poruszał się szybko ale… nie “tak szybko” jak mógł. Nie zamierzał przecież rzucać się za bardzo w oczy. Choć wydawało się, że nikogo tu poza nimi nie ma. Jaskinia za wodospadem nie była wysoka, stając na palcach i wyciągając dłoń do góry, Leith był w stanie dotknąć sklepienia. Mimo to pogłos, jaki niósł się od chlupoczącej wody, zdawał się bardzo długo odbijać od ścian. Jaskinia musiała być naprawdę głęboka. I choć nawet przy wodospadzie było ciemno, Aurora chwyciła dłoń Leitha i poprowadziła go dalej, brodząc po kolana w wodzie.
Leith lubił takie miejsca, nawykł do jaskiń w czasie dekady spędzonej w kopalni. Mógłby spędzać w tunelach większość czasu… nawet teraz, kiedy miał już prawdziwe, pozwalające latać skrzydła. Pewne rzeczy się zmieniają, a pewne nie…
On też lepiej niż księżniczka widział w ciemności, pozwalał się jednak prowadzić. Szli kilka minut, a woda sięgała im czasem do kostek, a czasem do pasa. Wreszcie jednak pojawiło się coś na kształt podestu. Aurora wspięła się nań, chwytając czegoś, co kształtem przypominało słup lub... niewielką latarnię.
- Spójrz na wodę, a potem w górę - powiedziała księżniczka, gdy magiczny ogień powoli zaczął rozświetlać podziemną komnatę.
Powierzchnia podziemnej rzeki zalśniła odbijanym światłem setek, a może nawet tysięcy kolorowych gwiazd. Kiedy bękart podniósł spojrzenie, zobaczył, że całe sklepienie wysadzane jest szlachetnymi kamieniami. Nie były to jednak zwykłe szafiry czy rubiny, ich blask zdawał pochodzić nie tylko ich powierzchni, ale też z wnętrza.
- To kamienie mocy tych, którzy ofiarowali je Dworowi Ducha. Mój też kiedyś się tu znajdzie. - Powiedziała Aurora.
Leith rozejrzał się przyswajając sens jej słów.
- To cmentarz… - powiedział nie przestając się przyglądać. - Ale zmieniony w coś co jest… - zastanowił się - to jest sztuka, prawda? - spojrzał na Aurorę.
- Cmentarz? - księżniczka zmarszczyła brwi, po czym jakby przypomniała sobie znaczenie słowa. - Nie, my nie mamy cmentarzy. Są sarkofagi, jeśli ktoś nie chce oddać skrzydlatego żywiołowi, zwykle jednak każdy dwór oddaje swoich zmarłych żywiołowi, któremu jest dedykowany. Na Dworze Wiatru jest to wiatr, jak łatwo się domyślić. Przy czym u nas rozrzuca się tylko pióra lub kawałki skrzydeł. Resztę palimy. - Westchnęła, jakby coś sobie przypominając. - Matka jest zła z powodu mojego wyboru, ja jednak... sam zobacz, jak tu pięknie. To dzieło mistrza Seana. I wciąż jest tworzone.
- Mhm - kiwnął głową bękart - aż do momentu gdy jego kryształ też tu nie trafi. Ludzie też to robią, wiesz… “planują” co stanie się z ich ciałami po śmierci. - Leith spojrzał jeszcze raz na sklepienie. - Myślę, że to faktycznie jest ładne miejsce... - usta mężczyzny mówiły ale jego myśli odbiegły dalej. Koncept cmentarzysk był dla Leitha zawsze irracjonalny, podobnie jak wszystkie obrządki czy wierzenia eschatologiczne. Obrządki czy wierzenia w ogóle. A jak on by się czuł jakby z martwego ciała Aurory ktoś wyłamywał by kryształ? jak pękały by przy tym jej żebra? Leith położył swoją wielką łapę na piersi kobiety A jeśli to on miałby sam to zrobić? bo by go o to poprosiła? czy zrobiłby? Te wszystkie myśli były dziwnie nieprzyjemne. Och ludzie i skrzydlaci… zadawali mu ból nawet rzeczami które jeszcze się nie wydarzyły, albo raczej nigdy nawet nie wydarzą.
Aurora jednak zinterpretowała jego dotyk na swój sposób. Odwróciła się nieco i przytuliła doń plecami i pośladkami. Ręką otoczyła zaś jego szyję, zerkając przy tym do góry.
- Czasem myślę, że to coś więcej niż sztuka, instalacja, że te klejnoty... resztki dusz... stworzyły coś w rodzaju bytu. Kiedy przesiadywałam tu godzinami, medytując, miałam wrażenie, że mówią do mnie, migocząc. To bardzo głupio brzmi, prawda?
Leith przekrzywił głowę.
- Znasz czary, nie są ci obce rzeczy “nadprzyrodzone” jak to mawiają ludzie. W odróżnieniu od nich widziałaś prawdziwe “cuda” a wiele z nich potrafisz sama czynić. To powiedziawszy, wnioskuję, że wciąż nie udało ci się skontaktować z czymś… kimś z “tamtej strony”. Gdyby bowiem było to możliwe, gdybyś potrafiła, już byś to zrobiła. Masz wystarczająco powodów. Dla kogoś takiego jak ty… jak wy, możliwość, że “tam” po śmierci nic już nie ma, musi być więc nawet bardziej przerażająca niż dla ludzi. - wyjaśnił - to powiedziawszy… chęć, życzenie, by było coś po śmierci, by życie nie kończyło się na śmierci ciała nie jest bardzo głupie. Nie jest głupie wcale. To jest normalne - dodał.
Przytulona do niego Aurora zaśmiała się.
- Prawdę mówiąc, nie myślałam o nich jako duchach, czy świadomościach. Klejnoty to nośniki naszej magii. Spójrz jak wiele jej tu mogłoby być, gdyby... nie były martwe. - Leith, choć nie widział jej twarzy, w jakiś sposób wyczuł jej smutek. - Może nawet byłyby potężniejsze niż Aya.
Leith spojrzał na swoją łapę leżącą na Aurorze. Na pierścieniu od królowej oraz tym drugim, który miał… w zasadzie nie wiedział nawet skąd, po prostu miał go zawsze, nawet w kopalniach, po prostu nigdy go nie nosił, aż do teraz, do tej wyprawy.
- Potężniejsze… - powtórzył. Zawsze chodziło o to samo. Wąż zjada własny ogon. Bękart wyciągnął spomiędzy palców drugiej ręki coś co znalazł w kopalniach, kolejny “przedmiot” który miał ze sobą od wielu lat, który zabrał w zasadzie z ciekawości, bez większego zastanowienia. Ten przedmiot nie “zniknął” z resztą ubrania i ekwipunku za sprawą magii Aurory i wyczuwając jego spadanie na ziemię po Leith odruchowo złapał go w locie przed przejściem przez wodospad. Bękart położył czerwony klejnot na kamieniach przed sobą.
- Tutaj chyba jest najlepsze miejsce, żeby to zostawić.
- Czy to... ? - Aurora złapała kryształ odrywając się od mężczyzny. Przyjrzała się dokładnie znalezisku.
- Czy ty... - niezadane pytanie zawisło w powietrzu między nimi.
- Nie tą osobę - wyjaśnił - szkielet był dziecka. Głęboko w jaskiniach w których pracowałem.
- W takim razie to ty powinieneś znaleźć mu miejsce. Przyłóż go tam, gdzie należy. Pomogę ci go wtopić w skałę. - Powiedziała z powagą księżniczka, oddając klejnot Leithowi.
Leith kiwnął głową. Mężczyzna rozejrzał się i zwęził źrenice, wypatrując koloru najbardziej odpowiadającemu odcieniowi klejnotu który sam trzymał w szponach.
- Tam - orzekł, gdy owe miejsce znalazł.
Aurora skinęła głową, a następnie przymknęła powieki i uniosła w górę ręce. Ponieważ była naga, naprawdę przywodziła na myśl jakąś mistyczną ofiarę, szczególnie z tym połyskującym na piersi ciemno-granatowym kryształem. Skrzydlata zaczęła nucić sobie tylko znaną pieśń. Leith nigdy wcześniej nie słyszał jej śpiewu.
Jego uszy poruszały się więc zupełnie jakby “przeżuwały” te nowe informacje na temat Aurory. Słuchanie głosu księżniczki było dla tego zmysłu tym samym co widok jej nagiego ciała dla oczu, czy dotyk dla… dotyku.
Tym samym nie zarejestrował w pierwszej chwili jak skała straciła swoją fakturę, zamieniając się w dziwnie plastyczną materię, która jakby sama wyciągnęła z palców Leitha klejnot. Powolutku oblała go dokładnie, a gdy kamień solidnie “wymościł” się wśród swoich braci znów skała stała się zwykłą zimną i twardą skałą. Nim Aurora zakończyła intonowaną pieśń czerwony kryształ zapulsował, jakby ostatecznie połączył się z układem pozostałych kamienie, ale... może to tylko była gra światła?
- Dziękuję. - Powiedziała Aurora i w nagłym spontanicznym zrywie rzuciła się Leithowi w ramiona. - Dziękuję, że go oddałeś.
Mężczyzna nie wiedział co miałby powiedzieć, wyczuwał stan kobiety i nic co mógłby rzec nie wydawało się pasować. Zachował więc milczenie odwzajemnił za to uścisk trzymając Aurorę przy sobie.
Stali tak więc chwilę, a może dłużej w morzu migoczących gwiazd, aż wreszcie skrzydlata podniosła głowę i spojrzała na Leitha.
- Chcesz lecieć gdzieś indziej?
- Athos walczy z tą… skrzydlatą. Może być ciekawe - zauważył Leith. Zimny dreszcz przeszedł mężczyźnie po plecach nie tylko gdy wypowiadał te słowa ale też dlatego jak je wypowiadał. Bękart zauważył, że po wizycie w świątyni nie tylko szybciej się porusza ale i… jest “bardziej” w wielu innych aspektach swojego psyche. Na widok, ale czasem nawet myśl o przemocy, niekoniecznie własnej, choćby czyjejś, zbierała mu się ślina w ustach. Czy chciałby też oglądać walki gladiatorów? tak naprawdę “chciał”? Czy gdyby miał taką możliwość to sam by takie walki dla swojej rozrywki organizował? Czy to by się stało po setkach lat? czy wcześniej? W takim razie jakim cudem Aurora opierała się temu pragnieniu? Księżniczka, choć zachowywała się normalnie, jakby straciła nieco rezonu.
- No to gaszę. - Powiedziała i znów spowiły ich ciemności, chowając przed ich oczami tysiące istnień, które przysłużyły się do stworzenia tego niezwykłego mauzoleum.
Leith zmrużył oczy pozwalając źrenicom przyzwyczaić się do ciemności i otworzyć je szeroko gdy stały się znacznie ciemniejsze.
Tak jak poprzednio Aurora chwyciła jego dłoń i zaczęła prowadzić, brodząc w wodzie, ku wyjściu. Musieli być gdzieś w połowie drogi, gdy Leithowi coś mignęło przed oczami, jakby odrywając się od załomu skalnego. Zresztą nie tylko jemu.
- Leith, uważaj! - krzyknęła Aurora, lecz to ona była celem. Przeciwnik natarł na nią, trzymając w dłoni jakąś broń, jednak księżniczka umiejętnie chwyciła jego ręce, uniemożliwiając atak. Bękart dostrzegł jak inny cień odłącza się od ściany, by też ruszyć w kierunku skrzydlatej.
Leith po prostu od razu “znalazł się obok” Aurory w tym miejscu, gdzie chciałby stanąć “cień” ze szponami wycelowanymi na wysokości szyi nieznanego przeciwnika. Tam gdzie powinna znajdować się grdyka, taka, w którą można się wbić i którą można wyrwać. Napastnik nie mógł być na to przygotowany. Leith rozszarpał jego gardło nieomal żałując, że jest takie delikatne i z taką łatwością mu to przyszło. W tym czasie Aurora kopnęła swojego przeciwnika i dodając siłę swojego rozpędu, do jego odrzutu, przyparła go do ściany i tam wbiła mu jego własny sztylet w oko, a potem dalej w mózg.
Leith wsadził to co mu zostało w pokrwawionej dłoni do swoich ust i przeżuł tak, by jeśli ktokolwiek jeszcze na nich patrzył, mógł to sobie dokładnie zobaczyć lub usłyszeć.... Zastrzygł uszami i rozpostarł skrzydła, jako dodatkowy bufor, wytężył węch.
Nagle cały korytarz rozświetlił blask bijący od Aurory. Księżniczka również rozwinęła skrzydła, które dodatkowo świeciły magicznym blaskiem. Była piękna, nawet z rękami i piersiami zachlapanymi krwią przeciwnika. A może dlatego.
- Nie znam ich - powiedziała - musimy zabrać ciała do mistrza. Może jemu się...au!
Odsunęła rękę od martwego skrzydlatego mężczyzny, którego skóra nagle zaczęła ruszać się i syczeć, jakby ktoś gotował w jej wnętrzu kwas. To samo działo się z tym, który zaatakował bękarta.
To wszystko jednak mimo iż działo się tak szybko, tak naprawdę działo się tak wolno… Leith przekrzywił głowę z zaciekawieniem “Ciekawe skąd to się zaczyna” W mgnieniu oka skoczył po broń napastnika i uciął mu głowę, chciał sprawdzić czy zarówno ona jak i reszta ciała rozłoży się tak samo. Tak też się stało. W ciągu kilku uderzeń serca zostały tylko dwa nie posiadające żadnych zdobień sztylety. Aurora podniosła je powoli, a potem bez słowa ruszyła w kierunku wyjścia. Leith więc bez słowa podążył za nią.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, Aurora magicznie przywróciła ich ubrania - od razu na nich.
- Lecę do Mistrza Seana. Ty możesz zobaczyć jak tamci walczą. - Powiedziała i nie czekając odpowiedzi wzbiła się w powietrze. Leith więc wzbił się w powietrze za nią, wszak nie zaznaczyła, że ma tego nie robić a bękartowi nie wydawało się logiczne zrobienie czegokolwiek innego.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline